Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI

    Tima szedł za Luką, kierując się z przystanku autobusowego do jego domu. Czerwonowłosy wciąż nieco nadąsany tym, że jasnowłosy wziął go podstępem, wpatrywał się teraz w plecy chłopaka, który wciąż szedł w samym swetrze, trzymając płaszcz pod pachą. Luce nie było jakoś specjalnie zimno, mimo zdjętego uprzednio płaszcza. Być może dlatego, że dopiero co wysiedli z autobusu, a do jego domu nie było zbyt daleko od przystanku.

    Luka zastanawiał się dlaczego Tima nie idzie obok niego, tylko za nim. W końcu szli razem. Umówili się, jasnowłosy zaprosił go pośrednio (pod pretekstem projektu) do swojego domu, więc nieco dziwnym wydało mu się to, że chłopak tak go... unikał? Sam też to często robił, unikał ludzi, jednak u niego było to bardziej spowodowane tym, że dużo mówili i byli głośni, często rozmawiali też o rzeczach, które go nie interesowały. Czasami go to męczyło, ale ogólnego problemu w kontaktach z ludźmi nie miał. Nie wiedział natomiast skąd się to brało u Timy... Choć jego charakter odgrywał w tym prawdopodobnie znaczącą rolę, a wygląd i styl ubierania raczej nie pomagał.

    Tima z zainteresowaniem rozglądał się po okolicy. Na tym osiedlu nigdy nie był, choć nie znajdowało się ono jakoś bardzo daleko od jego domu. Zastanawiał się, w którym budynku mieszka jasnowłosy i czy długo jeszcze będą iść. Szedł niemal zaraz za Luką tak, że gdyby tylko chciał, mógłby mu nadepnąć na pięty. Nieco irytował go fakt, że chłopak szedł bez płaszcza. Ani śnieg mu nie przeszkadzał, ani zimno... Czy on do cholery miał jakieś słabości? A tymczasem, czerwonowłosemu odmarzały palce u rąk...
Luce było chłodno, ale szli w miarę szybko, więc tragedii nie było. Rześkie powietrze wypełniało jego płuca. Zima była jego ulubioną porą roku, w przeciwieństwie do tych rażących upałów, jakie przynosiło ze sobą lato. Po chwili doszli do ładnego, zadbanego budynku mieszkalnego. Jasnowłosy wpisał kod i weszli na klatkę. Wjechali windą na odpowiednie piętro i znaleźli się niedługo potem tuż przed drzwiami do mieszkania Luki. Chłopak wyciągnął z kieszeni klucz i przekręcił nim w zamku. Przepuścił Timę przodem.
Timofiej był nieco zszokowany, gdy doszli do dość nowoczesnego bloku. Przy tym, jego dom, przypominał wsiuńską chatę. Wszedł przed Luką do mieszkania, przystając zaraz za drzwiami i rozglądając się dookoła, będąc nieco spłoszonym. Po chwili dopiero zorientował się, że przecież trzeba zdjąć buty, za co szybko się zabrał. Mimo tego, że jego glany miały aż piętnaście dziurek, rozwiązywanie ich poszło mu nad wyraz szybko. Ułożył je obok innych butów stojących w korytarzu i spojrzał niepewnie na Lukę.

    Mieszkanie Luki nie było olbrzymie, ale było ładnie umeblowane i wystrojone, niezbyt po domowemu, a bardziej tak jak wyglądały wnętrza w magazynach mody. Miało kilka pokoi, w tym jedno po starszej siostrze jasnowłosego, która wyprowadziła się dwa lata temu i zamieszkała z mężem. Obecnie była w ciąży, ale co jakiś czas przychodziła w gości. Rodzice Luki pracowali w tych godzinach, więc mieszkanie było puste.

    — Chcesz może herbaty?

    Jasnowłosy nie zapraszał zbyt często do siebie ludzi, więc czuł się nieco niezręcznie.

    Tima wszedł do środka, bacznie rozglądając się dookoła. Cóż, trochę oniemiał. Nie za bardzo znał się na wystroju wnętrz, ale widząc dom Luki od środka, przychodziły mu na myśl słowa "modnie", "nowocześnie" i "drogo". Tima sam nie pochodził ze zbyt zamożnej rodziny, a jego dom był stary i stosunkowo zaniedbany. Dlatego czyste, jasne ściany, bez pęknięć, oraz nieskrzypiąca podłoga, wydawały się chłopakowi dość luksusowe. Ale nie tylko o to chodziło. Same meble również różniły się od tych, które czerwonowłosy widywał na co dzień. Wyglądały jak nowe, zupełnie bez śladów użytkowania. Chłopak słysząc pytanie Luki wreszcie zerknął na niego, przestając wędrować ciekawskim spojrzeniem dookoła.

   — Ta, poproszę — mruknął. 

    Nie miał specjalnie ochoty na herbatę. Odpowiedział raczej bezmyślnie, byleby odpowiedzieć cokolwiek. Niepewnie usiadł na miękkiej sofie, przesuwając palcami po materiale, jakby bał się, że coś popsuje. Czuł się dość niezręcznie w tym pustym i nowocześnie urządzonym domu.

    Luka spokojnie włączył czajnik i sięgnął do szafki po herbatę. Wsypał po trochu do dwóch kubków i gdy woda się zagotowała zalał je wrzątkiem. Skierował się z nimi do salonu kładąc po chwili oba na szklanym stoliku przed Timą. Nie odzywał się. Mimo że miał do spełnienia obietnicę, a czerwonowłosy okazał się być nieco lepszą w kontaktach osobą niż mu się z początku wydawało, to wciąż czuł się niekomfortowo z myślą "zawierania przyjaźni". Nie zwykł tego robić na siłę, ani ogólnie nie był jakimś bardzo otwartym na ludzi typem, choć nie był też niemiły. Usiadł obok chłopaka, na sofie, a po chwili zaczął wyciągać z torby wszystkie podręczniki. Przeszedł się też do swojego pokoju po cienkiego, srebrnego laptopa, by to na nim mogli zrobić projekt. Wrócił po minucie i uruchomił go, wpisując hasło na oczach Timy.

    Tima wciąż, choć bardziej dyskretnie, rozglądał się po salonie. Powiercił się chwilę w miejscu, podczas gdy Luka wrócił ze swojego pokoju z laptopem. Czerwonowłosy przyjrzał się urządzeniu z zainteresowaniem, ale nic nie powiedział.

    — Więc... Za co się najpierw zabieramy? — spytał, zerkając na chłopaka kątem oka. — Mogę zrobić plakat, albo portfolio, z jakimiś wykresami, czy coś — powiedział. 

    Nie to, żeby był jakoś nieobeznany z komputerami, ale zdecydowanie wolał prace manualne.

    Luka wolał natomiast pracę z komputerem, jego zdaniem było to znacznie szybsze i bardziej sprawne, jednak wzruszył lekko ramionami. Nie było to coś, o co jego zdaniem, warto by się było kłócić. Poza tym Tima był bardziej skory do robienia szkolnych rzeczy niż mógłby przypuszczać. Nieco go ten fakt zaskoczył. Miał wrażenie że dopiero zaczyna poznawać chłopaka z piercingiem, który, jak mu się błędnie wydawało, świadczył o tym jaką jest osobą. Wolałby co prawda nie siedzieć tu z nim teraz robiąc ten projekt, sam zrobiłby go pewnie szybciej, jednak nie miał wyboru. Obietnica to obietnica.

    Tima spodziewał się jakiejś odpowiedzi, jednak dostał tylko wzruszenie ramion. Westchnął cicho. Nie umiał w ludzi i własna nieporadność w interakcjach z nimi, niesamowicie go drażniła. Luka grzebał w komputerze, więc czerwonowłosy siedział jak kołek, czując się z każdą chwilą coraz bardziej niezręcznie. W końcu jednak praca ruszyła do przodu. W formie prezentacji. Tima niewiele zrobił, bowiem Luka używał sprzętu, ale od czasu do czasu wtrącił to, czy owo. Po dwóch godzinach, czerwonowłosy stwierdził, że będzie zbierał się do domu. Tak czy siak, pracy nie dokończyli, więc będą musieli jeszcze się spotkać. Chłopak pożegnał się z Luką i wyszedł z jego domu, kierując się na przystanek.


***


    Jegorij ilekroć przypominał sobie to żenujące zdarzenie w jego szkolnym gabinecie, miał ochotę zapaść się pod ziemię. Jego wrodzona niezdarność zawsze dawała o sobie znać w najmniej odpowiednich momentach. Nic dziwnego więc, że z niecierpliwością wyczekiwał sobotniego spotkania, na którym miał nadzieję pokazać się Saszy z tej lepszej strony. Ubrał się dość elegancko, jednak bez zbytniego przepychu. Ot, koszula i mniej oficjalna marynarka, taka w której można było wyjść normalnie na miasto. Przejrzał się w lustrze, upewniając się, że dobrze wygląda. Nie żeby się jakoś specjalnie stroił... Jegorij po prostu lubił wyglądać dobrze. Uznając, że może się tak pokazać, wyszedł z domu i skierował się w stronę kawiarni, w której umówił się z nauczycielem. Swoją drogą... Czy to nie było trochę dziwne? Czy Jegorij nie był jakiś namolny? Zasępił się odrobinę, myśląc nad swoim podejściem do Saszy. Wydawał się sympatyczny, ale też jakiś taki... Nieobyty w kontaktach z ludźmi. Jakby dokładnie ważył każde słowo. Pielęgniarz z głową wypełnioną myślami dotarł na miejsce. Usiadł przy stoliku w rogu lokalu. Saszy jeszcze nie było, ale powinien lada moment się zjawić. Bo... Chyba by go nie wystawił, prawda? Jegorij pokręcił głową, chcąc odegnać natrętne myśli. Niby dlaczego nauczyciel miały go wystawić?

    Sasza myślał, że to on będzie tym, który przyjdzie pierwszy, jako że Jegorij nie wydawał mu się być takim typem człowieka. Dlatego zaskoczył go widok mężczyzny siedzącego w kawiarni i przeglądającego już kartę. Zerknął z niepewnością na swój niezbyt duży, złoty zegarek po ojcu, ale po chwili już się uspokoił, bo w istocie był przed czasem. Była dopiero za piętnaście piąta. Uniósł lekko brew, nieprzyzwyczajony do tego, że ktoś przychodzi przed nim na umówione spotkanie. Zastanawiał się czy w ogóle powinien przychodzić, ale za każdym razem przypominał mu się Luka, którego wręcz nauczył dotrzymywania obietnic. Musiałby być okropnym hipokrytą, by pouczać przyjaciela, samemu tego nie robiąc. Wszedł do kawiarni, zamykając za sobą ostrożnie szklane drzwi i skierował się do stolika przy którym siedział już Jegorij. Był ubrany dosyć elegancko, aż brunet poczuł się niekomfortowo, szczególnie że nie był przyzwyczajony widzieć go w innym stroju niż biały fartuch pielęgniarza. Ponadto Sasza w sumie założył na siebie to, co zwykle... Kremową koszulkę i spodnie koloru feldgrau (o którego istnieniu dowiedział się stosunkowo niedawno). Jako że było chłodno, narzucił jeszcze na siebie ciemny płaszcz, który po chwili odwiesił na wieszak niedaleko stolika i otrząsnął lekko głowę ze śniegu, jako że właśnie jakąś minutę czy dwie temu zaczęło powoli śnieżyć. 

    — Dzień dobry — mruknął.

    Drobno padający śnieg za oknem zaczął powoli przybierać na sile. Zdążył idealnie.

    Jegorij odłożył kartę na stolik i wstał, uśmiechając się, gdy tylko zobaczył Saszę. Wyciągnął do niego rękę i uścisnął dłoń nauczyciela, gdy ten mu ją podał. 

    — Cześć — powiedział, mniej formalnie. — Czego się napijesz? — spytał, znów biorąc menu w dłoń, przeglądając z zainteresowaniem zawartość. 

    W tym lokalu mieli naprawdę sporo rodzajów kaw. O większości Jegorij nawet nie słyszał, więc nie był pewien, czy zamówić to co zwykle, czy może spróbować czegoś nowego. Kątem oka zerknął na Saszę, który znów wydawał się jakiś spięty.

    — Możemy mówić sobie po imieniu? — spytał ni z tego, ni z owego. — Wiesz, chyba nie ma sensu mówić sobie per "pan", skoro spotykamy się prywatnie i jesteśmy w podobnym wieku...

    Sasza podał ostrożnie dłoń mężczyźnie, jakby gotów zabrać ją w każdej chwili. Usiadł absolutnie przekonany, że wolałby w tym momencie być w domu, z dobrą książką w ręce, niż w miejscu publicznym z osobą, którą ledwo zna. Zacisnął mocno palce na karcie, przeglądając kilkakrotnie spis proponowanych w niej kaw. Nagle jednak uniósł znad niej wzrok, spoglądając nieco skonsternowanym na Jegorija.

    — Przecież... — zawahał się nie do końca pewien, czy to nie jego pamięć go przypadkiem zawodzi. — Już mówimy... — nawet nie zwrócił uwagi na to, że spojrzał przy tym bezpośrednio na jasnowłosego, nie uciekając wzrokiem przed jego spojrzeniem.

    Jegorij znów uniósł wzrok na Saszę, mając naprawdę głupi wyraz twarzy. Odrobinę spurpurowiał, gdy sobie przypomniał, że faktycznie są już na "ty". Przez moment milczał, nie wiedząc jak wybrnąć z tej głupiej sytuacji.

    — Ah, faktycznie... — zaśmiał się nieco nerwowo, uciekając wzrokiem i nieco zasłaniając twarz kartą.

    Co za porażka. Jegorij zastanawiał się, jakim cudem ukończył studia pielęgniarskie z takim ilorazem inteligencji...

    — Wybacz, po prostu... Mam pamięć jak sitko — powiedział, a w tonie jego głosu, można było wyczuć nutę wstydu. — Więc... Na co masz ochotę?

    Sasza również uniósł kartę nieco wyżej, ale z innego powodu niż Jegorij. Najnormalniej w świecie próbował ukryć szczery uśmiech rozbawienia. Chyba jednak miał rację, co do mężczyzny. Wydawał się być po prostu... roztrzepany. Myślami będąc w swoim świecie. Znowu poczuł się nieco lepiej, czując jak powoli zaczyna się w jego towarzystwie rozluźniać. Sasza musiał odczekać kilka sekund zanim mógł mu odpowiedzieć, bo miał wrażenie, że jego głos mógłby zadrzeć, albo co gorsza załamać się w połowie.

    — W porządku, nic się przecież takiego nie stało.

    W razie czego przypomni mu o tym kolejny raz. I ewentualnie kolejny. 

    — Może... — zaczął przesuwać palcem po karcie. — Americano byłoby chyba w porządku... — mruknął, ciesząc się, że nie był to jeden z tych lokali, w których trzeba było mówić głośniej z powodu muzyki. Tutaj muzyka była bardzo cicha i spokojna, nie narzucała się i nie utrudniała konwersacji.

    — Hm... — Jegorij miał wyraźny problem z dokonaniem wyboru. 

    Sapnął cicho, marszcząc brwi, z uporem wpatrując się w kartę, zupełnie jakby miał z niej coś wywróżyć.

    — To ja chyba zostanę przy cappuccino — westchnął, odkładając kartę. 

    Wstał i podszedł do lady, by złożyć zamówienie, a po chwili wrócił z powrotem.

    — Mają tu tak dużo kaw do wyboru, że nie mogłem się zdecydować... — powiedział, nie sprawdzając nawet, czy Sasza go słucha. — Chciałem spróbować czegoś nowego, ale co gdyby mi nie zasmakowało? Pieniądze zmarnowane... — mruknął, zakładając ręce na piersi. — Cieszę się że przyszedłeś — powiedział po chwili. — Na początku zastanawiałem się, czy czasem mnie nie wystawisz... No bo ja to bym się bał, że znowu zostanę bez spodni... — zaśmiał się, na swój nieco dwuznaczny żart.

    Sasza wpierw znowu miał ochotę się uśmiechnąć, ale moment później się lekko skrzywił, niezbyt mając ochotę wracać do sytuacji sprzed paru dni. A widać Jegorij nie miał żadnych problemów z tym, by o niej wspominać.

    — W istocie, zastanawiałem się czy powinienem tu dzisiaj przyjść... - mruknął.

    Jednak brunet nie chciał wystawiać kogoś, kto specjalnie pofatygował się tu dla niego i to w dodatku w ramach przeprosin. Nieprzyjście byłoby jego zdaniem nietaktowne z jego strony.

    — Oh... — Jegorij cicho westchnął. 

    Więc jednak... 

    — No cóż... Pierwsze, dobre wrażenie nie jest moją mocną stroną — zaśmiał się smętnie.

    Po chwili kelner przyniósł ich zamówienia, za co pielęgniarz podziękował mu kulturalnie. Zastanawiał się, o czym rozmawiać z nauczycielem, ale w głowie miał pustkę. Postanowił więc improwizować. 

    — Chyba jednak nie jest tak źle, co? — spytał. — Czy może jednak wolałbyś siedzieć teraz w domu? — spojrzał na nauczyciela spod uniesionych brwi. 

    Może i jego pytanie brzmiało jak zaczepka, ale Jegorij był zwyczajnie ciekaw tego, czy Sasza odpowie szczerze. Bo nie wątpił w to, że nauczyciel wolałby teraz siedzieć w domu, zamiast w restauracji z niezdarnym, nowo poznanym pielęgniarzem.

    Sasza zamarł na moment z ciasteczkiem dodawanym do kawy w połowie drogi do ust. Spojrzał na Jegorija nieco zbity z tropu. Potrafił czytać w myślach? Dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, że podejrzanie długo milczał, a mężczyzna prawdopodobnie, jak reszta ludzkiej populacji, nie posiada zdolności czytania w cudzych myślach. Odłożył ciasteczko z powrotem na talerzyk. Zawahał się, odwracając wzrok od Jegorija. Nie najlepiej radził sobie z kłamaniem.

    — Nie... — spojrzał przy tym za okno, ciekawy nagle pogody jaka za nim panuje.

    Jegorij mimowolnie zachichotał, przykładając wierzch dłoni do ust. 

    — Ale z ciebie kłamczuch — zaśmiał się. 

    Jednak nie wydawał się być urażony. 

    — Widzisz... Zaprosiłem cię na kawę, by zatrzeć swoje wpadki, a także dla własnych korzyści — zrobił wymowną pauzę, spoglądając na nauczyciela nieodgadnionym wzrokiem. 

    Po chwili jednak odetchnął i spojrzał na swoją kawę.

    — Ja po prostu nie mam znajomych — powiedział, a w jego głosie nie było już rozbawienia, a jedynie rezygnacja. — Co prawda nie wprowadziłem się tutaj jakoś bardzo niedawno, mieszkam może rok w tym mieście, ale znam jedynie Timę i jego matkę...

    Mało brakowało, a Sasza by się zaczerwienił. Po pierwsze z powodu tego, że Jegorij rozgryzł jego kłamstwo bez najmniejszych problemów, a drugim powodem było to, co dodał po kilku sekundach. Otworzył nieco szerzej oczy, nie wiedząc przez chwilę zupełnie, co powiedzieć. I dobrze się stało, że się nie odezwał, bo okazało się, że opacznie zrozumiał jego słowa. Jegorijemu chodziło o przyjaźń! Brunet chyba był po prostu przewrażliwiony... Nie wiedział, co mu odpowiedzieć, jako że postawił go w dosyć niezręcznej sytuacji. Czy Sasza powinien mu zaproponować zaznajomienie się? Byli swoimi kompletnymi przeciwieństwami, jeśli chodzi o charakter, a przynajmniej tak mu się wydawało. Sasza zawiesił wzrok na kubku, z którego już jakiś czas temu przestała parować kawa.

    — Ja... Nie jestem w tym najlepszy... Ale jeśli byś chciał...

    Sam nie wiedział, co go podkusiło do wypowiedzenia tych słów. Czy była to bezpośredniość Jegorija? Czy ten niemal ciągle widniejący na jego twarzy serdeczny uśmiech? Czy był to fakt, że był niezdarny, co bawiło Saszę? Czy może po prostu to, że był dla niego miły... Miły... Jedno słowo wzbudzało w brunecie masę wspomnień.

    Jegorij podniósł wzrok na Saszę, wlepiając w niego błyszczące spojrzenie zielono-niebieskich oczu.

    — Wiesz... Nie chodzi mi o nic wielkiego... — zaśmiał się, nieco zażenowany swoimi poprzednimi słowami i potarł ręką kark. — Po prostu jak człowiek ciągle siedzi w domu, to bzika można dostać, więc fajnie by było mieć z kim wyjść od czasu do czasu... — powiedział. 

    Spojrzał na Saszę, który znów wydawał się być nieco speszony. Co on taki nieśmiały? Pielęgniarz zawiesił wzrok na jego szarych oczach. Był całkiem przystojny. Całkiem w typie Jegorija. Cóż... Ale o tym raczej mu nie powie. Uśmiechnął się pod nosem do swoich myśli, wciąż wpatrując się w mężczyznę naprzeciw siebie. Po omacku chwycił filiżankę z kawą i podniósł ją do ust.

    Saszę lekko zabolały słowa Jegorija. Zawsze siedział sam w domu sprawdzając prace i testy uczniów albo czytając książki. Co prawda czasem czuł się samotny, ale z własnych powodów nie miał zbytniej ochoty angażowanie się w jakikolwiek związek. I tak minęły mu trzy lata. Zaprzyjaźnił się z Luką, ale nie zmieniało to faktu, że niemal zawsze był sam. A tymczasem mężczyzna mówił o tym jakby to było coś złego. Pewnie powiedział to bez myślenia, ot zwykłe słowa, ale Saszę to nieco ubodło. Trochę pożałował też swoich pospiesznych słów. Znowu miał ochotę wrócić do domu i poczytać swoją ulubioną książkę, na ulubionym fotelu, z ulubionym kubkiem, z ciepłym napojem, w dłoni. 

    Jegorij zauważył, że atmosfera wokół Saszy nico się zmieniła. Uraził go czymś? W myślach szybko przeanalizował wypowiedziane dotąd słowa, ale nie doszukał się niczego, co mogłoby urazić młodego nauczyciela. Postanowił więc zagrać w otwarte karty. 

    — Powiedziałem coś nie tak? — spytał, pochylając się nieco nad stolikiem, w stronę Saszy. 

    Z tej odległości mógł zobaczyć, jak długie są jego rzęsy. W dodatku one również były stosunkowo jasne. 

    — Jeśli nie chcesz się ze mną spotykać, to w porządku, zrozumiem — zapewnił. 

    Nie chciał by to brzmiało, jakby narzucał się mężczyźnie. Chociaż... W sumie to chyba właśnie robił. Czysto psychologiczne zagrywki. Cóż, Sasza był jak otwarta księga.

    Bezpośredniość Jegorija nieco zawstydzała Saszę. To nie była wina mężczyzny, wszystko co powiedział było jak najbardziej słuszne i trafne, to brunet miał tendencję do wałkowania, analizowania i rozmyślania na umór o bezużytecznych rzeczach.

    — Nie. Wszystko w porządku — powiedział szybko, czując się niezręcznie, gdy wyjątkowo przenikliwe zielono-błękitne tęczówki przybliżyły się do niego, jakby próbując rozgryźć o czym mógł myśleć. — Nie, to nie o to chodzi, że nie chcę... 

Ugryzł się lekko w język. Mógł powiedzieć, że właśnie o to chodziło... Teraz już tak nagle nie powie, że "zmienił zdanie". Ale jego kulturalna i grzeczna strona jak zawsze musiała wtrącić swoje trzy grosze jako pierwsza. Nie chciał sprawić Jegorijowi przykrości, więc prawdopodobnie i tak skończyłoby się to w ten sposób, że by się zgodził. Odsunął twarz w bok, nie chcąc patrzeć bezpośrednio na wciąż pochylającego się nad nim mężczyznę. Postawił na szczerość.

    — Mógłbyś się trochę odsunąć? Czuję się nieco... niezręcznie. — powiedział, przepłacając swoją szczerość lekkim rumieńcem na policzkach.

    Jegorij słuchał uważnie, jak Sasza plątał się w swoich słowach. Dopiero ostatnie zdanie podziałało na niego jak środek odurzający. 

    — Hmmm... — zamruczał, nieco złośliwie przysuwając się jeszcze odrobinę do nauczyciela.

    Wszyscy święci... I te rumieńce! Jegorij wyszczerzył się głupio od ucha do ucha, dziwnie zadowolony z reakcji mężczyzny i wyprostował się na krześle, tym samym dając więcej przestrzeni Saszy. 

    — Wybacz, nie chciałem cię peszyć — powiedział, choć w istocie było wręcz odwrotnie. 

    Reakcja Saszy spowodowała, że miał ochotę się z nim podroczyć.

    — Nie czujesz się pewnie z innymi ludźmi? Jesteś typem introwertyka? — zasypał go pytaniami, upijając kawy.

    Sasza nie mógł się pozbyć wrażenia, że Jegorij specjalnie przybliżył się jeszcze bardziej. I ten uśmiech, z którego powodu odwrócił głowę, znowu unikając jego wzroku. Sasza chyba po raz pierwszy w życiu naprawdę miał ochotę być dla kogoś niemiły. No jeśli nie liczyć czasem Luki... Tak czy owak, Jegorij był drugą osobą, lecz gdy usłyszał jego pytania to odczuł silne pragnienie, by wepchnąć mu swoje niezjedzone ciasteczko w usta. Jak bardzo bezpośrednim można być? Są jakieś granice dobrego smaku, wychowania i podstaw kultury. Pytania, których się nie zadaje praktycznie obcym ludziom. Po raz pierwszy, nieco mniej uprzejmie niż zazwyczaj, spojrzał na zegarek, z całego serca nie chcąc odpowiedzieć mężczyźnie. Nie lubił zbywać w ten sposób ludzi, ale odniósł wrażenie, że ten się z niego śmieje. Podobnie, co jego były, Ian.

    — Chyba będę się już zbierał. 

    Co prawda wskazówki zegara mówiły, że minęła dopiero niecała godzina, jednakże Sasza poczuł się nagle dosyć smutno. Choć pewnie ostatnią rzeczą jakiej chciał Jegorij, było zranienie go tymi słowami. Chociaż kto go tam wie... Sasza nie był zbyt dobry w zgadywaniu kto jest jakim typem człowieka. Kto jest dobry, a kto się tylko dobrze kamufluje.

    Uśmiech zniknął z twarzy Jegorija, gdy usłyszał słowa Saszy. Przesadził. Definitywnie znowu coś koncertowo schrzanił... Ciche "och" wyrwało mu się z ust. Był nieco zawiedziony. Sobą głównie. Chciał jakoś zbliżyć się do nauczyciela, ale chyba udało mu się go tylko odstraszyć. Przybrał uśmiech, który nijak nie miał się do tego szczerego, który widniał na jego ustach niemal codziennie. 

    — W porządku. Dzięki, że wpadłeś — powiedział, dość normalnym tonem. 

    Wstał i wyciągnął rękę do Saszy, chcąc uścisnąć jego dłoń na pożegnanie. Zastanawiał się co zrobił źle. Że pytał? Chciał go poznać... A w jaki sposób dowiedzieć się czegoś o drugim człowieku, jeśli nie przez pytania? A może jednak go uraził? Przecież bycie samotnikiem nie było niczym złym...

    Sasza odpowiedział nieco drętwym uśmiechem. Już sięgał dłonią do torby, gdy przypomniał sobie, że całe to spotkanie zaczęło się od tego, że Jegorij miał mu postawić kawę. Odwzajemnił więc tylko pożegnalny uścisk dłoni, założył na siebie płaszcz i przerzucił sobie torbę przez ramię. Gdy wyszedł z kawiarni było już ciemno, śnieg wciąż był silny, ale najgorsza śnieżyca minęła. Nie wiedząc czemu zrobiło mu się smutno.

    Gdy tylko Sasza zniknął pielęgniarzowi z oczu, ten opadł z powrotem na krzesło z cichym westchnieniem. A naprawdę, naprawdę się starał... Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie do końca wiedział co tak naprawdę robił źle. A partaczył w ten sposób niemal każdą znajomość. Jedynie jako tako dogadywał się z matką Timy. Być może dlatego, że swoją niezgrabnością w kontaktach z innymi, przypominał kobiecie jej własnego syna... Blondyn dopił już zimną kawę i uregulował rachunek. Złapał dołka. Sasza wydawał mu się sympatyczny. Był nieśmiały, co było widać na pierwszy rzut oka wtedy, gdy wszedł do jego gabinetu. Jegorijowi zrobiło się ciepło na sercu, gdy obserwował jak młody nauczyciel przypatruje mu się z konsternacją, jak ucieka wzrokiem, niepewny co powinien teraz zrobić. Był tak niezręczny, że pielęgniarz poczuł z nim swoistą nić porozumienia. A teraz swoim, niestosownym zapewne, zachowaniem wypłoszył mężczyznę i pozostał z pustymi rękoma. Westchnął po raz kolejny dnia dzisiejszego i wstał, by się ubrać. Wyszedł z kawiarni i szurając nogami w śniegu, skierował się do swojego domu.

    Sasza wszedł do swojego mieszkania, niemal od razu zdejmując zaśnieżone buty i stawiając je tuż przy drzwiach. Zdjął płaszcz i wyjął z torby książkę, którą aktualnie czytał i poszedł do kuchni zrobić sobie herbaty. Wrócił z niej po chwili już z kubkiem parującego napoju w jednej ręce i lekturą w drugiej. W ten sposób wyposażony w swój niewielki i niezbyt groźny arsenał, udał się na swój ulubiony fotel, zastanawiając się czy zachował się nieuprzejmie uciekając tak pospiesznie z kawiarni. Żeby oczyścić sumienie, stwierdził, że przy najbliższej okazji przeprosi za to Jegorija, uspokojony zaczął czytać książkę. 


____________________

    Cześć i czołem. Przychodzę z nową Cyką, więc na litość Boską, przestańcie molestować ten Dotyk. Serio. Cyka lepsza. xD

    Jak tam maturyki? Egzaminy gimbazjalne? Ja mam wrażenie, że to najgorszy rok mojego życia. :"))))) Ale na szczęście nadchodzi ulga. Upragnione waka... Praca. Upragniona praca. 

    Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Jak zwykle proszę o pozostawienie po sobie śladu. Komentarze cieszą mnie bardziej niż gwiazdki. :< 


~ Wciąż żyjący Kid

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro