rozdział szesnasty
- Już wiem! - zawołał nagle Zayn. Zmarszczyłem brwi spoglądając na niego, gdy wchodził powoli do salonu, w którym siedziałem. Wrócił zaledwie godzinę temu i w tym czasie zajął się swoimi sprawami, ale teraz kręcił się od salonu do kuchni.
- Wiesz co? - spytałem udając, że naprawdę mnie to interesuje. Miałem być miły.
- Zastanawiałem się nad tym, że zostawiasz zawsze dwa łyki herbaty - powiedział siadając na kanapie obok mnie. Owinięty byłem kocem, pomimo tego, że nawet nie było tak zimno. Za oknem była wczesna wiosna - I ta herbata jest mętna. I cholera, przecież nie pijesz tej okropnej cytrynowej herbaty z mlekiem.
Uniosłem jedną brew wpatrując się w niego. Naprawdę, coś takiego trapiło go od kilku dni?
- Ej, ona nie jest okropna, jest pyszna - wtrąciłem patrząc mu w oczy, będąc absolutnie poważny. Zayn obserwował mnie przez chwile, aż pokręcił głową.
- Nie ważne. I teraz zobaczyłem, opakowania po batonach. Maczasz je w herbacie, prawda?
- Um, tak - odpowiedziałem wzruszając ramionami - Lubię roztopioną czekoladę.
- Ha! Zgadłem! - zawołał wyrzucając ręce ku górze, a ja wywróciłem oczami prychając cicho - Hej, nie śmiej się ze mnie. Naprawdę mnie zastanawiała ta herbata, już się bałem, że jest coś nie tak z rurami i wodą - mruknął.
- Nie śmieje się - potrząsnąłem głową choć dobrze wiedziałem, że nie byłem dobry w ukrywaniu rozbawienia.
- Owszem, robisz to - powiedział odwracając się do mnie.
- Nie - zachichotałem, a on pochylił się do mnie przez co odsuwałem się do tyłu, aż popchnął mnie lekko górując nade mną.
- Tak i nie podoba mi się to - Zayn położył dłonie na poduszce po obu stronach mojej głowy.
- I co masz zamiar zrobić? - spytałem wyzywająco, patrząc mu wciąż w oczy.
- Będę musiał zamknąć ci buzię żebyś się więcej nie śmiał - powiedział cichszym głosem pochylając się coraz bardziej. Wpatrywałem się w jego brązowe oczy, różowe wargi otoczone lekkim zarostem.
- Co ty-
Nie zdążyłem dokończyć, bo jego ciepłe usta wylądowały na tych moich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro