Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział trzynasty

Kolejne dni mijały powoli. Jego praktycznie nie było w domu, a ja spędzałem czas przed telewizorem lub w swoim pokoju z jedną z książek zabraną z półki w salonie.

Mało rozmawiałem z Zaynem, właściwie, jeżeli nie było to konieczne, nawet mu nie odpowiadałem.

Siedziałem przed telewizorem z wiadomościami lecącymi na dużym ekranie.

Wstrzymałem oddech widząc swoje własne zdjęcie w rogu, a blond reporterka wypowiedziała moje imię i nazwisko.

- Nadal nie odnaleziono jednego chłopca ani jego ciała. Członka wycieczki szkolnej z Irlandii, która była w centrum zamachu. Przypominamy, że osiemnastolatek i jego przyjaciele byli ofiarami strzelaniny w zeszłym tygodniu w poniedziałek..

- Czemu mówią o mnie jakbym nie żył? - spytałem słabo nawet nie zauważając Zayna wchodzącego do pomieszczenia.

- Jesteś obco krajowcem, ciesz się, że w ogóle jeszcze o tobie mówią - mruknął przebiegając dłonią po włosach, a ja wstałem z kanapy i zacząłem okładać jego tors dłońmi, które wydawały się przy tych jego śmiesznie małe.

- Nienawidzę cie! Jak mogłeś?! Wypuść mnie ty cholerny..! - wrzasnąłem, a on złapał mnie za nadgarstki patrząc mi w oczy. Mój oddech drżał, ale nie płakałem. Już nie będę tego robił.

Rzucił mnie na kanapę jak szmacianą lalkę i usiadł na moich biodrach, przytrzymując też moje ręce nad głową. Kręciłem się pod nim starając się go zrzucić, jednak wydawało się go to nie ruszać.

- Jak mogłem ci zrobić co? - warknął - Nie zrobiłem ci nic złego od kiedy tu jesteś, nie skrzywdziłem cie. Starałem się być nawet kurwa miły - uniósł głos - I jeżeli się jeszcze nie domyśliłeś, to uratowałem ci kurwa życie - wysyczał parę centymetrów od mojej twarzy - Mogłem strzelić ci w głowę, powinienem był to zrobić. Jednak strzeliłem obok, a potem zabrałem cie do siebie. Oni jeszcze chodzili i co najmniej dwa razy strzelali trupom w głowy. Zginąłbyś tam.

- Zabiłeś moich przyjaciół - wyszeptałem patrząc prosto w jego wściekłe brązowe oczy - Było też zabić mnie. Bo może ty będziesz wstanie żyć z tyloma osobami na sumieniu, jednak ja wciąż czuje jak uścisk mojej przyjaciółki na mojej dłoni i to jak staje się coraz lżejszy.. Czemu mnie oszczędziłeś? Przez to, że się zatrzymałem? Ale co to znaczy? - spytałem słabo.

Puścił moje ręce, jednak nawet się nie poruszyłem. Położył dłoń na moim policzku głaszcząc go lekko.

- Schowałem broń i jedną ważną rzecz w twojej walizce, gdy na mnie wpadłeś - powiedział, a ja czułem jak mój żołądek nieprzyjemnie się zawiązuje w supeł - Właściwie, to nie był przypadek. Poza tym.. Nie potrafiłem cie zabić, gdy wpatrywałeś się we mnie tymi oczami.

Nie odsunąłem się od jego dłoni mimo iż powinienem. Przymknąłem jedynie powieki i po chwili poczułem jak schodzi z moich ud.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro