29. Niespodziewana wizyta
Przez ostatnie dni Eris chodziła jak na szpilkach. Dobrze, że wciąż trwały ferie świąteczne. Miała zatem sporo czasu, by przemyśleć, czy chce się udać do Irlandii. Pomimo delikatnej sugestii Severusa, by jej towarzyszył, zdecydowała, że to wyłącznie jej wyprawa. Doceniała chęci mężczyzny, co wyraziła na głos - od razu zaprzeczył jakoby cokolwiek sugerował. Eris nie zamierzała korzystać z kominka w Hogwarcie, biorąc pod uwagę, że sieć Fiuu w Hogwarcie była pod ścisłym nadzorem Umbridge. Kominek w jej mieszkaniu w Londynie był zwykłym mugolskim paleniskiem. Niechętnie wzięła pod uwagę jedyny kominek.
Dlatego teraz stała i czekała, aż między Grimmauld Place 11 i 13 pojawi się dodatkowy budynek. W środku jak zwykle unosił się kurz, chociaż dom ozdobiony świątecznie miał w sobie pewien klimat - Eris nie dostrzegła tego w Wigilię. Minęła stojak na miotły, przypominający nogę trolla. Obrzydlistwo... Że też akurat przyszło jej tu wracać, po tym, co się wydarzyło...
- Eris? - Usłyszała i zamarła. Od razu przyłapana przez wroga numer jeden. Na pewno wroga? pytał cichy głosik w jej głowie. - Co tu robisz?
- Jest Lupin? - spytała, ignorując pytanie Syriusza. Mężczyzna zmarszczył czoło, ale zaprzeczył. - A jakikolwiek inny auror? - Pokręcił głową. - Świetnie. Potrzebuję kominka i proszku Fiuu.
- Co takiego? - Syriusz był zbyt zdumiony wizytą kobiety, dlatego kompletnie nie rozumiał, co do niego mówiła. Nie wierzył, że sama z własnej woli zjawiłaby się w jego domu, w dodatku traktując go tak chłodno. Ale najważniejsze, że z nim rozmawiała. - Nie mogę tego zrobić.
- Black, muszę dostać się do Irlandii, więc gdybyś mógł... - przerwała, nasłuchując panującą w domu ciszę. Spojrzała podejrzliwie na mężczyznę. - Gdzie są wszyscy?
- Molly, Ginny i bliźniaki odwiedzają Artura w Mungu. - Eris uniosła brwi. - Pozwolili mu wyjść tylko na Wigilię, jego stan jest poważny. Rany węża jeszcze się nie zagoiły.
W tym momencie coś zakuło Eris mocno w okolicy serca. No tak, jak mogła być taką egoistką? Po Wigilii, na której Harry dowiedział się o ich więzi, nie rozmawiała z nim. Nie wyjaśniła nic, ani nie wytłumaczyła. Podświadomie chciała wierzyć, że Syriusz... znaczy się Remus objaśni jej motywację i powód podjętych działań. Poza tym zapomniała o ataku węża na Artura Weasley'a, który Harry widział. Nie, nie widział. Harry był wężem. Patrzył malutkimi oczami, jak jego ofiara cierpi, wykrwawia się... Jak nic w jego głowie huczało od burzy myśli. Dumbledore zdradził jej podejrzenia o tym, że Voldemort mógł zaglądać do głowy chłopca. Ich umysły były w pewien sposób połączone.
Z pewnością źle to znosił. Nikt mu nie wyjaśnił, co się dokładnie wydarzyło. Zapewne sądził, że to była jego wina.
- Jak się czuje Harry?
Syriusza zaskoczyło pytanie kobiety. Przypatrywał jej się uważnie, jakby ją widział po raz pierwszy w życiu. Tak naprawdę widział ją dopiero drugi raz po dwunastu latach w Azkabanie. Nigdy przed nikim nie przyznał, ale siedząc w celi, często myślał jak Eris mogła teraz wyglądać. Jak wydoroślała i wypiękniała. Gdy zobaczył ją we Wigilię, oniemiał. Stała się kobietą tak cudowną, jak zawsze chciała być, a on spodziewał się, że będzie.
Gdyby nie to, że ją dobrze znał, nie powiedziałby, że była kiedykolwiek torturowana. Jej niebieskie oczy lśniły, sama w sobie też ładnie pachniała. Syriusz czuł ją doskonale choć stała od niego trzy kroki. Zapach od razu skojarzył z ciasteczkami cynamonowymi.
- Nie jest źle, ale na początku był trochę zirytowany. Wyjaśniłem mu wszystko.
- Och, doprawdy? - ofuknęła go Eris. - To dziwne, że jeszcze nie zbiegł tu na dół nie posłał we mnie jakiejś klątwy. - Pokręciła głową, strzepując śnieg z kasztanowych włosów. - To wszystko i tak jest twoja wina! Może chciałam zaczekać na dogodny moment, by mu powiedzieć? ,,Hej, Harry, jestem twoją matką chrzestną, ale nigdy się tobą nie zaopiekowałam, bo sama potrzebowałam opieki?''. Brzmi przekonująco, co?
- Eris - wypowiedział jej imię w ten sposób. Tylko on potrafił wymawiać jej imię, jakby wcale nie było klątwą albo zwyczajnym imieniem. W jego ustach brzmiało jak melodia, jak miód, tak łagodnie, tak z uczuciem. Pomimo tych dwunastu lat to się nie zmieniło. Zadrżała. - Nigdy bym nie dopuścił do tego, by Harry cię znienawidził. Po prostu wystarczy mu sekretów. Dumbledore nic nie mówi.
- Bo może ma powód! - krzyknęła, nie wierząc, że naprawdę stanęła w obronie starego czarodzieja. Po chwili rozległy się wrzaski pani Black, wykrzykującej masę niecenzuralnych wyzwisk. - Och, na Merlina, zamknij się, stara szkapo!
Black cofnął się o krok z rozbawieniem na twarzy. Oho, w takim wydaniu jeszcze nie widział Eris. Wypiękniała na lata to na pewno, ale nie podejrzewał, że przybędzie jej charakteru. Zawsze była taka nieśmiała. Do wszystkiego musiał ją kilka razy zachęcać, przekonywać. Była zbyt ostrożna, kalkulująca, zupełnie jakby chciała sobie po prostu... Do Syriusza nagle coś dotarło - Eris zawsze taka była nie z wyboru. Chciała jak najmniej pokazywać emocji, bo może wtedy ludzie by jej nie zauważali, a co za tym szło, nikt by jej nie skrzywdził. Bała się każdego nowego kroku, bo mógł zapewnić ból. A przecież bólu jej wystarczyło już...
Teraz była dorosła. Nie bała się. A przynajmniej nie pokazywała tego tak otwarcie. Była w stanie się obronić i zaatakować. Tak jak właśnie to zrobiła w przypadku jego ,,uroczej'' matki. Portret naprawdę na moment zamilkł, a potem znów zaczął wrzeszczeć jeszcze głośniej. Eris zaczęła rozmasowywać sobie skronie, chcąc jak najszybciej stąd zniknąć.
- Dasz mi skorzystać z kominka, czy nie?
- Nie.
- No weź, Black! - jęknęła, machając rękoma. - Muszę dostać się do Irlandii.
- Do Irlandii? - powtórzył tępo. - A czego chcesz tam szukać?
Coś w jego spojrzeniu wymusiło na Eris prawdę. Te oczy... nie mogły należeć do zdrajcy ani mordercy. Po tym, co usłyszała we Wigilię, chciała poznać resztę historii. To nie Syriusz zdradził. Tylko Peter. Ta wieść w jakiś sposób podziałała jak maść na ranę. Poczuła się lepiej, choć nie miała odwagi się do tego przyznać.
- Mojej matki... - wyznała.
Syriusz zrobił krok ku niej. Potem następny. Nie wiedział, kiedy nagle znalazł się przy niej. Położył ręce na jej ramionach, a jej ciało przeszedł niemiły dreszcz. Nie mogła pozwolić na jego dotyk. Jeszcze nie. Dopiero oswajała się ze wszystkim. Dlatego właśnie odsunęła się od niego.
- Caleb przysłał mi list... Moja matka jest w Malahide, w hrabstwie Fingal w Irlandii. Mam do niej tyle pytań. Chcę się dowiedzieć, dlaczego mnie zostawiła...
- Ruszam z tobą - powiedział od razu.
Eris wytrzeszczyła oczy, a potem zachichotała. Jak zwykle mężczyzna był w gorącej wodzie kąpany. Z drugiej strony było to urocze, że pomimo tego, co się między nimi wydarzyło, jak bardzo ich relacja się zniszczyła, on wciąż chciał jej pomóc. Syriusz zawsze będzie stał po jej stronie, bez względu na to, jaka to będzie strona. Mogła na niego liczyć.
- Nie możesz. Dumbledore nie pozwala ci opuszczać tego domu. Jesteś poszukiwany - dodała.
- Czyżbym słyszał troskę w twoim głosie? - Uśmiechnął się szeroko.
Gdyby mogła, pacnęłaby go w ten zakuty łeb. Niestety nie mogła tego zrobić, nie pozwoliła sobie. Żadnego kontaktu fizycznego, bez dotyku. Przyjrzała się jego postaci, wychudzony, nieco zaniedbany... A kiedyś był takim przystojnym młodzieńcem, o którego dziewczęta z różnych domów walczyły. A on nigdy nie widział nikogo poza nią. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Dlaczego była w stanie wybaczyć Śmierciożercy bycie po złej stronie, kiedy nie mogła wybaczyć przyjacielowi, który tak naprawdę nie zrobił nic?
To ja trochę przerastało. Ile razy tonęła w tych ramionach? Ile razy ten głos koił jej myśli. Ile razy te dłonie ocierały łzy? Przecież Syriusz był kiedyś jej najbliższą osobą - i go też straciła. Na dwanaście lat! A teraz miała szansę go odzyskać... Chciała tego? Powinna na to pozwolić?
- To nie troska, a rozsądek - westchnęła. - Mogłabym się dostać normalnie przez kominek do Malahide. Przecież Irlandia również ma rząd w Wielkiej Brytanii. Obejmuje ją to samo Ministerstwo Magii.
- I właśnie tu tkwi problem - wtrącił się Syriusz. - Ministerstwo ostatnio monitoruje sieć Fiuu, by mieć pewność, że nic nie zaburza im idealnego układu.
- To brzmi jak tyrada.
- Albo i nie. - Syriusz wzruszył ramionami. - Na miotłę nie wsiądziesz, to wiem. - Na samo wspomnienie przeklętego przedmiotu, twarz kobiety zrobiła się lekko zielona. - Hah! - parsknął śmiechem. - Nie zmieniłaś się aż tak. A może aportacja?
- Nie na taką odległość, zbyt wielkie ryzyko, by się rozszczepić. Ja... boję się.
- Mam coś, co pomoże ci się tam dostać. Tylko dbaj o niego.
Eris uśmiechnęła się lekko.
- Myślisz, że pomagając mi, cokolwiek się zmieni? - prychnęła.
- Nie obchodzi mnie, czy cokolwiek się zmieni - warknął zły. - Ja również się nie zmieniłem. I ciebie zawsze postawię wśród moich priorytetów. Jeżeli potrzebujesz pomocy, stanę na głowie, by ci pomóc, bo nic, Eris - mówił ze szczególnym naciskiem na jej imię - nic, koniczynko się nie zmieniło. Możesz mną gardzić i mnie nienawidzić, ale ja zawszę tu będę. Drugi raz cię nie zostawię.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro