51. Kraina Zmarłych
,,Jestem niewinny!''
,,Zasłużyli sobie!''
,,Powiedzcie mojej mamie, nie, nie mówcie nic''.
,,Przepraszam''.
Eris mijała dusze pozbawione twarzy. Tylko dzięki ich kształtowi wiedziała, że owe istoty były niegdyś ludźmi. Miejsce, do którego trafiła nie było niebiem czy piekłem. Trafiały tu dusze wrzucone przez kamienny łuk, za czarną zasłonę. Nikt nie zwracał na niej uwagi, choć jako jedyna była cielistym bytem. Spoglądała na swoje ręce, obserwując jak powoli skóra szarzeje. Nie powinna być tu zbyt długo. Nie wiedziała też, dlaczego żyła, podczas gdy każdy tu strącony przyjął na siebie wyrok śmieci.
- Jak Grindelwald zbudował tu grobowiec rodzinny? - spytała samą siebie, nieco tym zaintrygowana. Pokręciła głową, nie pozwalając, by naukowa ciekawość wzięła nią górę.
Aura tego miejsca niemal ją przytłaczała, powietrze wbijało w ziemię a chłód przenikał przez kilka warstw ubrań. Opatuliła się mocniej płaszczem Śmierciożerczyni, wypuszczając z ust mały obłoczek ciepłego oddechu. Zawsze się mówiło, że wraz ze śmiercią czuje się przenikające zimno, ale nie spodziewała się, że w miejscu zwanym krainą zmarłych będzie panowała aż tak niska temperatura. Eris krocząc po wysuszonej ziemi, potknęła się o coś. Uderzyła nosem o twardy bruk, klnąc przy tym paskudnie. Wściekle obejrzała się za tym, o co się potknęła. Zimny pot spłynął wzdłuż zgiętego kręgosłupa, gdy jej niebieskie oczy spoczęły na w połowie rozłożonym już ciele. Omal nie zwymiotowała. Przytaknęła dłoń do ust, zapominając o bólu nosa.
Za nią leżał starszy mężczyzna o blond włosach, które zdążyły prawie całe wypaść i zapadniętej twarzy. Nie znała go, ale zbudził w niej współczucie. Jeżeli został tu strącony to czy Syriusz skończył tak samo? Obawa i wstręt tym razem były silniejsze. Eris wyrzuciła z siebie wszystko, co zawierał jej żołądek, a było tego naprawdę niewiele.
- To nie byłem ja - powiedział ktoś nad nią.
Eris podniosła wzrok, zauważając ducha, pochylającego się nad ciałem. Powtarzał ciągle o swej niewinności. Kobieta zauważyła, że duch przypominał z twarzy leżącego trupa - za wyjątkiem włosów, które zjawa miała w komplecie, tworzącym bujną czuprynę.
Nie zamierzała tu zostawać zbyt długo. Wszędzie unosiły się duchy i nietrudno było podnieść się o szkielety martwych ludzi lub ciała w trakcie rozkładu. Błagała Rowenę Ravenclaw, Merlina i mugolskich bogów o wsparcie, by przypadkiem nie znalazła ciała dawnego przyjaciela. Chciała go zapamiętać jak przy ostatnim spotkaniu. Wzięła głęboki oddech, pocierając szare dłonie. Podniosła wzrok, przyglądając się interesującemu zjawisku, jakim był śnieg.
Nie... To nie był śnieg. W zetknięciu z jej skórą nie topniał, a barwą przypominał bardziej... popiół. Popielne opady brudziły jej twarz, włosy. Ta kraina naprawdę była okropnym miejscem. Nagle zrobiło się jeszcze zimniej, a Eris skądś znała to uczucie. Opisałaby je jako moment, gdy człowiek traci wszelką nadzieję, pozwala, by całe szczęście zniknęło, zastąpione strachem i żalem. Tylko jedne istoty w świecie czarodziejów potrafiły tak uderzyć w duszę człowieka.
Dementorzy.
Eris rozejrzała się dookoła, dostrzegając gdzieś zakapturzone postacie w czarnych płaszczach, wolno lewitując między duszami, ignorując je. Cofnęła się gwałtownie, potykając niezdarnie o zwłoki blondyna. Zatkała dłońmi usta, chcąc powstrzymać z nich jakikolwiek krzyk. Jej serce zatrzymało się na moment, gdy odkryła, że dementorzy zdali sobie sprawę z jej obecności. Czarne zjawy wolno lewitując, zbliżały się do niej. Powoli, bo wiedziały, że nie ma dokąd uciec.
Widziała już kościstą dłoń wyciągającą po nią swe szpony. Krew zmieniła się w lód, kiedy poczuła jak namiastka szczęścia, jaką zgromadziła w swoim życiu jest okrutnie wydzierana razem z jej duszą. W jednej chwili słyszała wyzwiska babci, krzyki, płacze. Pocałunek dementora nie zawierał w sobie nic romantycznego. Jak ironicznie - kiedy dementor wysysał szczęście, ofiara przeżywała jak koszmar i rozpacz. Traciła siłę, by się opierać, jakakolwiek chęć życia puszczała ją jak kotwicę na głęboką wodę. Tonęła, zapadała się, a wokół żadnej szansy na ocelenie.
Przynajmniej tak sądziła.
- Precz, poczwary! - wydarł się ktoś, a dementor puścił słabą kobietę. - Wynocha.
Dementorzy rozpierzchli się, na powrót kręcąc się między zagubionymi duszami. Z jakiegoś powodu ich nie atakowali. Czy dlatego, że byli martwi?
- Na Merlina... Eris? Cholera, co ty tu robisz? - zapytał mężczyzna, ale czarownica nie zareagowała na znajomy ton i przyjemne ciepło jego głosu. - Eris! Wracaj do mnie!
Eris, jakby rzeczywiście wypłynęła na powierzchnię, nabrała głębokiego oddechu, przypominając sobie o luksusie, jakim jest oddychanie. Zamrugała kilkakrotnie, wpatrując się w twarz porośniętą ciemną brodą. Tą, którą zapamiętała, gdy widziała ją po raz ostatni na Grimmuald Place.
- Syriusz...
Szarawa twarz i zapadnięte oczy przyjaciela nie zniechęciła Eris do rzucenia mu się na szyję. Był zimny jak trup, a jego dotyk prawie niewyczuwalny. Odsunęła się ostrożnie, czując jak do oczu toczą jej się łzy.
- Eris, czy ty...?
- Żyję - odparła z lekkim uśmiechem, ocierając łzy. - Syriuszu, co to za miejsce?
- Nigdzie.
- Słucham? - zdziwiła się. - ,,Nigdzie''? To mityczne miejsce, z którego ponoć wzięli się dementorzy? Co robią w środku łuku w sali śmierci w Ministerstwie Magii? - Syriusz nie odpowiedział. - On ich tu zamknął... Grindelwald. Dlaczego? By pilnowali was?
- Nie nas. - Pokręcił głową Black. - Tylko jej. - Wskazał palcem na odległe miejsce. - Kogoś chyba ważnego. Nikt się dotąd tam nie zbliżył. Ale z innej beczki, co tu robisz? Wrzucili cię tu? Co z Morganą? A Harry? Jest bezpieczny? Eris, mów! Co się dzieje tam!
- Poczekaj! Syriuszu, zwolnij! Czuję się przytłoczona tym wszystkim. Czemu tu jesteś, oni, wszyscy?
- No dobrze... Zacznę od początku - odchrząknął. - Tu zostają ci, którzy zostali wtrąceni przez ten. Zaklęcie Bellatrix mnie tu wepchnęło, a kraina zatrzymała. Nim się obejrzałem byłem martwy, ale nadal świadomy. Dementorzy kręcili się tu, a potem dowiedziałem się o tym, czego pilnują. Całe to miejsce jest skupione na tamtym grobowcu, bo to chyba tym jest, nie wiem... W każdym razie, jeśli osoba stamtąd opuści Nigdzie, my będziemy wolni, a ja... - zawahał się, czując jak gula zatrzymuje mu się w gardle. - Dołączę do Jamesa i Lily...
Eris przygryzła wargę. Chciała powiedzieć coś o tym, że uwięziona była jej tu krewna i to całkiem bliska, bo siostra jej babki, ale zabrakło jej odwagi. Nie była Gryfonem. Bała się wszystkiego, co się działo i miało nadejść. Gubiła się tu niczym w labiryncie. Syriusz chwycił ją za dłoń, pomimo kłującego chłodu, dodawał jej otuchy. Zatem wyruszyli tam razem.
Przez drogę Black słuchał uważnie, co do niego nie pasowało, dlaczego Eris się tu zjawiła. Nie podobało mu się, na jakie niebezpieczeństwa kobieta się narażała dla mitów i legend. Przecież jako Krukonka powinna być bardziej rozważna. Jak ten przeklęty Snape ją pilnował? Z jakiegoś powodu Hastings milczała na temat tego, co się działo wśród żywych. A obietnica, że z Harrym wszystko dobrze, nie uspokojała go. Voldemort powrócił i wszyscy z nim walczą, Dumbledore zginął. Omijała go naprawdę niesamowita historia i wojna.
- To tam. - Zatrzymał. Pociągnął Eris za dłoń, by nie wykonała żadnego więcej ruchu. - Dementorzy są wyczuleni na to miejsce. O ile wcześniej mogłem ich powstrzymać, to tu nawet dusze są zagrożone.
- Śmierdzi siarką - mruknęła Eris.
Syriusz wzruszył ramionami.
- Nie mam już zmysłu węchu - odparł. - Szkoda, że dopiero teraz. Mówię ci, Lunatyk w formie wilkołaka capił jak stado gnomów. Obrzydliwe.
- Dalej pójdę już sama. - Puściła jego dłoń. Syriusza zatkało. - Muszę to zrobić. Dlatego tu jestem. Jeśli uwolnię ukochaną Grindelwalda, wy będziecie wolni. Ty będziesz wolny. A ja zyskam przewagę w tym wszystkim.
- To zbyt niebezpieczne. Nie puszczę cię tam. Nie rób tego.
,,Wiesz, jakie nazwisko nosiła Sapphire? - kontynuował, bawiąc się zmieszaniem kobiety przed nim. - Sapphire Trevelyan. Jesteś w posiadaniu klucza do grobowca, o ile Albus zdejmie tę cholerną pieczęć krwi''.
- Ale ja mogę tam wejść - powiedziała bardziej do siebie niż do niego, postępując jeden krok. - Dumbledore ściągnął pieczęć krwi... - Wyciągnęła pudełko z kieszeni. - To jest klucz do grobowca mojej rodziny. Mojej krewnej... Sapphire Trevelyan.
- Twojej krewnej? - spytał. - Eris, koniec z tym. Masz powiedzieć mi wszystko, co ukrywasz. I gdzie, do cholery, jest Snape?!
Nie miała wyboru, więc opowiedziała mu wszystko. O tym, jak to Severus zamordował Dumbledore'a. Jak został dyrektorem Hogwartu. O prawdziwej sytuacji w Londynie i na całym świecie. Powiedziała także o swojej rodzinie. Jak Morgana zamordowała Caleba, gdy ten chciał ją chronić, a ona zmusiła Imperiusem babkę do przyznania się do wszystkiego. Czas gonił, ale była bardzo dokładna w swej opowieści. Gdy ją skończyła, nie powstrzymywała płaczu. Miała dość. Opowiadając to, stwierdziła, że jej życie było naprawdę żałosne. Straciła wszystkich: Syriusza, Caleba, Nicolai'a i jego żonę, a nawet Severus wbił nóż w jej serce. Spodziewała się, że Syriusz wykpi ją, bo przecież od początku ostrzegał przed tym Śmierciojadem. Zamiast tego przytulił ją. Zimna czułość, ale starała się przypomnieć sobie ciepło, jakim kiedyś promieniowało jego ciało. To wciąż był jej Łapa. Najbliższy przyjaciel.
- Cholera, to prawdziwe bagno... Jakżeś się w to wplątała, koniczynko. - Pogłaskał ją po włosach. Zawszę tak robił w trudnych dla niej chwilach. - Czyli nie mamy wyjścia. Musisz dostać się do grobowca i uwolnić ciotkę. A ja ci pomogę.
- Syriusz...
- Jestem ci to winny - przerwał jej. - Znowu cię zostawiłem. Tym razem pokażę, że możesz na mnie liczyć. Nigdy więcej cię nie zawiodę. Nawet śmierć mnie nie powstrzyma. Bo Eris... - Kobieta zmrużyła oczy, wsłuchując się w jego głos. - Bo zawsze będę cię kochał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro