28. Prezent
Snape nie poruszył się. Ani razu przez całą opowieść. W ciszy obserwował, jak kobieta bawi się obrączką, która rzeczywiście nie była dowodem jej oddania względem męża.
- Czasem myślę, że babka nadała mi odpowiednie imię. Gdzie się nie zjawiam... przynoszę niezgodę i śmierć. Lily, James, Nytta, Nicolai... Ty również umrzesz, Severusie - mruknęła smutno. - Ponieważ zawsze tracę tych, na których mi zależy.
Mężczyzna zmienił pozycję. Wstał ze swojego ulubionego fotela i usiadł na kanapie obok kobiety. Wbrew sobie wyciągnął ku niej dłoń, wahając się, czy może pozwolić sobie na taki odważny gest? Westchnął, mówiąc sobie, że winę zrzuci na alkohol, którego przecież nie pił - ale Eris nie musiała o tym wiedzieć. Objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie, wbijając wzrok w kominek. Nie wiedział, w którym momencie opowieści dziewczyny, jaskrawy płomień zgasł. Nie przejął się tym. Eris nie protestowała. Oparła głowę o jego ramię, a on mógł wdychać jej zapach - świeżo skoszona trawa i wiosenne kwiaty. Zapach zupełnie nie pasujący do pogody za oknem, a tym bardziej do jego komnaty.
- Dziękuję, że jesteś, Sev - mruknęła, a potem nagle sobie o czymś przypomniała. Wyprostowała się i machnęła różdżką. W jej ręce pojawiła się niewielka paczuszka zapakowana w zielony papier i obwiązana czarną wstążką. - Prawie zapomniałam... to dla ciebie.
Z początku nie zamierzała mu tego dawać, ale teraz wiedziała, że powinna. Severus też nie sypiał w nocy tak dobrze, jak większość ludzi. Inaczej nie otwierałby jej drzwi za każdym razem, gdy przychodziła po pomoc. Nie spał w nocy, zamiast tego warzył eliksiry. Potrzebował tego. Mężczyzna uniósł zaskoczony brwi, ale przyjął podarek w ciszy. Popatrzył na Eris, która ponagliła go łagodnym uśmiechem. Odpakował prezent i zmarszczył czoło, wyciągając coś... dziwnego. Biały łapacz snów z piórkami w kolorze ognia. Coś tak jasnego również nie pasowało do jego osoby.
- Łapacz snów?
- Nie sypiasz, wiem o tym. A to jest magiczny Łapacz Snów. Wykonany z włosia jednorożca. - Wskazała na obręcz, a potem na piórka. - Natomiast pióra należą do feniksa. Wyłapuje złe sny, a potem pali je tak, jak robią to feniksy. Proch natomiast zmienia się w iskry, oznaczające czyste sny. Jeśli coś cię dręczy... możesz na mnie liczyć.
Snape prychnął.
- Jakże to szlachetne z twojej strony. Gdybym cię nie znał pomyślałbym, że przyszło mi siedzieć z upierdliwą Gryfonką. - Eris zmarszczyła zabawnie nosek. - A tak siedzę z zarozumiałą, ciekawską, często dramatyzującą Krukonką. Doprawdy fascynujące zjawisko.
- Jeśli nie chcesz tego prezentu, to go zabiorę z powrotem - mruknęła, nieco zdenerwowana.
Wyciągnęła rękę, by zabrać z powrotem Łapacz Snów, ale Severus cofnął rękę, posyłając jej znaczące spojrzenie. Gdyby była uczennicą, posikałaby się ze strachu, a tak jedynie wywróciła oczami.
- Nie powiedziałem, że nie chcę. Jak najbardziej go zatrzymam. Niestety... ja nic dla ciebie nie mam.
- Sev... nic od ciebie nie chcę - powiedziała łagodnie. - Wystarczy mi, że jesteś. W tych czarnych chwilach potrzebuję bliskiego przyjaciela. Jesteś jedyną osobą, która poznała prawdę o Nicolai'u i Nyttcie.
Snape jakoś nie był zadowolony z odpowiedzi, ale on mało kiedy bywał zadowolony z jakiegokolwiek powodu. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem i przywołał do siebie zapieczętowany list.
- Ale twój brat bardzo nalegał, bym ci to przekazał - wyjaśnił, wręczając jej pocztę.
Na początku chciała spalić list, ale dobry humor ją powstrzymał. Cały żal i smutek z niej uleciały. Ciekawość wzięła górę nad rozsądkiem i odpieczętowała list. Od razu rozpoznała staranne pismo brata. Uważnie zaczytała się w liście, z każdym zdaniem bardziej marszcząc czoło. Dłonie zaczęły jej drżeć, a jednocześnie zaczęła się uśmiechać.
- Mhm, chyba dam radę wybaczyć braciszkowi - powiedziała bardziej do siebie niż do niego. - Właśnie dostałam ciekawy list... bowiem mój brat dał mi adres mojej matki.
Jej uśmiech nie był szczery. Snape od razu to zauważył. Wiedział, że tak naprawdę bardzo chciała poznać matkę, ale jej nienawidziła. Zastanawiała się, dlaczego ją zostawiła. Czemu nie zabrała ze sobą? Pozwoliła, by Morgana ją terroryzowała, nadała przeklęte imię i uprzykrzała wnuczce życie. Dlaczego matka na to pozwoliła?
- Twoja matka? - spytał ostrożnie, dostrzegając łzy w oczach kobiety. - Dlaczego dopiero teraz?
- Chyba brakuje Calebowi powodów, dla których mogłabym mu wybaczyć... Przez tyle lat chował ten sekret przede mną?
- Napisał, że zdobył go specjalnie dla ciebie - mruknął Snape, spoglądając w treść listu.
Eris zmięła kawałek pergaminu i ukryła go w jeansach. Oparła głowę o ramię Snape'a, nucąc coś pod nosem. Severus nie odważył się nic powiedzieć, wiedząc, jaka burza panowała w głowie kobiety. Już widział te trybiki pracujące w jej głowie - szukała odpowiedzi na jeszcze niezadane pytania. Cóż, nie mógł za nią decydować. Wystarczy, że już wiedziała, kto ją skazał na kolejne miesiące katorg babki. I o dziwo mu wybaczyła.
Albo po prostu zapomniała - wolał się nie upewniać. Nie chciał znów widzieć tego zawodu w jej oczach, przykrości i bólu. Nagle Eris wyprostowała się zarumieniona jak nigdy w życiu. Kolor twarzy przypominał kolor włosów Weasley'ów. Przez chwilę nie rozumiał, skąd takie zachowanie u kobiety, kiedy ta wskazała palcem na jego sufit. Snape podniósł głowę i zmarszczył czoło. Co do cholery...?
- Jemioła - szepnęła Eris.
Jemioła... w jego komnacie... a obok niego Eris. Nie mógł sobie na to pozwolić. Jeśli by na to pozwolił, uczucia by go zniewoliły. A na to naprawdę nie mógł pozwolić. Czarny Pan powrócił i Snape niedługo miał odegrać znaczącą rolę w przedstawieniu Voldemorta i Dumbledore'a. Nigdy w życiu nie naraziłby Eris. Dlatego nie mógł pozwolić, by którekolwiek przekroczyło pewną granicę. Czarny Pan widział oczami Pottera.
Ile siły musiał w sobie zebrać, gdy kobieta siedząca przed nim zaczęła zbliżać do niego swoją twarz. Będąc w Hogwarcie wiele razy wyobrażał sobie, jakby to było, gdyby ta nieśmiała Krukonka zwróciła na niego uwagę w ten sposób i go pocałowała. Mógł się teraz tego dowiedzieć, miał szansę. Ale to był Snape i jak zwykle musiał pozbawić się własnego szczęścia - w imię większego dobra.
Ich twarze dzieliły milimetry, ale Severus nagle się odsunął i położył dłoń na twarzy Eris.
- Auć - jęknęła, łapiąc się za obolały nos. - To bolało, Severusie!
- Co ty zamierzałaś zrobić? - spytał, udając, że nie wiedział.
Eris zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Ja... j... ja... chciałam zabić... komara - wymamrotała zakłopotana. Snape uniósł wysoko brwi. - Na twojej twarzy.
- To wiele tłumaczy - odparł. - Co się tak gapisz?
- Masz coś dziwnego na twarzy...
- Kolejnego komara? - Pokręcił głową, chcąc odpędzić latający koszmar, na co Hastings zaśmiała się. - No co?
- Uśmiech - powiedziała kobieta. - Nie wiedziałam, że potrafisz się uśmiechać.
- Czy ty myślisz, że jestem zgorzkniały całe dnie? - Już miała odpowiedzieć, ale... - Lepiej nic nie mów. Jesteś Krukonką, ale wiem, że w tej chwili nic mądrego nie opuści twoich ust. Co do twojej matki...
Uśmiech spełzł z twarzy Eris, ale Snape zbytnio się tym nie przejął.
- Jest w Irlandii... Chcę ją odwiedzić. Po Nowym Roku. - Severus pokiwał głową. - Rozbolała mnie od tego głowa.
- Był czas, kiedy myślałem, by zostać uzdrowicielem - zaczął mężczyzna, mówiąc bardziej do siebie.
- Serio?
- Ale przypomniałem sobie ważną rzecz...
- Jaką? - dopytywała zaintrygowana Eris.
- Że nienawidzę ludzi a odejmowanie punktów Gryfonom to moje powołanie.
Eris uderzyła się dłonią w czoło, chichocząc jak głupia.
- Jesteś niepoważny! - pisnęła rozbawiona, ale nagle jej twarz spięła się w skupieniu. Zawsze robiła tę minę, kiedy się nad czymś uparcie zastanawiała. - Sev... czy to boli? - Nie odpowiedział, kiedy wskazała na jego lewą rękę. - Mogę zobaczyć?
- Nie - powiedział niemal od razu. - To nie jest coś, czym ktoś powinien się chwalić. Po prostu... zapomnij o tym.
- Ale...
- Albo wywalę cię z mojej komnaty i spędzisz sobie święta, podziwiając moje drzwi.
- Wredny jak zawsze, wróciliśmy do normalności - warknęła zirytowana.
- A ty się zrobiłaś bardziej pyskata - odparł.
- Ta... ja też ci życzę wesołych świąt, Severusie. - Puściła mu oczko, wtulając się w jego ramię. Zamknęła oczy, czując to bezpieczeństwo, które od dawna potrzebowała. Po chwili Snape słyszał tylko jej równomierny oddech.
Objął ją mocniej, wpatrując się w wygaszony kominek. Miał obok siebie osobę, która nadal w niego wierzyła, była mu bliska. A on? Musiał ją wciąż odrzucać i ranić, by nikt nigdy jej nie skrzywdził. By nie stała się przedmiotem, którym inni chcieliby nim manipulować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro