Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

49. (Nie)przyjaciółka duchów

Rok 1973

Pierwsze dni w Hogwarcie dla Eris nie były tak ekscytujące, jakby chciała. Głównego z powodu karcącej wiadomości od babki, w którym ta potępia ją i wytyka bezużyteczność. Nieprzyjęcie do Slytherinu było kolejnym powodem do nienawidzenia wnuczki przez Morganę Trevelyan. Syriusz, widząc jak to wszystko wpłynęło na jego przyjaciółkę, stawał na głowie, aby ją pocieszyć czy rozbawić. Na szczęście pomagał mu w tym James Potter. Trzecioklasiści nie mieli bowiem łatwego zadania. Brat Eris dbał o to, aby Black i Potter zbyt często nie kręcili się przy Krukonce. Nie mógł jednak być ciągle przy siostrze. Miał swoje problemy. Co nie umknęło uwadze bystrzejszych oczu. Ciemne oczy chudego chłopaka o ziemistej cerze śledziły perłowo białego ducha pokrytego srebrną krwią, na którą inne duchy chyba nie zwracały uwagi, oraz łańcuchy podążające za nim wiernie.

Duch domu Salazara Slytherina - Krwawy Baron.

Był jedynym duchem, jakiego bał się szalejących po Hogwarcie poltergeist, Irytek, a także istotą, od której większości żywych i martwych trzymała się po prostu z dala. Krwawy Baron od dawien dawna pełnił rolę ducha Slytherinu, a jednak nie nawiązywał kontaktu z uczniami jego domu, jak na przykład taki Prawiebezgłowy Nick. Eris bała się duchów. Od zawsze. Cieszyła się, że Szara Dama nie budziła takiej grozy jak Baron, ale trzymała się jeszcze bardziej z dala niż przeciętny duch. Eris czasem próbowała nawiązać z nią kontakt z powodu zaintrygowania jej historią. Z jakiegoś powodu Szara Dama jej nie lubiła, wytykając niczym Morgana, że nie powinna być w Ravenclaw'ie.

Z kolei przy Eris coraz częściej dało się niby przypadkiem zauważyć ducha Krwawego Barona, przelatującego ze ściany do ściany. Caleb nieraz ostrzegał siostrę, by trzymała się od niego z daleka, bo to szaleniec.

Tej nocy Eris nie mogła zasnąć, słysząc aż w swoim dormitorium żałosne zawodzenie i jęki z wieży astronomicznej. Brzęczenie łańcuchami mówiło wprost, że to Baron nawiedza tę wieżę. Nie mogła zasnąć, a potrzebowała jutro skupić się na eliksirach. Chociaż ocenami musiała udowodnić, że nie jest porażką.

- Przepraszam... - zawołała zduszonym głosem jedenastolatka, dostrzegając szarą suknię wirującą na nieistniejącym wietrze. - Przepraszam! - dodała głośniej, podążając za duchem.

Szara Dama zignorowała ją. Zwłaszcza, kiedy skręciła w korytarz, próbując zgubić upierdliwe dziecko. Nawet przenikanie przez ścianę, nie pomagało pozbyć się pościgu. Krukonka ściskała mocno dwie książki w ramionach, oddalając się coraz bardziej od znanej części Hogwartu. Gdyby chciała zawrócić, nie wiedziałaby, którędy wrócić. Pochodnie na nowym korytarzu święciły coraz słabiej, przez co wokół panowała powiększająca się ciemność. Coś za plecami dziewczynki huknęło, wywołując u niej atak paniki. Odruchowo upuściła książki, zakrywając dłońmi twarz.

- Przepraszam, nie bij mnie - szepnęła, zalewając się łzami.

Eris załkała głośniej, nauczona, że większy hałas zapowiada karę, a tym samym bolesną klątwę. Szara Dama popatrzyła cicho na kulacą się dziewczynkę. Zniknęła za ścianą, by wkrótce wrócić ze starszym uczniem, często bywającym w lochach. Nieraz ją przerażał, przypominając pewnego ucznia, a jednak był najbliżej. Wskazała dłonią zapłakaną Trevelyan, po czym zniknęła. Severus Snape posłał zirytowane spojrzenie duchowi, a gdy usłyszał głośne pociągnięcie nosem, dostrzegł mały cień nie pasujący do otoczenia.

- Kto tu jest? - zapytał, sięgając po różdżkę.

- P-pseplaszam... Zabierz mnie stąd, proszę - jęknęła Eris, a Snape niemal od razu rozpoznał tę twarz. Siostra Caleba, no jasne... - Zgubiłam się.

- Co robisz w tej części zamku? - zapytał szczerze zainteresowany.

- Szłam za duchem Szarej Damy... Ona mnie chyba nie lubi - mruknęła, ocierając rękawem płaszcza twarz. - Nie słuchała mnie, zostawiła tutaj...

- Chodźmy stąd - powiedział tylko.

Caleb był roztrzęsiony, widząc swoją siostrę, ale jeszcze bardziej był wdzięczny przyjacielowi za odnalezienie zguby. Snape nie powiedział ani słowa, że Szara Dama zawiodła ucznia swojego domu, nie powiedział o tym nikomu. A może powinien? Zjawa celowo wywiodła pierwszoroczniaka w niemal porzuconą część zamku. Zaintrygował go ten fakt. Zwykle nie przywiązywał uwagi do innych rezydentów szkoły, poza żywymi istotami. A jednak...

Odnalazł Szarą Damę, unoszącą się w bibliotece. Upajała się ciszą.

- To znowu ty - powiedziała cicho, nie spoglądając na niego. - Dziwny chłopiec przemierzający lochy.

- Czy wiesz, czemu tu jestem? - Skinęła głową. - Jako duch Ravenclawu masz obowiązek pomagać uczniom swojego domu. Eris Trevelyan mogła zginąć - wytknął jej. - Dlaczego?

- Wtrącasz się w sprawy, które cię nie dotyczą.

- Najwidoczniej dotyczą małej Krukonki. A może dyrektor ma się dowiedzieć o tym, co zamierzałaś zrobić uczniowi?

Groźba.

Niewypowiedziane ostrzeżenie. Szara Dama zniżyła lot, wpatrując się w ciemne oczy Ślizgona. Nie widziała w niej wyższości ani drwiny. Tylko wyzwanie.

- Dlaczego tak chcesz ochronić obcą ci osobę? Nie jest z twojego domu.

Severus milczał. Nie miał nic do powiedzenia. Przecież nie będzie zwierzał się ze swoich przemyśleń duchowi. Był typem osoby, która wolała trzymać więcej dla siebie. Tak było bezpieczniej. Szara Dama wywróciła oczami i przeniknęła przez chłopaka, chcąc zrzucić na niego przeraźliwe zimno. Wzdrygnął się, i nic więcej. Duch minął się z Grubym Mnichem, przemierzając zatłoczone uczniami korytarze Hogwartu. W Wielkiej Sali stół Krukonów był niemal pusty. O tej porze większość pewnie przebywała w pokoju wspólnym, ucząc się.

Znalazła poszukiwaną osobę osamotnioną w pobliżu wieży astronomicznej. Dziewczynka używała zwykłej świecy, aby lepiej widzieć tekst czytanej książki. Szara Dama zbliżyła się, dostrzegając zatarty tytuł księgi.

- Helena Ravenclaw, córka Roweny - powiedziała Eris, nie podnosząc wzroku na ducha. - Chodziłaś do Hogwartu w czasie założycieli.

- Będziesz kpiła ze mnie?

- Czemu miałabym to robić? - spytała dziewczynka. - Nie każdy traktuje duchy jak istoty gorszego sortu. Jesteś pierwszym duchem, z którym rozmawiam. I akurat pierwszym, który mnie nie lubi... A nie znasz mnie. Zrobiłam ci coś złego?

- Nosisz nazwisko...

- Ach, to... - Eris uśmiechnęła się mimowolnie. Był to smutny uśmiech. -  Też go nie lubię. Problemem jest to, że wszyscy o tym nazwisku należą do Slytherinu? - Helena milczała. - Jeżeli uraziłam cię samym swoim jestestwem, przepraszam... Ciebie również.

Helena przechyliła głowę.

- Nie jesteś taka jak twoi przodkowie - stwierdziła. - Próbujesz być miła, jesteś spokojna...

- Ty mnie nie lubisz, a z kolei wydaje mi się, że Krwawy Baron często znajduje się tam, gdzie jestem ja albo Caleb, bo...

Eris otworzyła oczy, nie czując się wcale wyspaną. Podniosła głowę z ramienia Teda, który nadal niespokojnie drzemał. Kobieta przetarła twarz dłonią wciąż nienależącą do niej. Nie była pewna, która dochodziła godzina, robiło się coraz ciemniej i nie powinni zbyt długo zostawać w jednym miejscu. Dean Thomas oraz towarzyszący mu goblin obejrzeli się za siebie, stwierdzając z ulgą, że to koniec ich warty. Eris na wszelki wypadek sprawdziła wszystkie zaklęcia ochronne.

- Mówiła pani przez sen - powiedział Gryfon. - Coś o duchach.

- Obecnie jest to jedyne, co nam nie zagraża. - Podeszła bliżej chłopaka, kładąc mu dłoń na ramieniu. - Zdrzemnij się pół godziny, przez jeszcze - popatrzyła na szarawe niebo - przez trzy godziny twój plan ma szansę się powieść, i musimy ruszać. W najbliższym miasteczku rozdzielimy się.

- Co zamierzasz zrobić? Chce pani walczyć z nimi? Ze Snapem? - dopytywał.

- Ja... Jest ktoś, z kim muszę spotkać się w Hogwarcie - przyznała. - Muszę...

- Ktoś się zbliża - przerwał Gryfek.

Wszyscy zerwali się na równe nogi, Ted Tonks zacisnął ręce na strzelbie, żałując, że jego różdżka złamała się dwa dni temu, uciekając przed Śmierciożercami. Ostatnio rzucone Reducto kupiło im trochę czasu. Tak teraz to wyglądało. Każdy uciekał i krył się, gdzie tylko może. O ile ta grupa chroniła się wzajemnie, tak myśli Eris nieposłuszne biegały chaotycznie od Harry'ego Pottera, przez jej rodzinę, do Alice Manson. Nie było wątpliwości. Wizja zdradzała, że Alice dostała się lub wkrótce dostanie się w ręce Voldemorta. A przecież dziewczyna była jej potrzebna.

Cholera, zaklęła w myślach. Ciężko było planować walkę z drugim złem, kiedy to pierwsze nie zostało jeszcze pokonane.

Twórca Śmierci.

Voldemort.

Oni wszyscy mogli iść do diabła, szczerze im tego życzyła. Usłyszeli trzask łamanych gałęzi, dźwięk deptania suszonych liści. Ktoś się zbliżał. Wiele osób. Dość szybko.

,,Nosisz nazwisko''.

Słyszała donośne głosy, chichoty. Obleśne teksty pod adresem mugoli i jakiejś dziewczyny. Gdzieś padło imię Ivan, czemu towarzyszył okropny śmiech. Eris wyciągnęła przed siebie różdżkę, czując, że ktokolwiek się zbliża, rozproszy jej zaklęcia. Dirk i Dean sięgnęli po różdżki, ale syknęła na nich wściekle.

,,Twoi przodkowie to okropni ludzie...''

Dziesięć kroków.

Dziesięć.

Osiem.

Eris wycelowała w zdezorientowanego Teda.

Siedem.

Sześć.

Pięć.

Cztery kroki.

Trzy.

Dwa.

Jeden krok.

Bariera Eris prysnęła niczym bańka, a ich cała grupa znalazła się na otwartym terenie. Otoczona przez grupę czarodziejów, którym towarzyszył wilkołak. Szmalcownicy.

- Magna, tu jesteś - warknął wilkołak, a Eris rozpoznała go jako poszukiwanego niegdyś przez ministerstwo Greybacka. - Gdzie się szlajałaś? - Pociągnął nosem. - Hm... Co tu złapałaś?

- Trzech czarodziejów, dwa gobliny - odparła, patrząc prosto w oczy Tonksa. Ten niezauważalnie skinął jej głową. - Prowadziłam ich do...

- Dworu Malfoy'ów? - uprzedził ją Scabior, na którego Greyback warknął zły. - Gobliny... Mugolaki?

- Nie - zaprzeczyła od razu. - Półkrwi. Każdy. Złapałam ich strategicznie... To kumple Pottera.

- Magna - zaczął wilkołak - pachniesz inaczej...

- Czy możesz być kochaniutka tak miła i zaprowadziła ich do Dworu Malfoy'ów? - zaszczebiotał Scabior, na co Eris udająca Magnę skinęła posłusznie głową. Pokonała jeden krok, kiedy szponiasta dłoń zacisnęła się na jej gardle.

- Magna wydrapałaby mi oczy za nazwanie jej ,,kochaniutką''. Jest szalona... To podopieczna Lestrange.

Miała problem.

Wszyscy go mieli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro