a bouquet
❝ nie chcę cię po to
żebyś wypełniał moje puste części
sama chcę być pełna
chcę być tak kompletna
żeby móc rozświetlić całe miasto
a potem
chcę cię mieć
dlatego że we dwoje
moglibyśmy je podpalić❞
×rupi kaur—mleko i miód
13 lutego 2019
jaeden × brooklyn
Jaeden:
Lynn
Lynn
Lynn
Lynnie
Lynnsa
Brooke
Broo
Adams
Brooklyn
Brooklyn:
Kurwa
Idę dzisiaj godzinę później i chcę się wyspać
Czego ty do cholery chcesz
Jaeden:
Chodzi o kwiaty
Dla lee
Jakie lubi
Czerwone róże?
Brooklyn:
Czerwone róże są klasyczne, niezwykle ujmujące
Oznaczają namiętność, pożądanie i odwagę
I poleci na nie większość dziewczyn
Ale lee woli białe
Jaeden:
Okee
Dziękuję, Lynnie 💓
Wracaj do spanka
Brooklyn:
Teraz to już nie będzie takie proste
not sent
—
Brooklyn otworzyła swoją szafkę, robiąc dość sporego balona ze swojej ulubionej gumy o smaku owoców leśnych. Wyciągnęła z niej podręcznik i zeszyt do geografii, które musiała wziąć do domu z uwagi zadanej pracy domowej. Załadowała oba przedmioty do plecaka, wkładając do niej zaraz potem książki do francuskiego, matematyki i biologii.
Usłyszała chrząknięcie, co skłoniło ją do odwrócenia się.
Może z trzydzieści centymetrów od niej stał oparty o szafkę Jaeden. Miał cwaniacki uśmieszek na ustach, a w ręku trzymał pojedynczą, ciemnoczerwona różę. Lynn zmierzyła go wzrokiem, analizując każdy centymetr jego sylwetki.
Martell był wysokim chłopakiem, licząc sobie trochę ponad sto osiemdziesiąt centymetrów. Był lekko atletycznej budowy, mimo wszystko dość szczupły. Miał na sobie akurat niebieskie jeansy, granatowy T-Shirt i czarną kurtkę jeansową.
Poczuła, jak jej twarz przybiera czerwonawą barwę i jak płonie od środka. Miała tak zawsze, gdy tylko ten uroczy szesnastolatek pojawiał się w pobliżu, ale mimo wszystko coś nie pozwalało jej tego okazywać.
—Cholera, Martell—westchnęła, zatrzaskując szafkę—Lee woli białe, mówiłam Ci.
—Tyle, że to dla Ciebie, Adams—odparł pewnym siebie tonem, wręczając jej różyczkę—za pomoc.
Spojrzała na kwiat i przyjęła go niepewnie, wąchając go. Przymknęła oczy, zaciągając się swoim ulubionym zapachem, poza perfumami Jaedena. Uśmiechnęła się mimowolnie, gdy ponownie przywołała w głowie jego obraz; obraz uśmiechniętego, cudnego chłopaka, który tak naprawdę mógłby mieć każdą.
Nie chcąc znowu pozwolić łzom popłynąć po jej rumianych policzkach otworzyła oczy. Jednak zamiast zielonookiego ujrzała uśmiechnięto od ucha do ucha Karlee opierającą się o szafkę.
—No, no, no—powiedziała, kręcąc delikatnie głową na boki—więc ty i Martell?
—To nie tak, Lee—odpowiedziała pospiesznie, poprawiając nerwowo włosy i uderzając nadgarstkiem o szafkę. Skrzywiła się, chcąc ukryć ból—ja. . . Ja tylko mu pomagam z taką jedną, to było podziękowanie.
—To chyba nieźle mu pomagasz—zaśmiała się, chwytając ją pod rękę i kierując się do wyjścia ze szkoły—ty byś mogła otworzyć agencję matrymonialną.
—Tak. . . —Skinęła głową—z pewnością. . .
—
jaeden × brooklyn
Brooklyn:
Patrz, martell
Nawet dobrałeś pod kolor ściany
Jaeden:
Cieszę się, Lynnie 💗
Brooklyn:
Jae?
Jaeden:
Tak?
Brooklyn:
Jesteś naprawdę cudnym chłopakiem
Jaeden:
A ty cudną dziewczyną
Tylko debil by tego nie zauważył
Brooklyn:
Hej, debilu
not sent
Dziękuję 💕
To jest przedostatni rozdział, bubusie
Adzinka
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro