Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Niespodziewany trójkąt

Dwa dni później, korzystając z dnia wolnego od pracy w schronisku, Baekhyun zajął kremową kanapę Junmyeona, decydując, że będzie ona jego całodniową towarzyszką. Przyjemny w dotyku materiał i miękkość, którą było czuć przy każdym ruchu, skutecznie zagwarantowały jej miano ulubionej kanapy kiedykolwiek.

Baekhyun naprawdę cenił sobie wygodę. Przy czym wyjadanie pysznego jedzenia z nie swojej lodówki było dodatkowym atutem, a Jun przynajmniej nie będzie musiał martwić się o zepsute resztki. To jest właśnie łączenie przyjemnego z pożytecznym.

— Długo jeszcze? — No tak, należało dodać, że wyjadanie to spowodowane było tylko i wyłącznie nudą.

Junmyeon jak zwykle zajmował się swoim blogiem, chociaż z tego co Baekhyun zdążył już zauważyć, tym razem robił zdjęcia. Wnioskował to głównie po jedzeniu, leżącym na stole i nachylającym się nad nim Koreańczykiem, który od trzydziestu minut z zawziętością celował w nie aparatem. Niestety, coś mu nie wychodziło, bo ciche przeklinanie było jednak całkiem słyszalne.

— Nie wiem — odparł, po raz kolejny próbując zrobić idealne zdjęcie. Nadal graniczyło to z cudem. — Zaczekaj tutaj, a ja idę po drugi aparat. — No i wyszedł, zostawiając Baekhyuna z jego kolejnym celem na tę chwilę.

—Ja nigdzie się nie ruszam. — Cóż, może to nie do końca było prawdą. Bowiem młodszy chłopak, mówiąc to podniósł się z kanapy, żałując, że nie ma ona jakichś kółek, dzięki którym mógłby jej nie opuszczać i podkradł się do kuchennego stołu.

Pierwszym co zobaczył było jakieś bliżej nie określone, ale pysznie wyglądające danie, który chyba powinno być ciepłe. Oczywiście jak można było się domyśleć, jego ciepło uleciało prawdopodobnie w chwili, kiedy Junmyeon uwieczniał je pewnie po raz piąty. Co i tak w porównaniu do ilości zdjęć, jakie uzyskał do tej pory, było zaledwie początkiem.

Miało to dla Byuna nieco mniejsze znaczenie. Natomiast tym, co liczyło się najbardziej było ciche podkradnięcie tego tajemniczego dania z nadzieją, że nie wywoła ono równie tajemniczej choroby. Ale w tym przypadku to łakomstwo wygrywało.

— Skubnę cię tylko troszeczkę — zanucił, podbierając jedzenie palcem, a następnie lekko przygładził, by nie było widać niewielkiego ubytku. Junmyeon nie zauważy, prawda?

Chwilę później powrócił do kanapy, na której położył się wygodnie i dopóki jego przyjaciel przewracał kolejne rzeczy w swoim pokoju, mógł spokojnie cieszyć się kojącą go wygodą. Sytuacja uległa zmianie, kiedy usłyszał zamykające się drzwi, a następnie Kima przechodzącego niedaleko niego.

Niemal od razu skierował się ponownie do stołu, przy którym starał się wcielić w życie swój plan, dotyczący posta na instagramie, który zdobędzie miliony serduszek i zachwyci wielu, ale to naprawdę wielu ludzi. A Junmyeon, kiedy coś postanowi to tak rzeczywiście jest. Albo przynajmniej będzie.

Jednak coś mu nie pasowało. Jakby jakiś mały szczegół zaburzał całą perfekcyjną aparycję jego kadru. Co tu jest nie tak? — pomyślał, przybliżając twarz do dania.

COŚ.TU.NA.PEWNO.JEST.NIE.TAK.

Junmyeon był bliski osiągnięcia jakiegoś wcześniej nieznanego pułapu zirytowania, bo kiedy on nie potrafił rozwiązać jakiejś zagadki, nie mógł tego zrobić już nikt. I to nie tak, że był zapatrzony w siebie. To po prostu jego obiektywna, ale oczywiście prawdziwa i zgodna z prawdą opinia. Przecież nie mógłby rozsyłać nieprawdziwych informacji. I co z tego, że to wszystko brzmiało jak masło maślane? Być może rzeczywistość uwielbiała masło. Albo Junmyeona.

Kim potrząsnął głową, twierdząc, że to na pewno chodziło o niego. Nie o żadne masło, które jakby nie było wymyślił sam. Zresztą nieważne! Teraz sprawa ciasta była najważniejsza, a on na pewno odkryje to, co burzy jego niezastąpione poczucie estetyki.

Z kolei z drugiego końca kanapy Baekhyun nadal obserwował Junmyeona, próbując nie zaśmiać się z min, które robił co chwilę. Pewnie znowu nad czymś intensywnie myślał, jego szare komórki nie wytrzymywały, a nerwy — będąc wspaniałymi przyjaciółmi — postanowiły zemścić się za katusze ich wiernych kompanów. No a twarz Junmyeona była tylko biedną ofiarą, która w tamtym momencie nie miała nic a nic do gadania.

— Byun.Baek.Hyun — Oho, on już zna ten grobowy ton. Czas uciekać.

Halo? — Przyłożył telefon do ucha, udając, że prowadzi niezwykle ważną rozmowę. — Pożar? Naprawdę? Co?! Dom się wali? — Baekhyun, ty geniuszu. — Tak, tak, już biegnę!

I gdyby ktoś kiedykolwiek zastanawiał się czy możliwe jest istnienie ludzkiej wersji rakiety, poruszającej się z zawrotną prędkością to Baekhyun byłby w tej chwili zaprzeczeniem wszelkich wątpliwości. Bo on pędził, jak jeszcze nigdy wcześniej. Nie spodziewał się tylko, że istnieje osoba, która bez problemu taką baekhyunową rakietę będzie w stanie zatrzymać. Wydawało się nawet, że dla Junmyeona nie było to najmniejszym problemem.

Byun Baekhyun, twój czas dobiegł końca.

— Byun, mnie nie oszukasz. — Ton głosu Junmyeona wywołał dreszcze na plecach młodszego chłopaka. Wędrowały sobie po ich całej płaszczyźnie niemal krzycząc, jak bardzo tam pasują, przy okazji przerażając Baekhyuna jeszcze bardziej.

Czasami naprawdę miał wrażenie, że zwariuje, żyjąc w pobliżu Kima. To trochę jak toksyczny związek, tyle że w wydaniu przyjacielskim. W co on się wpakował?

— Nie? — Okej, to chyba nie był najlepszy pomysł na odpowiedź. — Ee... To znaczy, nie żebym próbował, hyung! No przecież. Dlaczego miałbym?

Chociaż to chyba on sam doprowadzał się do utraty zdrowych zmysłów. Byun Baekhyun nie zawsze wiedział, kiedy się zamknąć.

Tym razem jednak to Junmyeon postanowił zachować milczenie, podejmując kolejne próby wykonania idealnie zdjęcia. Baekhyun natomiast, korzystając z tego, że jego przyjaciel nie zwraca na niego najmniejszej uwagi, podwędził z lodówki jakiś jogurcik, z którym później wrócił do swojej ulubionej kanapy kiedykolwiek. I tak spędził kolejne dwie godziny.

On, kanapa, jogurcik i jakaś drama w telewizji.

W praktyce idealny plan Baekhyuna zaczął ulegać powolnej autodestrukcji sekunda po sekundzie, zaczynając od momentu, w którym jego jogurt skończył się zdecydowanie za wcześnie i nie tak, jak on to przewidywał.

Wkrótce doszedł do tego Sehun, który pisząc wiadomości z prędkością wystrzału pocisków przez karabin maszynowy, narzekał na "niesamowicie, a raczej cholernie nudne wykłady prowadzone przed profesorka, który sam nie ma chyba pojęcia o czym mówił". A przynajmniej chyba to jego przyjaciel chciał mu przekazać. Baekhyun nie był pewien, bo zgubił się po trzecim esemesie, pełnym nienawiści do wykładowcy.

A później nadszedł jeszcze czas na rozwiązanie zagadki stworzonej przez Chanyeola.

Chociaż, pragnąc być bardziej zgodnym z prawdą, powinien przyznać, że na odpowiedź natknął się całkiem przypadkiem. W końcu to wcale nie tak, że przypomniał sobie słowa Chanyeola, które nagle wydały się mieć jakieś głębsze czy ukryte znaczenie.

Co to, to nie. On tylko szukał numeru pewnego znajomego, którego Sehun akurat potrzebował, zamiast tego znalazł subtelne "Zadzwoń tutaj, Krasnalu".

Pff! Jeszcze czego, zmusiłby go do jakiegoś seks-telefonu i co wtedy? Zresztą Baekhyun nigdy nie lubił dzwonić. Był raczej z tych, którzy pozostają wierni wiadomościom, dlatego też napisał jedną, krótką i niewinną. Co by tamten wysoki, nazywający go krasnalem człowiek nie pomyślał, że Byun polubił go jakoś bardzo. Choć wydawał się całkiem okej.

— A ty co tam tak się szczerzysz do tego telefonu, co? — No tak, przecież Junmyeon nie zniknął, jednak zaskakująca cisza z jego strony pozwoliła Baekowi w to uwierzyć. Zaskakujące, jak ten gad może się kamuflować.

Czego chłopak nie wiedział to to, że Kim już od dłuższego czasu przyglądał się swojemu przyjacielowi. Miał nawet skrytą nadzieję na to, by uśmiech ten wywołany był przez jego brata, bo wtedy jego zadanie byłoby niezwykle ułatwione. Jednak znowu, on sam nie miał pojęcia, że radosny grymas nie był wcale dziełem Sehuna. I dokładnie tutaj wszystko zaczynało się komplikować.

~♡♡♡~

Chanyeol wcześniej nie przypuszczałby, że dzień pozbawiony jakiekolwiek ruchu może być czymś, czego tak bardzo potrzebował. Koreańczyk raczej zwykł prowadzić dość zdrowy tryb życia, choć nadal nie mógł zaliczać się do tych „fit" instagramowiczów, którzy co i raz dodawali zdjęcia kosmicznie wyglądających i zapewne niezwykle drogich przystawek.

Kosmicznie, bo w końcu jak można inaczej można nazwać coś, co jest ułożone w jakieś geometryczne, okrągłe lub równe jak od linijki kształty? Nie wspominając już o tych szczególnych przypadkach, kiedy jedzenie przypominało jakieś (chyba w zamyśle artystyczne) stosiki.

Natomiast przystawek, no bo cóż... Malutka plamka sosiku, kawałeczek suchutkiego mięska i jakiś listek raczej nie zaliczały się według Chanyeola do pełnoprawnego dania.

I może był żarłokiem, ale co z tego? Jedzenie w jego mniemaniu należało do tych kilku rzeczy, które zawsze sprawiały mu radość. Poza tym wiedział poniekąd, że jedzenie nie dostanie nóg i nie zawiedzie go w najmniej odpowiednim momencie. Ono zawsze grzecznie pozwoli się zjeść, spełniając swój obowiązek. Nie to co niektórzy ludzie, którzy tylko zrzędzą albo czepiają się o jakąś skarpetkę leżącą na podłodze.

— Ruszyłbyś się i mi pomógł — westchnęła jedyna kobieta w tym mieszkaniu, szturchając stopy Parka, będące przeszkodą dla szczotki, którą obecnie objęła we władanie. Chanyeol standardowo postanowił poczekać na rozwój sytuacji, zabierając jedynie nogi na kanapę. To pomoc już sama w sobie, prawda?

Kyungsoo z kolei niemal od razu posłał jej całkiem zirytowane spojrzenie, mrucząc pod nosem coś o tym, że czytał, a jej piskliwy głosik przeszkadzał mu w skupieniu się. Tak naprawdę Park nie był pewien, ale nie miało to też zbyt wielkiego znaczenia. Grunt, że odwrócił od siebie uwagę poprzez nic nierobienie, a był to idealny sposób, szczególnie biorąc pod uwagę jego lenia tamtejszego dnia. Zresztą Tiffany była aż nadto wyczulona na każdy milimetrowy pyłek kurzu, który latał po ich mieszkaniu, a Do jak zwykle sprawiał wrażenie takiego, co ma kij w tyłku. Czyli w pewnym stopniu była to już ich standardowa codzienność.

Tym, co do standardów nie należało była króciutka wiadomość od jego Krasnala, jak już przyzwyczaił się by go nazywać. I pomimo tego, że krótkie „Nie zadzwonię." niekoniecznie mogłoby dawać nadzieję na coś więcej to jednak Chanyeol nie mógł być bardziej zadowolony, wiedząc, że jednak Baekhyun zastosował się do jego małej sugestii. To oznaczało, że myślał o nim; przynajmniej troszeczkę, a to z kolei dawało Parkowi nadzieję na możliwość zbliżenia się do chłopaka, który całkiem go intrygował.

— Pohamuj swój wyszczerz, Park — prychnął Kyungsoo, którego czytanie książki zdążyło już znudzić. Można powiedzieć, że był człowiekiem, który do szczęścia potrzebował stale zmieniających się rozrywek, nawet jeśli nie do końca na takiego nie wyglądał. — Jeszcze brakowało, żeby ci szczęka przez to wszystko wypadła.

— Nie wypadnie — odpowiedział, ciągle jednak wgapiając się w wiadomość od Baekhyuna. — A nawet gdyby, to i tak to byłoby tego warte.

To był ten moment, kiedy Kyungsoo powinien odpuścić. Jednak mógłby pytać wszystkich świętych dlaczego tego nie zrobił, a nawet oni nie znaliby odpowiedzi.

— Czego konkretnie? — I tak właśnie wkopał się po uszy. Bowiem nie spodziewał się usłyszeć historii życia odnośnie tego, jak to Chanyeol wpadł na genialny pomysł, by zapisać swój numer na telefonie jakiegoś tam Krasnala, a finalne dowiedzieć się, że ów Krasnal do niego napisał.

— O kurcze — pisnął Park, upuszczając telefon, który wcześniej trzymał w wyciągniętych nad twarzą dłoniach. Nie trzeba dodawać, że urządzenie spotkało się z jego nosem i czołem, boleśnie uderzając, prawda? — Chce się spotkać.

— Co?

— Baekhyun napisał: „Chętnie się z tobą spotkam."

— Tak nagle? — Cóż, Kyungsoo był do tego całkiem sceptycznie nastawiony.

Z drugiej strony Chanyeol nie zwracał uwagi na żadne sygnały, które mogłyby dać mu do zrozumienia, że Baekhyun zwyczajnie pomylił numery, wysyłając tę wiadomość do niego, a nie na przykład do Sehuna. Co w rzeczywistości naprawdę miało miejsce. W dodatku nikogo nie powinno dziwić roztrzepanie Baekhyuna, który siedząc przez kilka godzin tak blisko pysznego dania powoli tracił zmysły. Tak więc pomyłka w pewien sposób była usprawiedliwiona. Niestety jego wrodzona nieśmiałość nie pozwoliła mu na nagłe spławienie Chanyeola.

Oraz powiadomienie Sehuna o nowym towarzyszu.

W związku z tym, koniec końców, na umówione wcześniej miejsce przyszły trzy, a nie dwie osoby. Z czego najciekawszym było ich nieoczekiwane zgranie, kiedy oboje, niczym wytrenowani śpiewacy, krzyknęli chórem:

— Co on tu robi?!

Baekhyun natomiast miał nadzieję, że Sehun i Park, spędzający razem czas nie przyczynią się do wybuchu trzeciej wojny światowej. Bo co jak co, ale nie chciał mieć na sumieniu miliona niewinnych dusz. Jednakże i tak miał wrażenie, że rozlew krwi będzie nieunikniony, bo niespodziewany trójkąt raczej nie spotka się ze zbyt wielką aprobatą.

Bez skojarzeń, oczywiście.

~♡♡♡~

w końcu po całkiem długiej przerwie dodałam rozdział. Mam nadzieję, że podobał Wam się i jak widać już od następnego zaczynamy coś w rodzaju chanbaek vs. sebaek 😎 czyli troszeczkę akcji będzie.

Prosiłabym o komentarze i szczere opinie, ponieważ to właśnie one motywują najbardziej. Poza tym chcę wiedzieć, co Wy - czytelnicy, myślicie o moim ff ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro