Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Eliksiry i Zielarstwo

Cóż, eliksiry nie były ulubionym przedmiotem uczniów pochodzących z innych domów niż Slytherin. Głównie dlatego, że Severus Snape faworyzował swoich podopiecznych, a odejmował punkty innym. Zwłaszcza Gryffindorowi. Eris spokojnie robiła notatki i obserwowała pracę uczniów, odnotowując fakt, że jeden ze Ślizgonów próbuje zaszkodzić koledze z lwem na piersi. Zamknęła mugolski notatnik, który zabrała ze sobą do Hogwartu i wstała. Jej oliwkowa szata pozbawiona ozdób i koronek zaszeleściła. Niektórzy zarejestrowali ruch praktykantki i popatrzyli jak chodzi między stanowiskami pracy. Snape kompletnie ją zignorował. Zresztą nie pierwszy raz.

Stanęła najpierw nad panną Granger, obserwując jej pracę i pokiwała głową z aprobatą, potem podeszła do dwóch innych stanowisk aż wreszcie stanęła przy Draco Malfoy'u i odchrząknęła cicho. Chłopak spojrzał na nią zaskoczony.

- Czy jest jakiś problem? - zapytał z kpiącym uśmiechem.

W tej chwili do bólu przypominał swego ojca, którego Eris nie lubiła, a poznała go, kiedy był na ostatnim roku. Ona była wtedy na trzecim. Wpływ Lucjusza Malfoy'a był toksyczny i niszczył takie osoby jak Severus czy Caleb. Jej brat oparł się, bo nigdy nie interesował się czarną magią, w odróżnieniu do Snape'a.

- Panie Malfoy - zaczęła, pochylając się nad jego ramieniem i udając, że o coś go pyta, co ma związek z eliksirem. - Czy to naprawdę dobry pomysł, aby prefekt Slytherinu po raz drugi w jednym semestrze zarobił szlaban?

- Nie, proszę pani - odpowiedział tonem, a którym Eris wyczuła pogardę. Starała się tym nie przejmować.

Okrążyła jeszcze inne miejsca pracy, patrząc z fascynacją jak eliksiry są warzone. Zapatrzyła się na jedno stanowisko - zabałaganione, a w kociołku zamiast błękitnej cieczy pływała żółta. Podniosła wzrok na chłopaka, który desperacko próbował ratować eliksir, zaglądając to do książki, to coś dorzucając. Zachichotałaby, gdyby po klasie nie rozległ się gniewny warkot. Obejrzała się za Snapem, który nagle wyrósł między nią a Gryfonem.

- Longbottom! Co to ma być? - spytał z kpiną. - W książce masz jasno napisane, że prawidłowy eliksir jest barwy niebieskiej. Czemu zatem twój jest inny?

- Bo... bo... Pomyliłem się - wydukał, wbijając wzrok w swoje buty.

Eris zrobiło się szkoda młodzieńca. Już pierwszego dnia swoich praktyk zauważyła, że wielu uczniów boi się Severusa Snape'a. Trudno było im się dziwić, nauczyciel zamiast wspierać uczniów z brakami, wolał po nich jechać i tylko pogrążać. To akurat było niepedagogiczne zachowanie, ale czegóż spodziewać się po człowieku z tak ciężkim charakterem?

- Gryffindor traci...

Urwał, kiedy dłoń kobiety wylądowała na jego ramieniu. Zacisnął usta w wąską linię, uważnie ją obserwując. Neville zaczerwienił się jeszcze bardziej.

- Spokojnie, panie profesorze - przemówiła łagodnym głosem - ja się tym zajmę, dobrze?

Snape zmierzył ją krytycznym spojrzeniem, ale nic nie powiedział. Prychnął zirytowany, wracając na swoje miejsce nauczyciela. Dyskretnie słuchając, co kobieta zamierzała.

- Neville Longbottom, zgadza się?

- Tak... - odparł zawstydzony.

- Z tego, co słyszałam jesteś bardzo dobry z Zielarstwa, prawda to?

Skinął głową, nie znajdując w sobie odwagi, by udzielić odpowiedzi. Czuł się z tym źle, bo przecież jako Gryfon powinien być wzorem odwagi...

- Ej, Longbottom - szepnął w jego stronę Zabini - skoro nie możesz uwarzyć eliksiru, to może go wyhoduj?

Niektórzy Ślizgoni parsknęli śmiechem, nawet Snape usłyszał tę uwagę i uśmiechnął się złośliwie, ledwo zauważalnie. Eris zmarszczyła czoło, co za ludzie...

- Zamknij się, Zabini - warknął w końcu Potter, po czym Dom Węża znów ryknął śmiechem.

- To... - zaczęła donośnym głosem Eris, uciszając wszystkich - nie jest taki zły pomysł, panie Zabini.

- Naprawdę? - zdziwił się chłopak.

- Panie Longbottom, może spróbujmy wyhodować eliksir? Evanesco. - Stuknęła końcem różdżki o krawędź kociołka, czyszcząc go. - Proszę postawić przed sobą podręcznik z recepturą. - Neville wykonał polecenie. - Co się stanie, jeśli podamy za dużo smoczego łajna na tackę z sadzonkami kłaposkrzeczek?

Neville pomyślał chwilę. W duch ucieszył się, ponieważ znał odpowiedź.

- Zaczną się krzywić i piszczeć...

- Dokładnie - zgodziła się Eris, klepiąc chłopaka po plecach. - Tak samo jak w eliksirze. Proszę, abyś dodał taką ilość sproszkowanego rogu jednorożca. Eliksiry wbrew pozorom - przemówiła głośniej, aby każdy ją słyszał - są podobne do Zielarstwa czy mugolskiego ogrodnictwa. Rośliny, które mają czegoś za dużo lub za mało, jak nawozu, wody czy słońca, w końcu umierają lub gniją. W eliksirach źle uwarzony przez za małą lub za dużo ilość ingrediencji może wybuchnąć wam w twarz. Panie Longbottom - zwróciła się do zaintrygowanego ucznia - proszę mi powiedzieć... po czym poznać, że mandragora jest dojrzała?

- No cóż... Zaczyna się wiercić... I ruszać w doniczce. - Odczytał kolejny przypis w książce, wykonując prawidłowe etapy warzenia eliksiru, nie wierząc, że to może być takie proste. - Wyobraź sobie, że twój eliksir to roślina, nie dodawaj za dużo nawozu, daj jej trochę słońca i, co najważniejsze, w zależności od gatunku rośliny... odpowiednią ilość wody. A potem wyciągnij ją z doniczki i przesadź.

Chłopak pokiwał głową, zupełnie inaczej podchodząc teraz do pracy. Nie słuchał już krytyki Ślizgonów, ignorował wściekle spojrzenie profesora. Uwielbiał Zielarstwo, i kiedy się na nim skupiał, nic innego nie istniało. Czasem musiał przeczytać trzy razy, czego eliksir wymagał, ale obchodził się z nią jak z rośliną.

Gdy pod koniec zajęć eliksir Longbottoma był jasnoniebieski, niektórzy wydali z siebie jęki zachwytu a kilka osób zaklaskało, kiedy Snape stanął przy kociołku Gryfona i niechętnie przyznał, że nie jest taki zły.

- Interesujące podejście, gratuluję - powiedział Severus, sortując składniki na swojej półce, kiedy uczniowie opuścili klasę.

- Inne podejście. - Wzruszyła ramionami. - Nauczyciel powinien skupiać się na słabszych uczniach i próbować do nich dotrzeć inną metodą.

- Zatem uczniowie bardziej wybitni będą pokrzywdzeni, bo przez takie beztalencia jak Longbottom muszą stać w miejscu lub cofać się do ich poziomu - warknął Snape, nieco urażony.

- Zawsze możesz połączyć lepszego ucznia z gorszym w ramach korków.

Nie odpowiedział nic. Eris z niecierpliwością wyczekiwała obiadu. Przez ostatnie dni mało jadła, o ile w ogóle pojawiała się na posiłkach. Dobrze, że nie miała pod ręką wagi. Wolała nie wiedzieć, ile kilogramów straciła przez ostatnie tygodnie drakońskiej diety.

Eris szła spokojnie korytarzem, dostrzegając swojego kocura polującego na Irytka. Kovu był jedynym kotem, poza Panią Norris, który swobodnie spacerował po korytarzach Hogwartu. I kolejnym postrachem wrednego poltergeista. Irytek poza Krwawym Baronem, zaczął unikać, a raczej uciekać przed jej kotem. Dawało jej to pewną satysfakcję.

- Ty! - ryknął poltergeist, chowając się za jej plecami. - Zabierz to monstrum ode mnie!

Kot postąpił parę kroków w ich stronę, przez co Irytek zniknął w sąsiedniej ścianie. Kobieta zaśmiała się. Kiedy była młodsza, przeklęta zjawa nałogowo kradła jej podręczniki i dokuczała. Mała zemsta nikomu nie zaszkodzi, a przynajmniej nie jej. Podczas eliksirów, gdy Harry stanął po stronie przyjaciela, naszła ją pewna myśl. Czuła się zobowiązana, dlatego podjęła trudną decyzję, za którą kiedyś rzuciłaby się z Wieży Astronomicznej. Nie wiedziała, kiedy kroki poprowadziły ją do posągu chimery. Wypowiedziała hasło i schodami wdrapała się na górę.

Nie miała pewności, czy Dumbledore przebywa u siebie, i czy na pewno jest sam. Jednak potem mogłaby już się nie odważyć podjąć decyzji. Jeśli ktoś miesiąc temu powiedziałby jej, że to zrobi, to posłałaby go do wszystkich diabłów. Westchnęła, pukając do drzwi. Odzew nastąpił od razu.

Dumbledore siedział za biurkiem, coś czytając.

- Och, Eris - rozpromienił się na jej widok. - Zastanawiałem się, kiedy mnie odwiedzisz.

- Profesorze - zaczęła chrapliwym głosem - zgadzam się.

- Tak?

- Chcę powrócić do Zakonu Feniksa - wyprostowała się gwałtownie. - I oferuję moje usługi jasnowidzenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro