rozdział dwudziesty czwarty
Zayn wrócił pare godzin później z dwoma mężczyznami. Spojrzeli na mnie w dziwny sposób i nawet się nie odezwali, tylko ruszyli we wskazane przez Mulata miejsce.
- Zayn? - spytałem cicho a on potrząsnął głową.
- Przynieś herbaty - powiedział idąc do swoich znajomych, gdy ja liczyłem na cokolwiek. Nigdy nie był dla mnie taki zimny jak teraz, kiedy ci mężczyźni byli w domu.
Jednak wykonałem jego polecenie i niedługo potem wszedłem do salonu z trzema kubkami herbaty na tacy.
- Poradzi sobie z tym? - zapytał jeden z mężczyzn wpatrując się we mnie. Zamrugałem zdziwiony również obserwując faceta, póki nie usłyszałem jak Zayn wysyczał moje imię przez co odwróciłem wzrok.
- Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale tak, myśle, ze tak - powiedział Mulat.
Nie miałem pojęcia o czym oni mówią i chyba nie chciałem wciąż stać przed nimi jak idiota. Więc wyszedłem szybko i całą wizytę znajomych Zayna przesiedziałem w sypialni nerwowo obgryzający skórki przy paznokciach.
Muzułmanin wszedł w końcu do pokoju a ja uniosłem wzrok znad Koranu. Starałem się to wszystko pojąć, poznać szczegóły mojej nowej religii.
- O czym rozmawialiście? - spytałem, gdy usiadł obok mnie na łóżku i zamknął księgę. Odetchnął cicho odkładając Koran na szafkę nocną - Czemu się tak dziwnie zachowywałeś? Kim oni myślą, ze jestem? Twoim niewolnikiem?
- Niall, nie mogę im powiedzieć prawdy - wymamrotał unosząc dłoń i kładąc ją na moim policzku, jednak odsunąłem się. Chciałem najpierw odpowiedzi na moje pytania - Homoseksualizm jest średnio akceptowany w Islamie.
- Przecież to twoi znajomi..
- Współpracownicy. I jest coś o co chce cię poprosić. Właśnie z tego powodu tu przyszli. Musisz nam w czymś pomóc kochanie.
Wpatrywałem się w niego, gdy on złapał mnie za rękę zaczynając bawić się moimi palcami. Nasza skóra różniła się odcieniami jednak jakby pasowała do siebie.
- W czym? - spytałem cicho obawiając się najgorszego.
- Pomożesz w przemyceniu bomby.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro