Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Było dobrze i jest źle, więc jest dobrze

"Drogi pamiętniczku..."

Nie no, żartuję

No w sumie to nie - to będzie taki niby wpis do pamiętnika, bardziej dla siebie niż dla kogokolwiek innego do przeczytania, ale po to stworzyłam tą jakże zacną książkę - żeby się wypisać o moich uczuciach i powiedzieć wszystko to, czego nie umiem powiedzieć głośno. Myślę, że kiedy się tego nauczę, będę niepokonana. A przynajmniej będę się mogła utrzymać z kręcenia blogów. Serio, nie potrafię sobie wyobrazić bardziej przydatnej umiejętności niż mówienie tego, co się myśli.

Co skłoniło mnie do zaczęcia dziś pisać?

A więc: czuję się źle. Znowu.

Jest 20:30, a ja znowu wróciłam do domu płacząc. Ale mam wrażenie, że dokładnie tak ma być.

Moja psychika nie jest i myślę, że jeszcze przez długi czas (może nigdy) nie będzie stabilna. Bardzo często nie potrafię utrzymać się w ryzach nawet przez jeden dzień, ale przestałam o to siebie winić.

Mam wrażenie, że to w jakiś sposób jest mi pisane, że jestem przewrażliwiona, że przeżywam niektóre rzeczy głębiej, niż duża część ludzi. Czasem mam wyrzuty sumienia, że chodzi w większości o rzeczy personalne, bo myślę, że to trochę samolubne, więc zwykle staram się uwrażliwić się bardziej na krzywdę innych ludzi, być wyrozumiała i zawsze chcieć im pomóc. Wychodzi jak wychodzi, ale próba jest ;)

Staram się żyć według zasady "you have to be fed to have the mouths to feed", która mówi o tym, że jako zwykły, samolubny człowiek nie jesteś w stanie prawdziwie pomóc innym, ani nawet żyć z nimi w harmonii, jeśli nie możesz pomóc sobie i żyć z samym sobą. Może kiedyś napiszę tu anegdotkę, o tym, jak się tego dowiedziałam. A właściwie mam już ją napisaną, więc pewnie ją znajdę i wkleję.

Jak więc mówię: nie winię siebie. Moje nastroje wydają się być sinusoidą, która podróżuje po linii życia w górę i w dół, non stop, do nieskończoności i myślę, że gdyby wyprostować negatywne momenty - te pod osią odciętych, automatycznie wyprostowały by się te na górze - nie byłabym w stanie czuć się dobrze, ponieważ nie byłoby czegoś takiego jak "źle" i w końcu wyszłoby na to, że nie czuję nic. A wtedy nie byłoby po co żyć.

Kiedyś napisałam w wierszu

"gdyż z piekła nie przybyliśmy,
w piekło nie obracajmy
kart niebieskiego bólu
i choć żaden z nas nie chodzi w bieli,
wznieśmy je dumnie,
by w końcu ukazać potęgę
Ziemii, której mieszkańcy
nigdy nie będą święci"

Chodziło mi o to, że ta wieczna walka, którą toczymy zarówno ze sobą, jak i ze światem jest naprawdę piękna i piękna jest też przegrana. Zdałam sobie sprawę, że przegrana ze sobą w jakimś stopniu oznacza wybór. Dlaczego? Otóż, wyobraźmy sobie człowieka, który nauczył się idealnie optymalizować swoją pracę, codziennie robi wyznaczoną jej ilość, zdrowo się odżywia, wysypia i widać rezultaty. Wszyscy do tego dążymy, prawda? Ale czy ten człowiek jest szczęśliwy? Według mnie, nie. Zaobserwowałam, że taki mental breakdown to pewnego rodzaju porażka, ale też pewnego rodzaju przywilej. Będąc nieidealną, mam prawo powiedzieć "pieprzyć, nie chcę tego robić". Mam wybór. Czy taki ideał człowieka ma jakiś wybór? Nie. Ponieważ przecież musi być idealny. Możnaby go porównać do więźnia, siedzącego w celi - ma zapewnione pożywienie, ma czas na rozrywki, nie musi pracować tak wiele, jak normalny, dorosły człowiek, a jednak mimo to, nikt nie chciałby iść do paki. A dlaczego? Bo nie ma tam wolności.

Kiedy miałam czternaście lat, chciałam coś przeżyć - to był mój główny cel - "to have memories like scenes from roadtrip movies"

Teraz, stawiając moje pierwsze, chwiejne kroczki w kierunku dorosłości zauważyłam, że brakuje mi czegoś innego - spokoju ducha. Emocji, która wcześniej była dla mnie, jak to dla burzliwego nastolatka, niemal zupełnie obca. Odkryłam, że jednak można to uczucie w jakiś sposób wytworzyć. Jeszcze dokładnie nie wiem jak, ale będę nad tym pracować.

Ale jednocześnie dalej chcę coś przeżyć. Tylko teraz wiem, że roadtrip movies są nierealistyczne i przestaję się bać dramatów.

W ostatnich dniach miałam wolne, a co za tym idzie, sporo bardzo fajnych przeżyć i jestem spokojna, bo wiem, że póki będę musiała zamykać się z płaczem w publicznych toaletach bez wyjścia i zwijać się pod kocem do pozycji embrionalnej, dopóty te chwile śmiechu i spokoju nie przestaną być piękne.

Wiem, że blizny się zabliźnią, a wspomnienia pozostaną.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro