15. Zwierzenia
- I ja mu wtedy powiedziałam - Eris urwała w połowie, by czknąć - wiesz, że chciałabym umrzeć? Po prostu! On się na mnie patrzy i nie wie, czy śmiać czy co... Stwierdził, że to przez presję rodziny, ale tak naprawdę nikt nie chce mojej krzywdy. Rozumiesz to? - zaśmiała się głośno, a Mistrz Eliksirów popatrzył na nią znad szklanki. - On przez tyle lat sądził, że babka mnie kocha, ale ma problemy z okazaniem mi uczuć. Spójrz na to! - Podniosła ręce do góry, podwijając rękawy szaty, chichocząc jak opętana. - Jeśli Cruciatus w innym języku oznacza ,,kocham cię'', to znaczy, ze Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać tak naprawdę kocha świat i mugoli!
- Zrozumiał swój błąd - powiedział w końcu Snape, nie bardzo wiedząc, czy istniały słowa, które mogły wynagrodzić takie cierpienie. Sam, jako Śmierciożerca nieraz został potraktowany tą klątwą i ledwo się po niej pozbierał. A ona? Była wtedy dzieckiem. - Nie myślałaś nigdy szukać pomocy u kogoś innego?
Pytanie zawisło w powietrzu. Eris się zamyśliła. Tak, były takie osoby. Jedną z nich był sam Dumbledore, który mimo to kazał jej zostać szpiegiem w domu, dalej cierpiąc. Inną osobą był... Syriusz Black. Ta kanalia, która zdradziła przyjaciół, doprowadziła do sieroctwa Harry'ego, a ją zostawił, by trwała w tym koszmarze.
Nie zamierzała tego mówić Severusowi. Alkohol dawał o sobie mocno znać. Zapewne jutro będzie żałowała, że opowiedziała swoją historię życia komuś takiemu jak Mistrz Eliksirów, ale czuła, że on by ją zrozumiał. Darował sobie nawet złośliwe uwagi, rozumiejąc powagę sytuacji. I nie szukał usprawiedliwienia dla jej babki. Miłość? Babka nigdy nie darzyła ją takim uczuciem - jedynie pogardą i nienawiścią za splamienie czystej linii czarodziejów.
- Mam dość tego tematu... - stęknęła, opróżniając całkowicie swoją szklankę. - Jak jeszcze raz o tym pomyślę to zwymiotuję. Wysłuchałeś mnie, napiłeś się ze mną... a teraz...
- Pójdziesz grzecznie do swojej komnaty i będziesz pracować na jutrzejszych praktykach? - rzucił z nadzieją.
Eris pokręciła głową, wstając. Chwiejnym krokiem doszła do Snape'a, wyciągając do niego dłoń. W słabym świetle dostrzegał rumieńce na jej twarzy spowodowane zbyt dużą ilością Ognistej. Nie powinien jej pozwalać, jutro będzie umierała na kaca i narzekała na życie. Bardziej niż zwykle.
- Zatańczmy, Severusie! - zawołała.
Chciał jej odmówić, ale pociągnęła go mocno do siebie. Był od niej silniejszy, więc nie ruszył się z fotela. Zamiast tego Eris wylądowała na nim. Zaśmiała się głupio, powodując, że na twarzy mężczyzny też pojawił się cień uśmiechu. Wstała nieporadnie, ponownie próbując porwać czarodzieja do tańca. Snape przewrócił oczami, wypił resztę alkoholu, czując, jak powoli i na niego zaczyna działać.
Wstał, objął Eris jedną ręką w pasie, jej dłoń wylądowała na ramieniu Snape'a.
- Nigdy razem nie tańczyliśmy - parsknęła śmiechem.
- Jeśli zaczniesz mnie deptać po stopach, możesz być pewna, że będziesz tego żałować - zagroził.
- Och, panie profesorze, odejmie mi pan punkty? - Zamrugała zaskoczona, wczuwając się coraz w lepiej rytm piosenki, która od dłuższej chwili grała w tle.
- Hm, dobry pomysł. Gryffindor traci 10 punktów.
Eris potknęła się o własną nogę, prawie upadając, gdyby nie chwyt Severusa.
- Ale ja nawet nie należę do Gryffindoru - wyjaśniła rozbawiona.
- Odejmowanie punktów Gryffindorowi sprawia mi niewyobrażalną przyjemność.
Tańczyli długo. Na stole stały dwie puste butelki po Ognistej i trzecia do połowy wypita. Ponownie oboje siedzieli, tym razem obok siebie na kanapie. Snape kręcił w dłoni szklanką, patrząc jak alkohol przechyla się na boki. Eris leżała wyciągnięta wzdłuż kanapy, z nogami położonymi na kolanach mężczyzny.
- Jakie jest twoje najbardziej znienawidzone słowo? - zapytała nagle Eris.
- Potter.
Spojrzała na niego.
- A drugie?
- Harry Potter.
- Ehh... - westchnęła, poprawiając się na kanapie. - Więc jak sobie radzimy ze wszystkim?
- Tak jak zwykle - odpowiedział Snape, wypijając resztę zawartości szklanki. Przestał się już krzywić, całkowicie stracił czucie w buzi po takiej ilości alkoholu.
- Och, czyli źle. Wiesz, kiedyś miałam chłopaka, Carol, mugol, uroczy... typ. Po zerwaniu ciągle błagał o rozmowę. W końcu powiedział, że nie może beze mnie żyć.
- Żałosne gadanie. Co odpowiedziałaś?
- ,,To umrzyj''.
Snape nie wytrzymał i zaśmiał się głośno, strasząc tym razem Eris, aż poderwała się do siadu. Myślała, że Mistrz Eliksirów dostał ataku padaczki albo czegoś innego. A on... zwinął się na kanapie i zaczął się śmiać bez pamięci.
- Nie sądziłem, że potrafisz mieć aż takie czarne poczucie humoru - wymamrotał, w końcu się opamiętując. - Mnie kiedyś też dziewczyna próbowała wyznać uczucia.
- Serio? Wiedziałam, że Krukonki cię uwielbiają za twój mózg i intelekt, ale żeby któraś podeszła...?
- Nie podeszła. Stała za filarem.
- Ach...
- Na dziedzińcu.
- Sev...
- Po drugiej stronie Hogwartu.
- To skąd pomysł...?
- Wysłała mi sowę, z napisem ,,Będziesz moją babeczką? A ja twoim lukrem?''. Spaliłem liścik. Jeszcze chwila, a spaliłbym i sowę. Co za idiotka wysyła takie wiadomości?
Eris starała się wyglądać na poważną, ale wylądowała na podłodze, wspominając ten dzień. Pamiętała, jak w bibliotece przez przypadek usłyszała spisek dwóch sióstr: Krukonki i Puchonki, ta druga zakochała się w Severusie i próbowała mu to powiedzieć, ale jednocześnie się tak bała. Po akcji z listem, chodziła na około na zajęcia, byleby nie trafić na młodego Snape'a. To były dziwne czasy.
- I nikt inny z fanklubu nie próbował? - podjęła temat Eris.
- A co? Zazdrosna?
- Głupi jesteś.
Usiadła ponownie na kanapie i resztę nocy spędziła w komnacie Snape'a, wspominając nawet dobre rzeczy, żartując sobie. Odkryła tę część Severusa, który nie zabija wzrokiem, a potrafi się śmiać. Głównie z cierpienia innych, ale lepsze takie poczucie humoru niż żadne.
O poranku było dość głośno. Życzenie Eris spełniło się. Kiedy rano wszyscy schodzili na śniadanie, Umbridge jako pierwsza wpadła w pułapkę Irytka, lądując w śluzie po pas. Jej krzyki i wrzaski pobudziły wszystkich w zamku, a nawet i bestie z Zakazanego Lasu, jak stwierdził Firenzo. Eris żałowała, że przespała tę akcję. A spała dość długo, bo obudziła się dwie godziny przed kolacją. Kanapa Snape'a była całkiem wygodna, a koc ciepły... ale jak on mógł pozwolić jej spać, kiedy mieli zajęcia?! A jej praktyki?! A jeśli Dumbledore odkryje powód jej nieobecności?
Spędziła noc w komnacie Severusa Snape'a! I chociaż było to o podłożu towarzyskim, aby pogadać, wypić i potańczyć, to nadal źle to wyglądało. Merlinie, Boże... ktokolwiek, miejcie ją w opiece. Jeżeli Snape nie obudził jej wrzeszcząc, to znaczy, że awantura dopiero miała nadejść.
To była cisza przed burzą. Poprawiła suknię, włosy i szukała swoich butów po całej komnacie. Zamarła, kiedy drzwi zaskrzypiały i stanął w nich Snape z grobową miną. Nie dość, że bolała ją głowa jak cholera, to jeszcze zaraz zginie. A mogła siedzieć u siebie i pić w samotności.
- Merlinie...
** ** **
Zaczynamy już główną fabułę, czyli rozwinięcie wątku rodu Eris, jej powiązań z Syriuszem,a także nawiązania do samej Avady i Alice Manson.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro