37 - Pierwsza lekcja
Eris kilka razy poprawiła poły kremowej sukni. Przed opuszczeniem komnaty jeszcze upewniła się, że włosy zostały starannie upięte w ciasny kok i żaden niesforny kosmyk nie wyrywa się z dokładnie dobranej fryzury. Mijani uczniowie patrzyli na nią z zainteresowaniem lub z dystansem. Plotka o nowej Mistrzyni Eliksirów w Akademii Magii Beauxbatons rozprzestrzeniła się w ciągu dwóch godzin.
W poniedziałek, po Nowym Roku, Eris miała mieć pierwsze zajęcia z piątym rokiem. Dokładnie na tym roku znajdował się Harry. Minął dzień, ale na pewno niektórzy zauważyli jej nieobecność, w tym Umbridge. I co najważniejsze... Severus Snape. Miała nadzieję, że Dumbledore wyjaśnił komu trzeba, jak obecnie wyglądały sprawy. Obiecała się z nikim nie kontaktować. Ba, zakazano jej! Dlatego teraz, grając opanowaną kobietę weszła do swojej sali. Sala lekcyjna również mieściła się w lochach, jednak były one mniej chłodne i ponure niż te hogwarckie. Klasa została zbudowana na bazie koła. W dość sporej wielkości komnacie stało kilka stanowisk, gdzie uczniowie już czekali z zapartym tchem, by poznać nową nauczycielkę.
Eris stanęła na środku klasy, tuż przed tablicą i popatrzyła na te młode buźki skupione na niej. Trzymaj poziom, powtarzała sobie, pełen profesjonalizm. Wraz z Olimpią Maxime ustaliła program, przebieg oraz zasady jej przedmiotu. Zastukała obcasem brązowego trzewika o kamienną podłogę.
- Witajcie uczniowie na naszej pierwszej wspólnej lekcji Eliksirów - przemówiła jedwabistym głosem, który ćwiczyła przed lustrem cały poranek. - Nazywam się Eris Hastings. - Starała się naśladować francuski akcent lub wplatać w swoje wypowiedzi kilka zagranicznych słówek. Dobrze, że była poliglotką i potrafiła się posługiwać sześcioma językami, w tym trochę słabiej, ale także francuskim. - Nie spodziewam się raczej, że wielu doceni wielką naukę i prawdziwą sztukę, jaką jest tworzenie mikstur. Dołączyłam do was w drugim semestrze, ale liczę na owocną współpracę. Czy macie państwo jakieś pytania?
Jakiś młodzieniec podniósł rękę.
- Pańska godność?
- Tak, mam godność - odpowiedział zaskoczony, a klasa wybuchła śmiechem.
- Nie... chodziło mi o pańskie imię - wyjaśniła Eris, starając się zachować kamienną twarz.
- Naziwam się Tristan - powiedział w końcu. - Czy to prawda, że przybiła pani z Hogwartu?
- Prawda. - Skinęła głową.
Kilka osób ożywiło się nagle na wzmiankę o legendarnej szkole, w której odbył się rok temu Turniej Trójmagiczny. Niektórzy spochmurnieli, zapewne na wspomnienie wypadku, czyli śmierci jednego z uczestników, Cedrika Digory'ego. Prorok Codzienny miał swój zasięg w Wielkiej Brytanii, Eris była ciekawa, czy tutejsza gazeta także milczy o pilnych sprawach.
- Czy poznała pani Harry'ego Pottera?
Eris uśmiechnęła się smutno. Przypomnieli jej o chłopcu, którego znowu była zmuszona zostawić. I to nie kilka przecznic dalej, a zupełnie na innym kontynencie.
- Tak... Harry Potter to młodzieniec taki sam jak wy. Podobnie jak wy uczy się warzyć eliksiry, latać na miotle czy rzucać uroki.
- Wygrał turniej!
- Jest taki uroczy!
- Harry Potter pomimo swoich zasług i osiągnięć, wciąż jest młody. Nie ekscytujcie się opowieściami o tym chłopcu. Nie bądźcie zazdrośni o jego wielkość, bo każdy z was może zostać kimś wielkim. W każdym momencie swojego życia.
Kolejna dziewczyna podniosła rękę, a Eris skupiła na niej swoją uwagę, pozwalając, by temat zajęć przestał być na chwilę istotny.
- Czy to prawda, że w Wielkiej Brytanii dzieje się coś, o czym brytyjskie Ministerstwo Magii oraz francuskie nie chcą mówić? - Wszyscy spojrzeli się na uczennicę, która wcale nie żartowała.
Zadała pytanie, bo pragnęła poznać odpowiedzieć. Jednak Eris nie mogła udzielić żadnych informacji. Brytyjskie Ministerstwo uparcie oskarżało Pottera i Dumbledore'a o szerzenie głupot, przez co Umbridge zalęgła się w Hogwarcie jak szkodnik. Co się działo poza krajem... cóż, mało kto o tym wiedział.
Eris zaklaskała w dłonie, skupiając na sobie ponownie uwagę uczniów. Czas, by wrócić do tematu zajęć.
- Wystarczy - powiedziała. - Skupmy się na zajęciach... Na początek przygotowałam dla was eliksir, który zwykle omawia się dopiero na szóstym roku. Próbuję zrozumieć, na jakim poziomie jesteście. - Różdżką przywołała kociołek, który wylądował na jej biurku. - Czy ktoś jest w stanie stwierdzić, co to za eliksir?
Cisza.
- Może Carly? - Ktoś mruknął.
- Carly? - powtórzyła Eris.
- Carly Gray - odparł inny głos. - Zna się na eliksirach najlepiej.
- Właśnie, jej ojciec wytwarza je zawodowo.
Eris powiodła po całej klasie. Carly Gray - dziewczynka, przez którą się tu znalazła. Tak naprawdę nazywała się Alice Manson i Dumbledore chciał, aby czarownica miała nastolatkę na oku. Niektórzy odwrócili się w stronę wywołanej uczennicy. Jak się okazało, była to ta sama, która zadała trudne pytanie o sytuację w Wielkiej Brytanii.
- A zatem... Carly, podejdź.
Alice Manson zawstydzona odeszła do swojego stanowiska i podeszła do nauczycielki, czując na sobie spojrzenia pozostałych.
- To nie jest francuskie imię - szepnęła Eris, mieszając eliksir i tylko Alice mogła ją usłyszeć.
- Moja matka jest z Francji... a tatko z Irlandii - wyjaśniła krótko. Przypatrzyła się zawartości kociołka i pociągnęła nosem. - Czuję... zapachy. Las podczas deszczu, ciasteczka czekoladowe i... lukrecja? - spytała samą siebie, a kiedy upewniła się, że faktycznie czuje ten zapach, spojrzała pytająco na Eris. - Czy to jest amortencja?
- Zgadza się. Najsilniejszy eliksir miłosny. Nie wzbudza prawdziwej miłości, powoduje jedynie silne zauroczenie albo obsesję - tłumaczyła, zwrócona do klasy, ignorując zapatrzoną w kociołek Alice. - Zapach amortencji każdy odczuwa inaczej, w zależności od tego, co go najbardziej pociąga. Jest to zaawansowany eliksir, ale dziś spróbujecie go uwarzyć i zostawicie mi w fiolkach na biurku. I niech tylko dowiem się, że ktoś go komuś podał, a kara będzie surowa.
Przez resztę zajęć, francuscy czarodzieje uparcie pracowali nad amortencją. Eris krążyła między ich stanowiskami, ale nie odczuwała tej radości co wtedy, gdy kręciła się między uczniami Hogwartu. Powinna się cieszyć, że dopiero, co wróciła do magicznego świata i trafiła jej się taka okazja! A jednak... odzyskiwała starego przyjaciela, chrześniaka i swoją miłość. Do tej pory nie wyjaśniła ze Snapem tamtego pocałunku i nie mogła się z nim nawet skontaktować.
- Panno Gray, s'il vous plait, czy mogłabyś zostać chwilkę? - Dziewczyna pokiwała głową. - Zaskoczyłaś mnie tym, że tak szybko odgadłaś, jaki eliksir dla was przygotowałam. Widać, że naprawdę masz nosa do tej dziedziny. Czy nie chciałabyś może zostać moją asystentką?
- Asystentką, pani profesor?
- Tak, tak.
- I co miałabym robić?
- W razie problemów uczniów, pomagać im. Czasem pomagać mi przygotowywać się do zajęć, co ty na to? Nie otrzymujecie tu punktów dla swoich domów, ale otrzymujecie indywidualne pochwały, które później są nagradzane. To jak?
- Jeżeli tak bardzo pani profesor chce... to no dobrze.
- Dziękuję, panno Gray, to pozwoli mi lepiej się zaaklimatyzować w nowej szkole. - Alice uśmiechnęła się i opuściła klasę. - A mnie pozwoli mieć ciebie lepiej na oku...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro