rozdział piąty
Od autorki: Nie chce zapeszyć, ale już dawno nie pisało mi się tak dobrze ff
Kolejny raz odzyskałem przytomność, byłem w kompletnie ciemnym pomieszczeniu. Chyba, że oślepłem.
- Halo?! - zawołałem opierając dłonie na zimnej, brudnej podłodze, na której leżałem - Pomocy! - krzyknąłem ile sił miałem w płucach. Nie wiedziałem co się dzieje, gdzie jestem albo dlatego tu jestem.
Nagle drzwi się otworzyły, na początku oślepiony, dopiero po chwili zobaczyłem schody, które prowadziły do tych drzwi.
Pomieszczenie w którym się znajdowałem, było malutkie i chyba piwnicą. Skuliłem się lekko nie mogąc dostrzec kto stoi u szczytu schodów. Nagle zaczął schodzić powoli, a ja zacząłem się cofać, aż natrafiłem plecami na ścianę.
Gdy był na dole, kucnął przede mną.
- N-Nie - wychrypiałem przerażony.
- Co nie? - spytał przekrzywiając lekko głowę wciąż wpatrując się we mnie. Miałem ochotę wtopić się w ścianę, zniknąć albo by to wszystko było tylko koszmarem sennym.
- N-Nie dotykaj mnie - wyszeptałem - Nie zabijaj mnie, proszę, błagam - zapłakałem opuszczając głowę - Wypuść mnie.. - zaskomlałem nie będąc w stanie powstrzymać łez spływajacych znów po moich policzkach.
- Nie - mruknął - Nie zabije cie - powiedział głaszcząc mnie po policzku, a ja miałem wrażenie, że robi to ciągle - Ale też nie wypuszczę cie. Zaraz przyniosę ci coś do jedzenia.
- Czemu? Błagam, wypuść mnie, co ja takiego zrobiłem? - zawołałem, gdy ruszył do schodów. Schowałem twarz w dłoniach kuląc się i płacząc.
Mężczyzna również przystanął. Uniosłem wzrok nie słysząc kroków. Stał w połowie drogi plecami do mnie.
- Zatrzymałeś się - powiedział, ale ja nie zrozumiałem co sprawiło, że jeszcze bardziej się rozpłakałem.
Od autorki x2: W warszawie burza, a ja ponad 2h będę czekać pod klubem W DESZCZU na koncert. Bosko:') 😂
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro