Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24. Niezapomniane święta

Londyn był jej miastem. To tu uciekła, chowając się przed tyradą babki. Tu poznała Nicolai'a, który wprowadził ją w swój prosty i pozbawiony magii świat. Ale Nicolai'a już nie było. Od ośmiu lat, a ona nadal trzymała się kurczowo tych dobrych wspomnień. Spotkała go niemal od razu na ulicach Londynu. Próbowała wtedy ukraść auto, by mieć ciepłe miejsce do spania. Nie mogła użyć różdżki, bo od razu Ministerstwo by ją namierzyło. A tego wolała uniknąć. Pozostały wytrychy. Nakrył ją chwilę później. 

Za wszelką cenę starała się trzymać nici wspomnień, że on istniał. Gdzieś nadal istnieje jego cząstka. Nosiła jego nazwisko, nosiła obrączkę ślubną z wygrawerowanym ,,N'', ale kilka tygodni temu wyznała (i to jeszcze przed Umbridge!), że Nicolai Hastings nie żyje. Bolało ją to.

Minęła jakąś zakochaną parę, potem pana z dzieckiem i ogromnym pudełkiem. W oknach domów widziała zarys ozdobionych choinek. Światełka, ozdoby, dekoracje - Londyn skąpany w bieli. Aż dech jej w piersiach zaparło! Kolejny piękny zimowy krajobraz. Na Grimmauld Place 12 dotarła półgodziny później, nie aportowała się zbyt blisko. Potrzebowała zimowego spaceru i czasu na zebranie myśli. Wejdzie do ludzi. Pierwszy raz od ośmiu lat. W domu Blacków...

Zmarszczyła czoło, nie bardzo pamiętając, jak mogłaby się tam dostać. Wyciągnęła różdżkę, by posłać między Grimmauld Place 11 i 13 swojego patronusa. Z końca różdżki wydobyła biała poświata, która później przybrała kształt. Tak, Eris potrafiła wyczarować Patronusa, ponieważ pomimo smutnych wspomnień, miała też kilka dobrych.

- Do państwa Weasley - szepnęła do patronusa przypominającego małego testrala.

Nigdy nie rozumiała, dlaczego jej patronus miał taki kształt. Rdzeniem jej różdżki był włos z ogona testrala. Bardzo rzadki rdzeń. Czarodzieje uważali, że testrale przynoszą nieszczęście i obawiali się posiadać taką różdżkę, ale Eris służyła dzielnie przez tyle lat. Wyczarowany patronus był testralem - tak jej kiedyś ktoś powiedział. Testrale przypominały skórzaste konie z dużymi skrzydłami, jak u nietoperza. 

Oba budynki się rozsunęły, a między nimi pojawił się kolejny. Mugole siedzący w domach chyba nic nie zauważyli. Eris wyprostowała się i weszła do środka.

- Och, Eris! Kochaniutka, jak miło cię widzieć! - Molly Weasley od razu ją uścisnęła, uważnie ją oglądając. - Widziałyśmy się jak byłyśmy jeszcze młodymi pannami! Tak cię cieszę!

Molly swoją radością przypominała Gideona, którego Eris znała bardzo dobrze. 

- To ja dziękuję za zaproszenie, pani Weasley - odparła nieśmiało.

Kobieta machnęła ręką.

- Kochana! Jaka pani? Byłaś przyjaciółką moich braci, Gideon często o tobie opowiadał, jaka to uzdolniona jesteś, mów mi po prostu Molly.

Eris skinęła głową, wręczając kobiecie ciasto, która się ucieszyła. Poprosiła ją, aby poszła do kuchni, gdzie już wszyscy się znajdowali. Ginny i Ron wesoło ją powitali, podobnie Hermiona, która również spędzała tu święta.

- Och, czy to nie nasza ulubiona praktykantka? - przywitał się Fred Weasley.

- I zobacz, uśmiecha się - dodał George.

- Też byście się mało uśmiechali, gdybyście musieli tyle czasu spędzać z Nietoperzem - parsknął Ron, a niektórzy zachichotali.

Oprócz Eris. Było tu tak głośno, gwarno... żywo. Przede wszystkim powitała Artura Weasley'a, który na święta mógł opuścić Munga. Co prawda wyglądał okropnie, ale każdy cieszył się, że po prostu żyje.

- Eris - usłyszała za plecami - cześć.

Kobieta mimowolnie uśmiechnęła się, zrywając się z krzesła. Wyminęła kobietę o purpurowych włosach, która zmieniała kształt swojego nosa i mocno uściskała Harry'ego. 

- Harry, wesołych świąt - powiedziała tylko.

- Mi się wydaje, czy Eris bardzo lubi Harry'ego? - zauważył Ron, mówiąc cicho do Hermiony.

- Nie pamiętasz, co mówił Syriusz? - odpowiedziała pytaniem. - Eris była przyjaciółką jego rodziców, więc po prostu ma sentyment do Harry'ego.

Gdzieś w kieszeni jej płaszcza zaczęło ciążyć małe pudełeczko, więc odciągnęła Harry'ego na bok, by mu je wręczyć. Chłopak był zaskoczony, że ma dla niego prezent. Na początku chciała mu coś kupić, co pomogłoby mu w lataniu na miotle, po czym przypomniała sobie o zakazie tej ropuchy Umbridge. Kupiła mu szalik, ale ostatecznie zdecydowała się dać coś, co miałoby dla niego jeszcze większą wartość. Harry odpakował prezent, wbijając zielone oczy w jego zawartość.

- Eris...? Co to jest? - spytał zakłopotany.

Spodziewała się takiej reakcje, więc wyciągnęła z pudełka srebrną bransoletkę - damską z małymi kamyczkami.

- To Figura Armilla - wyjaśniła. - Bransoletka kształtu. - Złapała za nadgarstek chłopaka, by mu ją założyć. Czuł się nieco zawstydzony, że otrzymał damską biżuterię, ale nic nie powiedział. Zdziwiony patrzył, jak małe kamyczki znikają, a przeplatany wzór srebra prostuje się. Na jego oczach kształt biżuterii się zmieniał, dostosowując się do jego ręki... i gustu. - Jest to unikalna rzecz, która może być dla każdego, chłopaka lub dziewczyny, ponieważ zmienia swój kształt. Na każdej ręce będzie wyglądać inaczej.

Harry popatrzył na prostą srebrną pętlę z wyrytym znakiem Gryffindoru. Małym, ale nadal zauważalnym. Podobała mu się.

- Dziękuję - odpowiedział z uśmiechem.

- Harry, czy wiesz jeszcze czemu ta bransoletka jest taka wyjątkowa? - Pokręcił głową, a Hastings uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - Ponieważ należała do Lily.

Chłopak poczuł jak żołądek zmienia się w supełek, a ogromna gula staje mu w gardle, uniemożliwiając wypowiedzenie jakichkolwiek słów. Bransoletka jego mamy?

- Lily dała mi ją dawno temu na przechowanie. Nigdy się z nią nie rozstawałam. Dostała ją, cóż, ode mnie - parsknęła na wspomnienie radości Lily. - Wiem, że chciałaby ci ją przekazać, dlatego pilnuj jej Harry.

- Będę. Dziękuję - powtórzył. - Naprawdę. To... wiele dla mnie znaczy. Mieć pamiątkę po rodzicach.

Harry wyglądał jak James, ale oczy miał Lily - tym właśnie sprawiał, że jego obecność była dla Eris bólem, ale i ulgą. Jeszcze raz objęła chłopca, żałując, ile lat go zawodziła. 

- Ja też mam coś dla ciebie - powiedział Potter. - Szansę.

- Szansę na co? - zdziwiła się czarownica, marszcząc czoło. 

Dopiero teraz uświadomiła sobie, gdzie jest. Stare meble, obdrapane ściany i ten zapach... Widać było, że ktoś tu starał się posprzątać, ale żadna ręka i wkład, nie sprawi, że to miejsce stanie się bardziej przymilne. To był dom Blacków - kolejnej rodziny z obsesją na punkcie czystości krwi. Wpatrywała się w chłopaka, który zdawał się być szczerze zadowolonym, kiedy posyłał spojrzenie na coś za nią. Nie odwracała się. Nie potrafiła, zwłaszcza, gdy usłyszała ten głos.

- Eris - ktoś wychrypiał. I tylko jedna osoba na świecie wymawiała jej przeklęte imię z taką łagodnością i czułością. Coś w niej zadrżało.

Niechętnie obejrzała się, by napotkać znajomą twarz. Pomimo upływu lat, zawsze by go rozpoznała. Jego twarz spoglądała na nią z ramki, jego oczy zawsze się do niej śmiały. Dawały poczucie bezpieczeństwa i radości. Teraz tego jednak nie czuła. Odczuwał czystą furię, gdy wpatrywała się w twarz Syriusza Blacka.

- Cześć, koniczynko - przywitał się ponownie, a potem zastygł w bezruchu, gdy koniec jej różdżki znalazł się tuż przed jego oczami. - Cóż... mogłem się spodziewać takiego... przywitania.

- Ty... - warknęła, a gniew zamroczył jej krukoński umysł. - Ty zdrajco, draniu, idioto, impertynencki pomiocie!

- Jak zwykle nie potrafisz naprawdę się wkurzyć - zaśmiał się Black, ale różdżka dźgnęła go w pierś, więc zamilkł. 

- Harry, schowaj się za mnie - nakazała, próbując zasłonić ciałem chłopca. - To Syriusz Black. Zdrajca przyjaciół i sługa Czarnego Pana!

Rozmowy w kuchni natychmiast ucichły. Ktoś chciał tu przyjść i sprawdzić, o co cały ten raban, ale nikt nie przyszedł. Cały dom zastygł w martwej ciszy. Harry zmarszczył czoło, bo nie tak to planował.

- Nie to nie tak - próbował powiedzieć.

- Seryjny morderca, zdrajca twoich rodziców! Śmierciożerca!

- Merlinie, oszczędź tego - westchnął mężczyzna, cofając się o krok. - Eris, posłuchaj.

- Nie mów nic do mnie! Nie pozwolę ci skrzywdzić Harry'ego!

Potter nie wytrzymał. Odskoczył od kobiety, stając pomiędzy nią a Syriuszem.

- Harry?

- To nie tak - wtrącił się Wybraniec. - To nie Syriusz zdradził moich rodziców! Musisz go wysłuchać.- Eris zmarszczyła czoło. Mogła wysłuchać, co ma do powiedzenia syn Lily, ale nie ten zdrajca.- Syriusz spędził dwanaście lat w Azkabanie za zbrodnię, której nie popełnił.

- To prawda - powiedział ktoś. - Witaj, Eris.

- Lupin? - Och, tego było za wiele na jej słabe nerwy. Remus przystanął obok dawnego -przyjaciela. - O co tu, do cholery, chodzi?! Nic nie rozumiem! Ten człowiek...!

- Jest tak jak powiedział Harry - wszedł jej w słowo Remus. - Wiem, że możesz czuć się teraz oszukana, ale to prawda. Ja też wierzyłem przez tyle lat, że to Syriusz zdradził, ale to nie było tak. Proszę - jego głos nagle zmiękł i przypominał roztopiony karmel, wyciągnął rękę w kierunku kobiety - Eris, schowaj różdżkę.

Zrobiła to. Niechętnie. Nadal nie ufała mężczyźnie, który był uważany za niebezpiecznego zbiega z Azkabanu. Pozwoliła się poprowadzić na stary fotel, by wysłuchać, co do powiedzenia ma jej Harry, Lupin i Black. Chociaż tego ostatniego od razu wolała poczęstować crucio. Była dobra w tym zaklęciu, znała je bardzo... dogłębnie.

- Więc? - ponagliła ich, czując jak serce próbuje wyskoczyć z jej piersi.

- Syriusz nigdy nie był Strażnikiem Tajemnicy Potterów - zaczął Lupin, przystając obok kominka. - Był nim Peter Pettigrew i to on doniósł Sama-Wiesz-Komu o nich. On zdradził. Syriusz próbował go dorwać, ukarać i został wrobiony.

- Eris - szepnął Syriusz, bojąc się powiedzieć cokolwiek trochę głośniej. Nie chciał jej spłoszyć. Mógł wszystko naprawić. - Wiem, że nie do końca za to jesteś na mnie wściekła. Zostawiłem cię tam...

Kobieta zerwała się z fotela. Mebel przewróciłby się, gdyby nie szybka reakcja Lupina. Eris wparowała do kuchni, by zabrać swój szal, leżący na oparciu krzesła. Chciała stąd zniknąć. Nie podobały jej się tory nadchodzącej rozmowy. Nienawidziła Blacka. Ponad wszystko! Nawet jeśli nie on zdradził Jamesa i Lily, zostawił ją. Z babką! A ona na niego czekała. Wszyscy popatrzyli na nich z przerażeniem.

- Eris, daj się w końcu przeprosić! - Szybko odskoczył na bok, unikając talerza, który rozbił się o ścianę za nim. - Czy możesz w końcu mnie wysłuchać!

- Nie, Black! - krzyknęła, ignorując fakt, że wszyscy im się przysłuchują. - Tyle lat wiedziałeś o wszystkim! Nigdy nie zrobiłeś nic więcej poza kłapaniem jadaczką! A wtedy gdy najbardziej cię potrzebowałam, zawiodłeś mnie! Wierzyłam w ciebie! Nawet jeśli nie zdradziłeś Potterów! Zdradziłeś mnie! - Do jej oczu napłynęły gorące łzy. Czuła ich gorąc, gdy spływały po jej policzkach. - Uciekłeś z Azkabanu i nie próbowałeś mnie odnaleźć! Zapomniałeś o mnie wtedy! I teraz też!

- To nieprawda! - Znów wykonał unik przed morderczym talerzem jego matki. - Możesz przestać?!

- Syriusz! Eris! - krzyknęła pani Weasley.

Ale to nie jej krzyk wszystkich przeraził. Tylko ten, który rozległ się z półpiętra.

- Zdrajcy! SZUMOWINY! Brudna krew! Splugawili dom moich przodków! Mój dom! - Eris zamarła, słysząc ten głos, ale była zbyt wściekła. - Słyszę wnuczkę Morgany! Przeklęty bachor! Brudna krew! PÓŁKRWI BĘKART! Splugawili dom! SZUMOWINY! ŚMIECIE!

 - Wybaczyłam ostatnio wiele - mruknęła, ignorując krzyki pani Black. - Dumbledore'owi, Snape'owi, próbuj wybaczyć Calebowi, ale tobie... nie wiem, czy jestem w stanie.

- Wiesz,  że nigdy bym cię nie zostawił...

- Ale to zrobiłeś! Ty śmieciu! Kłamco! Przez to, że jesteś nieodpowiedzialny, naraziłeś Harry'ego! Wiesz, jaka była Petunia! Jako ojciec chrzestny...

Harry'emu zrobiło zrobiło się niedobrze na myśl, że teraz na wierzch wychodziły wszystkie brudy. I to on stał się kolejnym powodem nienawiści kobiety do Blacka. Chciał się wtrącić, ale ręka Tonks na jego ramieniu, powstrzymała go.

- O nie! - zaprotestował Syriusz. - Wiem, że zawiodłem jako ojciec chrzestny Harry'ego! Ale to nie była moja wina! Zamknęli mnie w Azkabanie! Za to, czego nie zrobiłem! Wszyscy moi przyjaciele uznali mnie za zdrajcę i wiernego Śmierciojada! Ty, Lupin, nawet Harry! Ale właśnie, co z tobą?! - Wskazał na nią palcem, a Eris pokręciła głową.

Nie ośmielisz się, mówiło jej spojrzenie.

- Ja nie mogłem być przy Harrym, ale gdzie ty byłaś?! Też miałaś swój obowiązek! Też zawiodłaś zaufanie Lily! Zawiodłaś jako matka chrzestna Harry'ego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro