Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział szósty

Od autorki: Ej może nie będzie tak źle, im bliżej jestem centrum tym mniej pada więc jest szansa

Nie tknąłem jedzenia, które mi przyniósł. Kolejne talerze o każdej porze posiłków tworzyły rząd tuż przy schodach. Siedziałem w kącie wpatrując się w ciemność lub w tego mężczyznę, gdy schodził do mnie i wchodził ponownie na górę.

Zastanawiałem się kim jest i czemu mnie tu trzyma. Wiem, że był jednym z zamachowców. Zabił moich przyjaciół.

- Wypuść mnie - poprosiłem słabym głosem, kiedy ponownie pojawił się na dole.

- Jeżeli coś zjesz - mruknął, a ja otworzyłem szeroko oczy - Zaprowadzę cię na górę, weźmiesz prysznic i dam ci ubranie oraz pokój.

- Na wolność. Wypuść mnie na wolność - powiedziałem wpatrując się w niego. Widziałem jak kręci głową w świetle z otwartych drzwi u szczytu schodów. Wstałem, gdy od stawiał kolejny talerz na podłodze koło innych.

Jeżeli zginę, to przynajmniej ze świadomością, że próbowałem.

Odwrócił się w moją stronę a ja z całej siły uderzyłem go w brzuch, a potem kopnąłem w krocze. Zgiął się w pół sapiąc cicho z bólu.

Rzuciłem się do schodów, mimo iż moja energia była zerowa bez jedzenia i odpoczynku. Nie wiem ile czasu tu siedzę, ale naliczając sześć talerzy, wnioskuję, że to już drugi dzień, gdy jestem świadomy. Bałem się spać, nie wiedziałem co może się stać jeżeli na moment przymknę oczy.

Niestety, byłem zaledwie w połowie schodów, gdy złapał mnie za kostkę, a ja potknąłem się lecąc na schody. Jęknąłem z bólu, gdy moje żebra i broda zetknęły się gwałtownie ze stopniami.

Pociągnął mnie w dół po schodach aż wylądowałem znów na brudnej i zimnej ziemi.

- Chciałem po dobroci, ale jeżeli to utrudniasz, możesz tu siedzieć. Mogłeś już dzisiaj spać w normalnym łóżku, jednak skoro tak bardzo lubisz podłogę. Twój wybór - warknął kierując się do schodów, a trzaśnięcie drzwiami odcięło jakiekolwiek światło i moje nadzieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro