36. Mistrzyni Eliksirów
- Jasna cholera!
Krzyknęła Eris, wybiegając ze swojej komnaty. To, co w tamtym momencie czuła było nie do opisania. Strach i mdłości zmieszały się, że zaraz po przeczytaniu listu od babki, zwymiotowała. Żołądek zacisnął się w supełek. Pędziła korytarzami zamku, który teraz wydawał się kurczyć. Brakowało jej oddechu, miejsca, chociaż nikogo nie było w pobliżu.
Kiedy wybiegła zza rogu, wpadła na kogoś. Na tę osobę nie miała najmniejszej ochoty teraz wpaść. Skrzywiła się, widząc ten okropny odcień ostrego różu. Umbridge uśmiechnęła się kpiąco, przyglądając się zdyszanej Eris.
- Śpieszysz się gdzieś, moja droga?
Eris przeklinała, że wiedźma wróciła do Hogwartu dwa dni wcześniej niż planowała, przez co musiała znosić jej obecność nawet teraz. Wywróciła oczami, nie siląc się na żadne uprzejmości. Próbowała wyminąć kobietę, ale ta zastąpiła jej drogę.
- Pędzisz do Dumledore'a? - Wydawała się mieć bardzo dobry nastrój. - Nie powinnaś się teraz szykować? Niedługo powinnaś mieć gościa.
Zamarła. Krukonka spojrzała ze strachem na różową ropuchę, której uśmiech jeszcze bardziej się pogłębił. Teraz na jej twarzy było widać tę całą podłość. Eris zbladła, przypominając kolejnego ducha szwędającego się po Hogwarcie.
- Ty jej powiedziałaś - wyszeptała drżącym głosem. - Zaprosiłaś tu babkę...
- Ostrzegałam cię - odparła wiedźma. - Jeżeli zapomnisz swojego miejsca, ktoś ci je przypomni. Nie powinnaś ze mną zadzierać.
- Ty... - nie dokończyła.
Pokręciła głową, od razu zrywając się do kolejnego biegu. Natychmiast musiała dostać się do gabinetu dyrektora. Zwykle ją zawodził. Zawiódł ją na prośbę Severusa - może to oznaczało, że teraz jej pomoże? Stanęła przed posągiem chimery, podała hasło i wbiegła po schodach do środka.
Dumbledore spojrzał na nią znad okularów połówek, a minę miał zasępioną... wiedział. Obszedł biurko naokoło, trzymając między długimi palcami list.
- Dumbledore... Ona tu idzie - wysapała, a panika znów zaczęła ją ogarniać.
Starszy czarodziej pokiwał głową.
- Już wiem. Otrzymałem list od Morgany Trevelyan, zapowiadający jej wizytę - wyjaśnił, pokazując list. - Przykro mi, nie spodziewałem się, że tak szybko to się potoczy, ktoś...
- Umbridge - powiedziała. - Ona ją tu zaprosiła.
Albus rozejrzał się po zagraconym biurko i złapał za pióro. Rzucił na nie zaklęcie Portus zmieniające pióro w Świstoklik. Położył je z powrotem, wpatrując się uważnie w drżącą kobietę.
- Musisz opuścić Hogwart - zaczął, ale zamilkł, odwracając się w okno gabinetu. - Już tu jest... nie mamy wiele czasu. Świstoklik zabierze cię w bezpieczne miejsce. - Odszukał wśród książek plik jakiś kartek. - To dokumenty wypełnione przez Severusa, oznajmiające, że już nie jesteś jego praktykantką.
- Co takiego?
- Zadbałem o resztę. Musisz się przenieść. Szybko. Już tu zmierza. Nie możemy pozwolić, by cię schwytała. To zbyt niebezpieczne... Świstoklik zabierze cię do Akademii Magii Beauxbatons. Pani dyrektor Olimpia Maxime już cię wyczekuje.
- Czekaj! To za szybko... a szkoła? Harry?
- Tylko tam będziesz bezpieczna. Do czasu. Proszę byś przez ten czas nie kontaktowała się z nikim, zwłaszcza z Harrym. Zaopiekuję się nim. Syriusz Black także.
Trochę ją to uspokoiło. Ale tylko trochę. Naprawdę to było za szybko. Miała przenieść się aż do Francji! I zostać oficjalnie... Mistrzynią Eliksirów? Czy podoła? Czy na pewno będzie tam bezpieczna? I dlaczego akurat tam?
- Wiem, że proszę o wiele - kontynuował czarodziej - ale proszę, abyś mi zaufała. Ten jeden raz. Twoje rzeczy zostaną dostarczone tam jeszcze dziś. Jeżeli będziesz miała jakieś wizje, skontaktuj się ze mną przez dyrektor Maxime. Nie ujawniaj daru.
Eris podeszła do pióra, czując, jak dłoń zaczyna drżeć. Strach. Całkowicie ją opanowywał.
- Jeszcze jedno, Eris - dodał bardziej poważnym głosem. - Gdy tam będziesz... proszę, zwróć uwagę na dziewczynkę, Carly Grey.
- Dlaczego na nią?
Dumbledore odwrócił się do niej plecami, zbliżając się do drzwi gabinetu. Nasłuchiwał. Morgana była kilka kroków od nich. Jeżeli dojdzie do konfrontacji... Merlinie.
- Idź już.
- Nie! Dlaczego Carly Grey?
Cisza.
- Dumbledore! Nie oszukuj mnie! - krzyknęła, łapiąc za pióro, które zaraz miało ją stąd zabrać do innego kraju, innej szkoły. - Kim jest Carly Grey?!
Posąg chimery poruszył się, a Albus słyszał kroki obcasów kobiety. Obejrzał się przez ramię, za mało czasu, by cokolwiek wyjaśniać. Dziesięć sekund do aktywowania Świstoklika. Napięcie i gniew na twarzy Eris nie ustąpiły.
- Dumbledore!
- To Alice Manson - odparł, a Eris zniknęła wraz z piórem.
Drzwi do gabinetu dyrektora otworzyły się otworem, a do środka weszła przysadzista starsza kobieta. Siwe włosy miała ciasno uplecione na czubku głowy, w które zostały wpięte złote spinki ze szmaragdami, pasującymi do jej ciemnozielonej sukni. Elegancka suknia podkreślała jej wysoki status. Na dłoniach poza masą ozdobnych pierścieni, miała także koronkowe rękawiczki. Stanęła przed biurkiem starca, oglądając je uważnie, jakby była w stanie dostrzec pióro, które zabrało stąd jej wnuczkę.
Twarz kobiety nie zdradzała innych emocji poza znudzeniem i wstrętem, że musi tu przebywać. Wyciągnęła, obleczoną w koronkową rękawiczkę, dłoń w stronę czarodzieja.
- Albus Dumbledore - powitała go, choć w jej głosie nie było krzty radości.
- Pani Morgana Trevelyan - ucałował jej dłoń. - To zaszczyt panią gościć w Hogwarcie.
- Z pewnością - burknęła, przechadzając się swobodnie po gabinecie. - Przybyłam spotkać się z moją wnuczką. Wiem, że jest tutaj i pełni absurdalną rolę, jaką jest praktykantka tutejszego Mistrza Eliksirów. Chcę ją zobaczyć i stąd zabrać.
- Obawiam się - wtrącił się Dumbledore, czym zasłużył sobie na gniewne spojrzenie kobiety - że przybyła pani na darmo.
Jedna brew Morgany powędrowała w górę.
- Czyżby? Gdzie Eris Trevelyan, choć nie, z tego, co wiem, to Eris Hastings. Cóż za plaga. Popełniła głupotę matki i sama poślubiła mugola. Więcej rozczarowania rodzinie dać nie mogła. Wstyd!
- Miłość od zawsze była nieprzywidywalna.
- Miłość? - powtórzyła. - Bzdura. To nie miłość decyduje o przyszłości, tylko czysta krew oraz nazwisko. Co prawda Eris nie mogłaby dołączyć do innej rodziny czystokrwistej, bo sama jest tylko w połowie czarownicą, ale nie o tym przyszłam rozmawiać. Gdzie moja wnuczka?
- Niestety o twoim przybyciu zostałem zbyt późno poinformowany. - Wzruszył ramionami. - Eris opuściła Hogwart, ponieważ otrzymała niesamowitą szansę. Z polecenia Mistrza Eliksirów z Hogwartu, otrzymała propozycję roli Mistrzyni Eliksirów. Wyjechała niedawno. Możliwe, że się minęłyście.
Morgana parsknęła śmiechem.
- Nie oszukasz mnie, Dumbledore - warknęła, zaciskając dłonie. - Ukryłeś ją przede mną!
- Gdzieżbym śmiał. Dlaczego miałbym to robić? Eris jest dorosła, nie decyduję o jej życiu. Wydaje mi się, że pani także.
Na gładkim czole zapulsowała cienka żyłka, co nie uszło uwadze dyrektora.
- Odnajdę ją. Żegnam, dyrektorze.
- Do widzenia, pani Trevelyan.
Skinął jej głową, czego nie zauważyła, bo wyszła z gabinetu, uprzednio trzaskając drzwiami. Albus popatrzył na biurko, jakby spodziewał się, że przedmiot zaraz powróci na swoje miejsce. Ale nie wróci. Kobieta go trzymająca także. Była bezpieczna, a co najlepsze... mogła przypilnować Alice, póki nie znajdzie lepszego miejsca dla niej. W tym roku Ministerstwo Magii było zbyt uważne, czujne, więc nie mógł za bardzo mieszać.
Dopóki świat nie zaakceptuje i nie pogodzi się z tym, że Voldemort powrócił, Alice Manson powinna pozostać w ukryciu. Powinien niedługo skontaktować się z Hilde, by omówić przyszłe tygodnie, ale na razie - oklumencja Harry'ego i plany Czarnego Pana.
** * **
W telewizji leci Harry Potter i Książę Półkrwi. Czy tylko mi tak weszło moje opowiadanie Avada Kedavra, że większość scen to mi się w oczach zmieniała na wydarzenia związane z Alice Manson? To chyba skutek uboczny takiego poświęcenia tej pracy :D Przy okazji, jak się może domyślacie - Eris w Beauxbatons oraz... nasza Alice, Harley i Carly
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro