Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VII

    Luka zapomniał wziąć dzisiaj czegoś do czytania. Wpatrywał się więc tylko  w zaśnieżone boisko za oknem, będąc lekko znudzonym. Dzisiaj był jeden z tych dni, gdy nie miał na nic ochoty. Zbył szybko dwie osoby, które próbowały do niego zagadać i czuł znużenie na samą myśl, że miałby dzisiaj zajmować się jeszcze Timą. Jak na zawołanie w progu klasy zjawił się czerwonowłosy. 

    Tima przeczesał wzrokiem klasę, zawieszając nieco dłużej spojrzenie na Luce. Przez chwilę zastanawiał się, czy usiąść z nim, podejść, albo jakoś zagadać... Uznał jednak to za nieco dziwne i nie w swoim stylu, więc rzucił tylko krótkie "cześć", gdy przechodził obok, by po chwili zająć swoje miejsce za chłopakiem. Usadowił się wygodnie, kładąc ręce na ławce i składając na nich głowę. Westchnął cicho, myśląc o projekcie z geografii. Wczoraj go nie dokończyli... Powinien spytać o to Lukę, czy może zaczekać, aż blondyn sam się odezwie? Im dłużej się zastanawiał, tym bardziej go to irytowało. Na domiar złego, poczuł lekkie pacnięcie w skroń. Uniósł głowę i dostrzegł na ławce zwiniętą kartkę papieru. Liścik? Chwycił kulkę i rozwinął ją, wpatrując się w treść. Zagryzł nieco wargę, czując jak krew zaczyna się w nim burzyć. Kartka była wysmarowana niezbyt wymyślnymi obelgami. Rozejrzał się po klasie, zatrzymując wzrok na dwóch chłopakach, siedzących w rzędzie obok. Śmiali się cicho, rozmawiając o czymś ściszonymi głosami. Czerwonowłosy wstał i podszedł do ich ławki niedbałym krokiem, trzymając jedną rękę w kieszeni, a w drugiej dłoni ściskając rozwinięty liścik, którym cisnął w twarz jednego z chłopaków. 

    — Jak już chcesz mnie obrazić, to miej jaja, żeby powiedzieć mi prosto w twarz to, co o mnie myślisz, pajacu — burknął i wrócił na swoje miejsce. 

    Normalnie już by mu walnął, ale nie chciał robić awantury już na pierwszej lekcji i w dodatku w klasie.

    Luka odetchnął cicho z ulgą, kiedy Tima go ominął, mrucząc tylko krótkie powitanie. Jednak z drugiej strony coś go ukłuło. Czerwonowłosy zachował się tak... Nijako. A przecież nie po to Luka się tak starał, jak na siebie. Nagle zauważył, że czerwonowłosy podchodzi do jakichś chłopaków z ich klasy. Blondyn westchnął cicho i położył się na ławce. Może będzie udawał, że śpi? Byleby nie musieć znowu się wplątywać w jakąś kłótnię Timy, który zdawał się być wręcz magnesem na kłopoty. Może to przez jego wyzywający sposób bycia, ale bawienie się w jego niańkę zakrawało o całodobowy etat. Na szczęście usłyszał jak ten wraca na swoje miejsce, już bez wdawania się w bójkę. Odetchnął z niejaką ulgą.

    Lekcja minęła dosyć spokojnie. Tima wydawał się być zasłuchany tym, co mówi nauczyciel, jednak jego myśli krążyły wokół wcześniejszego zdarzenia i tylko utrzymywał pozory tego, że słucha. To nie było tak, że czerwonowłosy był w jakiś sposób prześladowany, czy dręczony. Miał zbyt wybuchowy charakter, by być ofiarą. Jednak i tak zdarzały się docinki i różne incydenty. Zazwyczaj starał się to ignorować, czasem wybuchał i dochodziło do bójek. Jednak dzisiaj, obelgi wypisane na zgniecionej kartce sprawiły mu przykrość. Mówiono o nim różne rzeczy. Że jest ciotą, pedałem... Nie przebierano w słowach, jednak te niezbyt wyszukane wyzwiska nie robiły na czerwonowłosym specjalnego wrażenia. Jednak tym razem nabijano się z jego rodziny. Na karteczce wypisano obraźliwe rzeczy o jego matce, insynuujące, że się puściła. A tym czasem ojciec Timy zginął w wypadku. Nikt o tym nie wiedział, bo z nikim nie utrzymywał na tyle bliskich kontaktów, by zwierzać się z takich rzeczy.

    Po dzwonku na przerwę chłopak wyszedł z sali i udał się w jakieś ustronne miejsce. Usiadł na schodach prowadzących do szkolnej piwnicy, przyglądając się obelgom wypisanym na kartce. Zastanawiał się, czy powinien to zgłosić... Jednak jego impulsywna natura skłaniała się ku temu, by zaczaić się na śmieszków gdzieś po szkole i wtedy wyrównać rachunki. Nie chciał powtórki z poprzedniego incydentu, gdy wmieszał się w to Luka. Właśnie, Luka... Nie odezwał się od rana ani słowem, nic nie wspomniał o projekcie... Może chciał go dokończyć sam?

    Luka nie był aż tak towarzyski, by poświęcać komuś dwa dni pod rząd. Po poprzednim dniu czuł wręcz przesyt jeśli chodzi o znaczną interakcję z ludźmi. Dlatego dopiero po jakimś czasie zauważył, że Tima w czasie długiej przerwy znikł z klasy. Rozejrzał się dookoła, ale mimo to nigdzie nie dostrzegł znajomych, dosyć charakterystycznych, czerwonych włosów. Zapytał Anfisę o to, czy go widziała, jednak ta wydawała się nie wiedzieć nawet o czym mówił Luka, ani czemu zwracał na to w ogóle jakąkolwiek uwagę. Chłopak więc machnął tylko ręką i wyszedł z sali lekko zaniepokojony. W końcu jakiś czas temu Tima poprztykał się z osobami z klasy, może go gdzieś wyciągnęli...? Zaczął łazić po dosyć sporej szkole, rozglądając się wszędzie naokoło. W końcu znalazł zgubę, ledwie kilka minut przed dzwonkiem.

    — Tima! — wykrzyknął cicho, wręcz zaskoczony faktem, że w końcu udało mu się go znaleźć.

    Timofiej aż podskoczył, gdy usłyszał znajomy głos, a kartka w którą się z uporem wpatrywał, wypadła mu z ręki. 

    Szybko ją podniósł, zmiął w dłoni i schował do kieszeni, wstając.

    — Hm? — mruknął, spoglądając pytająco na Lukę. Szukał go? — Jeśli chodzi o projekt, to mogę coś w domu zrobić sam, nie ma problemu — wypalił z automatu, choć na dobrą sprawę nie wiedział nawet, czego Luka od niego chciał. 

    Zwyczajnie czuł się jakby ktoś go na czymś przyłapał.

    Luka zmarszczył nieznacznie brwi. Zastanawiał się przez dobrą chwilę o czym mówi Tima, na tak odległy plan zszedł w tym momencie ich wspólny projekt. Zbył więc jego słowa, odnosząc wrażenie, że coś jest nie tak.

    — Wszystko w porządku? — zawiesił lekko głos, patrząc bacznie na chłopaka.

    Tima w pierwszym momencie spojrzał na jasnowłosego jak na kosmitę. Zaskoczyło go to pytanie, bo nie potrafił sobie przypomnieć, by ktokolwiek, poza szkolnym pielęgniarzem, spytał czy u Timy wszystko okej. Zmieszał się do tego stopnia, że nawet nie wiedział co odpowiedzieć więc tylko wzruszył ramionami, uciekając wzrokiem. Czuł się niekomfortowo gdy Luka tak bacznie mu się przyglądał, zupełnie jakby próbował przewiercić go wzrokiem i wydobyć w ten sposób interesujące go informacje.

    Luka czekał aż chłopak się odezwie, ale ten milczał jak zaklęty.

    — Więc? — jasnowłosy cierpliwie ponowił pytanie, unosząc lekko brew. 

    Czy było to coś o czym Tima nie chciał mu mówić?

    Timofiej westchnął. Czy Luka nie łapał delikatnych aluzji? Czerwonowłosy wyjął z kieszeni pomiętą kartkę i wyciągnął ją w stronę blondyna.

    — To nic takiego, ale czasem mnie wkurzają — mruknął. 

    Nie chciał ukazywać tego, że jest mu przykro. Jego samego nawet irytowało to uczucie, a poza tym uważał, że martwienie się takimi pierdołami jest po prostu bez sensu.

    — Nie chciałem się wkurzać i rozpętać kolejnej bójki, więc przyszedłem tutaj, żeby się uspokoić — powiedział cicho, wciąż gapiąc się gdzieś w przestrzeń obok chłopaka, zamiast na niego.

    Luka wziął od Timy karteczkę i wyprostował ją. Przeczytał, co było na niej napisane. Wiedział, że czerwonowłosy nie był lubiany, ale nie miał pojęcia, że było aż tak źle. Niektóre z zapisanych tam rzeczy były naprawdę paskudne.

    Przyjrzał się uważnie stojącemu na schodach chłopakowi, chcąc zauważyć jak ten na to reaguje. Milczał przez chwilę.

    — Jak na ciebie to wykazałeś zaskakującą powściągliwość — mruknął i choć zabrzmiało nieco złośliwie, to nie to było celem Luki.

    Tima uniósł brwi i spojrzał na Lukę. Przyszedł tu po co? Żeby się podrażnić? Czerwonowłosy poczuł, jak żyłka na skroni zaczyna mu pulsować.

    — Och, wybacz, że z mojej winy ominie cię darmowe przedstawienie — prychnął. — Masz jakiś interes, czy przyszedłeś sobie, żeby na mnie popatrzeć? — spytał nieco oschłym tonem, zakładając ręce na piersi i spoglądając na chłopaka nieco spod byka. 

    Nie miał teraz ochoty na jego towarzystwo. Zresztą, w ogóle nie miał nastroju na przebywanie wśród ludzi. Zastanawiał się, czy nie zerwać się po tej lekcji do domu. Nie miał humoru już od rana, a teraz Luka tylko to pogorszył.

    Luka chciał powiedzieć, że nie to było jego celem, ale widząc irytację Timy nie miał ochoty mówić czegokolwiek, tym bardziej się przed nim tłumaczyć. Poza tym czuł, że zaraz sam by się zaczął złościć, szczególnie że przyszedł tu bo na krótki moment zaczął się o niego martwić. Teraz na powrót wydało mu się to głupie. Nie odpowiedział na uszczypliwe pytanie ze strony chłopaka.

    Zamiast oddać karteczkę Timie, podszedł do pobliskiego kosza na śmieci i podarł ją nad nim. Strzępki papieru bezdźwięcznie zaczęły opadać na dno kontenera. Zostawił czerwonowłosego stojącego przed schodami, a sam wrócił do klasy.

    Po ostatnim ich wspólnym robieniu projektu myślał, że może nie będzie tak źle... Ale się mylił. Krótka rozmowa z Timą, a już czuł irytację.

    Timofiej warknął cicho pod nosem. Kopnął ze złością w kosz na śmieci, a potem uderzył pięścią w ścianę, chcąc jakoś rozładować złość, która w nim kipiała.

    — Co za pajac... — mruknął cicho. — Wszyscy są, kurwa, siebie warci. Zgraja popierdolonych półmózgów — syczał sam do siebie, wciskając ręce w kieszenie spodni. 

    Postanowił nie iść na tą lekcję, mimo że plecak miał w sali. Swe kroki skierował do gabinetu pielęgniarskiego, w którego drzwi już po chwili zapukał, by następnie wejść do środka, nie czekając na pozwolenie.

    — Bry — mruknął cicho, spoglądając w plecy szkolnego pielęgniarza.

    Jegorij odwrócił się w jego stronę na obrotowym krześle, nieco wystraszony, bowiem Tima bardzo cicho wśliznął się do środka, a pielęgniarz był tak zajęty pracą, że nie usłyszał cichego pukania do drzwi.

    — Ach, to ty, Tima — westchnął cicho i ściągnął okulary, przecierając oczy dwoma palcami.

    — Mogę tu przeczekać tę lekcję? — spytał czerwonowłosy, spoglądając błagalnie na mężczyznę, spod posiepanej, czerwonej grzywki.

    Jegorij spojrzał na niego z udawaną naganą, ale po chwili skinął głową.

    — A coś się stało? — spytał, zerkając na chłopaka kątem oka.

    Tima tylko pokręcił głową i machnął ręką, siadając sobie wygodnie na leżance i zaczynając grzebać w telefonie. Pielęgniarz widząc, że raczej nie skłoni czerwonowłosego do mówienia, wrócił do wypełniania papierów.

***

    Sasza skończył akurat sprawdzać kartkówki uczniów, gdy wybiła równo godzina jedenasta. Miał dwugodzinne okienko, z czego jedną godzinę już wykorzystał, a drugą miał wolną. Stwierdził, że to idealny moment, by pójść pogadać chwilę z Jegorijem. Sprawdzić, czy aby nie poczuł się urażony tym, że brunet tak szybko wyszedł, a w razie czego go za to przeprosić. Wstał z miejsca i sięgnął po wiszący na oparciu krzesła sweter, wychodząc po chwili z niewielkiego pomieszczenia, które na przestrzeni przepracowanych w szkole lat sobie przywłaszczył.

    Po minucie czy dwóch znalazł się już przed gabinetem pielęgniarza. Przez chwilę nasłuchiwał czy aby nikogo tam nie ma, jako że nie chciał przeszkadzać, ale zza drzwi słychać było tylko ciszę. Zapukał, a po chwili usłyszawszy zgodę, wszedł do środka. Jego wzrok niemal od razu przykuł czerwonowłosy chłopak, siedzący na telefonie.

    — Tima? A ty co tu robisz? Nie powinieneś być teraz na lekcji?

    Tima podniósł wzrok na mężczyznę, który wszedł do środka. Uniósł nieco brwi, rozpoznając tę twarz, jednak nie wiedział, gdzie go przykleić.

    — Niedobrze mi — odpowiedział krótko i wrócił do grzebania w telefonie.

    Jegorij zaś zdawał się być nieco zmieszany tą sytuacją. Uśmiechnął się niezręcznie do Saszy i wstał, by wyjść z nim na korytarz.

    — Um... Wybacz, Tima nie najlepiej się czuł, więc pozwoliłem mu trochę posiedzieć w moim gabinecie.

    Pielęgniarz miał nadzieję, że Sasza nikomu na niego nie naskarży, że pozwala uczniom omijać lekcje pod różnymi pretekstami.

    — A co cię do mnie sprowadza? — spytał, uśmiechając się miło, jak zawsze. 

    Nie był to uśmiech, który zaserwował nauczycielowi ostatnio, ten sztuczny i wymuszony. Widać to było na pierwszy rzut oka. Cieszył się, że Sasza do niego przyszedł, nawet jeśli te odwiedziny miały tylko czysto zawodowy charakter. Po spotkaniu w kawiarni miał wrażenie, że teraz Aleksander będzie go unikał jak ognia, a tym czasem przyszedł prosto do jego gabinetu.

    Saszy nie spodobało się to, że Jegorij pozwalał uczniom omijać zajęcia z powodu pierwszej lepszej wymówki, jednak nijak tego nie skomentował. Stwierdził natomiast, że zwróci uwagę na to czy nie powtarza to się nazbyt w przyszłości.

    Widząc uśmiech mężczyzny znowu poczuł się lekko zagubiony, jakby samemu się nagle zastanawiając, co on w zasadzie tu robi. Ale z drugiej strony lekko odetchnął, tym razem uśmiech Jegorija nie wydawał się być nienaturalny. Uświadomienie sobie tego faktu nieco go odprężyło.

    — Ja... — nagle powód przyjścia tutaj wydał mu się niezmiernie głupi. 

   Jasnowłosy nie wyglądał na urażonego. Więc jaki był sens mówienia mu tego po co tu przyszedł? Ale skoro powiedział A to trzeba było powiedzieć też B. 

    — Chciałem przeprosić — wydusił w końcu z siebie. — Za to, że wtedy tak szybko wyszedłem. Było to z mojej strony nieeleganckie — wypowiedział te słowa szybko, jednym ciągiem, jakby chcąc to z siebie wyrzucić i mieć z głowy.

    Jegorij wydawał się być zainteresowany tym, z czym nauczyciel do niego przyszedł, więc przez chwilę, gdy ten dukał jakieś zdanie, wpatrywał się w niego z głupich uśmiechem na twarzy. Gdy Sasza wreszcie powiedział o co chodzi, pielęgniarzowi zabłyszczały oczy.

    — Nie, nie, nie! Nie masz za co przepraszać! — zapewnił, czując się nieco niezręcznie, że Sasza zadręczał się jego osobą. — Pewnie znowu powiedziałem coś nie tak, dość często mi się to zdarza, bo gadam bez składu i ładu — westchnął. — Więc to ja powinienem przeprosić, bo znając życie pewnie cię uraziłem, nawet o tym nie wiedząc, ani nie mając takiego zamiaru — powiedział, spoglądając na nauczyciela z miną zbitego psa. — Więc mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zły... — mruknął, drapiąc się odruchowo po głowie.

    Jegorij odnosił wrażenie, że z nich dwojga, to Sasza jest tym, który jest najbardziej zestresowany, tudzież zawstydzony. Słowa wypowiadał szybko, niemal na jednym oddechu, nawet nie patrząc na pielęgniarza.

    Sasza przy Jegoriju jakoś nie mógł się ogarnąć. Raz był zestresowany, raz speszony, raz zrelaksowany, a raz rozbawiony. Natomiast taki jaki był zazwyczaj, czyli spokojny, w obecności mężczyzny okazywało się zdarzać najrzadziej. Przyszedł z przeprosinami, a tymczasem to on był przepraszany. Uśmiechnął się lekko widząc minę zbitego psa u mężczyzny, który był większy i wyższy od niego, jako że wyglądało to dosyć komicznie. Uniósł nieco rękę, chcąc by ten przestał się usprawiedliwiać.

    — Nie... To była moja wina... Być może w tym, co powiedziałeś było nieco racji a ja z jakiegoś powodu zbytnio przyjąłem to do siebie — pokręcił lekko głową, przygryzając wargę, nie chcąc sobie znowu przypominać o tym dlaczego tak go tamte, z pozoru niewinne słowa, tak go zabolały. Były szczere i nie było w nich nic obraźliwego, ale sprawiały, że Sasza myślał o rzeczach, o których myśleć nie chciał.

    — Tak czy siak, powinienem bardziej kontrolować to co mówię. Wiedz w każdym razie, że naprawdę nie chciałem cię urazić. Jesteś bardzo fajny, znaczy w porządku no i... — Jegorij zmieszał się na moment, samemu gubiąc się w swoich słowach. — Wydajesz się być miły... — mruknął, przejeżdżając ręką po karku.

    Mistrzem flirtu, to ja nie zostanę.

    Sasza nagle znowu się speszył. Spojrzał niepewnie na Jegorija.

    — To ja już... Do swojego pokoju pójdę. Powiedziałem już wszystko, co chciałem powiedzieć i ten... No... Nie uraziłeś mnie ani nic... — formułował coraz to bardziej niezgrabne i niepoprawne zdania, zerkając w stronę korytarza, który prowadził do jego (teoretycznie jego) pokoju, jakby planował już rychłą ucieczkę. Czuł się zawstydzony choć było mu również odrobinę miło.

    — Więc dziękuję... Za te słowa teraz i za kawę — mruknął w końcu, odrobinę się ogarnąwszy. 

    Postąpił krok do tyłu.

    Jegorij widząc, że to już nie on jest tu głównym zawstydzonym, poczuł się nieco pewniej. Uśmiechnął się, nieco rozbawiony zmieszaniem mężczyzny. Widząc, że Sasza zaczyna się wycofywać i najwidoczniej ma zamiar wrócić do siebie, pielęgniarz postąpił krok w jego stronę i chwycił go za mankiet koszuli.

    — Poczekaj — poprosił, zaraz zabierając rękę i chowając ją za plecy, zupełnie jakby właśnie zrobił coś brzydkiego. — Bo... Chciałem spytać, czy może miałbyś jeszcze kiedyś ochotę wyjść gdzieś... Ze mną — spytał, spoglądając na nauczyciela z niepewnością. — Jeśli nie masz czasu i ochoty, to oczywiście zrozumiem - dodał pospiesznie.

    Sasza poczuł jak Jegorij go ciągnie do tyłu i odwrócił się z powrotem, patrząc pytająco na mężczyznę. Przypomniała mu się ta rozmowa o przyjaźni, wcześniej w kawiarni. Zastanawiał się też dlaczego Jegorij tak szybko zabrał rękę, którą go przed chwilą pochwycił. Coś było nie tak z brunetem? Zaniepokoił się nieco.

    — W porządku — bąknął cicho pod nosem i wyciągnął z kieszeni komórkę. 

   Byłoby łatwiej jeśli wymieniliby się numerami telefonów. 

    — To może ja... Podam ci swój numer?

    Pielęgniarzowi aż zabłysnęły oczy na tę propozycję, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

    — Na prawdę? — spytał z entuzjazmem, jednak po chwili nieco się zreflektował i odchrząknął cicho. — Tak, to w sumie dobry pomysł — powiedział i wyciągnął z białego fartucha stary telefon z klapką. 

    Odblokował urządzenie, wyszukał własny numer w kontaktach i podał telefon nauczycielowi, by mógł sobie go przepisać. Odczuwał w tym momencie tak wiele emocji, że aż się w nim kotłowało. Był jednocześnie zażenowany swoim zachowaniem, ucieszony tym, że Sasza nie jest na niego zły i daje mu swój numer, rozbawiony całą tą sytuacją... Jeden człowiek budził w nim zbyt wiele odczuć. Być może dlatego, że to był pierwszy człowiek od dawna, z którym usiłował z własnej woli zawrzeć znajomość.

    Sasza spojrzał na przedepokowy telefon mężczyzny, mając ochotę się roześmiać. Może nie byli już tacy młodzi, ale taka cegła z klapką? Uniósł dłoń do ust, starając się powstrzymać cisnący mu się na usta uśmiech.

    Brunet przepisał numer, podając również swój i schował z powrotem telefon do kieszeni. Nie wiedząc czemu poczuł jak ogarnia go dziwne ciepło. Wymienianie kontaktów było wyjątkowo miłe. Nie było mu niekomfortowo, jak wydawało mu się, że mogłoby być.

    Pożegnał się z mężczyzną, tym razem w bardziej normalnym stylu, odchodząc. Niezbyt mu to było po drodze, ale zamierzał też zajrzeć do klasy Luki. Dlaczego Tima ukrywał się u pielęgniarza? Dlaczego przyjaciel zignorował prośbę Saszy? Chciał go złapać i samemu o wszystko wypytać.

    Jegorij wyjątkowo zadowolony wrócił do gabinetu, chichocząc pod nosem. Timofiej obdarował go zdziwionym spojrzeniem, na co pielęgniarz zachichotał głośniej.

    — Mógłbyś sobie gruchać gdzie indziej? — mruknął czerwonowłosy. — Poza tym nie przystoi flirtować w pracy — fuknął, dobrze wiedząc o preferencjach pielęgniarza. — Aż mi się na wymioty zbierało...

    — Nie wypada również bić się w szkole i zwiewać z lekcji, by posiedzieć sobie na lekarskiej kozetce, a tobie zdarza się to nazbyt często — odciął się Jegorij. — I nie pyskuj, bo doniosę twojej mamie, że uciekasz z zajęć — pogroził mu palcem, na co Tima już nic nie powiedział, tylko mruczał coś pod nosem.

***

    Sasza wyciągnął z klasy Lukę, który ewidentnie nie miał dzisiaj nastroju. Ewidentnie dla kogoś, kto go choć trochę lepiej znał. Zupełny brak wyrazu twarzy, podczas gdy zazwyczaj był to neutralny wyraz twarzy. Na upartego można by twierdzić, że jest między nimi jakaś różnica.

    Brunet westchnął cicho uderzając lekko czubkiem stopy o parkiet.

    — Wiesz dlaczego Tima ukrywał się u Jegor... w gabinecie pielęgniarskim zamiast być na lekcji? Nie miałeś się do niego zbliżyć? — zapytał, nie planując popuścić Luce, mimo że ten był dzisiaj niewyraźny.

    Jasnowłosy zacisnął lekko wargi.

    — Staram się, ale nic na to nie poradzę, że go nie lubię. Irytuje mnie — powiedział w końcu chłopak. 

    Sasza uniósł na to nieznacznie brew, dosyć zaskoczony tak jawnym przejawem negatywnych uczuć. Luka musiał naprawdę za nim nie przepadać, skoro o tym mówił. Zazwyczaj ciężko było go wyprowadzić z równowagi, a na większość rzeczy był dosyć obojętny.

    — Może to był zły pomysł, żeby cię do tego zmuszać.

***

    Po dzwonku na przerwę Tima wreszcie opuścił gabinet pielęgniarski, żegnając się krótko z pielęgniarzem. Ruszył w stronę sali, wpatrując się prosto w podłogę przed siebie. Nie zwracał uwagi na ludzi wkoło, ani na dźwięki, które go otaczały. Do pewnego momentu. Kątem oka przyuważył Lukę, który stał z nauczycielem w rogu korytarza, tuż przy schodach na pierwsze piętro. Zdał sobie sprawę, że to ten sam nauczyciel, z którym Jegorij tak sobie radośnie gruchał, jeszcze kilka minut temu. Wiedziony ciekawością przystanął za rogiem, by go nie zauważyli i wytężył słuch, próbując usłyszeć strzępki rozmowy. Na korytarzu nie było aż tak głośno. Słyszał rozmowę dość dobrze, tym bardziej, że stał zaledwie dwa, trzy kroki od nich, za rogiem. To co usłyszał, nieco go zszokowało. Zacisnął usta w wąską linię, czując jak robi mu się zimno, a potem gorąco. Jednocześnie poczuł złość i smutek i nie potrafił stwierdzić, które z tych uczuć właśnie w nim dominuje. Ruszył do przodu jakby nigdy nic, mijając po drodze nauczyciela i Lukę, nawet nie sprawdzając czy go zauważyli. Oddychał głęboko, chcąc się jakoś uspokoić.

***

    Sasza przestał mówić w momencie, gdy minął ich Tima, przechodząc tuż obok nich. Sądząc po jego nietęgiej minie, usłyszał całkiem sporo z tego o czym rozmawiali. O dziwo tym, który był blady, był Luka. Brunetowi było niezręcznie z powodu zaistniałej sytuacji, ale jasnowłosy wydał mu się tym faktem znacznie bardziej przejęty niż mógłby to sobie wyobrażać Sasza. Był zdziwiony. Klepnął chłopaka delikatnie w plecy. Stwierdził, że może wcale nie naciskał na niego aż tak bardzo jak myślał. Może wszystko było prostsze niż mu się wydawało.

    — Będzie w porządku — mruknął, a Luka spojrzał na niego, jak na idiotę.

    — Jak niby? Słyszał o czym rozmawialiśmy, wiesz? — stwierdził na głos oczywisty fakt.

    Sasza wzruszył nieznacznie ramionami, jakby chciał powiedzieć "bywa".

    — Mówił ci ktoś, że masz znacznie gorszy charakter niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka? — zapytał Luka spoglądając na mężczyznę.

    Jasnowłosy nie odzywał się przez resztę dnia ani słowem, tym bardziej do Timy. Nie wiedziałby nawet, co miałby mu powiedzieć. Było mu wstyd. I to nie tylko dlatego, że ten usłyszał ich rozmowę, ale również dlatego, że w ogóle zgodził się na tak głupi pomysł, jak udawanie przyjaźni. Przyjaźń to coś, co powinno przyjść naturalnie i samoistnie, jak jego i Saszy. A nie coś zaplanowanego z powodu czegoś takiego jak litość.

    Tima został na lekcjach, chociaż nie brał w nich zbyt aktywnego udziału. Czyli w sumie zachowywał się jak zawsze, jakby wcale go nie było. Jednak w środku się w nim gotowało. Jak... Jak Luka mógł być aż tak dwulicowy?! Był dla niego miły, sam go zaczepiał, a teraz gada komuś, że go nie lubi? Tima też go nie znosił. Nawet bardziej, niż Luka Timy. I również nie miał ochoty przybywać w jego towarzystwie. A przynajmniej to właśnie powtarzał sobie w myślach od przeszło dwudziestu minut. Był przekonany, że po raz kolejny popełnił błąd, mając nadzieję na zawarcie jakiejś, choćby pobieżnej, znajomości. Gdy zajęcia się skończyły, chwycił swoją torbę i po odwiedzeniu szatni, wyszedł ze szkoły. Przyczaił się w okolicznym parku i paląc papierosa, wypatrywał spośród uczniów opuszczających gmach szkoły, dwóch chłopaków, którzy podpadli mu dziś rano. Upiecze dwie pieczenie na jednym ogniu. Odegra się na nich i wyładuje swoją złość.

    Luka nie mógł się nawet zebrać, by powiedzieć tak proste słowo jakim było "przepraszam". Już dawno nie zdarzyło się nic, co by do tego stopnia go przejęło. Nawet nie mógł sobie przypomnieć kiedy ostatnio coś takiego miało miejsce. Co jakiś czas zerkał kątem oka na Timę, ale ten albo nie zwracał uwagi na rzucane mu spojrzenia, albo je ignorował, zraniony. Jasnowłosy nie był specjalistą w ludzkich interakcjach, więc nie do końca nawet zdawał sobie do tej pory sprawę jak głupie było z jego strony udawanie uśmiechów i granie sympatycznego, gdy nie zawsze czuł się w ten sposób.

    Po zajęciach zanim się obejrzał czerwonowłosego nie było już w klasie. Sam również wyszedł dosyć szybko, nie zaglądając już nawet do Saszy, który zresztą mówił, że dzisiaj będzie zajęty.


______________________________

Cześć Pysiaczki! Przynoszę kolejny rozdział Cyki. Mam nadzieję, że ktokolwiek się ucieszy z tego powodu. ;_; 

Dajcie znać, jeśli się Wam podoba!

~ Kid

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro