Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3

Po incydencie w pawilonie jadalnym, Chejron i Percy zaprowadzili mnie do Wielkiego Domu. Wiedziałam, że czeka mnie nieprzyjemna rozmowa na temat mojego zachowania. Siedziałam na miękkiej kanapie z filiżanką gorącej herbaty w rękach, przy zgaszonym kominku, nad którym poruszała się głowa... pumy? Lamparta? Nigdy nie byłam dobra w rozróżnianiu zwierząt. W każdym razie, nad kominkiem poruszała się głowa, niegdyś należąca dużego kota, raz po raz pomrukując gniewnie.
 - Drogie dziecko... - zaczął centaur siedzący naprzeciwko w wygodnym fotelu, ale szybko mu przerwałam.
 - Laura - wycedziłam. Nie lubiłam, gdy ktoś mówił do mnie „dziecko". To brzmiało, jakbym była dzieckiem tej osoby. Albo wnuczką... Ta, raczej wnuczką. Ja go prawie nie znam, a on mi wyjeżdża z dzieckiem. OK... to źle zabrzmiało.
 - A więc, Lauro, czy zanim trafiłaś do Obozu, zauważałaś dziwne rzeczy jako jedyna ze swojego otoczenia?
OK, to zabrzmiało, jakbym trafiła do obozu koncentracyjnego i właśnie siedziała na ostatnim w swoim życiu przesłuchaniu.
Niechętnie skinęłam głową.
- Co konkretnie widywałaś? Czy często kręcili się wokół ciebie jacyś ludzie... spod ciemnej gwiazdy? - wypytywał półkoń.
„Naprawdę nie lubię takich rozmów" - westchnęłam w duchu. Mimo to, przybrałam przejęty wyraz twarzy. Bardzo często zakładałam „maski" lub mówiłam to, co inni chcieli usłyszeć. To było prostsze od użerania się z ludźmi. Robiłam to, żeby nie zrazić do siebie ludzi. Chociaż i tak zostawiali mnie na cienkim lodzie. Jak głupie zaufanie jest w stanie zaślepić człowiekowi umysł, wiecie?
Zauważyłam, że moi rozmówcy oczekują trochę dłuższej odpowiedzi z mojej strony. I w grę chyba nie wchodziły dwa skinienia głową... Postanowiłam więc powiedzieć im prawdę. W końcu może mi powiedzą o tej przepowiedni, o której wspomniała Ruda Wiewióra.
 - Widziałam... - Próbowałam przypomnieć sobie owe anomalie. W ostatnim czasie, było ich tak dużo, że przestałam zwracać na nie uwagę.- ...jak z morza wychodzi jakiś człowiek... Był suchy, jakkolwiek głupio by to nie brzmiało. Był podobny do ciebie, Percy.
Ciemnowłosy uśmiechnął się i poprawił mnie.
 - Nie on do mnie, a ja do niego. Prawdopodobnie widziałaś Posejdona, to mój boski rodzic. - Na chwilę nastała głucha cisza. Dlaczego Pan Mórz i Oceanów miałby wychodzić na ląd w obecności tłumu ludzi? W dodatku, oni go widzieli, tak jakby ,,filtr" jakim jest Mgła został zdjęty z ich oczu. Moje rozmyślania przerwał Jackson - Kontynuuj.
 - W każde Halloween widuję duchy. - Wbiłam wzrok w ciemną taflę herbaty w mojej filiżance. - Nie chodzi mi o dzieci poprzebierane w prześcieradła. - Tu Jackson parsknął śmiechem, na co oderwałam wzrok od naparu, ale po chwili ,,Wodnik" umilkł widząc karcący wzrok Chejrona na sobie. - Chodzi mi o półprzeźroczyste, częściowo rozmyte istoty emanujące dziwną wonią... śmierci? Nie wiem jak to określić... Nie waliły trupem. W kostnicy śmierdzi inaczej. - Moi rozmówcy patrzyli na mnie nieodgadnionym wzrokiem, więc dodałam - Mój znajomy tam pracuje i kiedyś mnie ze sobą zabrał do pracy w ramach jakiegoś projektu... „Kostnica przyjazna dzieciom", albo coś podobnego. Ogółem pomysł nie wypalił, bo połowa dzieciaków trafiła do psychologów. - Wzruszyłam ramionami.
 - To może zaciekawić Nica. Powiedz mu, żeby jutro porozmawiał z Laurą - Polecił Jacksonowi, po czym zwrócił się do mnie - Czy widywałaś coś jeszcze? Jakichś podejrzanych ludzi?
 - Podejrzanych w jakim sensie? - odparłam z rozbawieniem. Przypomniało mi się, jak Chuck, mój znajomy prowadzący ranczo często mówił, że potrafię być groźniejsza niż stado pędzących na człowieka krów.
 - No... dziwnych, niebezpiecznych...
 - Ja jestem niebezpieczna, może od tego powinniśmy zacząć. - Moje ramiona podskakiwały podczas prób powstrzymania śmiechu. - Bardzo często zadaję się z podejrzanymi typami.
Na przykład podczas nocnych spacerów, takie jak ostatni.
Półkoń zasępił się. Wyglądał, jakby informacje, które mu przekazałam postarzyły go o kilka lat. Właśnie, jak to działa? Skoro Chejron jest nieśmiertelny, to dlaczego się starzeje? Nawet, jeżeli proces starzenia jego organizmu jest bardzo wolny, to on jest nieśmiertelny, ale nie wiecznie młody. Czyli de facto kiedyś powinien umrzeć z powodu całkowitego rozłożenia się własnego ciała.
OK, dwie rzeczy. Po pierwsze, to fuj. Po drugie, na mój kapelusz, o czym ja myślę?!
Upiłam łyk herbaty, która zdążyła już ostygnąć. Była pyszna. Czarna z cynamonem i pomarańczą - najlepsze połączenie jakie dotychczas piłam.
 - Ta sytuacja w pawilonie - odezwał się Chejron. -.Czy zdarzało ci się to wcześniej?
 - Potrafię bardzo mocno się wkurzyć - przytaknęłam z lekką odrazą patrząc na centaura. To musi być bardzo niefajne, tak się rozkładać - Zauważyłam, że w takich sytuacjach potrafi strzelić piorun, albo zrywa się mocny wiatr, słońce zachodzi za chmury. Ale nigdy nie udało mi się dokonać samozapłonu.
Ta, jeśli już, to podpalałam śmietniki, gdy było mi zimno na ulicy. Macie pojęcie, jak cuchną palone śmieci? Ugh, nie polecam sprawdzać. Skrzywiłam się na to, wbrew pozorom, świeże wspomnienie.
Dopiliśmy w ciszy herbatę, po czym centaur poprosił Percy'ego, aby zaprowadził mnie do mojego domku. Nastała grobowa cisza, przerywana szuraniem nogawek moich bojówek o siebie.
Po opuszczeniu Wielkiego Domu, skierowaliśmy się w stronę domków. Niebo zrobiło się fioletowe, było już widać jaśniejsze gwiazdy. Powietrze pachniało... latem, trawą, morzem. Było przepięknie i cicho. Wszystko byłoby cudowne, gdyby nie mój nawijający przewodnik. Jackson próbował rzucić jakimś żartem, ale gdy obdarowałam go ciężkim jak jego suchary spojrzeniem, postanowił się kulturalnie zamknąć.
Zastanawiałam się, jak długo zajmie mi poznanie każdego zakamarka Obozu. Miałam dziwną manię wchodzenia wszędzie gdzie się dało. W sumie, to nawet jak teoretycznie coś było niemożliwe, to i tak to robiłam.
,,Bardzo szybko... Jesteś inteligentna..." - w mojej głowie znów rozbrzmiał ten dziwny głos. Mimo to, obraz nie zmienił barwy na zieloną, jak zawsze. Pozostał normalny. Potrząsnęłam delikatnie głową, tak, by Percy nie zainteresował się za bardzo moją osobą. I właśnie w tym momencie ,,zobaczyłam" mapę całego Obozu przed oczami. Wyglądało to, jak holoprojekcja. Na powierzchni została oznaczona każda budowla, każde miejsce, każda jego tajemnica. W Wielkim Domu oraz w okolicy domków pulsowały niebieskawe kropki. Prawdopodobnie byli to obozowicze oraz Chejron z Panem D. Jedna kropka pulsowała zielonym kolorem, a obok niej niebieska. Obie się poruszały, więc prawdopodobnie to byłam ja i Jackson.
Przystanęłam na chwilę, a mój przewodnik zapytał:
- Stało się coś?
- Nie, ładnie tu i chciałam popatrzeć. - skłamałam lekko się uśmiechając. Mapa zniknęła sprzed moich oczu, więc ruszyłam dalej. Wsadziłam ręce do kieszeni spodni.
Wszyscy rozeszli się do swoich domków, a mimo to czułam się obserwowana. I nie chodziło o Jacksona, który ostentacyjnie się na mnie lampił.
Syn Posejdona podprowadził mnie pod Domek numer dwadzieścia - Domku Hekate.
- Twoją matką jest bogini magii - powiedział ciemnowłosy. - W środku powinna być grupowa, wytłumaczy ci co i jak. Dobranoc. - Uśmiechnął się i odszedł w swoją stronę.
Popatrzyłam na mój nowy dom. Ceglane ściany skrzyły się metalicznym, fioletowym blaskiem. Przy wejściu znajdowało się wiele pięknych płaskorzeźb przedstawiających magicznie wijące się węże oraz pochodnie po obu stronach drzwi płonące fioletowym ogniem. Całościowo wyglądało to ładnie, ale to nie były moje klimaty.
Powoli nacisnęłam klamkę.
Gdy uchyliłam drzwi, uderzył mnie bardzo mocny, ziołowy zapach, podobny do tego w sklepach zielarskich. Jakaś niewidzialna siła wciągnęła mnie do środka zatrzaskując z hukiem wejście. To „coś" już mnie puściło, ale potknęłam się o jakieś rzeczy porozrzucane na podłodze. Zrobiłam kilka kroków do przodu, żeby nie upaść. Niestety na nic się to zdało, bo wsadziłam jedną nogę do jakiegoś wiadra, a drugą zaplątałam w jakieś ciuchy, których część znajdowała się pod wiadrem. Upadłam z hukiem na ziemię. Przez chwilę się nie ruszałam, po czym drgnęłam. Przecież inni mieszkańcy tego Domku musieli się na mnie patrzeć.
Szybko się podniosłam i rozejrzałam dookoła. Nie myliłam się - gapiła się na mnie ósemka zaciekawionych półbogów.
 - No, tego... silną byłam, ale grawitacja silniejszą się okazała - palnęłam z głupim uśmiechem na twarzy.
 - Widzę, że ty także lubisz wielkie wejścia, prawda? - Wyglądająca na najstarszą osobę dziewczyna podeszła do mnie i podała rękę na przywitanie. Niepewnie ją uścisnęłam. - Witamy na pokładzie, sister! Przepraszamy, że coś wciągnęło cię do środka, ale ostatnio nie wyszło nam zaklęcie, a to jest tymczasowy efekt uboczny.
 - Tak w zasadzie, to... - Nie dane mi było skończyć, bo przerwała mi jakaś inna obozowiczka.
 - Jesteś tą dziewczyną, co prawie nam pawilon podpaliła?
 - Um, tak, ale... - zaczęłam, ale znów mi przerwano.
 - Jak masz a imię? - zapytała mnie inna.
 - Skąd jesteś? - zagadnął mnie jakiś chłopak.
 - Ale masz fajowy kapelusz! Też chcę taki! - Poczułam jak ktoś zdejmuje mi nakrycie głowy. Wyciągnęłam ręce, żeby go złapać, ale ten dzieciak już go przymierzał.
 - Super była ta akcja podczas kolacji!
 - Nauczysz mnie takich sztuczek?
 - Co chciała od ciebie Annabeth? Przyjaźnicie się? - Zostałam zasypana miliardem pytań i otoczona wszystkimi mieszkańcami Domku. Tylko jedna, ciemnoskóra dziewczyna o kręconych, ciemnych włosach trzymała się z boku z tajemnicą wypisaną na twarzy. Wydawało mi się, że widziałam ją przy stoliku Percy'ego i reszty.
 - STOOOP!!! - krzyknęłam rozkładając ręce na boki. Wszyscy zostali przesunięci o co najmniej półtora metra w tył, tym samym tworząc wokół mnie koło. - Ludzie, po kolei. Po pierwsze, nie lubię atencji. Po drugie, akcja w pawilonie była przypadkowa, ale zaczęło się od tego, że Annabeth zajumała mi rzeczy, w tym kapelusz. Tutaj przechodzimy do punktu trzeciego. Mój kapelusz, to rzecz święta, niech każdy o tym pamięta. Nie czuję, że rymuję. - Zaśmiałam się lekko z własnego żartu. - Wracając, on jest mój i go nie tykać. - Zabrałam nakrycie głowy z rąk ciekawskiej dziewczyny. - Po trzecie... a może czwarte? Nie ważne, nie mam pojęcia jak robię te wszystkie czary-mary, więc nie, nikogo nie będę uczyć. Tak w zasadzie, to mi by się przydały jakieś lekcje. Po któreś tam, bo już nie liczę, stosunki między mną, a innymi obozowiczami, to moja prywatna sprawa, tak samo, jak moje pochodzenie. A teraz, może ktoś mi powie gdzie śpię, harmonogram jutrzejszego dnia i kim wy do cholery jesteście? - zakończyłam swój monolog.
 - Um... - zaczęła najstarsza. Chyba trochę zbiłam z tropu towarzystwo. - Jestem Lou Ellen, grupowa Domku dwudziestego.
Zmierzyłam ją podejrzliwym wzrokiem. Miała długie do połowy ramion, czarne jak węgiel włosy, opaloną cerę i zielone oczy, które wydawały się emanować poświatą tego samego koloru. Ubrana była w szarą bluzkę z podwiniętymi do łokci, długimi rękawami. Na wierzch nałożyła obozową koszulkę w najbardziej jaskrawym odcieniu pomarańczu, jaki w życiu widziałam. Do tego luźne, jasnoszare spodnie i trampki.
 - No cześć - Wyciągnęłam przyjaźnie rękę w jej stronę. Uścisnęła ją. - Ja jestem Laura. A wy? - zwróciłam się do reszty. Zaraz... jakiej reszty? - Eee... a gdzie ich wcięło?
 - Chyyyba się ciebie delikatnie przestraszyli i użyli paru czarów, żeby niepostrzeżenie uciec na ognisko. - Odparła grupowa z nerwowym śmiechem. Spróbowała jakoś wybrnąć z niezręcznej sytuacji. - Wiesz, co wieczór mamy takie ogromne ognisko z różnokolorowym ogniem, zbiera się cały Obóz i śpiewamy różne piosenki...
 - O której jest pobudka? - przerwałam jej.
 - O ósmej.
 - OK, ja tu zostanę, dobrze? Jakoś nie mam ochoty na grupowe siedzenie do późna. - Uśmiechnęłam się przepraszająco.
 - Nie ma sprawy! Jeśli ktoś będzie o ciebie pytał, to powiem, że jesteś tutaj, dobrze? A, to jest twoje łóżko. - Wskazała na najbardziej oddalone od wejścia posłanie stojące w samym rogu pomieszczenia pod oknem.
Zobaczyłam w jej oczach ulgę. Nie wiedziałam, czy była spowodowana moją nieobecnością na nocnych harcach, czy gładkim wyjściem z niezręcznej sytuacji.
 - Dzięki. - rzuciłam gdy Lou zamykała za sobą drzwi.
Została tylko ta ciemnoskóra dziewczyna siedząca na łóżku stojącym z prawej strony mojego. Mierzyła mnie wzrokiem.
Podeszłam do swojego posłania. Oparłam plecak o nogę mebla i rzuciłam się na nie. Zatopiłam twarz w miękkiej pościeli. Pachniała kwiatami, ale nie tak mdło, do porzygu. To był taki zapach, który przywodził na myśl najszczęśliwsze momenty życia spędzone z rodziną.
„Tata..." - pomyślałam.
Momentalnie się spięłam. Przewróciłam się na plecy i podniosłam się do siadu.
Przecież nie byłam tu sama. Strzeliłam sobie mentalnego liścia. Ślubowałam sobie, że nie będę pokazywała swoich prawdziwych emocji innym ludziom! Nie po tym, jak... jak...
Pojedyncza łza spłynęła po moim prawym policzku. Szybko ją otarłam.
Zerknęłam na dziewczynę. Dalej świdrowała mnie swoimi złotymi oczami.
 - Co się sępisz?! - warknęłam.
 - Hazel Levesque - przedstawiła się - Masz bardzo dziwną aurę. Wygląda to tak, jakbyś co chwila zmieniała swojego boskiego rodzica.
 - Świetnie, cieszę się niezmiernie - burknęłam opierając się o ścianę. Teraz siedziałyśmy naprzeciwko siebie. - I co w związku z tym?
 - Nie wiem. - wzruszyła ramionami.
 - Aha.
Nastała głucha cisza.
Dziewczyna miała kręcone, ciemne włosy do ramion, tak samo ciemną skórę i złote oczy. Ubrana była w fioletową koszulkę z logiem Obozu Jupiter.
 - Dziwna jesteś, wiesz? - odezwała się.
 - To mnie miało obrazić? Bo nie wiem jak mam zareagować - fuknęłam.
 - Ann chciała, żebyś nie siedziała sama, a ty o mało jej nie spaliłaś. - Czy ona właśnie próbowała wywołać u mnie wyrzuty sumienie? Nie no, serio? I tak jestem już „martwa w środku", jak to zwykł mówić Chuck.
 - Właśnie, o co chodziło? - odezwał się męski głos obok mnie. Spojrzałam w prawo i podskoczyłam na siedząco spadając przy tym z łóżka i krzycząc:
 - Da fuq?! - Szybko się pozbierałam i wróciłam na swoje miejsce. Obok mnie siedział ciemnowłosy chłopak, na oko szesnastoletni. Ubrany był w czarną bluzkę z krótkim rękawem oraz spodnie i trampki w tym samym kolorze. Na środkowym palcu prawej dłoni miał pierścień przypominający ludzką czaszkę. A, no i patrzył się na mnie bardzo ciemnymi oczami. Praktycznie nie mogłam rozróżnić gdzie kończy się źrenica, a zaczyna tęczówka. Pod oczami miał dosyć widoczne cienie. Był raczej wątłej postury. To był chyba ten sam chłopak, którego widziałam w pawilonie przy stoliku Annabeth. - Kurna, ludzie, co jest z wami nie tak?! Jak jedno się nie lampi bez żadnych skrupułów, to drugie pojawia się znikąd! - Popatrzyłam na chłopaka.- A ty to kto?
 - Nico di Angelo - popatrzył na mnie jakby znudzonym wzrokiem. - Percy mówił, że Chejron poprosił, żebym posłuchał o twoich spotkaniach z duchami.
 - Co - Patrzyłam na niego jak na idiotę. - Na co, po co i dlaczego powiedziałeś to takim zawiłym tasiemcem? Mózg mi się zawiesił.
Chłopak westchnął ciężko. Rozsiadł się wygodnie na moim posłaniu.
- Po prostu powiedz mi o tych duchach. - Zaczął bawić się swoimi paznokciami.
Niechętnie powtórzyłam mu całą historię, nie zapominając o jakże pięknej akcji ,,Kostnica przyjazna dzieciom". Chamska reklama, no ale cóż. Ethan, bo tak ma na imię pracownik kostnicy, stawia mi zgrzewkę coli. I karton ciastek czekoladowych. I Happy Meala, niech się wykosztuje za dobrą reklamę.
Poza tym, stwierdziłam, że Nico jest naprawdę dobrym słuchaczem. Nie przerywał, po prostu dał mi mówić. Albo po prostu jego paznokcie były ciekawsze, bo nie spuszczał z nich wzroku. Nie przejmowałam się tym zbytnio. Odeszliśmy od tematu córki Ateny, więc próbowałam jak najdłużej utrzymywać jakąś sensowną rozmowę, przy okazji próbując się czegoś dowiedzieć.
 - W Halloween duchom najłatwiej jest przedostać się do świata żywych - zaczął ciemnowłosy - co nie zmienia faktu, że ktoś musiałby je przywołać i utrzymać przez cały wieczór. - Popatrzył na mnie lekko ożywionym wzrokiem. - Gdyby nie fakt, że jesteś córką Hekate, powiedziałbym, że to ty je przyzwałaś.
 - Nie do końca wiem na czym polegają te moce mojej matki. - Popatrzyłam wymownie na swoje dłonie, szukając w nich odpowiedzi na pytania.
 - Moce Hekate są naprawdę różnorodne. Jedni mają lepsze zdolności związane z ogniem, inni z wodą, wiatrem, ziemią, roślinnością, zjawiskami pogodowymi, paranormalnymi, eliksirami Mgłą albo są wszechstronni. To jakby połączenie wielu bóstw na raz - wyjaśniła Hazel - Ja, mimo, iż jestem córką Plutona, mam zdolność panowania nad Mgłą. Często przychodzę się tutaj uczyć. - Wzruszyła ramionami.
 - Czyli teoretycznie potrafię przyzywać duchy? - zapytałam.
 - Nie sądzę - Pokręciła głową. - Mógł to być ktoś inny z otoczenia i robił to nieświadomie.
 - Ale co roku? - Nie wierzyłam w aż taki zbieg okoliczności. Bardzo dużo podróżowałam, praktycznie każde Halloween spędzałam w innym, najczęściej odległym od poprzedniego, miejscu. - Czy wasz ojciec ma dużo dzieci?
Rodzeństwo popatrzyło po sobie.
 - A ja wiem? Pewnie mamy kilkoro braci i sióstr na świecie. - Rzymianka zamyśliła się. Tak właściwie, to ta rozmowa, mimo drętwego początku, całkiem ciekawie się rozwijała.
 - Hazel, czy mogłabyś nauczyć mnie czegoś o mocach Hekate?
 - Nie wiem zbyt wiele... Na początku powinnyśmy zdefiniować jaki typ magii jest twoją specjalnością. Może poprosimy o pomoc Lou? - zaproponowała. - Niektóre, nawet podstawowe zaklęcia źle wypowiedziane mogą przynieść... hm... - dziewczyna szukała odpowiedniego słowa - niekorzystne dla wszystkich efekty.
 - Skoro tak uważasz - Przystałam na jej propozycję. Nie miałam jakiś szczególnych uprzedzeń do grupowej mojego Domku. Zwłaszcza po tym, jak wyobraziłam sobie wybuch nuklearny w Obozie spowodowany nieudanym czarem. Swoją drogą, ciekawe jak poradziłaby sobie z tym Mgła... Może ten wybuch zapisałby się, jako rozpoczęcie trzeciej wojny światowej? Na mój kapelusz, co ja mam w głowie.
W tym czasie, Nico przysłuchiwał się naszej rozmowie z delikatnym zaciekawieniem wodząc wzrokiem ode mnie, do siostry i z powrotem.
 - Jesteś... Lena, tak? - zagadnął mnie.
 - Laura - poprawiłam go powracając myślami do rzeczywistości. Mam zbyt wybujałą wyobraźnię... oj, i to bardzo. Postanowiłam zapytać ich na koniec o tą przepowiednię, o której mówiła Wiewióra.
 - Nie ważne, częściowo przyzwę ducha. To będzie podobne do tego, co dzieje się w Halloween. Może robisz to nieświadomie, ale prawdopodobnie to ty je przywołujesz.
Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut. Wydawało mi się, że to były jakieś godziny. Nigdy nie lubiłam nudy i monotonii. Dużo ciekawiej było, gdy coś się działo. To chyba podchodzi pod ADHD... No nic, jak się jest półbogiem, to po całości. A może po połowie? Bo wiecie, półbóg, połowa... Laura, po prostu już nic nie mów... i o niczym nie myśl. Najlepiej do końca dnia.
Nagle, na środku pokoju zaczęło coś się unosić w powietrzu. Świeciło na lekko zielonkawy kolor, było przezroczyste. To był duch, ale że ja to zrobiłam? Przecież myślałam o jakiś totalnych pierdołach!
Wyglądał trochę inaczej, niż te, które widywałam co roku. Przede wszystkim, nie śmierdział. Po chwili zjawa zniknęła.
 - Co to... - wydusiłam z siebie.
Dopiero teraz spojrzałam na moich towarzyszy. Patrzyli na coś nad moją głową.
Powoli podniosłam wzrok.
Miałam cichą nadzieję, że będzie to może jakiś motylek na moim kapeluszu, albo ptak wleciał przez okno... zamknięte okno. Może te obozowe ptaki opanowały tymczasową dezintegrację ciała, kto je tam wie. Spodziewałam się zobaczyć tam dosłownie wszystko, tylko nie holograficzny atrybut Hadesa.

                                                                                ***

Witam po dłuższej przerwie! Nie było mnie... trochę. Takie długie trochę. (Laura wyjechała na dłuuugą majówkę bez mojej zgody XD To jej wina!) A-ale mam dłuższy rozdział! Ktoś się cieszy? ^^ *teatralny świerszcz* Nie było pytania.
Mam nadzieję, że długość jest OK (nie, siedem stron A4 to za mało, Marta), akcja rozwija się w miarę ciekawie (ale nie zapyla jak F1) i rozumiecie co się dzieje. I że nie przynudzam. ^^"
W przyszły poniedziałek jadę na zieloną szkołę (radość), więc mam zamiar złapać trochę weny i może uda mi się coś popisać wieczorami (większa radość) o ile przyjaciółka da mi taką możliwość. ^^" Na zielonych szkołach dobrze się pisze, wiecie? W zeszłym roku napisałam ,,Marzyciela", może ten rok będzie równie owocny.
OK, wyszedł mi niezły referat.
Niech Wena będzie z Wami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro