Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Nie będę opowiadać kłamstw

Świat pisał różne scenariusze, że człowiek samodzielnie nie był w stanie przewidzieć, co pojawi się na jego drodze. Eris czuła się bardziej jak służąca lub dziewczynka na posyłki, aniżeli praktykantka Mistrza Eliksirów. Znowu przemierzała korytarze Hogwartu, aby zrealizować powierzone przez niego zadania. Zmęczona, zaraz po obiedzie udała się do swojego pokoju, aby odpocząć. Może usiąść w wygodnym fotelu z mugolskim romansem, w którym bohaterka miała mózg wielkości orzeszka, a zły przystojniak tylko patrzy, jak wsadzić jej rękę do majtek.

Nie spodziewała się tego, co zobaczyła w sypialni. A raczej kogo. Pchnęła drzwi i zastygła w bezruchu. Ręka przykleiła się do klamki i nie potrafiła jej zdjąć z niej. Eris zbladła, przez co przypominała Szarą Damę, którą widziała wcześniej przed Wielką Salą. Wpatrywała się w dumnie wyprostowaną kobietę z drapieżnym uśmiechem. Nic w jej ruchach czy samym spojrzeniu nie zdradzało, o czym myśli.

Była usosobieniem strachu Eris.

Młoda czarownica wpatrywała się w swoją babkę, opierającą się o zagracone biurko. Skrzyżowała ręce na piersiach, a złoty kluczyk zawieszony na jej szyi zakołysał się niespokojnie.

- Witaj, Eris - przemówiła, a lód w głosie kobiety zmroził krew w żyłach Hastings. - Znalazłam cię.

*

*

/ *

Eris zerwała się z krzykiem z łóżka. Postawiła stopy na zimnej podłodze, chcąc przez chwilę poczuć stabilny grunt pod nogami. Sen wydawał się taki realny. Tę nienawiść skierowaną w jej stronę nie da się wyimaginować - to było prawdziwe. Czy to była ta sama sytuacja, jak z Krukonem albo z Potterem? Zresztą nie widziała na dłoniach chłopaka żadnych ran. Musiała to dopiero sprawdzić, ale jednak...

Spojrzała przez okno, za którym mgła przysłaniała dalszy horyzont. Nie widziała nic poza dołującą szarością. Dzień nie zapowiadał się dobrze. Przeszła do łazienki, gdzie obmyła twarz. Kovu nadal smacznie spał, czego mu zazdrościła. Obandażowała sobie ręce, ubrała się w szmaragdową suknię z czarną koronkową narzutką na ramionach i od pasa w dół. Spięła włosy w warkocz i wyszła z pokoju. Czuła, że przebywanie w jednym miejscu jest zbyt niebezpieczne - nawet tutaj, w Hogwarcie.

Na korytarzach już przebywało kilkoro uczniów i nauczycieli. Irytek denerwował z samego rana niepoważnymi żartami, ale Eris go zignorowała. Zapatrzyła się na znajomy portret i nawet nie zauważyła, jak ktoś do niej podszedł.

- Pani profesor? - Usłyszała, ale wciąż wpatrywała się w paskudną bliznę przechodzącą przez lewe oko osoby sportretowanej. - Przepraszam, pani profesor?

Drgnęła i odwróciła się w stronę źródła głosu.

- Harry, co tak wcześnie robisz na nogach? Za moich czasów próbowaliśmy spać jak najdłużej się chciało. Znałam pewną Krukonkę, która chciała wynaleźć zaklęcie zatrzymujące czas, aby było więcej czasu na naukę. - Zaśmiała się na samo wspomnienie tamtej osoby. - Kiedyś to było...

- Wiem, pani profesor, ale profesor Snape kazał mi... zadał dodatkową pracę domową - powiedział prędko, nerwowo, co nie uszło uwadze czarownicy.

- On wprost cię uwielbia - burknęła.

- Jest to sympatia nieodwzajemniona - szepnął, ale i tak to usłyszała. Chciała się zaśmiać, ale zamiast tego lekko się uśmiechnęła.

Harry trzymał w rękach dwie książki i zwinięty pergamin, być może był pilniejszym uczniem niż jej się wcześniej wydawało. Przypomniała sobie o swojej wizji i zacisnęła usta. Wyciągnęła rękę w stronę nastolatka.

- Harry, pokaż mi, proszę, rękę.

Wiedziała, że była to głupia i niecodzienna prośba, a Gryfon mógł uznać ją za wariatkę, ale co jeśli faktycznie nią była? Słyszenie głosów, których nie ma, czy krwawe łzy, widzenie prawdopodobnie nic nieważnych scen, mogących się wydarzyć.... nawet w świecie czarów, cudów i mitycznych stworzeń było oznaką jakieś choroby psychicznej.

Uczeń zmarszczył brwi, ale wykonał polecenie. Czysta dłoń. Kątem oka dostrzegła, że usilnie stara się ukryć drugą rękę w połach peleryny.

- Drugą, Harry.

- Dlaczego, pani profesor?

Chciała zapaść się pod ziemię. Nie było żadnego porządnego argumentu, wyjaśniającego jej dziwne zachowanie. Widziała jego zawahanie, więc może nie do końca oszalała? Chłopak rozejrzał się dookoła, jakby rzeczywiście próbował wymigać się od prośby praktykantki lub... coś ukryć. Coś, czego nie powinny widzieć inne oczy. Pełne jadu... należące do różowej suki.

Ponagliła go odchrząknięciem, a potem druga dłoń pojawiła się przed jej oczami. Myślała, że zaraz rzuci się z wieży astronomicznej. Na zdrowej skórze dłoni widniała blizna, której wcześniej na pewno nie było. Litery układały się w jedno zdanie. Eris widziała już je w swojej wizji. Znała je.

Nie będę więcej opowiadać kłamstw.

Podniosła wzrok na milczącego chłopaka.

- Kto ci to zrobił? - Nie odpowiedział. - Harry... czy to sprawka Umbridge? - Skinął głową i to było jedyne potwierdzenie, ukazujące, co się dzieje w Hogwarcie.

Podsumowując... Eris widziała coś, co się wkrótce wydarzy. Widzi przyszłość, jak jakaś wróżbitka, wyrocznia, co mogło zwiastować tylko kłopoty. Poza tym Dolores zaczyna sprawiać problemy w szkole. Niedługo mogła zacząć ingerować w życie społeczne uczniów i nauczycieli. A wtedy nic nie będzie takie same.

Zostawiła zdezorientowanego Gryfona i zbiegła schodami, próbując odnaleźć tę jedną sypialnię. Nie była pewna, gdzie powinna szukać. Poczuła przyjemny zapach ziół i skierowała się do kolejnych drzwi. Prosiła, aby były to te właściwe. Wzięła głęboki oddech i zapukała. Nie usłyszała odpowiedzi, więc może właścicielka pokoju już dawno go opuściła?

Odsunęła się pod ścianę i gdy zamierzała odejść, zgrzytnął zamek w drzwiach. Eris poczuła ulgę na widok profesor McGonagall. Kobieta emanowała elegancją, pewnością siebie. Zawsze była ulubioną nauczycielką młodszej czarownicy. A ona sama była jedną z jej lepszych uczennic. Minerva uniosła wysoko brwi, nie spodziewając się wizyty Hastings.

- Eris, czy mogę ci w czymś pomóc? - zapytała spokojnie, a ciemnowłosa na chwilę zapomniała po co tu właściwie przyszła. - Czy Severus sprawia jakieś kłopoty?

Dziwne, gdyby nie sprawiał, pomyślała, ale skarciła się za to w myślach. Plotki, pogaduszki - nie po to się tu pofatygowała.

- Chodzi mi o Dolores Umbridge.

Łagodne spojrzenie wicedyrektorki spochmurniało, a dobry nastrój prysnął niczym bańka mydlana.

- Wejdźmy do środka.

Eris pokiwała głową i zniknęła za drzwiami wraz z Minervą. Tak jak się spodziewała w pokoju starszej czarownicy panował ład i porządek, czego nie można było powiedzieć o jej pokoju, gdzie wszystko leżało tam, gdzie nie powinno. Książki systematycznie ułożone na półkach. Nawet najdrobniejszy pyłek kurzu nie osiadał na dębowych meblach.

Usiadła w fotelu przy oknie, który wskazała McGonagall.

- Zatem o co chodzi z Dolores?

- Proszę tylko, aby ta rozmowa została między nami, żeby nikt nie wiedział, iż wiesz o tym ode mnie. Zapewne wiesz, że moja obecność w Hogwarcie nie może wzbudzić większego zainteresowania w Ministerstwie. Umbridge i bez tego jest na mnie cięta, ale... jej - szukała odpowiednich słów, ale trudno było sklecić porządne zdanie, z którego nie wyniknie, że Eris nie cierpi różowej landryny i chce tylko jej zaszkodzić - metody wychowawcze... są dość kontrowersyjne.

- To znaczy?

Nie będę więcej opowiadać kłamstw.



************************************

Uwaga! Zaczynamy pierwszy maraton Cruciatusa! Zadecydowałam już, jak będzie przebiegała linia fabularna - akcja będzie działa się przed Avadą, w jej trakcie, czyli co u naszej Eris, kiedy Alice walczyła z samą sobą oraz przeżywała własne przygody, a także po Avadzie, czyli skrzyżowanie losów Eris z Alice po pokonaniu Voldemorta, a wszystko zmierza do fabuły Imperiusa. Zdradzę Wam, że mam już pełny zarys, do czego zmierzam. Grindelwald ma w tej trylogii większy udział niż z początku zakładałam.

Wszystko zmierza do tego, co Gellert zaczął dawno temu - krew feniksa i... ******* niespodzianka. Wszystko zmierza do jeszcze niepoznanego twórcy Zaklęć Niewybaczalnych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro