3
Stała, patrząc na niego zaskoczona. Dopiero teraz zrozumiała, że zastawił na nią pułapkę. Oczy mężczyzny płonęły w czerwonej twarzy. Obleśny uśmiech wykrzywiał grube usta. Zamknął drzwi na klucz, a potem leniwie pomachał kluczem, jakby bawił się z dzieckiem, po czym schował go do kieszeni szlafroka. Obrzucił dziewczynę pożądliwym spojrzeniem. Jej strach zdawał się go bawić.
- Czego pan chce? - wydusiła.
- Przyszedłem po zapłatę za wyrwanie cię z tej okropnej wsi - odrzekł. Jesteś tak kusząca, że nie mogłem się oprzeć. Dzięki twojej naiwności bez trudu zabrałem się od mojej głupiej siostry. Kiedy już z tobą skończę, pozwolę ci dołączyć do reszty kobiet na drugim i trzecim piętrze. Tam nie będziesz się nudzić. Będziesz jedną z najważniejszych kurew w moim lokalu. Żaden ci się nie oprze, a kto wie może któregoś pięknego dnia, pozwolę ci wyjść za mąż za jedno z moich najzamożniejszych klientów.
Postąpił do przodu, a Rosalie cofnęła się ze strachem.
- Mam zamiar cię posiąść - powiedział zadowolony z siebie. - Nie masz więc powodu ze mną walczyć. Jestem bardzo silny. Mogę użyć przemocy, jeśli taka twoja wola, ale bardziej odpowiada mi uległość.
Potrząsnęła głową.
- Nie - wykrztusiła ledwie żywa ze strachu. - Nie! Nigdy mnie nie dostaniesz! Nigdy!
Oliver zaśmiał się tylko. Rozbierał ją pożądliwym spojrzeniem, tak, że aż przycisnęła rękę do podbrzusza, broniąc się przed natrętnym wzrokiem. Próbowała przemknąć ku drzwiom, ale złapał ją w wpół. Walczyła, ale była znacznie słabsza. Jego usta wędrowały coraz wyżej, a Rosalie odchylała się, jak najmocniej umiała, aby tylko nie dosięgnął jej twarzy. Próbowała go kopnąć, ale szło jej to z marnym skutkiem. Przycisnął ją do stołu jeszcze mocniej, niemal pozbawiając tchu. Przerażona niemal do nieprzytomności, przypomniała sobie o kandelabrze, który stał na komodzie i sięgnęła po niego. Niestety, zamiast chwycić, strąciła go na podłogę. Potem jej dłoń trafiła na nożyk do owoców. Chwyciła go desperacko. Owładnięty żądzą Oliver nie patrzył, na to co robiła Rosalie, dopóki nie poczuł ostrza noża tuż przy swoim boku. Dziewczyna skrzywiła się z bólu, kiedy palce mężczyzny zacisnęły się na jej przegubie, ale się nie poddawała. Nie miała jednak szans - Oliver bez trudu wyjął nóż z jej słabej dłoni. Rosalie przestała walczyć i upadła na podłogę tuż pod stopy pana Moore'a, który runął do przodu wprost na wypolerowaną podłogę. Korzystając z tego, Rosalie poderwała się, gotowa do ucieczki. Wtedy Oliver powoli odwrócił się na plecy. Z powiększającej się wolno czerwonej plany na jego piersi wystawała rękojeść ostrego nożyka do owoców.
- Wy...wyciągnij to - dyszał.
Pochyliła się i z lękiem położyła dłoń na rękojeści, ale zaraz odsunęła się od rannego. Ze strachu przycisnęła dłonie do ust.
- Proszę - charczał - Pomóż mi.
Przerażona, przygryzła własną dłoń i w panice rozejrzała się dookoła. W sercu dziewczyny walczyły obrzydzenie i strach. Jeśli umierał....
- Rosalie, pomóż mi - jęknął jeszcze raz.
Potem ucichł. Nie wiadomo jakim cudem Rosalie odzyskała siłę i spokój. Pochyliła się nad leżącym i wstrzymując oddech, ujęła nóż. Kiedy go wyciągnęła, Oliver westchnął i stracił przytomność. Rosalie chwyciła ręcznik i odchylając poły szlafroka, zaczęła uciskać ranę. Próbowała wyczuć przez materiał bicie serca, ale nic nie umiała poczuć. Przykładając mu dłoń do twarzy, próbowała wyczuć czy oddycha, ale nie nie czując żadnego podmuchu, zaczęła na nowo się bać. Teraz nie czuła już potrzeby, ani siły, by z nim walczyć. Oliver nie żył, a jego zabójczynią była ona. Nie wiedząc, co robić, próbowała sprowadzić pomoc, ale zaraz sobie przypomniała więzienie, które było pełne kobiet, którym nikt nie wierzył, że to był wypadek. Oliver sam upadł na nóż, ale to jej odciski się na nim znajdowały. Wiedziała jedno. Musiała uciec. Drżącymi dłońmi przeszukała kieszenie Olivera i wyciągając klucz, ruszyła w stronę drzwi, uprzednio zabierając torbę z całym jej dobytkiem, który zabrała ze sobą do Londynu. Zjeżdżając windą na dół, starała się, aby nikt jej nie zauważył, a kiedy dotarła do drzwi wejściowych, wybiegła przez nie na ulicę, bojąc się oglądać za siebie. Nie zauważyła tylko bariery, która wyrosła przed nią i od której odbiła się z hukiem. Lądując na ziemi, spojrzała ze zdziwieniem na średniego wzrostu azjatę, który patrzył na nią spod przymrużonych powiek. Podając jej dłoń, pomógł jej wstać, po czym nie wyjaśniając ani słowa złapał ją za rękę.
- Co robisz? - zapytała cicho, na co mężczyzna uśmiechnął się szeroko, ukazując tym samym swój dziąsłowy uśmiech.
- Zabieram cię do mojego szefa - słysząc słowa mężczyzny zadrżała pod jego spojrzeniem. Wiedziała, że znalazła się w pułapce. Mogła tylko starać się być dzielna.
- Yoongi znalezłeś? - słysząc drugi głos obok siebie, dziewczyna nerwowo spjrzała na wyższego mężczyznę, który przyglądał się jej z kwadratowym uśmiechem na twarzy. - Będzie idealna.
- Zabieramy cię tam - powiedział poważnie pierwszy z mężczyzn, którego drugi nieznajomy nazywał Yoongim. Patrząc na duży hotel, który już po przyjeździe wzbudził w niej ciekawość, poczuła dreszcz na swoim kręgosłupie. Idąc przodem z Yoongim, czuła jak drugi mężczyzna idzie za nią, nie dając jej możliwości ucieczki. Zastanawiała się po co prowadzą ją do hotelu. Może to tam znajduje się więzienie dla takich jak ona, co zabiły niewinnego mężczyznę. Zresztą to nie miało już dla niej znaczenia, nic jej już nie obchodziło. Jej życie się skończyło. Posłusznie weszła za niższym z mężczyzn do hotelu, a następnie do winy, która zawiozła ich na 16 piętro. Weszli do jednego z pokoi, gdzie odwrócony tyłem stał wysoki mężczyzna, który na ich widok odwrócił się przodem do wejścia. Gdyby strach nie mącił myśli Rosalie, zwróciłaby pewnie uwagę na jego muskularne ciało i intensywne ciemnobrązowe, prawie czarne oczy, które śledziły każdy jej ruch. Czarne spodnie garniturowe ciasno opinały mu biodra, a biała koszula, rozpięta aż do pasa, ukazywała szeroki, muskularny tors pokryty tatuażami. Nos miał średniej wielkości, który tylko podkreślał jego rysy, twarz szczupła z wyraźnymi kościami policzkowymi, na jednej z nich znajdowała się mała, ale głęboka blizna, która dodawała mu uroku. Usta wąskie, z wyraźniejszą dolną wargą, pod którą znajdował się również mały pieprzyk. To co jednak najbardziej rzucało się w oczy to jego ciemne, duże oczy, które spoglądały na dziewczynę spod czarnej grzywki, luźno opadającej mu na twarz. Kiedy się szeroko do niej uśmiechnął w policzkach ukazały się zarysy dołeczków, na co Rosalie przeszedł dreszcz.
- Dobrze się spisaliście chłopcy - jego cichy, głęboki głos sprawił, że dziewczynie stanęły włoski na rękach - Musieliście pewnie długo szukać.
- Nie, szefie - odpowiedział drugi z mężczyzn, ten od kwadratowego uśmiechu. - Kręciła się w okolicach hotelu. Przyszła chętnie.
Mężczyzna skinął i obszedł Rosalie dookoła, nie dotykając jej. Stała jak zaczarowana, a oczy koloru węgli przyglądały jej się śmiało. W swej cienkiej, prześwitującej sukience, dziewczyna czuła się naga. Pragnęła, by przykryła ją ciemność. Szef, jak nazwali go dwaj mężczyźni, zatrzymał się przed nią z uśmiechem, ale ona spuściła oczy i pokornie czekała na jakiś znak. Była tak przerażona i zmęczona, że niemal straciła poczucie rzeczywistości. To prawda, mężczyzna ten nie przypominał jej znanych wcześniej policjantów, ale uznała, że trafiła do szefa mafii, który miał się z nią policzyć za morderstwo na Oliverze Moore. Zabiła człowieka, więc teraz czekała ją kara za to.
Jej myśli zatrzymały się na tym. Była winna. Schwytano ją. Nie miała nic do powiedzenia na swoją obronę. Nie słyszała, jak zamykają się za nią drzwi, nie zauważyła, że dwaj mężczyźni wyszli. Dopiero słowa szefa sprawiły, że ocknęła się. Zaśmiał się cicho.
- Witam wśród żywych piękna i śmiem zapytać o imię.
- Rosalie - mruknęła cicho - Rosalie Hamilton.
- Ach - westchnął - Malutki, a zarazem przepiękny kwiat, róża i lilia w połączeniu. To piękne imię i pasuje do ciebie. Ja nazywam się Jeon Jeongguk, ale przyjaciele mówią na mnie Kook, albo JK. Czy już jadłaś?
Skinęła głową w potwierdzeniu.
- Może więc odrobina wina? Naprawdę smaczne - dodał, podnosząc jedną z wielu karafek stojących na małym stole.
Powoli potrząsnęła głową i spuściła wzrok w dół. Zaśmiał się cicho i podszedł bliżej. Wziął od niej torbę, którą trzymała i rzucił ją na podłogę obok stolika. Patrzył wciąż na Rosalie, zachwycony jej młodością, urodą i suknią, która wydała mu się błyszczącym welonem okrywającym jej ciało. W złotym blasku, przygaszonego światła, widział przed sobą małą kobietkę, szczupłą z pełnymi, okrągłymi piersiami, które kusząco wypełniały stanik sukni.
Podszedł bliżej i szybkim ruchem objął talię Rosalie. Podniósł dziewczynę i przykrył jej usta pocałunkiem. Poczuła zapach podobny do zapachu whisky, który tak dobrze pamiętała ze swojego rodzinnego domu. Była zbyt zaskoczona, by się opierać. Patrzyła na siebie jakby z boku, tak jakby opuściła własne ciało. Rozbawiło ją, że jego język wsunął się pomiędzy jej wargi, sprawiło jej to nawet przyjemność. Mężczyzna, wciąż uśmiechnięty, odsunął się od Rosalie. Oderwał od niej dłonie, a ona westchnęła zdzwiona, bo jej suknia leżała teraz ba podłodze. Popatrzyła na niego przez ułamek sekundy, zanim pośpiesznie pochyliła się, aby schwycić suknię, ale znowu silne dłonie podniosły Rosalie do góry. Znów była w jego ramionach. Tym razem walczyła, bo w nagłym oślinieniu zrozumiała, do czego zmierzał. Czuła, że przegrywa, bo jeśli uchwyt Olivera Moore'a, wydawał jej się żelazny, to ten mężczyzna cały zrobiony był z hartowanej stali. Nie mogła się uwolnić, zaczęła więc bezładnie uderzać dłońmi o jego tors. Z trudem łapała oddech, kiedy usta mężczyzny wędrowały po jej wargach, twarzy i piersiach. Poczuła jego dłonie na plecach. Z łatwością odpiął haftki jej stanika, który szybko trafił na ziemię wraz z jej majtkami. Na chwilę udało jej się uwolnić z uścisku. Zaśmiał się wesoło i wykorzystał tę chwilę, by zdjąć koszulę oraz skarpetki. Następnie zdjął spodnie i stanął nagi przed dziewczyną.
- Umiesz piękna walczyć, ale nie mam wątpliwości, kto zwycięży.
Oczy płonęły mu jak dwa węgliki, pełne namiętności. Kiedy patrzył ba Rosalie nagą, znacznie piękniejszą, niż sobie wyobrażał. Ona zaś stała bez ruchu, przerażona. Po raz pierwszy widziała nagiego mężczyznę. Gdy postąpił o krok, z piskiem rzuciła się do ucieczki, ale on chwycił ją za ramię. Pochyliła się i wbiła zęby w jego rękę. Syknął z bólu, aa wtedy wyrwała się mu natychmiast. Uciekając potknęła się i upadła wprost na łóżko, zaścielone ciemną pościelą. Prawie natychmiast przycisnął swoim ciałem wijącą się dziewczynę. Każdy jej ruch tylko wzmagał jego determinację.
- Nie - krzyknęła Rosalie. - Zostaw mnie! Zostaw!
Zachichotał i mruknął jej do ucha:
- Och, nie, nie, moja żądna krwi mała dziewczynko. O, nie, nie teraz.
Uniósł się, uwalniając dziewczynę od swojego ciężarku, ale tylko na chwilę. Poczuła jego penisa na swoich udach, a potem wszedł w nią. Jęknęła z bólu, a wtedy Jeongguk zamarł i spojrzał na nią zdumiony. Leżała bez sił na poduszce, kręcąc bezradnie głową. Ostrożnie dotknął policzka dziewczyny i mruknął coś cicho i niezrozumiale, ale ona zamknęła oczy i nie patrzyła na niego. Początkowo poruszał się w niej delikatnie, całując włosy i czoło, pieszcząc ciało dłońmi. Nie mogąc opanować namiętności, stopniowo stawał się coraz gwałtowniejszy. Teraz z każdym jego ruchem Rosalie rozdzierał ból. Łzy nabiegły jej do oczu.
Kiedy przyszło spełnienie i odsunął się od niej, odwróciła się do niego plecami. Leżała, szlochając cicho i przykrywając głowę kątem kołdry. Jeon Jeongguk podniósł się i ze zdziwieniem patrzył na plamę krwi na prześcieradle. Nie pojmował, co się tu naprawdę stało. Spokój dziewczyny i przyzwolenie, kiedy weszła do jego pokoju, potem lekki, przekorny opór, wreszcie płacz i sprzeciw. Czy ta dziewczyna została zmuszona do prostytucji? Kręcąc głową wstał i zakładając na siebie czarny szlafrok, podszedł do stolika i nalał sobie whisky do szklanki. Pił długo i patrzył przez okno na panoramę miasta. Był obcy w tym kraju, ale to to miejsce jego ojciec nazywał domem. To tutaj poznał swoich przyjaciół i współpracowników, którzy zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach, zresztą jak on sam dwa lata później. Jego żona, matka Jeongguka, zmarła dwa miesiące po nim, topiąc się w rzece Han. Osierocili tym samym dwóch synów, a synom przypadła w spadku wielka fortuna. Starszemu Jinowi firma budowlana oraz pieniądze, młodszemu, czyli jemu, dom oraz nielegalny biznes jego ojca. Druga firma, którą kochał nad życie. Zrodzony z upartego i dzikiego ojca, oraz spokojnej, posłusznej oraz cichej matki, Jeongguk miał życie pełne przygód. To w nim ojciec widział swojego następcę. Oprócz charyzmy, siły fizycznej i hardu ducha, posiadał on powiem zdolności przywódcze oraz mądrość, która pozwalała mu ustalać pewne strategie. To mu pozwoliło objąć przywództwo w gangu ojca. Teraz planował osiąść na stałe w Korei i cieszyć się życiem. Przed opuszczeniem Seulu, postanowił, że to będzie ostatnia podróż do Londynu. Zamknie sprawy z panem Lee i znajdzie żonę, która pomoże mu doglądać interesu na miejscu. Miał nawet kandydatkę na żonę. Kang Jia. Nie kochał jej, ale miała wpływy oraz pieniądze. Dzięki niej mógł połączyć dwa gangi i poszerzyć swoje terytorium. Była znana jako rozpustna Jia, ale przy nim udawała niewiniątko. Cnotkę niewydymkę, chociaż wiedział, że sobie niczego w życiu nie żałowała. Zmarszczył brwi, ponieważ zrozumiał, że wcale nie był zazdrosny o tych wszystkich mężczyzn co mieli jego kobietę, przed nim. Wetchnąwszy głośno, odstawił szkło na stolik i położył się w łóżku obok dziewczyny. Delikatnie przykrył Rosalie kołdrą. Ostatnio czego się spodziewał dzisiejszego wieczoru, to dziewica w jego łóżku. Wiedział, że z takimi tylko kłopot, dlatego omijał je szerokim łukiem. Zasypiając obok niewinnej dziewczyny, myślał tylko o jej zapachu i cieple jej ciała.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro