Just smile | Hunhan
Tytuł: Just smile | Hunhan
Gatunek: Fluff
Długość: 1847 słów
Opis: ❝Gdzie Sehun jest jedyną osobą, którą Luhan dopuścił do siebie na tyle blisko, aby otworzyć przed nim swoje serce.❞
Luhan rzadko kiedy rozmawiał z kimś poza swoją rodziną, a w szkole zawsze siedział gdzieś sam w kącie. Nie lubił być w centrum uwagi i zdecydowanie lepiej czuł się na uboczu, w cieniu wszystkiego, niczym szara, cicha myszka chowająca się pod miotłą.
Właśnie dlatego nie wiedział, jak powinien się zachować, kiedy po przeprowadzce do Seulu, na przerwie w nowej szkole podszedł do niego Sehun.
— Ty jesteś nowy w naszej klasie, prawda? Oh Sehun, miło mi cię poznać! — Uśmiechnął się ciepło siedemnastolatek, wyciągając rękę w kierunku dopiero co poznanego kolegi.
Wtedy Luhan jedynie wymamrotał ciche „Cześć" i szybko się oddalił, wlepiając wzrok w swoje nogi. Czuł się z tym źle. Czuł się źle z tym, że nie umiał normalnie przyjąć czyjejś życzliwości, tylko od razu się peszył i wracał w swoje zacisze, gdzie nikt mu nie przeszkadzał.
Następnego dnia chłopak także do niego zagadał, tym razem doganiając go zaraz po wyjściu ze szkoły.
— Nie mieszkasz przypadkiem w Jungnang-gu? Mam wrażenie, że widziałem cię wczoraj, jak wracałeś. Chyba mieszkamy niedaleko siebie. Chciałbyś może wrócić dzisiaj razem?
I znowu ten uśmiech. A Luhan znowu uciekł – kręcąc pospiesznie głową, niewyraźnie wymamrotał, że ma coś do załatwienia i nie wraca jeszcze do domu. Właśnie dlatego wsiadł do pierwszego lepszego nadjeżdżającego autobusu, nawet nie sprawdzając numeru ani rozkładu jazdy. Nie wiedział, gdzie się kieruje, po prostu jeździł przed siebie, licząc upływające minuty z szybko bijącym sercem i obawą przed niczym konkretnym.
Luhan się bał.
Bezpiecznie czuł się jedynie w zaciszu swojego domu, a dokładniej w swoim pokoju – strefie, do której mało kogo wpuszczał. Była jego małym azylem i miejscem, o którym marzył podczas przebywania na zewnątrz. Czasem jednak zdarzało mu się być na świeżym powietrzu – czytać książkę na tarasie albo słuchać muzyki, leżąc na kocu w ogrodzie. Czasem czuł się na tyle dobrze, że załatwiał domowe sprawunki, idąc coś kupić bądź odebrać z naprawy.
W piątek popołudniu również się na to zdecydował, chcąc odciążyć od obowiązków spracowaną rodzicielkę. Wracał niespiesznym spacerkiem, trzymając ciężka torbę i co jakiś czas przekładając ją z ręki do ręki, aby dać im odpocząć.
Być może gdyby wiedział, z czym będzie musiał się zmierzyć, tym razem odpuściłby pomoc i został w swoim azylu, ale nie dało się tego odwrócić. Nie, kiedy on już go zauważył.
— Luhan?! To ty?!
Chińczyk zamarł, słysząc z boku znajomy głos. Przez chwilę nie był w stanie wykonać żadnego ruchu, a następnie odwrócił się powoli w stronę ogrodzenia domu, obok którego właśnie przechodził, i natrafił wzrokiem na nikogo innego jak właśnie Sehuna.
— Czyli się nie myliłem, musisz gdzieś tu mieszkać. Będę miał od kogo brać zeszyty, kiedy mnie nie będzie. — Zaśmiał się radośnie, na co Lu jedynie nieznacznie uniósł kąciki ust w czymś, co miało imitować uśmiech. — Który to dom? — spytał wyższy i wychylił się nieco, aby się rozejrzeć po części ulicy, w stronę której szedł chłopak. — Ten biały? Żółty? A może błękitny?
— Biały z tym drzewem na podwórku — mruknął cicho. — Muszę iść... niosę składniki na obiad. — Dla demonstracji z trudem uniósł torbę.
— Pomóc ci? — zaoferował od razu.
— Nie trzeba, poradzę so...
— Oj tam, to tylko paręnaście metrów. — Wywrócił oczami Oh i szybko wyszedł na chodnik, odbierając zakupy od Luhana. — Wyglądasz na zmęczonego, więc pozwól sobie pomóc.
Niższy kiwnął głową i pozwolił mu wziąć torbę, następnie ruszając z nim ramię w ramię w kierunku swojego domu. Przy okazji słuchał o tym, jak to Sehun cieszy się, że mieszkają tak blisko i że kiedyś muszą ten fakt wykorzystać. Chińczyk tylko kiwał głową, nic nie odpowiadając, jakby już przewidywał, że takie coś nie będzie miało miejsca.
— To jak, może kiedyś do mnie wpadniesz? Obejrzymy jakieś filmy i zjemy przekąski. Lubisz filmy? Co ja mówię, każdy je lubi. — I ponownie rozbrzmiał perlisty śmiech. Luhan pomyślał, że jest naprawdę miły dla ucha i mu się podoba. Mógłby go słuchać częściej.
— Może... — powiedział, byle tylko nie wyjść na niegrzecznego, w drugiej kolejności biorąc torbę. — Dziękuję za pomoc. — Skłonił się i ruszył szybkim krokiem w kierunku drzwi wejściowych.
— Do zobaczenia w poniedziałek w szkole! — Usłyszał za sobą głos bruneta, już chwilę później zamykając za sobą drzwi.
Cały weekend myślał o feralnym poniedziałku, ale o dziwo, kiedy zobaczył go w szkole, wcale nie czuł się tak bardzo zawstydzony i zdenerwowany, jak myślał, że będzie. Nawet był w stanie nawiązać z nim rozmowę – krótką bo krótką, ale jednak rozmowę. Plusem było to, że Oh był naprawdę gadatliwy, dzięki czemu Luhan nie musiał mówić zbyt dużo, a po prostu wsłuchiwał się w jego lekko zachrypnięty głos i co jakiś czas mu odpowiadał bądź pytał o coś niepewnie.
Po jakimś czasie towarzystwo wyższego przestało go tak bardzo dezorientować i peszyć, a wręcz stało się to niejaką normą, kiedy podczas przerw nie szedł z innymi na stołówkę tylko z nim gdzieś przed szkołę albo po prostu zostawał na korytarzu.
W czasie okienka między lekcjami zdecydowali się pójść do biblioteki, gdzie byli jedynymi bywalcami, i oczywiście zająć miejsce w nieco oddalonym miejscu, wręcz ukrytym za regałami. Nie odzywali się – Luhan przeglądał swoje notatki z koreańskiego, a Sehun z matematyki, starając się cokolwiek rozumieć z ciągów liczb i symboli, które były dla niego chyba trudniejsze do rozszyfrowania nawet od chińskich znaków jego kolegi, które ten lubił czasem pisać na marginesach swoich zeszytów. Co jakiś czas jednak patrzył na niższego, intensywnie myśląc o czymś, co go zastanawiało od dłuższego czasu, ale wtedy nie chciał mówić tego na głos i cóż, może w końcu powinien.
— Masz fobię społeczną?
Luhan zatrzymał się w połowie zdania i powoli, bardzo niepewnie podniósł głowę, aby spojrzeć na wpatrującego się w niego Koreańczyka. Ze zdenerwowania zacisnął palce na cienkich stronach, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Zaczęło mu szumieć w uszach i nie wiedział, jak powinien zareagować – nie chciał kłamać, ale nie potrafił potwierdzić. Po prostu czuł się z tym źle.
Sehun natomiast uśmiechnął się delikatnie i łagodnie.
— Tak myślałem. Nie przejmuj się, nie powiem o tym nikomu. — Puścił mu oczko i na nowo zagłębił się w swoich notatkach, nie podnosząc wzroku, nawet jeśli Chińczyk wpatrywał się w niego jeszcze przez jakiś czas, zanim powrócił do nauki.
Poczuł się dziwnie spokojny.
***
Po upływie paru tygodni Luhan zaczął czuć się przy nim na tyle swobodnie, że uśmiechał się znacznie częściej, tak jak i więcej mówił, a wręcz rutyną stało się zapraszanie go do domu i spędzanie wspólnego czasu po lekcjach. Może i nie wychodził jeszcze na miasto, przynajmniej nie z kimś innym niż z Hunem, ale przy nim stawał się pewniejszy i powoli, stopniowo przełamywał swój strach przed resztą społeczeństwa.
Dwa lata później, kiedy już studiowali i mieszkali we dwójkę we wspólnie wynajmowanym mieszkaniu, było już znacznie, znacznie lepiej – fakt, ze Chińczyk dalej miał uprzedzenia, często był niepewny i najzwyczajniej w świecie się bał, ale także powiększył swoje i tak wciąż skromne, jednak zaufane grono znajomych, częściej też wychodząc z nimi nawet wtedy, kiedy akurat Oh nie mógł im towarzyszyć.
W ciągu tego okresu czasu znacznie się do siebie zbliżyli. Może i byli tylko najlepszymi przyjaciółmi, ale Luhan był pewien, że widzi w brunecie kogoś więcej – kogoś, w kogo objęciach chował się, kiedy było mu źle albo doskwierał mu chłód. Kogoś, kto zawsze służy ramieniem do wypłakania się i słowami rady, kiedy potrzebuje wsparcia. Kogoś, kto głaskał go po głowie i opowiadał bajki, kiedy ten nie mógł zasnąć przez strach, nadmierny stres czy też pogodę za oknem. Kogoś, kto zawsze jest. Po prostu.
Ich ulotne spojrzenia, chwilowe zetknięcia dłoni i wymieniane w towarzystwie delikatne spojrzenia były tym, co w tym momencie wystarczało Luhanowi – a może jedynie myślał, że mu wystarczało, w rzeczywistości pragnąc czegoś, o co jeszcze na początku liceum by się nie posądził.
Nie lubił rozstawać się z nim na dłuższy czas, dlatego kiedy dowiedział się o wymianie uczniowskiej do Japonii, w której miał wziąć udział Sehun, powstrzymywał łzy, aby tylko nie dać po sobie poznać, jak go to ruszyło. To prawda, że było lepiej, ale tak nasilona fobia to nie jest coś, czego całkowicie można się wyzbyć w ciągu niespełna dwóch lat, a świadomość, że zostanie tu sam aż na 2 miesiące sprawiała, że od razu czuł się mniej pewnie i wręcz krucho.
Na ostatnie dwa tygodnie przed wyjazdem nie odstępował go praktycznie ani na krok, chcąc się nacieszyć jego obecnością. Natomiast w dniu wyjazdu przybrał na twarz słaby uśmiech, aby nie niepokoić niepotrzebnie przyjaciela, który tak długo czekał na ten wyjazd. Chodził tak podenerwowany, że nawet nie zorientował się, kiedy stali na peronie.
I na widok uspokajającego spojrzenia chłopaka, sam nie wiedział, na co bardziej miał ochotę – rozpłakanie się czy zwyczajne wtulenie w jego klatkę piersiową. Prawdopodobnie na oba.
— Masz napisać, jak tylko będziesz na lotnisku, jak wsiądziesz do samolotu, jak wylądujesz i jak dojedziecie na uniwersytet, czy to jasne?
Sehun zaśmiał się cicho, ściskając delikatnie jego drobne ręce, które teraz trzymał.
— Powtarzasz mi to już piąty raz. Oczywiście, że jasne.
— Po prostu się martwię — wymamrotał, spuszczając wzrok.
Po chwili rozbrzmiał komunikat z prośbą o wejście pasażerów do pociągu, który jechał do Incheon. Luhan zacisnął zęby i z ulgą przytulił się mocno do wyższego, kiedy ten przygarnął go do siebie, jednocześnie głaszcząc po plecach.
— Poradzę sobie, Lu. I ty też. — Odsunął się po dłuższej chwili i klepnął go w ramię z pocieszającym uśmiechem.
Wziął walizkę i ruszył tyłem w kierunku pociągu, aby móc patrzeć na wpatrującego się w niego Luhana. Ustawił się zaraz za drzwiami, ale tak, aby nie przeszkadzać innym wchodzącym. Chińczyk przygryzł wargę i odetchnął głęboko, walcząc z myślą, która go naszła dosłownie przed chwilą, niczym impuls.
Słysząc komendę konduktora o tym, iż drzwi za chwilę zostaną zamknięte, podjął szybką decyzję.
— Sehun! — krzyknął, kiedy ten już odwracał się, aby zająć miejsce, jednak się zatrzymał, słysząc głos przyjaciela, i wychylił nieco poza drzwi, przytrzymując jedną dłonią drążek obok, aby utrzymać równowagę.
Kompletnie nie przewidywał, że Luhan złapie go za poły kurtki i przyciągnie do dość mocnego, czułego pocałunku, przez co oddał dopiero po chwili, układając wolną rękę na talii mniejszego i wkładając w to więcej uczucia oraz jeszcze bardziej pogłębiając. Lu poczuł, jak kręci mu się w głowie od nowego doznania, a odsunęli się od siebie dopiero z gwizdem maszynisty, obaj z wypiekami na twarzy, nieco rozszerzonymi oczami, a nawet nierównym oddechem.
— Będę za tobą tęsknił — szepnął niższy, czując obijające się o klatkę piersiową serce.
— To tylko dwa miesiące. — Uśmiechnął się Oh i odsunął, co przy okazji uczynił także i brunet, zachowując bezpieczną odległość, jako iż drzwi właśnie zostały zamknięte, a pociąg ruszył ze stacji.
Chłopak jeszcze jakiś czas po zniknięciu pojazdu wpatrywał się w kierunek, do którego zmierzał, zbierając myśli i uspokajając się po tym, co zrobili, a do czego to właśnie on doprowadził. Świadomość, że pocałunek wyszedł z jego inicjatywy, przyniósł mu jeszcze większą satysfakcję i samozadowolenie oraz niejaką dumę z samego siebie.
Rzeczywiście. To nie aż dwa miesiące, to tylko dwa miesiące. Dwa miesiące pisania, rozmawiania od czasu do czasu na chacie video i oczekiwania na powrót do tego drugiego. Dwa miesiące, które także przetrwają razem, mimo iż na odległość.
A potem Sehun przyleci i wszystko wróci do normy. No... może nawet lepiej niż normy. Znacznie, znacznie lepiej.
Luhan poprawił szalik, który dostał od Koreańczyka rok temu na gwiazdkę, i opuścił peron z wręcz nienaturalnie szerokim jak na niego uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro