1
22 Luty 2022
Gdzieś na świecie czas płynął szybko, niczym leciał na skrzydłach, jednak na małej angielskiej wsi wskazówki ledwo poruszały się po tarczy zegara.
Zimny podmuch wiatru oraz wirujące płatki śniegu, przypominały o autobusie, który dopiero co odjechał z jedynego przystanku na wsi. Był to jedyny pojazd widziany od kilku godzin w miasteczku. Tuż obok przystanku w starej kamienicy mieściła się piekarnia, nad którą w maleńkim mieszkaniu mieszkała trzyosobowa rodzina. Jeżeli w ogóle można te osoby nazwać tym mianem.
Siedząc na podłodze Rosalie leniwie obracała w dłoni ziemniaki, skrobiąc je raczej, niż obierając tępym nożem. Mieszkała tutaj już sześć lat, ale najchętniej wymazałaby te chwile z pamięci. Nie mogła już prawie przypomnieć sobie szczęśliwych chwil, zanim ją tutaj przywieziono. Czasu dzieciństwa i dorastania, kiedy jeszcze jej rodzice żyli. Mieszkali razem w wielkiej rezydencji w Londynie i bardzo często wyjeżdżali całą trójką do Daegu, skąd pochodziła matka dziewczyny. Modne, ładne stroje, dom pełen miłości i rodzice, którzy zawsze dbali o jej bezpieczeństwo. Tak wtedy było lepiej. Nawet te noce, kiedy zostawała sama, nie wydawały się w tym momencie takie straszne. Mogła zawsze liczyć na telefon od matki, która zapewniała, że niedługo będą w domu, jak tylko skończy się kolacja u jednego z ich przyjaciół. Nie rozumiała tylko dlaczego zawsze po tych kolacjach rodzice wracali w innych ubraniach i często, któreś z nich było ranne. Nie to było najważniejsze. Dla niej liczyło się to, że zawsze po powrocie przychodzili do jej pokoju, aby sprawdzić, czy śpi bezpiecznie i pocałować ją w czoło. Rozumiała chęć spotykania się ze znajomymi, lecz niestety to właśnie w trakcie powrotu z jednej z imprez stracili życie. Wracając do domu, wprost do córki ulegli wypadkowi samochodowemu. Będąc na skrzyżowaniu, uderzył w nich pijany kierowca tira, który wjechał na czerwonym świetle. To ten moment sprawił, że Rosalie oprócz straty uczucia bezpieczeństwa, utraciła również dach nad głową, została oddana na wychowanie do jedynych krewnych, tchórzliwego wuja i kłótliwej ciotki.
Dziewczyna otarła brudne ręce w starą, znoszoną, za dużą bluzę, którą miała na sobie i pomyślała o ciotce Mary, która leżała w pokoju obok i ucinała sobie właśnie popołudniową drzemkę. Niełatwo było z nią żyć. Nic jej nie mogło zadowolić. Nikogo nie lubiła. Matkę Rosalie, żonę swojego szwagra, uważała za gorszą. Urodziła się przecież w barbarzyńskiej Korei, ciotka ciągle myliła Koreę Południową z Północną. Była jedną z tych obrzydliwych kitajców. Tak samo myślała o jej córce. Nie było dnia, by „prawdziwa" Angielka nie przypominała Rosalie, że jest w połowie koreańskiej krwi. Nienawiść tak zmąciła umysł Mary, że zaczęła wierzyć, iż dziewczyna jest czarownicą, albo pomiotem szatana. Prawdopodobnie sprawiła to zazdrość, bo Mary Hamilton nigdy nie była piękna, podczas gdy Rosalie odznaczała się niezwykłą urodą i wdziękiem. Ową urodę odziedziczyła po matce.
Po śmierci rodziców Rosalie ciotka pognała do Londynu, aby zgarnąć cały majątek rodziny Hamiltonów, niestety odbiła się od ściany. Zaradni Nari i James Hamilton wszystko przepisali na córkę. Ta mogła zarządzać fortuną rodziców, od kiedy skończy dwadzieścia jeden lat, albo wyjdzie za mąż. Do tego czasu, ich dobrami miał zarządzać ich bardzo dobry przyjaciel, również koreańskiego pochodzenia Lee Dong Wook. Z racji, że zgodziła zająć się sierotą, otrzymała niewielką sumę pieniędzy, którą miała otrzymywać co miesiąc, aż do ukończenia lat Rosalie, aby ta mogła odziedziczyć majątek. Pieniądze te miały służyć do zapewnienia potrzeb dziewczyny, ale chciwa ciotka wszystko wsadziła do swojej kieszeni, pozostawiając dziewczynie jedynie wisiorek po matce. Srebrny łańcuszek, na którym zwisał wisiorek w kształcie jaskółki w locie. Wszystkie jej dotychczasowe ubrania sprzedała i dziewczynie do ubrania pozostawały za duże ubrania po ciotce, oraz rozciągnięte bluzy wuja.
Dziewczyna rozprostowała bolące kończyny i westchnęła.
- Rosalie Hamilton!
Słowa dochodziły z pokoju obok. Dało się słyszeć skrzypienie łóżka, z którego podnosiła się ciotka.
- Ty mała leniwa dziewucho! Przestań bujać w obłokach i zabieraj się do roboty. Myślisz, że wszystko samo się zrobi, a ty będziesz się lenić? Czy w wielce elitarnej szkole dla bogaczy nie nauczyli cię niczego pożytecznego? Czytanie jakiś wielkich arcydzieł, czy pisanie to nie są praktyczne nauki! Już ja cię nauczę życia!
Potężna kobieta człapała powoli po brudnej podłodze do kuchni, gdzie Rosalie próbowała myśleć o czymś innym.
- Widzisz, co ci to dało? Teraz muszą cię utrzymywać krewni. Twoi rodzice byli na tyle głupi, że wjechali pod koła tira. Myśleli tylko o sobie. Może chcieli uciec przed takim niewdzięcznym bachorem, jakim jesteś. A to wszystko przez tą twoją przeklętą matkę, latawica ożeniła się z nim dla pieniędzy i dała dupy jak ostatnia kurwa, aby tylko urodziło się takie nieszczęście jak ty. - Ostatnie słowa wyrzuciła z siebie jak przekleństwo. - Żeśmy próbowali mu powiedzieć, żeby się nie żenił, ale nie słuchał. Musiał sobie wziąć tą przeklętą Nari!
Rosalie już tyle razy słyszała te złe słowa na temat swoich rodziców, że znała je już na pamięć. Nie pozwoliła, aby te przekleństwa zmąciły jej pamięć o rodzicach. Ona sama wiedziała, jacy byli i wciąż pamiętała ich miłość.
- Byli dobrymi rodzicami - odparła tylko, biorąc ponownie ziemniaka do ręki. To był już ostatni.
- To twoje zdanie, panienko - mówiąc ostatnie słowa z przekąsem, spojrzała na sierotę przed sobą - Widzisz w co cię wpakowali? W przyszłym miesiącu kończysz dwadzieścia jeden lat. Nie masz dalej nic. A majątek, który ci obiecali to zwykłe oszustwo. Stracili wszystko wraz ze swoją śmiercią. Bez pieniędzy, ani urody, której nie posiadasz, nigdy nie znajdziesz chłopa, który się z tobą ożeni. Jesteś nikim! Nie wiem już co z tobą robić, żebyś się nie włóczyła. Tu w tej wiosce wszystkie chłopy wiedzą, kim była twoja matka. Zwykłą kurwą. Ty jesteś taka sama! A ja nie chcę w tym domu żadnych bachorów!
Rosalie siedziała skulona, a ciotka wciąż wrzeszczała, przeszywając ją świdrującym spojrzeniem i kiwając groźnie palcem.
- To sprawa szatana, że jesteś do niej taka podobna! Upodobał sobie twoją matkę, a teraz czas na ciebie! Tak jak Nari zrujnowała twojego ojca, tak i ty zrujnujesz każdego chłopa, co na ciebie spojrzy. Dzięki Bogu, że zesłał on cię do mnie. Już ja cię naprostuję. Zaczęłam od tych diabelskich szmat, które nawiozłaś ze sobą i dobrze ci w ubraniach po mnie i wuju. Wyglądasz, chociaż na porządną!
Mimo przygnębienia Rosalie prawie wybuchnęła śmiechem. Stare ubrania przypominały na niej worek na ziemniaki, ponieważ ciotka Mary była dwa razy większa i cięższa od niej. Ciotka zauważyła minę dziewczyny i parsknęła.
- Ty niewdzięczna mała nędzarko! Gdzie byś dziś była, gdybyśmy cię z wujem nie przygarnęli? Jakby twoi rodzice myśleli chociaż trochę, to zaaranżowaliby ci małżeństwo, ale nie oni woleli cię chować jak potulną laleczkę! Umrzesz jako stara panna, już ja o to zadbam!
Mary wróciła do swojego pokoju, bo jak tłumaczyła, drzemka musi pomóc odzyskać jej zszargane nerwy, rzucając na odchodnym ostrzeżenie, by Rosalie się pospieszyła, bo jak nie, to poczuje kij bejsbolowy. Dziewczyna, która niejednokrotnie czuła na plecach razy wymierzone przez ciotkę, nie śmiała już nawet westchnąć, choć była bardzo zmęczona. Wstała wcześnie rano, aby przygotować wszystko na przyjazd brata Mary, który miał się pojawić dzisiaj wieczorem.
Zaraz po telefonie od brata, ciotka kazała Rosalie wysprzątać cały dom i przygotować jedzenie. Sama nawet raz czy dwa przyłożyła rękę do przygotowań, ustawiając filiżankę na spodku. Rosalie jedyne co wiedziała o tajemniczym gościu, to to, że ciotka Mary bardzo go ceniła. Słyszała o nim wiele wspaniałych opowieści i domyślała się, że brat to jedyna istota ludzka, która choć trochę obchodziła ciotkę. Wuj John potwierdził domysły Rosalie, mówiąc jej, że nie ma rzeczy, której Mary nie zrobiła dla brata. Było ich tylko dwoje. Dwanaście lat starsza Mary wychowywała brata od czasu jego narodzin, ale minęło już siedem lat, od kiedy ostatni raz ten ją odwiedził.
Wskazówki zegara wskazywały godzinę siedemnastą, kiedy w końcu Rosalie skończyła przygotowania. Ciotka Mary jeszcze raz sprawdziła, czy dziewczyna wywiązała się dobrze z wszystkich obowiązków.
- To już siedem lat minęło, od kiedy widziałam brata. Wszystko musi błyszczeć i być idealne na jego przyjazd. Mój Olly przywykł do wielkomiejskiego życia w Londynie i nie chcę, aby coś mu się tu nie spodobało. On nie jest jak twoi rodzice. On ma głowę na karku i bardzo dużo pieniędzy. Nigdy by nie zostawił swojego dziecka, aby biedowało. Nie siedzi również bezczynnie na dupie jak twój wuj, który udaje, że pracuje w piekarni na dole. Wszyscy w Londynie go znają, w końcu prowadzi najbardziej znany klub na całym świecie. Pisali o nim nawet w gazetach.
Na koniec swojego monologu wychwalającego brata, rozkazała Rosalie pójść się umyć.
- I na materacu zostawiłam ci różową sukienkę, włóż ją, nie chce, żeby mój brat zobaczył cię w tych szmatach.
Rosalie odwróciła się zaskoczona, przez sześć lat od kiedy tu zamieszkała nie dostała ani jednej sukienki od ciotki. Jednak na myśl o czymś w innym kolorze niż czarny czy szary, uśmiechnęła się radośnie.
- O, widzę, że jesteś zadowolona. Myślisz tylko o swoim wyglądzie! Nic nie zmieni faktu, że jesteś dzieckiem szatańskim! Tylko miłosierny Bóg wie jakim ciężarem i nieszczęściem dla mnie jesteś! A i jeszcze jedno. Upnij włosy, tak będzie lepiej.
Wchodząc do małej łazienki, zamknęła pospiesznie za sobą drzwi i odkładając sukienkę na pralkę, pospiesznie rozebrała się do naga i weszła pod prysznic. Nie czekając aż woda się ogrzeje, w pośpiechu umyła się w zimnej wodzie. Stając owinięta w sam ręcznik, przed lustrem, pozwoliła sobie na buntowniczą minę. Była zła, ale nie na ciotkę, tylko na siebie. Była tchórzem. Nie umiała się zbuntować. Wycierając do sucha ciało, założyła bieliznę i sukienkę, która była bardzo krótka. Materiał ledwo zakrywał jej tyłek, a dekolt był głęboko wycięty. Zaciągając dół sukienki do dołu, próbowała zakryć nogi, które teraz całe były na wierzchu. Niestety nie miała niczego innego na przebranie. Wzdychając ciężko pod nosem, wzięła szczotkę do ręki i zaczęła szczotkować, długie do pasa, czarne włosy, które następnie upięła w niskiego koka, pozostawiając dwa swobodne pasma po bokach twarzy. Przyglądając się swojemu dziełu, uśmiechnęła się delikatnie. Wyglądała lepiej, niż się spodziewała.
Przy drzwiach od łazienki dały się słyszeć kroki, a następnie głęboki, suchy kaszel palacza. Kiedy Rosalie wyszła na korytarz, wujek właśnie odpalał zapalniczką kolejnego papierosa. John Hamilton nie dbał o swój wygląd. Jego ubranie było brudne, zaróno nosiło ślady mąki jak i tłuszczu. Kiedy tak stał, pochylony i zniszczony ciężką pracą, wyglądał na znacznie więcej niż swoje pięćdziesiąc lat. Ale sprawił to nie tylko codzienny trud. W równym, a może nawet większym stopniu przyczyniła się do tego ciotka Mary, jego kłótliwa, despotyczna żona, która nie szczędziła mu obelg, upokorzeń, a nawet batów. Spoglądajac na bratanicę, coś na kształt bólu przebiegło przez jego twarz. Wyraz jego twarzy szybko uległ zmianie i już po chwili uśmiechnął się szeroko.
- Pięknie dziś wyglądasz, moje dziecko. To z okazji wizyty Oliwiera?
- Ciocia Mary kazała mi się w to ubrać - odparła dziewczyna.
- Tak, to bardzo w jej stylu - westchnął smutno. - pragnie, żeby był zadowolony, ale to zimny, bezduszny człowiek. Kiedy raz wybrała się do Londynu, aby go odwiedzić, nie chciał się nawet z nią spotkać. Wstyd mu było. Ma bardzo bogatych przyjaciół i woli nie przyznawać się do ubogiej krewnej, która tym bardziej jest jego siostrą.
- Rozumiem wuju - powiedziała powoli, podchodząc bliżej Johna. Wielokrotnie próbowała znaleźć w nim podobieństwo do swojego ojca, ale oprócz niebieskich oczu, które ona również odziedziczyła nic mu w nim, go nie przypominało.
Rozdział miał być dopiero wstawiony w następnym tygodniu, ale stwierdziłam, że zrobię wam prezent świąteczny;) Tak więc Zdrowych i Spokojnych Świąt, ale przede wszystkim zdrowia, które u wielu osób w tym momencie zaniemogło ;) Napełnijcie brzuszki najlepszym jedzonkiem i spędźcie miły czas z rodziną. Wesołych Świąt <3
Ps. Kolejny rozdział będzie w następny poniedziałek;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro