4
Pierwsze niewyraźne promienie wschodzącego słońca rozświetliły niebo. Rosalie otworzyła oczy i przekręciła się. Próbowała podnieść głowę, ale włosy miała przyciśnięte do poduszki ręką Jeongguka. Drugie jego ramię leżało na jej piersiach, a kolano tkwiło pomiędzy nogami dziewczyny. Ostrożnie starała się uwolnić spod ciężaru, ale tylko go obudziła. Zanim otworzył oczy, przestraszona położyła się z powrotem, przymykając w pośpiechu powieki, zaczęła głęboko oddychać, udając sen.
Jeongguk z przyjemnością patrzył na twarz dziewczyny. Podziwiał długie, delikatnie wywinięte rzęsy, pamiętał oczy w kolorze czystego, głębokiego szafiru. Były lekko ukośne, tak jak brwi, które niczym strzały biegły ku skroniom. Oczy dziewczyny przypominały mu kształtem migdały. Usta miała pięknie wykrojone, naturalnie czerwone i kusząco miękkie. Nos prosty, delikatny i pokryty drobnymi piegami, które dodawały jej uroku. Jia pozieleniałaby z zazdrości, gdyby kiedyś miały się spotkać. Uśmiechnął się na samą myśl, tak bardzo wydało mu się to nieprawdopodobne. Jia była bardzo dumna ze swojej urody, niektórzy mężczyźni uważali, że jest najpiękniejszą kobietą w Seulu, choć było tam wiele piękności. Jego przyszła żona miała naturalnie brązowe włosy, które mieniły się w słońcu jak miedź i oczy koloru ciepłego brązu, w które łatwo było się zapatrzeć. Wysoka i zgrabna. Pięknie wyglądała, kiedy szła dumnie wyprostowana. Ale Rosalie ze swym delikatnym wdziękiem z pewnością ją przewyższała.
Pochylił się, by pocałować jej ucho. Czując dotyk, Rosalie otworzyła oczy.
- Dzień dobry, słoneczko - szepnął.
Leżała bez ruchu, bojąc się poruszyć, by znowu nie wzbudzić w nim pożądania. Ten ogień jednak już płonął i rozpalał się coraz mocniej z każdą chwilą. Pocałunki pieczętowały delikatne usta, oczy, szyję dziewczyny i zatrzymały się na ramionach. Kiedy po chwili poczuła je na piersiach, krzyknęła:
- Nie! Nie rób tego!
Podniósł na nią oczy, które aż płonęły z pożądania i uśmiechnął się/
- Przywykniesz do moich pieszczot, maleńka.
Rosalie próbowała się odwrócić, błagając jednocześnie:
- Nie. Proszę, nie. Tylko nie to. Proszę mnie już nie krzywdzić. Proszę mi pozwolić odejść.
- Tym razem nie będzie bolało, maleńka - szepnął przy jej uchu, przyciskając do niego usta.
Dziewczyna próbowała się bronić, ale on tylko się śmiał, jakby ta walka sprawiała mu przyjemność.
- Dziś jesteś bardziej waleczna, moja maleńka.
Potem przytrzymał jedną ręką jej ramiona ponad głową, a drugą coraz gwałtowniej pieścił jej piersi. Wreszcie kolanem powoli rozsunął jej nogi i znów poczuła w sobie jego męskość. Tym razem w niebieskich oczach nie było łez, ale nienawiść, strach i urażona duma. Przyglądał jej się zdziwiony, zmarszczywszy brwi. Wyciągnął dłoń, by pogłaskać jej policzek. Chciał ją pocieszyć, ale odsunęła się tak, jakby to było rozpalone do czerwoności żelazo. Wreszcie zrozumiał, że to właśnie on ją przerażał.
- Zaciekawiłam mnie, Rosalie - mruknął cicho. - Właściwie powinienem ci tylko zapłacić za to, co straciłaś zeszłej nocy, ale chciałbym poznać prawdę. Włóczyłaś się w okolicy hotelu, zwłaszcza przy klubie, który jest domem rozpusty, jak zwykła ladacznica. Jak słyszałem, przyszłaś tu chętnie, nie próbując nawet się targować, i nawet nie wspomniałaś, że jesteś wciąż dziewicą. Suknia, którą miałaś na sobie, jest droga, warta więcej, niż kobieta z ulicy może zarobić w ciągu roku, a ty, mogę się założyć, nie pochodzić z bogatej rodziny.
Rosalie patrzyła na niego bez słowa, nie rozumiejąc do końca znaczenia jego słów.
- Zdaje się, że pochodzić z porządnej rodziny i nie należysz do kobiet zaczepiających mężczyzn na ulicy. Nosisz drogie ubrania, a jednak po twoich rękach widać, że ciężko pracujesz. - Lekko pogłaskał palcami małą dłoń, a potem ją pocałował. - Kiedy się tu wczoraj zjawiłaś, wydawałaś się spokojna i cicha, ale jeszcze przed chwilą walczyłaś, gryząc i kopiąc.
Wreszcie Rosalie zaczęła rozumieć, co się stało. Więc to nie był żaden policjant? Dobry Boże, jaką cenę zapłaciła za panikę i strach! Lepiej by się stało, gdyby oddała się w ręce stróży prawa. Tymczasem pozbawiono ją dziewictwa i zhańbiono. Po stokroć lepiej było zostać na wsi, niż szukać lepszego życia w mieście!
- Nie musisz się obawiać, Rosalie. Zadbam o ciebie i będziesz żyła w dostatku. Dopiero co przyleciałem z Seulu i długo zabawię w Londynie. Zostaniesz ze mną do mojego wyjazdu, a potem kupię ci dom...
Przerwał mu histeryczny śmiech, Rosalie pojęła wreszcie swoje położenie. Śmiech stopniowo przekształcał się w szloch, a łzy płynęły po twarzy dziewczyny strumieniem. Spuściła w dół głowę, a kiedy trochę się uspokoiła, odrzuciła do tyłu włosy i spojrzała na Jeongguka.
- Nie włóczyłam się po ulicach - wyszeptała. - Zgubiłam się i nie mogłam znaleźć drogi.
Patrzył na nią zaskoczony i dopiero po dłuższej chwili odpowiedział.
- Ale przyszłaś tu z moimi ludźmi.
Pokręciła głową. Nic o niej nie wiedział, był tylko kolejnym cudzoziemcem, odwiedzającym Londyn przejazdem. Sławiły ją łzy, bo nie mogła mu wyjawić swego grzechu, że kogoś skrzywdziła.
- Myślałam, że ich po mnie przysłano. Oddzieliłam się od kuzyna i zgubiłam się. Sądziłam, że tych ludzi przysłał mój kuzyn.
Oparła głowę o ścianę, a łzy znowu popłynęły po jej policzkach, spadając na nagie piersi, wciąż wstrząsane cichym szlochem. Zrozumiał, jak bardzo się pomylił, i myślał z lękiem, jakie mogą być tego konsekwencje. Może Rosalie była krewną jakiejś wysoko postawionej osoby? W jej żyłach płynęła azjatycka krew, a jak była córką członka Yakuzy, albo gangu Lee?
- Kim są twoi rodzicie? - zapytał szorstko. - Ktoś tak piękny i dobrze ułożony jak ty musi mieć wysoko postawionych przyjaciół lub pochodzić z wpływowej rodziny.
- Moi rodzicie nie żyją, a ja nigdy nie obracałam się pośród wysoko ustawionych ludzi.
Podszedł do leżącej na podłodze sukni, podniósł ją i odwrócił się do Rosalie.
- Musisz mieć majątek. Taka suknia nie kosztuje parę funtów.
Spojrzała na niego i zaśmiała się ironicznie.
- Nie mam majątku. Mój kuzyn dał mi tę suknię. Pracuję na swoje nędzne utrzymanie.
Popatrzył na kryształki Svarowskiego, które błyszczały na sukni.
- Czy ten kuzyn nie martwi się o ciebie i nie próbuje cię znaleźć?
Rosalie zamilkła.
- Nie - odrzekła po chwili. - Wątpie. Mój kuzyn niezbyt przejmuje się innymi.
Jeongguk uśmiechnął się z ulgą i rzucił suknię na oparcie krzesła. Podszedł do łazienki i stojąc w otwartych drzwiach, wszedł pod prysznic i zaczął się myć. Kilka chwil później odwrócił się i zobaczył, że dziewczyna wstaje z koi. Z zachwytem patrzył na jej piękne ciało, a gdy poczuła jego wzrok i osłoniła się rękoma, zaśmiał się cicho. Zaczął się golić, podczas gdy ona pośpiesznie wyjmowała ze swojej torby bawełnianą bieliznę.
- Nie ma więc powodu, Rosalie, byś nie mogła ze mną zostać jako moja kochanka - rzekł. - Znajdę ci dom w mieście, gdzie będziesz żyła wygodnie, i będę przyjeżdżał do ciebie na odpoczynek. Zaopatrzę cię w pokaźną sumkę, żebyś nie musiała szukać innych mężczyzn. Mam nadzieję, że ci to odpowiada?
Rosalie poczuła, jak bardzo nienawidzi tego człowieka. Jego cynizm i własna straszna pomyłka doprowadziły ją do rozpaczy tak, że miała ochotę krzyczeć i rzucić się na niego. Opanowała się jednak, widząc, że odwrócił się do niej plecami. Teraz! Teraz ucieknę, pomyślała, zapominając, że ma na sobie tylko bieliznę. Przyciskając do piersi swoje rzeczy, z sercem w gardle podeszła ostrożnie do drzwi.
- Rosalie! - krzyknął ostro Jeongguk, odbierając jej wszelką nadzieję. Odwróciła się i zobaczyła jego rozgniewane, prawie czarne oczy. Niedbale dotykał ostrza swojej maszynki do golenia, a Rosalie zamarła ze strachu. - Sądzisz, że pozwolę ci uciec? Jesteś tak wyjątkowa, że żadna inna nie mogłaby cię zastąpić, więc nie mam zamiaru pozwolić ci się wymknąć.
Chłodny spokój w jego głosie wydał się Rosalie gorszy od wściekłego wrzasku ciotki Mary. Trzęsła się, stojąc przed nim, a krew odpłynęła z jej twarzy. Strzelił palcami i wskazał na łóżko.
- Wracaj tam.
Przyzwyczajono ją do spełnienia rozkazów, więc teraz też posłuchała. Wciąż przyciskając do siebie torbę, usiadła na łóżku i patrzyła na Jeongguka z lękiem, jakby spodziewała się, że ten ją uderzy. Rzucił maszynkę na stół. Wycierając twarz ręcznikiem, zbliżył się do dziewczyny i patrzył na nią przez chwilę. Potem odłożył ręcznik na krzesło i zabrał jej rzeczy. Wskazał na bieliznę.
- Zdejmij to.
Przełknęła ślinę.
- Proszę... - szepnęła.
- Nie jestem zbyt cierpliwy, Rosalie - powiedział ze złością. Ręce jej się trzęsły, kiedy odpinała haftki stanika. Zdejmując go szybko, pozbyła się również majtek. Zawstydzona, czuła na sobie jego pożądliwy wzrok.
- Teraz się połóż - rozkazał.
Ułożyła się na pościeli, drżąc ze strachu przed Jeonggukiem i przed tym, co miało nastąpić. Próbowała zasłonić się rękoma, czuła się poniżona swoją nagością.
- Nie rób tego - powiedział, kładąc się obok i przyciągnął ją do siebie.
- Proszę - jęczała. - Nie wystarczy ci, że wziąłeś jedyną rzecz, która była naprawdę moja? Musisz mnie znów torturować?
- Powinnaś pogodzić się z losem kochanki, moja mała, i starać się poznać sztukę miłości. Najpierw udowodnię ci, że to wcale nie musi być bolesne. Dwa razy ze mną walczyłaś, ale tym razem pozwolisz mi robić, co zechcę, i nie będziesz się bronić. Tym razem może ci się to jeszcze nie spodoba, ale niedługo przekonasz się, że mówię prawdę.
- Nie! Nie! - zaprotestowała, próbując się uwolnić.
- Nie ruszaj się - przykazał surowo, kładąc jej rękę na brzuchu.
Dziewczyna przestała się bronić. Nienawidziła Jeongguka, ale znacznie silniejszy od nienawiści był strach. Zdobyła się jednak na to, by zapytać:
- Czy tak właśnie traktujesz swoją żonę?
Uśmiechnął się i wydął usta.
- Nie jestem żonaty, kochanie.
Nie miała już nic do powiedzenia. Leżała spięta, czekając, a on jej nie ponaglał. Łaskotał ją delikatnie, pieścił piersi i schodził pocałunkami na całe ciało.
- Odpręż się - mruknął tuż przy jej szyi. - Leż spokojnie i nie walcz ze mną. Później nauczysz się, jak sprawić radość mężczyźnie, ale teraz tylko leż. Żadne słowa już nie wydobyły się z ust Rosalie. Kiedy biernie poddawała się pieszczotom Jeongguka, całe życie przebiegło jej przed oczami jak przed śmiercią. Cóż złego uczyniła, że tak źle ją traktowano? Jednak nawet wieczny jazgot ciotki Mary był lepszy niż ten rozpustny mężczyzna, który się nią teraz bawił. Schwytana! Uwięziona! Jak ptak w klatce, którego na dodatek bezlitośnie dręczono. Zacisnęła mocno oczy i starała się zachować spokój. Mogła tylko pozwolić Jeonggukowi zrobić, co chciał.
- Czy znowu cię skrzywidzłem, moja maleńka? - spytał kiedy skończył i nasycił się nią do woli - Czy znów bolało?
- Nie - wykrztusiła.
Zaśmiał się pogodnie, uwalniając ją z objęć. Usiadł na łóżku obok niej i przykrył ją z czułością kołdrą.
- Nie wyglądasz na zimną dziewczynę, moja mała - powiedział, głaszcząc jej okrągłe uda - tylko na razie nie jesteś zbyt chętna. Wkrótce będzie ci to sprawiało przyjemność. Na razie staraj się tylko z tym pogodzić.
- Nigdy! - wykrzyknęła przez łzy. - Nienawidzę cię! Brzydzę się tobą! Czuje jedynie do ciebie pogardę! Nigdy w życiu!
- Zmienisz zdanie - zaśmiał się. - Kiedyś będziesz mnie o to błagała.
Odwróciła się do niego plecami i przykryła kołdrą ciaśniej. Wyciągnął dłoń, aby pogłaskać jej pośladki.
- Poczekaj tylko, Rosalie, a zobaczymy, kto z nas miał rację.
Milczała z trudem tłumiąc gniew. Był tak pewny siebie. Wszystko dokładnie zaplanował. Ona mogła co najwyżej błagać o litość, a i to było jak mówienie do ściany. Pozostaje jednak ucieczka. Ta myśl dodała Rosalie otuchy, Gdy tylko nadarzy się okazja, a stanie się to prędzej, czy później, nie będzie się wahała. Uspokojona, położyła głowę na poduszce, jej powieki zrobiły się ciężkie, a sen przyniósł odprężenie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro