6
Po obiedzie Jeongguk odsunął krzesło od stołu i wstał. W pokoju zapadła cisza, a Rosalie odwróciła wzrok. Zrozumiała, czego może chcieć jej prześladowca. Kiedy przemówił, głos miał niski i głęboki.
- Chodź tu, Rosalie - zażądał.
Zamarła na krześle. Nie podejdzie do niego. Zostanie tu, gdzie jest. Nie będzie nią pomiatał. Potrząsnęła głową i z trudem wykrztusiła:
- Nie.
- Podziwiam twoją siłę woli, moja maleńka, ale opór nie jest zbyt mądry - rzekł z uśmiechem. - Wiesz równie dobrze jak ja, że nie masz dość siły, by mnie powstrzymać. Czy nie lepiej pogodzić się z porażką?
Rosalie powoli wstała, zaciskając zęby. Podeszła do Jeongguka i stanęła przed nim. Uśmiechnął się do niej i pogładził jej ramię, a potem posadził ją sobie na kolanie i pocałował w szyję.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy.
Usta mężczyzny przykryły drżące wargi dziewczyny, a ramiona objęły ją ciasno. Jedną ręką podtrzymywał jej plecy, a drugą przesuwał wzdłuż biodra. Rosalie z westchnieniem opadła na jego tors i lekko drżała. Kiedy przesunął rękę z biodra na udo i pogładził je, jęknęła i próbowała uwolnić się z jego uścisku.
- Nie walcz ze mną - mruknął. - Poddaj się temu.
- Nie mogę - wydusiła.
- O, tak, możesz.
Jego usta wędrowały z szyi ku wzgórkom piersi, pieszcząc je bez pośpiechu. Kiedy już zaczął ściągać z niej sukienkę, rozległo się nieśmiałe pukanie do drzwi. Po twarzy Jeongguka przemknęła ciemna chmura. Rosalie szybko poprawiła swoje ubranie, przykrywając piersi, i starała się wstać z jego kolan. Mężczyzna zmusił ją jednak do pozostania na miejscu. Nie było wątpliwości, że jest rozdrażniony.
- Wchodź, do cholery! - wrzasnął ze złością do natręta.
Yoongi otworzył drzwi i starając się na nich nie patrzeć, zawstydzony zaczął mówić.
- Przepraszam szefie, że przeszkadzam, ale jest posłaniec od pana Lee. Ten człowiek mówi, że chce on się z tobą spotkać jak najszybciej, aby porozmawiać o umowie.
- Powiedz temu człowiekowi, żeby przyszedł do mnie.
Yoongi wymknął się, zamykając drzwi, a Jeongguk wreszcie uwolnił Rosalie. Podbiegła do okna, pośpiesznie poprawiając ubranie, on zaś podszedł do biurka i tam usiadł. Chwilę później wprowadzono posłańca. Rosalie odwróciła się plecami do mężczyzny i usiadła w fotelu. Sama świadomość, że ktoś mógłby ją zobaczyć w pokoju tego mężczyzny, zawstydzała ją do głębi. Miała ochotę umrzeć. Gdyby jednak zerknęła na posłańca, ujrzałaby swojego przyjaciela z dzieciństwa, Hoseoka, który mieszkał u wujka Lee. Przez okno obserwowała ruch za oknem i marzyła, żeby któryś z samochodów uderzył w jej ciało, pozbawiając ją życia. Zamyślona nie zauważyła, że posłaniec już wyszedł, a Jeongguk stanął tuż za nią. Kiedy położył dłoń na jej ramieniu, podskoczyła wystraszona. Zaśmiał się cicho, usiadł przy niej i powiedział.
- Obawiam się, że będę musiał cię opuścić na kilka godzin, Rosalie, ale wrócę, jak tylko będę mógł. Taehyung ma cię pilnować, więc proszę, nie utrudniaj mu tego. Jest bardzo delikatny dla kobiet, chociaż może nie miała okazji tego zasmakować. Powiedziałem mu, że chcę, byś tu była, kiedy wrócę, więc nie próbuj uciekać. Obedrę go ze skóry, jeśli ci się uda wymknąć, a i tak cię znajdę, nawet gdybym miał przewrócił do góry nogami cały Londyn. Yoongi pojedzie ze mną.
- Nic mnie nie obchodzi, że obedrzesz ze skóry swojego człowieka - odparła z goryczą. - Skoro tylko znajdę sposobność do ucieczki, skorzystam z niej.
Jeongguk uniósł brew.
- W takim razie, Rosalie, nie pozostajesz mi wyboru i muszę zabrać cię ze sobą.
Wpadła w panikę.
- O, nie! - zawołała. - Proszę. Błagam, nie rób tego. Umarłabym ze wstydu. Jeśli mi pozwolisz zostać, to spokojnie poczytam podczas twojej nieobecności, przysięgam.
- Dobrze, zostawię cię więc, ale po drodze kupię ci jakieś ubranie, żebyś wyglądała jak kobieta. Wstań, muszę ocenić twoją figurę.
Rosalie posłuchała się go i powoli obróciła się wokół własnej osi, tak jak kazał. Przyglądał się jej z zachwytem.
- Jesteś niewiele większa od okruszka.
- Niektórzy mówią, że jestem chuda - przynała cicho, wspominając złośliwe słowa ciotki.
Jeongguk zaśmiał się głośno.
- Już sobie wyobrażam te zazdrosne stare kwoki, które ci to powiedziały. Same pewnie ledwo się ruszały pod zwałami własnego tłuszczu.
Lekki uśmiech przebiegł po twarzy Rosalie, bo zdawało się jej, że Brandon opisuje ciotkę Mary. Zniknął równie szybko, jak się pojawił. Nie został jednak niezauważony.
- Aaaa - ucieszył się Jeongguk. - Wiedziałem, że prędzej czy później tego dokonam.
Rosalie odwróciła się urażona.
- Dokonałeś tylko dlatego, że nie mam wiele powodów do radości.
- Znowu zły humor? - zapytał. - Twój nastrój zmienia się bardzo szybko, moja maleńka. Przekonamy się, czy udało nam się rozpuścić trochę lodu z twoich ust. Chciałbym dla odmiany poczuć trochę ciepła. Teraz pocałuj mnie tak, jak powinna to zrobić kochanka. Na nic więcej nie mam czasu.
Rosalie odetchnęła z ulgą. Postanowiła zachowywać się tak, jakby nigdy nie miała zamiaru uciec z hotelu. Odwróciła się i zarzuciła Jeonggukowi ramiona na szyję. Uniósł brwi, jakby zastanawiał się skąd ta nagła zmiana, ale Rosalie, nie pozostawiając mu czasu do namysłu, przycisnęła wilgotne, ciepłe usta do jego warg. Jeongguk rozkoszował się słodkim smakiem jej ust i bliskością jej kruchego ciała. Objął ją mocniej, ale to mu nie wystarczało. Ta szczuplutka dziewczyna była zbyt kusząca, jej usta takie ciepłe, a ciało godne pożądania. Myśl o pozostawieniu jej stawała się coraz trudniejsza.
- Nie uda mi się gdziekolwiek wyjść, jeśli będziesz mnie tak całować - powiedział ochryple.
Twarz Rosalie zaróżowiła się. Ten pocałunek również dla niej był niespodzianką, nie okazał się wcale tak przykry, jak się tego spodziewała.
Jeongguk jest tak przystojny, że pewnie musi opędzać się od kobiet, pomyślała nawet w pewnej chwili.
- Niedługo będę z powrotem, moja słodka - uśmiechnął się Jeongguk.
Dziewczyna usłyszała przekręcany w zamku klucz i ze złością trzasnęła dłonią w stół.
Rosalie nie traciła czasu. Pragnęła jak najszybciej opuścić pokój hotelowy. Jeśli Jeongguk powróci, zanim ona stąd zniknie, szansa na ucieczkę znacznie się zmniejszy, Zastanawiała się, w jaki sposób może przechytrzyć Taehyunga, myślała, nawet aby go przekupić, ale czym? Jedyną wartościową rzeczą, jaką posiadała, była beżowa suknia. Rosalie wątpiła, aby Taehyung się na nią skusił. Zresztą z pewnością bał się on swojego szefa i w niczym mu się nie narazi. Nie, próba przekupstwa nie wchodziła w grę. Musiała wymyślić coś lepszego.
Wiele planów zrodziło się w głowie Rosalie, ale żaden nie wydawał się jej dobry. Uznała tylko, że skoro nie zdoła Taehyunga przekupić, powinna użyć siły. Ale co może zrobić słaba dziewczyna mężczyźnie? Zaczęła rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu czegoś, co pomogłoby jej przekonać mężczyznę do oddania kluczy. Otworzyła szuflady biurka, bezładnie przerzucając papiery i księgi, a nawet przeszukując małą drewnianą skrzynkę. Znalazła tylko pieniądze. Zmęczona usiadła na krześle za biurkiem. Wodziła wzorkiem po całym pokoju, przeszukując każdy kąt. Musi tu mieć jakąś broń, myślała coraz bardziej przerażona, bo czas bezlitośnie płynął. Nagle jej wzrok spoczął na poduszce na łóżku, po stronie Jeongguka. Nie robiąc sobie nadziei podeszła powoli i podniosła poduszkę do góry. Wetchnęła zaskoczona i cicho pomodliła się w podzięce. Na materacu leżał czarny prosty pistolet z magazynkiem obok. Wzięła pistolet do ręki i nie mając świadomości, jak on działa, pozostawiła magazynek na swoim miejscu. Przecież Taehyung nie wiedział, że ona nie zna się na broni, ani że nie jest ona nawet załadowana. Pisząc na szybko list do Jeongguka, przepraszała go, że wzięła z kupki pieniędzy, sto funtów, ale w zamian zostawiała mu beżową sukienkę. Słysząc delikatne pukanie do drzwi, poprawiła chwyt na pistolecie i czekała na wejście Taehyunga.
Kiedy w końcu Taehyung otworzył zamek w drzwiach. Nerwowo poprawiła dłonie i patrzyła, jak wchodzi z tacą, na której miał dzbanek z herbatą.
- Przyniosłem herbatę, jak to mówi moja babcia, herbata wyleczy wszystkie smutki - rzekł z uśmiechem.
Teraz! Właśnie teraz nadarza się okazja! Poprawiając pistolet, wymierzyła go w chłopaka.
- Nie ruszaj się, Taehyung, bo będę musiała cię zastrzelić - powiedziała, sama dziwiąc się, jak obco brzmi jej własny głos.
Taehyung przestraszył się nie na żarty. Był zdania, że pistolet w ręku kobiety jest naprawdę niebezpieczny. Rosalie z pewnością nie wie, jak niewiele trzeba, aby wystrzelił. Wystarczy jeden nieostrożny ruch!
- Połóż klucze na biurku, Taehyung - poleciła. - A teraz podejdź do okna. Tylko spokojnie! Ja nie żartuję!
Poruszał się powoli, wiedział, że powinien zachować ostrożność. Kiedy stanął pod oknem, Rosalie odetchnęła z ulgą. Wzięła klucz z biurka i nie spuszczając oczu z chłopaka, zaczęła iść tyłem w kierunku drzwi. Otwierając drzwi, poczuła, jak odczucie osaczenia mija.
- A teraz Taehyung, wejdź do szafy i zamknij się od środka! Radzę ci, żebyś mnie posłuchał. Sam widzisz, jaka jestem zdenerwowana! Co będzie, jak mi ręka zadrży i pistolet wypali?
Taehyung przez moment pomyślał, że może powinien rzucić się w stronę dziewczyny i odebrać jej broń, ale uznał, że to za wielkie ryzyko. Rosalie jest naprawdę zdesperowana. Cóż, szef na pewno go nie pochwali, ale z pewnością też nie zabije. Taehyung wypełnił polecenie Rosalie, a wtedy ona przekręciła klucz w drzwiach szafy. Teraz była bezpieczna. Minie sporo czasu, zanim chłopak podniesie alarm. Zostawiając pistolet na biurku, wyszła z pokoju. Przemierzając szybko korytarze, skierowała się na parter, gdzie od razu, nie oglądając się za siebie, wyszła na świeże powietrze. Przywołując taksówkę, podała jej adres dworca autobusowego. Gdy przejechali dwie ulice, dopiero wtedy udało jej się odetchnąć z ulgą. Była wolna. Uwolniła się od Jeongguka. Czas wrócić do ciotki Mary i do starego życia. Już wcześniej podjęła tę decyzję. Zostanie z ciotką do czasu, aż znajdzie jakąś posadę i będzie się mogła uniezależnić. Innego wyjścia nie miała.
Przyrzekła sobie, że nigdy nie wyjdzie za mąż. Sama sobie będzie panią. Nigdy, ale to nigdy nie będzie od nikogo zależna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro