21. Wizja Czarnego Pana
Chłopiec stał w deszczu, nie słuchając próśb matki, by się skrył. Nie przeszkadzała mu zła pogoda. Stał i wpatrywał się w kamienną płytę. Z jednej strony cieszył się, że pada. Mógł dzięki temu płakać i nikt nie nazwie go slabeuszem - w każdej chwili mógł powiedzieć, że to krople deszczu. Wyciągnął chudą dłoń, by dotknąć nagrobka, ale wtedy upadł na kolana. Nie było nikogo w pobliżu, oprócz jego matki, ale wizja Eris nie ukazywała jej twarzy. Nie mogła też z początku stwierdzić, czy zna małego chłopca. Jednak mu współczuła. Czuła jego ból.
Matka chłopca podeszła do niego. Położyła dłoń na ramieniu i szepnęła do niego, co Eris usłyszała i zamarła.
- Draco - wymówiła imię dziecka - chodźmy.
Wizja rozmyła się, a potem pokazała kamienną płytę, którą czule niedawno dotykał chłopiec. Odczytała imię pochowanej tu osoby.
Alice Manson.
Dla Eris pobudka przypominała polanie kubłem zimnej wody. Zerwała się z łóżka, na które później spojrzała wrogo. Poza zmieloną pościelą, na łóżku siedział tylko Kovu. Kobieta odspanęłavi ponownie usiadła na posłaniu. Pogłaskała kota, w myślach dziękując mu, że przy niej jest. Zawsze był obok, gdy dręczyły ją koszmary. A zdarzało się to całkiem często. W otaczającej ciemności jego świecące ślepia przypominały dwa małe ogniki. Jej światełko w tunelu.
Gdy położyła się, kot zeskoczył z łóżka i położył się na leżącej na podłodze szacie sprzed dwóch dni. Eris nie miała nawet kiedy posprzątać. Całkowicie oddała się praktykom. Wiedziała, że kolejny raz tej samej nocy nie zaśnie. Ktoś zapukał do drzwi. Kto by o tej godzinie ją niepokoił? Czyżby ktoś znów nakrył Ronalda i wypaplał, że go wcześniej przyłapała? Wstała wraz z różdżką, gotowa do obroni. Kovu smacznie spał, ignorując zamieszanie.
- Dobra, w porządku, Eris, to tylko twoja wyobraźnia - mówiła do siebie, nasłuchując ciszę. Podskoczyła przerażona, gdy pukanie ponownie się rozległo. - Kto tam?
Cisza. Otworzyła ostrożnie drzwi i zdziwiła się. Nie spodziewała się o tej porze zastać na progu drzwi profesor McGonagall, w szlafroku w szkocką kratę i czapeczką na głowie.
- Przepraszam, że niepokoję, ale profesor Dumbledore wzywa cię natychmiast do siebie. - Głos kobiety nie wróżył niczego dobrego.
Samo nachodzenie w nocy - nie wróżyło nic dobrego. Eris poprawiła włosy i wyszła w błękitnej koszuli nocnej aż do kostek. Nie pomyślała, by założyć szlafrok. Pędziła za kobietą, bojąc się, co się takiego mogło wydarzyć. Gdy weszły do środka, w gabinecie siedział Harry Potter w towarzystwie wszystkich Weasley'ów. Właśnie łapali świstoklik w postaci czajniczka. Wybraniec dostrzegł ją kątem oka w chwili, gdy znikali.
- Dyrektorze?
Dumbledore spojrzał na nią niespokojnie. Portrety dawnych dyrektorów Hogwartu uważnie się jej przypatrywali. Niektórzy z niepokojem. Czy oni o czymś wiedzieli? Co tu robił Harry? Starzec nakazał jej usiąść, ale ciało odmówiło jej posłuszeństwa, więc nadal stała.
- Twoje obawy są prawdziwe. Umysły Lorda Voldemorta i Harry'ego są ze sobą połączone - wyjawił dyrektor. - Mrok, który widziałaś, nie należy do chłopca. Tym razem miał wizję, w której był wężem samego Voldemorta i zaatakował Pana Weasley'a.
Eris zatkała dłonią usta, czując narastający niepokój. Harry i Lord Voldemort są połączeni? Artur Weasley jest ciężko ranny? Żadne słowa Albusa nie mogły jej uspokoić. Pomimo zapewnienia, że Artur jest w dobrych rękach magomedyków, że Harry jest bezpieczny - nie chciała słuchać. Logika nakazywała uspokoić się i podejść do tego na chłodno, bez paniki. Jednak ostatnio wszystko się sypało, przez co kobieta była mocno zdenerwowana.
Najpierw ten dziwny sen, teraz to... Czemu młody Malfoy jej się śnił w wieku, kiedy go jeszcze nie znała? Taki mały chłopiec, w dodatku stojący nad czyimś grobem. W co Eris się wpakowała, co się dzieje w Hogwarcie? Na razie nie chciała nic mówić dyrektorowi, miała poważniejszy problem - Harry Potter. Atak na członka Zakonu w Ministerstwie? Z pewnością Dumbledore jakoś to zatuszuje, ale to, że Harry...
- Harry był obserwatorem? - spytała, lekko obawiając się prawdy.
Spojrzenie blekitnych oczu starszego czarodzieja zamroziło jej krew w żyłach.
- Był wężem - odparł dyrektor. - Uważa, że to on odpowiada za atak na pana Weasley'a...
- Przecież to absurd!
- Zgadzam się. Dlatego cię tu wezwałem - kontynuował mężczyzna. Rozejrzał się po portretach zawieszonych w jego gabinecie. Kilka znów poszło spać, a niektóre dyskretnie ich obserwowały. - Potrzebuję twojej pomocy. Wiem, że dopiero, co podjęłaś trudną decyzję i nie chciałbym cię wykorzystywać, ale muszę prosić, abyś wykorzystała swój dar jasnowidzenia.
Eris przełknęła ślinę. Mogła się spodziewać, że prędzej czy później Zakon będzie chciał wykorzystać jej moc. Dlatego dyrektor załatwił jej nauczyciela. Obawiała się tej mocy.
- Co mam zobaczyć?
- To będzie trudne... - wyjawił. - Musisz zobaczyć Lorda Voldemorta.
Kobieta zadrżała. Należała do grona osób lękających się samego już imienia, a co dopiero osoby... I ona miała wywołać wizję wraz z nim? Przecież, jeśli on by ją wyczuł - zabiłby ją na miejscu! Tyle lat się ukrywała przed nim i jego zwolennikami, nawet po jego upadku. Usiadła na krzesełku, które wcześniej wyczarowała profesor McGonagall dla poprzednich gości.
Eris zamknęła oczy. Musiała skupić się na straszliwym imieniu, potężnym czarodzieju. Zimny pot spłynął jej po plecach. Czuła, jak koszula nocna przykleja jej się do pleców. Wizja nie przyszła od razu, już miała się poddać, kiedy coś w jej umyśle błysnęło. Widziała biel i oślepiające światło, które otaczały ciemne macki czarnej magii. Widziała go. Zarys postaci tak potężnej i strasznej, że Ministerstwo Magii starało się wyprzeć prawdy, którą mieli przed nosem.
- Chłopcze, który przeżył - przemówił - pora umierać.
Obraz się rozmył. Wielkie drzewa zamieniły się w kolumny starego dworu. Nie, to nie był dwór. To było Ministerstwo Magii. Widziała tryumf czarnoksiężnika, jego walkę z samym Albusem Dumbledorem, a później samego Pottera. To na nim skupiła się wizja. Harry wpatrywał się w swoje odbicie, ale jego twarz wyglądała zupełnie inaczej - straszna, pozbawiona nosa i innych ludzkich rys. Dworzec King's Cross... I wszędzie czającego się w cieniu chłopaka Lorda Voldemorta.
Ministerstwo zamieniła się w dym. Wtedy stanęła na dworze. Eleganckim domu, zapewne należącego do wpływowej rodziny. Voldemort siedział przy stole wśród zgromadzonych popleczników.
Oglądała go, jakby stała tuż przed nim. Nigdy nie znalazłaby się tak blisko niego. Przez samą wizję czuła jego potęgę. Oczy Czarnego Pana spoczęły na niej. Wydawało jej się, że patrzy na kogoś innego, ale on... patrzył na nią. Widział Eris. Wstał z miejsca i wyciągnął dłoń ku niej, by ją pochwycić. Ledwo wyrwała się z jego uścisku.
Gdy otworzyła oczy, wszystko widziała w czerwieni. Dumbledore podał jej chusteczkę, którą przetarła krwawe łzy. Ból głowy nasilił się do tego stopnia, że nie była w stanie chodzić samodzielnie.
- Co widziałaś? - dopytywał starzec.
- Widziałam go. A on widział mnie - wyszeptała przerażona. - Miałeś rację. Chce wykorzystać połączenie między nim a Harrym. Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać można wchodzić w umysł Harry'ego, a Harry nieświadomie w jego. Nie był wężem, był jedynie gościem w umyśle węża, bo wąż jest połączony z Sam-Wiesz-Kim.
- Trzeba podjąć kroki, by chronić chłopca - powiedział Dumbledore, podnosząc wzrok na nowego gościa w swoim gabinecie. - Jesteś wreszcie.
- Pan dyrektor mnie wzywał.
Eris zbladła, odwracając się powoli przez ramię. Spojrzała na posępną twarz Severusa. Dostrzegła w jego oczach cień zaskoczenia. Najwidoczniej nie spodziewał się jej tu spotkać. Ona jego zresztą też. Nie słuchała, o czym rozmawiają czarodzieje. Kręciło jej się w głowie i jedynie, o czym marzyła to położyć się w końcu w ciepłym łóżku. Poczuła na ramieniu czyjąś dłoń. Druga ręka siłą postawiła ją na nogach. Pozwoliła, aby Snape wyprowadził ją z gabinetu.
Gdy tylko znaleźli się na korytarzu, ciepły materiał spoczął na ramionach Eris. Zatopiła nos w czarnej pelerynie Severusa, wdychając jego zapach. Kojarzył jej się z bezczpieczenstwem.
- Nie mówiłaś, że potrafisz widzieć przyszłość - mruknął mężczyzna.
- Nie pytałeś - szepnęła.
- Nie rób ze mnie głupca. To było bardzo ryzykowane. Więcej tak nie rób.
- Musiałam - odparła, opierając się lekko na nim, ledwo ruszając nogami. - Dla bezpieczeństwa Harry'ego...
Kiedy odstawił ją w pokoju i upewnił się, że dała radę dojść do łóżka, wrócił do siebie z jedną, irytującą myślą.
Potterowie zawsze muszą odbierać mu kobiety, na których mu zależy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro