2. Pierwsza uczta
Rok 1973
Siedziała w pociągu Ekspres Hogwart, drżąc z podekscytowania, nie mogąc się doczekać, gdy znajdzie się za tymi ogromnymi murami, dającymi jej poczucie bezpieczeństwa, którego pragnęła. Jeszcze tej nocy położy się w łóżku, nie obawiając się, że o świcie ktoś siłą ją z niego zrzuci. Wzbudzi w niej strach i paraliż, zadając ból. Każdy poranek miał być spokojny, a ślady na jej ciele zdążą zniknąć nim wróci. Caleb przebywał gdzieś ze swoimi przyjaciółmi, pozwalając jej samotnie przemyśleć wszystko. Musiała dostać się do Slytherinu - to była jej ostatnia nadzieja na szacunek i miłość babki, których nie mogła od niej otrzymać.
Półkrwi.
Taka była, a to w rodzinie czystokrwistej, w której nikt nigdy nawet nie spojrzał inaczej na mugola niż jak na robaka, była zniewaga. Odrzucona i odtrącona poszukiwała akceptacji. Wzięła głęboki oddech, próbując się uspokoić. "Wszystko będzie dobrze" - powtarzała sobie w myślach. Drzwi do jej przedziału stanęły otworem, przez co podskoczyła ze strachu. Twarz, którą zobaczyła w drzwiach sprawiła, że wszelkie złe myśli wyparowały z głowy jak za machnięciem różdżki. Mimowolnie uśmiechnęła się.
- No proszę, mała Eris jedzie do Hogwartu.
Chciała wstać i wyściskać starego znajomego, za sam przyjazny ton głosu, którego jej często brakowało, ale ciało odmówiło posłuszeństwa. Do jej oczu napłynęły łzy, przez co znacznie większy chłopak poczuł się dziwnie. Przestał opierać o drzwi i wszedł do środka, przedtem jednak upewniając się, że nikt go nie widział. Usiadł naprzeciw dziewczynki, lustrując jej twarz.
- Nie lubię, kiedy płaczesz - powiedział. - Nigdy nie wiem, czy to z mojego powodu, czy ktoś ci znowu dokuczył. - Położył dłoń na jej głowie, ostrożnie mierzwiąc włosy.
- Sy... Syriusz - wychrypiała, zalewając się łzami. - Tak bardzo się cieszę, że cię widzę...
Syriusz Black uśmiechnął się, rozumiejąc reakcję jedenastolatki, dlatego nie przestawał jej głaskać. Znali się dość długo, przynajmniej z jego punktu widzenia, w końcu ich rodziny były ze sobą w bardzo dobrych stosunkach. Zostali przyjaciółmi tak szybko, nim ktoś zdążył się zorientować. Mała Eris wiecznie wpatrzona w Syriusza jak w obrazek, ciągle chodząca za nim... Później przestało to odpowiadać dorosłym, a ich kontakt stał się znikomy. Głównie dlatego, że Syriusza przydzielono do Gryffindoru, czym zniszczył tradycję swojej rodziny.
Wiedział, na jakie okrucieństwa zdobywała się babka dziewczynki i obiecał sobie, że pewnego dnia ją uwolni i zabierze ze sobą daleko stąd, od bólu i cierpienia.
Niestety późniejsze wydarzenia sprawiły, że chociaż jak głupia i naiwna dziewczynka czekała na niego, będąc dorosłą kobietą, nie doczekała się. Black został osadzony w Azkabanie za bycie zwolennikiem Czarnego Pana. Eris wtedy przepłakała całą noc... i postanowiła, że wolność wywalczy sobie sama.
*
*
/ *
Teraz
Szła między korytarzami Hogwartu, nie czując tego spokoju, co niegdyś. Portrety obserwowały ją, a ona wiedziała, że zdają sobie sprawę, kto przed nimi idzie. Przy jej nodze wiernie szedł Kovu, wyczekując zagrożenia dla swojej pani. Zdawał sobie sprawę z jej napadów lęków, dlatego nie zamierzał jej ani na chwilę opuścić. Eris zeszła schodami, stając przed drzwiami do Wielkiej Sali, niedługo miała zacząć się kolacja oraz przyjęcie nowych uczniów i powitanie starszaków. Nikt z rady pedagogicznej nie wiedział o niej, jedynie ciche napomknięcie Minervy Mistrzowi Eliksirów, że będzie miał praktykantkę.
Drzwi stanęły otworem i przeszła jeszcze między pustymi stołami, wyczuwając magię w powietrzu. Kilku profesorów już zasiadło przy stole, a ona czuła na sobie ich spojrzenia. Podniosła wyżej podbródek, chcąc wyjść na bardziej pewną siebie, ale to... wydawało się niemożliwe. Usiadła obok profesora Flitwicka, który aż przetarł oczy z wrażenia.
- A niech mnie... Czy to Eris Trevelyan? - spytał profesor, wiercąc się na krześle.
Kobieta przez chwilę chciała przeprosić i usiąść przy stole dawnego domu, ale przypomniała sobie, kim jest teraz. Nie jest już przestraszoną małą dziewczynką, a dorosłą kobietą, która od dawna używała innego nazwiska i była śmiała, oraz otwarta na innych. Czemu zatem powrót do Hogwartu sprawił, że cały ten optymizm przypominał teraz uosobienie śmierci?
- Hastings - odpowiedziała, pochylając się nad stołem i posyłając dawnemu opiekunowi domu ciepły uśmiech. Graj, bardzo dobrze, podpowiadał cichy głosik w jej głowie. Ten sam nakazał ucieczkę dawno temu. - To naprawdę wspaniałe znów pana widzieć, profesorze Flitwick. Nigdy nie sądziłam, że będę z panem dzielić stół nauczycielski - zachichotała.
Flitwick nieco zarumienił się. Pamiętał ją, jako dziewczynę z warkoczami cichą, wiecznie przerażoną, kiedy w pobliżu nie było jej brata lub Syriusza Blacka. Teraz siedziała przed nim młoda kobieta, która gdyby chciała rzuciłaby świat do swoich stóp.
- Zatem to ty jesteś tą tajemniczą praktykantką Severusa? Niesamowite.
Severus? Tak nazywał się ten Mistrz Eliksirów? Rzeczywiście, imię jak dla starego grzyba, który nie miał innego życia poza czyszczeniem kociołków i warzenia eliksirów na zaparcie. Powstrzymała uśmiech cisnący jej się na usta. Rozejrzała się po pozostałych nauczycielach, równie skorych do rozmowy o niej z nią, jak Flitwick. Każdy przede wszystkim zwracał uwagę na nazwisko. Historia o mężu mugolu idealnie odsuwało od niej wszelkie podejrzenia.
- Przynajmniej jedna osoba nie będzie wrzodem - rzuciła pani Hooch, zerkając na wolne krzesło na rogu stołu.
Eris zmrużyła oczy, nie rozumiejąc, w czym problem. Niedługo zjawił się Dumbledore w towarzystwie różowej landrynki, a przynajmniej tak czarownica na początku myślała. To coś miało nogi i fałszywy uśmieszek, co nie budziło do niej zaufania. Dyrektor nie obdarzył Hastings ani jednym spojrzeniem, na co nie narzekała, chociaż to przecież on ją tu ściągnął...
- Ty jesteś praktykantką do eliksirów? - spytała czarownica w różowym stroju, taksując Eris wzrokiem, przez co ta czuła się niekomfortowo. - Nie robisz jakiegoś szczególnego wrażenia, chociaż mówiło się, że wybrano najlepszą kandydatkę. - Zatrzymała wzrok na stopach kobiety, a raczej na tym, co się przy nich znajdowało. Jadowite oblicze złagodniało, co wydawało się podejrzane. - A cóż to za urocze stworzenie? Cudowny kociak, chcesz, by pani cię pomiziała? - Mówiła ściszonym głosem, co drażniło uszy Eris i pozostałych.
Patrzyła na Kovu z politowaniem, współczując mu. Zatem dobrze myślała, kim jest ta landryna - Dolores Jane Umbridge, lizodup ministra, jak wolała ją nazywać. I w dodatku straszna kociara. Kovu wydał z siebie dziki syk, pełen pogardy do niej, odsuwając się od niej jak najdalej to było możliwe.
- Ach, wstydzioszek - zachichotała Dolores.
Niekoniecznie... - pomyślała Eris.
Eris wpatrywała się w dyrektora, który zajął miejsce za stołem. Jedno miejsce pozostało puste - te między Dolores i Eris. Niedługo mieli wejść do środka uczniowie szkoły. Prawdopodobnie tą brakującą osobą był sam Mistrz Eliksirów, przez co kobieta czuła silne zdenerwowanie. Serce zabiło mocniej, kiedy usłyszała zbliżające się kroki. Zdobyła się, aby podnieść głowę i spojrzeć w ciemne oczy osadzone w znajomej twarzy. Rozchyliła lekko wargi, nie kryjąc zdziwienia. Mężczyzna spojrzał na nią krótko, a potem po prostu zajął miejsce obok niej, nie poświęcając jej więcej swojej uwagi.
- Jestem... - wyciągnęła dłoń w jego stronę, ale zignorował ją.
- To bez znaczenia - odparł, co zaskoczyło kobietę.
- Severusie, nie musisz być tak surowy dla swojej nowej praktykantki - odezwał się za nią Flitwick.
Severus mlasnął niezadowolony i w końcu na nią spojrzał. Obojętny wyraz twarzy wskazywał na to, że nie rozpoznał jej od razu. Może to i lepiej, sama nie była tego pewna. Poczuła się drobna i słaba pod jego badającym spojrzeniem.
- Więc to jesteś ty? - prychnął.
- T-tak. Eris Hastings, miło mi...
- Eris? - powtórzył. - Jak ta bogini nieszczęścia?
- Tak... dokładnie jak ona...
- Osoby posiadające to imię nie mają zbytniego szczęścia.
- Wiem...
Skrzywiła się. Mimo imienia, które wydawało się wyjątkowe i rzadko spotykane - nie rozpoznał jej. Na razie nie zamierzała wyprowadzać go z błędu. Wyprostowała się ponownie, kiedy Minerva zaczęła wprowadzać uczniów. Uśmiechnięte twarze pierwszorocznych przypominały Eris, kiedy sama pierwszy raz przekroczyła próg szkoły czując cudowną magię.
Beta: Pati-16-ravenclaw
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro