Rozdział 26
Arvis
Gdyby ktoś powiedziałby mi trzy lata temu, że będę martwił się o los człowieka, który nic tylko grał mi na nerwach, budził wszystkie możliwe instynkty demona, to prawdopodobnie popłakałbym się ze śmiechu. Tymczasem siedziałem jak na szpilkach, wiedząc, że lada moment Kilian mógł skończyć z wyrwanym sercem. Im dłużej Eddy nie wracał, tym miałem coraz gorsze przeczucia. Zmęczenie zupełnie mnie opuściło. Nie potrafiłem nawet spokojnie usiąść. Kręciłem się w kółko po chatce, nerwowo stukając palcami. Nie zwracałem uwagi, że niekiedy raniłem się pazurami. Czas mi się dłużył. Raz po raz wypatrywałem się w drzwi, przeczuwając, że lada moment Eddy wpadnie z impetem do środka. Z Kilianem czy bez.
Wszystko potoczyło się zdecydowanie zbyt szybko. Przeczuwałem, że zwlekanie nie pomoże, ale pozwoliłem Kilianowi odpocząć w dobrej wierze. Przeszedł przez prawdziwe Piekło i mogłoby być gorzej... Czas, w jakim dotarłbym wtedy do chłopaka, zależał od drobnych rzeczy – Eddy odkryłby zniknięcie później, wracałbym dłużej z piątego piętra czy z pośpiechu skręciłbym źle w jaskiniach.
Nawet nie chciałem myśleć, jak sytuacja by się potoczyła, gdyby Lilith niegdyś nie uratowała mi życia, za co byłem jej dłużny aż do feralnego dnia.
W końcu Eddy się zjawił. Wleciał w swoim stylu – z impetem. Wtedy nie musiałem nawet upewniać się, że Kilian zaraz przekroczy próg. Gdyby coś poszło nie po jego myśli, raczej nie wpadałby do chaty jak pocisk. Odetchnąłem z ulgą. Nie straciliśmy wszystkiego, Śmierć nie musiał wkurzać się na mnie po raz kolejny, a na dodatek nie było potrzeby, żebym płaszczył się przed Lucyferem.
Chwilę później do środka wszedł Kilian. Szedł przybity, trzymał opuszczony wzrok, a jednocześnie niewiele mrugał. Od razu po wkroczeniu, przysiadł przy ścianie. Widocznie gryzły go myśli. Ciężko mu się dziwić. Dopiero co wyszedł z niebezpiecznej, jak mniemałem, sytuacji. Potrzebował chwili dla siebie i nie zamierzałem mu przerywać.
— Zapiszę gdzieś sobie, że Ivo choć raz był użyteczny... — rzuciłem pod nosem i założyłem ręce. W międzyczasie Eddy wskoczył mi na ramię.
— Panie, nawet nie chcesz wiedzieć, jak niewiele dzieliło nas od tragedii... — powiedział dość cicho Eddy, delikatnie się kuląc.
— Centymetr, dwa? — Parsknął Kilian gładzący się po czole.
— KRA, wybacz, ale zapomniałem miarki, żeby zmierzyć. Ja bym metr z centymetrem pomylił, a co dopiero coś takiego.
Pokręciłem głową. Naprawdę dziwnie czułem się z faktem, że jako jedyny nie rozumiałem, co się wydarzyło. Sądząc po zachowaniu Kiliana, to nie było to nic dobrego. Widocznie Eddy dojrzał po mojej minie, że potrzebowałem jawnych wyjaśnień. Stanął odważniej, rzucił jeszcze krótkie spojrzenie na roztrzęsionego Kiliana. Wtedy chłopak rzucił:
— David chybił.
Otworzyłem szerzej oczy. To było dziwne. Nie wierzyłem w cudowny fart.
— On sam w sobie jest... — ciągnął Kilian z drżącym głosem. — Pierdolnięty. Naprawdę nie wierzę, że przez cały ten czas wszystko ukrywał i... Wiedziałem, że miał nierówno pod kopułą, ale nie sądziłem, że aż do tego stopnia...
Znów rzuciłem pytające spojrzenie Eddy'emu, ale ten tylko wzruszył skrzydłami. No tak, raczej nie słyszał całej rozmowy. To mogłem wyciągnąć tylko od Kiliana. Choć wciąż to chybienie też nie dawało mi spokoju. Tylko Kilian jakoś nie wydawał się zbyt chętnie o nim wspominać, jakby nie domyślał się, że to istotna rzecz. Może nie znałem zbyt dobrze Davida, ale pozostawało mi wnioskowanie na podstawie poprzedniego zachowania. Skoro nie miał hamulców przed zabiciem własnego syna, to "oszczędzenie" Kiliana było bezsensowne. Ryzykowałby całym dobytkiem. Czy to możliwe, żeby to nie okazało się celowym działaniem, a prawdziwym dziełem przypadku i nieopisanego szczęścia Kiliana?
— Kilian — zacząłem spokojnie, przykucając na jedno kolano — czy David może wiedzieć, że przeżyłeś?
Przez moment nie odpowiadał. Trzymał wzrok skierowany ku podłodze i widocznie próbował uspokoić nerwy męczące go od środka.
— Nie... Nie wiem... — Złapał się za włosy i mocno zacisnął palce. — On jest jebnięty. Pewnie to zaplanował. Zawsze był krok przede mną. Zawsze. Czegokolwiek bym nie zrobił. Robił ze mnie głupka...
Z każdym kolejnym zdaniem wpadał w coraz większą histerię i momentami zaczynał się powtarzać. Kilian był niemal nie do poznania. Jego pewność siebie, którą wcześniej emitował na wszystkie strony, teraz wydawała się nieobecna. Cokolwiek powiedział mu David, musiało mocno na niego podziałać. W innych okolicznościach cieszyłbym się, że przestał korzystać praktycznie z samych chamskich odzywek.
Kilian złapał kilka głębokich wdechów. Uniósł wzrok. Dostrzegłem strach w jego oczach. Jednocześnie wydawał się, jakby patrzył w moim kierunku, ale nie widział mnie, tylko sytuacje, które wydarzyły się wcześniej. Nawet mimowolnie podążył dłonią na klatkę piersiową i pogładził się w miejscu serca.
— Arvis, przynajmniej ty mi powiedz, że on robił ze mnie debila i nie mówił poważnie... — poprosił cicho Kilian, zaciskając palce na ubraniu.
Skrzywiłem się. Nawet Eddy przekręcił łeb na bok i wydał skrzek niezrozumienia.
— Ale co masz na myśli? — dopytałem.
— Twierdził, że umie ożywiać.
Otworzyłem szerzej oczy, a Eddy aż spadł mi z ramienia, bo zapomniał przytrzymać się pazurkami. Wydał z siebie ciche kra... przy kontakcie z podłogą. Po chwili podniósł się i wrócił na swoje miejsce, otrzepując pióra.
Ożywianie? To możliwe, owszem, ale gdyby robił coś podobnego, to nie umknęłoby to uwadze aniołów czy samego Lucyfera. Pilnowali, żeby sekretna wiedza nie wyszła na światło dzienne. Przynajmniej dotychczas działało to w ten sposób. Zdziwiłbym się, gdyby coś się zmieniło. To by znaczyło, że David umiałby się z tym dobrze kryć. W sumie zdołał zebrać silnych magów i uwięzić Nāviego. Prawdopodobnie znalazłby sposób, by ukryć się przed czujnymi oczami wyższych sił.
— To jest możliwe. — Zastukałem pazurami o ramię. Myślałem na głos, żeby lepiej zrozumieć: — Kiedyś nawet rdzenne plemiona to odkryły, ale zrobiły wokół tego wielki kult i nikt się tym nie przejmował, dopóki im nie odbiło i nie zaczęli stosować tego jako tortury. Brutalnie zabijali, wskrzeszali, zabijali i tak w kółko. Pilnowaliśmy, żeby każdy, kto odkrył sekret, kończył martwy, bo to zakazana wiedza. Jeśli David naprawdę by coś ożywiał w tym swoim przytułku, to jakoś musiałby... Nawet nie wiem, jak to nazwać...
Kilian tylko westchnął załamany. Widocznie miał nadzieję, że zaprzeczę. Poniekąd chciałbym. Jednak jeśli okaże się, że David faktycznie praktykował podobną sztukę, to sprawa będzie znacznie poważniejsza.
— Panie, chyba wiem! — Eddy podskoczył. — On musi to maskować magią. Pamiętasz, jak ci mówiłem, że czułem tę samą magię przy tamtym KRA wejściu? Było jej naprawdę dużo, ale uznałem, że to tylko przypadek i że on nie czuje tego paskudnego zapachu, ale... To może być to.
Potrzebowałem chwili, żeby to poukładać w głowie.
— Ale aż współczuję Nāviemu... Przez ten zapach można naprawdę KRA oszaleć...
— Ale taka ilość magii w jednym miejscu źle działa na ludzi. Może jej nie używają, ale sam fakt, że ona tam jest, może być szkodliwy.
— Czekajcie... — wydukał cicho Kilian.
Skupiłem wzrok na chłopaku, który wlepił wzrok w jeden punkt, jakim było najbliższe, brudne okno. Przeczesał powoli włosy. Zamknął oczy i nerwowo przełknął ślinę.
— Coś sobie przypomniałeś? — Wstałem powoli. — Może w stresie jakieś rzeczy ci umknęły?
— Chyba... Nie wiem... — Zakrył twarz.
— KRA, skup się! To ważne! — Eddy podleciał do Kiliana. Wbił pazury w drewno. — Nie myśl o tym, że cię podziurawił!
Kilian kolejny raz odgarnął włosy.
— Był taki... Nieswój. Tak mi się wydaje... — Zamrugał kilkukrotnie. — I krew... Tak, jestem pewny. Miał krew na brodzie. Całkiem świeżą. Był też blady. Jak nie on.
Kilian szybko zamknął oczy i podkulił nogi. Musiał znów przypomnieć sobie moment wystrzału. Nawet dłonią pogładził to samo miejsce co wcześniej. Tymczasem przemyślałem to, co sobie skojarzył. Istniała szansa, że nadmiar magii, o którym wspominał Eddy, mógł zadziałać negatywnie na Davida i doprowadzić do choroby. Żyłem wystarczająco długo na tym świecie, żeby wiedzieć, jak niewiele było trzeba, żeby pozornie idealny strzał okazał się tym chybionym ze względu na drobne detale – trzęsienie ręki, chwilowe oślepienie, nieumiejętność i wiele, wiele innych. To kierowało mnie ku stwierdzeniu, że Kilian miał naprawdę dużo szczęścia, bo coś, co dopadło Davida, musiało, zaburzyć celność. Niewiele – jak żartował Kilian, centymetr lub dwa – ale tyle starczyło.
A to by też znaczyło, że David nie miał pojęcia, że Kilian przeżył. Zbyt wiele rzeczy na to wskazywało. To dobry fundament na plan. Musieliśmy wykorzystać szansę.
— Kilian, też muszę jakoś przechodzić do świata żywych — uświadomiłem chłopakowi spokojnie, bojąc się, że ten zaraz znów wpadnie w histerię. — Zawrzyjmy pakt.
— Nie! — wyskoczył nagle. Podsunął się bliżej ściany i niespokojnie łapał oddech.
Zamarłem. Podobnie Eddy. Nie zmartwiło mnie, że Kilian miał jakieś "ale" do paktu jak wcześniej, ale fakt, jak zareagował. To coś zupełnie innego. Dopiero po chwili nieco lżej, lecz z drżącym głosem Kilian dodał:
— Nie... To zły pomysł. Nie teraz...
— Czemu? Co się tam znów stało?
Kilian początkowo nie wydawał się chętny odpowiadać i już widziałem, że Eddy myślał, jak go zmotywować.
— Pierwsze, co sprawdził, to czy przypadkiem nie mam zawartego paktu... — wytłumaczył i jednocześnie uciekł wzrokiem gdzieś na bok. — Miał do tego innego dziedzica magii. Tego samego... Dla którego woziłem serca. One były wciąż dla Davida... On to wszystko zaplanował.
Odetchnął głośno. Przynajmniej poniekąd zrozumiałem, skąd ten nagły wybuch paniki.
— Myślałem, że może... — kontynuował Kilian. — Byśmy to wykorzystali. Jakoś. Ale... Nie wiem. Pewnie znów to przewidzi, potem mnie wyśmieje i wreszcie zabije. Czegokolwiek bym nie zrobił, to wciąż był do przodu.
— KRA! Mam cię dosyć! — Eddy wskoczył na przedramię Kiliana, żeby być blisko niego. Boleśnie wbijał pazury, ale mimo to Kilian go nie zrzucał. — Weź się wreszcie KRA w garść! Co z tego, że tamta mieszanka chłopa z babą z KRA pod czaszką zrobiła cię w balona? Teraz możesz go wykiwać raz a porządnie, aż powącha śmierdzące korzenie Ivo od spodu. Pomyśl jak morderca raz, gdy tego KRA potrzebujemy! Umiesz! Jesteś mordercą! Wykorzystaj to raz do czegoś dobrego! Rusz tym KRA łbem ostatni raz! Wymyśl, jak go zabić. W tym jesteś naprawdę dobry!
Kilian przez moment się zaciął. Znów utkwił wzrok w punkcie w oddali, ale tym razem naprawdę nad czymś intensywnie myślał. Momentami przymykał powieki z bólem, ale szybko brał głęboki wdech i kontynuował cichy monolog w głowie – który zapewne odbywał. W ciszy miałem nadzieję, że tym razem Kilian naprawdę pomoże. Stałem w ciszy i cierpliwie czekałem, aż chłopak coś powie.
Po chwili na twarzy Kiliana pojawił się delikatny, nieco wredny, uśmiech. Eddy aż machnął skrzydłami.
— KRA! I taki uśmiech mordercy ja rozumiem!
Pozwoliłem sobie wstrzymać się od wszelkiego komentarza.
— David powiedział, że chce się pozbyć Śmierci... — Kilian myślał na głos. — Twierdził, że to on mu przeszkadza przed jego cudownym planem bycia bogiem. Mniej więcej...
Kilian spojrzał na mnie. Powoli podniósł się z podłogi.
— Czy da się złożyć pakt na odległość?
Przygryzłem usta od środka i rzuciłem Eddy'emu wymowne spojrzenie. Kruk lekko pokręcił łbem. Tylko to już nieodpowiedni moment, żeby ukrywać coś przed Kilianem. Wolałem wysłuchać, co wymyślił.
— Da się. Eddy może go złożyć i wtedy będzie to pełnomocne — odpowiedziałem w końcu, wprawiając Eddy'ego w zakłopotanie.
Kilian popatrzył skonfundowany.
— Zrozumiesz później — dodałem szybko, żeby uniknąć wchodzenia w niepotrzebne Kilianowi szczegóły. — Da się i tyle.
Chłopak jeszcze szerzej się uśmiechnął.
— Mam pomysł. Ale... — Pogłaskał Eddy'ego. — Musicie mi zaufać.
Nic nie odpowiedziałem. Dziwnie było słyszeć coś podobnego z ust Kiliana. Najwidoczniej wymyślił plan, który nie spodoba się ani mi, ani Eddy'emu, ale na chwilę obecną raczej nie stworzymy nic innego. Szczerze, nawet zacząłem się domyślać, co kombinował, tylko chyba bałem się odkryć, w jaki sposób chciał to zrealizować.
— Kra... Zależy, coś wymyślił, imbecylu drogi. — Eddy wrócił do mnie.
— Po prostu mi zaufajcie. — Kilian pogładził się po zranionym przedramieniu. — Proszę.
Pogładziłem się po żuchwie. Jeśli miałbym być absolutnie szczery, to po wszystkim, co się wydarzyło, Kilian raczej nie wymyślił niczego głupiego, jednak kolejna prośba o zaufanie niezbyt mi się podobała. Zacząłem myśleć, czy przypadkiem nie odkrywał scenki. Potrafił dobrze oszukiwać, więc nic w tym dziwnego. Jednak coś w jego zachowaniu sprawiło, że mogłem uwierzyć, że wreszcie szczerze chciał pomóc, a nie zemścić się za to, co spotkało go w Piekle.
Przypomniałem sobie też, jakiego spotkałem Kiliana tuż po uratowaniu go z szóstego piętra. Nigdy nie widziałem go tak szczerego w emocjach i słowach. Wtedy nie mógł udawać. Teraz zachowywał się całkiem podobnie. Jakby przemawiały przez niego równie szczere intencje.
Uznałem, że najpierw skonsultuję się z Eddy'm tak, by Kilian nic nie zrozumiał.
— Eddy, saki ko gudru.*
— KRA! Lielākajā daļā Eiropas valstu vārnas tiek uzskatītas par ļaunuma iemiesojumu*.
Zakryłem z zażenowania twarz. Oczywiście, Eddy potem zrozumiał, co miałem na myśli i sam przyznał mi rację. To ryzykowne. Skromnym zdaniem kruka Kilian nie spiskował za naszymi plecami. Jeśli chciał odegrać aż tak wiarygodną scenę razem z Davidem, to moment wystrzału byłby zbyt głupi i brawurowy.
— Dobrze, powiesz mi zaraz, co wymyśliłeś i zobaczymy... — odpowiedziałem i oparłem dłonie na biodrach. — Tylko jest jeszcze jedna rzecz. Jeśli zechcesz zawrzeć pakt na odległość, to warunki musimy postawić wcześniej i wtedy jest cień szansy, że to zadziała.
— Jak to "cień szansy"? — spytał i równocześnie dostrzegłem, że jego noga zaczęła się trząść.
— Nigdy nic podobnego nie robiłem, więc nie mogę dać ci gwarancji, że wszystko pójdzie po naszej myśli.
Kilian westchnął.
— Przynajmniej nie będę żałował, że nie spróbowałem — przyznał pod nosem i z drżącym głosem. — O ile będę mieć okazję o tym pomyśleć. — Uśmiechnął się lekko, lecz z przebijającym się smutkiem. — Myślałem nad warunkiem już wcześniej, ale... Po prostu, gdy to wszystko się skończy, pozwól, żeby to Śmierć zadecydował o moim losie.
Spodziewałem się wszystkiego.
Ale Kilian naprawdę mnie zaskoczył.
Tylko kiwnąłem głową w odzewie.
— Jedyne, czego bym chciał, to żebyś szczerze nam pomógł.
Jeśli będzie miał inne intencje, to nie dojdzie do paktu. A w razie niebezpieczeństwa Eddy powinien uciec.
— A teraz mów, co wymyśliłeś.
*Eddy, saki ko gudru. – Eddy, powiedz coś mądrego
*Lielākajā daļā Eiropas valstu vārnas tiek uzskatītas par ļaunuma iemiesojumu – W większości krajów europejskich kruki uważane są za ucieleśnienie zła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro