Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Słaby duch

Uczniowie przyjęli Firenzo jako nowego nauczyciela zaskakująco dobrze. Nie prowadził zajęć w wieży, bo nie oszukujmy się... centaur pokonujący niezliczone schody lub wspinający się po drabinie to prawdziwy dowcip. Jego nowa sala przypominała jego środowisko, podłogę zastąpiła miękka, zielona trawa. Z ziemi wyrastały drzewa, o które uczniowie opierali się podczas lekcji. Nauka na ,,świeżym powietrzu'' oraz osobliwe podejście Firenzo do wróżbiarstwa uczyniły te zajęcia znacznie ciekawszymi.

Co do zajęć Eris... Severus wrócił do swojej roli nauczyciela, z kijem w tyłku i wiecznie niezadowolonym wyrazem twarzy, ale cieszyła się, że nie musi prowadzić lekcji sama. Znała się na ważeniu eliksirów, przepisach, ale brakowało jej śmiałości i charyzmy. Po wszystkich zajęciach spotkała się przed Wielką Salą z Firenzo, który na nią czekał.

- Wybacz za spóźnienie! - Złapanie oddechu zajęło jej dłuższą chwilę. - Gdzie zamierzasz mnie uczyć?

Centaur nie odpowiedział jej, tylko powiódł przed siebie. No tak... centaury to ciężkie w pojęciu istoty. Podążyła za nim, nie wiedząc, że ktoś odprowadza ją wzrokiem - niezbyt przychylnie patrząc na jej towarzysza. Harry z Ronem również przystanęli na dziedzińcu i nie kryli zdziwienia.

Krążyła plotka, że pani Hastings dobrze dogaduje się z nowym profesorem wróżbiarstwa, ale spotykanie się między zajęciami lub po ich skończeniu? Ron parsknął śmiechem.

- Czyżby pani Hastings spotykała się z Firenzo? - zapytał.

- Nawet jeśli... to coś złego? - odparł Harry. - Wydają się dobrze dogadywać.

- Szczerze to sądziłem, że ona coś do Snape'a. - Harry wytrzeszczył oczy na słowa przyjaciela. - No wiesz... Snape wodzi za nią maślanym wzrokiem, myślałem, że ty też to wiesz, chociaż to głupota, bo Snape nie miałby u niej żadnych szans - zignorował Wybrańca, kręcącego głową - wiesz ona jest wesoła i zabawna a Snape... no co ty, Harry? A nie jest tak?

Nagle Ron zdał sobie z czegoś sprawę. Potter wpatrywał się w coś, co znajdowało się nieco wyżej niż głowa rudzielca i stało tuż za nim. Ostrożnie obejrzał się, blednąc przy tym i spojrzał w ciemne, ziejące chłodem oczy nauczyciela eliksirów.

- D-dzień d-dobry... profesorze S-Snape - wydukał.

Mężczyzna nie miał dobrego nastroju, nic nowego. On zawsze był niezadowolony, a gnojenie uczniów, zwłaszcza Harry'ego stało się jego hobby już w pierwszej klasie. Uprzykrzanie im życia było chlebem powszednim.

- Sądzę, panie Weasley, że prywatne sprawy nauczycieli nie powinny pana obchodzić, najwidoczniej za mało wam zadałem ostatnio skoro zamiast silić swe małe mózgi do jakiejkolwiek pracy bez polegania na wszystko-wiedzącej Granger, macie czas stać bezczynnie i plotkować - powiedział chłodnym głosem, ociekającym jadem. - W ten sposób Gryffindor traci trzydzieści punktów. - Chłopak poczerwieniał jak jego włosy i chciał coś powiedzieć, ale Snape go uprzedził - kolejne dziesięć punktów od Gryffindoru za próbę dyskutowania. A także otrzymuje pan szlaban.

Harry szturchnął przyjaciela w ramię i odeszli daleko od Snape'a. Jeżeli chodziło o odejmowanie punktów od mógł tak cały dzień. To chyba umilało jego nędzną egzystencję bycia nauczycielem eliksirów, kiedy chciał być nauczycielem Obrony przed Czarną Magią.

A przecież mieli swoje obowiązki, o których nikt nie powinien wiedzieć. Zwłaszcza Umbridge. Harry'ego bardzo zaczęła interesować stara kłótnia ojca chrzestnego i Eris. Gardziła Syriuszem przez nieporozumienie i z niewiadomych przyczyn Black nie zamierzał tego naprostować. Nikt nie zamierzał. On jednak nie potrafił być bierny, bo wiedział doskonale, że Syriusza znów zaczyna to gnębić. Wszyscy mu bliscy odeszli, kiedy Voldemort był u szczytu władzy, ginąc lub po prostu odsunęli się od niego, wierząc, że jest zdrajcą i mordercą. Przecież Remus Lupin, najbliższy przyjaciel Syriusza także w to wierzył, do czasu... Może Hastings wybaczyłaby, gdyby poznała prawdę, porozmawiała z Syriuszem Blackiem...?

*
*
*
/

Eris odczuła lekki niepokój, gdy dostrzegła, że zbliżają się do granic Zakazanego Lasu. Tylko tego brakowało. Ku jej uldze weszli do lasu, w którym prawdopodobieństwo, że coś cię zaatakuje... no w każdym razie było mniejsze. Gdy z każdej strony otaczała ich zieleń zmieszana z pomarańczą, czerwienią i żółcią, osiedli w jednym miejscu. Eris usiadła na przewróconym pieńku, a Firenzo naprzeciw niej na ziemi.

Była bardzo ciekawa, jak wyglądała nauka wróżbiarstwa z centaurem. Albo ogólnie wróżbiarstwo. W czasie edukacji w Hogwarcie jakoś nie interesował ją ten przedmiot, o ironio, teraz widziała przyszłość.

- Błagam, abyś chociaż raz mówił nie zagadkami, a walił prosto z mostu, bo tego potrzebuję.

Firenzo uśmiechnął się.

- Prawdziwą sztukę opanujesz ciężką pracą - odparł, a kobieta westchnęła zawiedziona. - Spróbujmy od początku. Jak objawia się u ciebie proroctwo? Czytasz z gwiazd?

- Niee... to raczej samo przychodzi. Najpierw silny ból głowy, jakbym oberwała tłuczkiem, a potem to widzę. O przypomniało mi się, że przy tym płaczę krwią.

- Krwią? - zdziwił się Firenzo. - To bardzo niedobrze. Oznacza to, że twoje ciało nie potrafi utrzymać ogromu mocy. - Ucichł, widząc jej dezorientację. - Twój dar przewidywania przyszłości skraca twoją żywotność, osłabia cię, pozbawia się czegoś. Może tak się dziać ze względu na słabą kondycję ciała, chorowitość...

Tortury Cruciatusem pomyślała czarownica, ale tego już istocie nie powiedziała. Przez resztę dnia aż do kolacji słuchała szkolnych definicji, podstawowych nauk, coś, co nie bardzo ją interesowało, chociaż nie gardziła nowo nabytą wiedzą, w końcu była rodowitą Krukonką. Ze względu na ryzyko zaszkodzenia sobie Eris przewidziała dziś tylko dwa razy, słuchając Firenzo, jak wybrać sobie cel, skupić się na nim, by zobaczyć jego dalsze losy.

Na kolacji ledwo trafiała w talerz z parówkami. Obecność Umbridge ją denerwowała, podobnie jak Snape'a. Jedynie McGonagall i Dumbledore, o dziwo, byli dla niej zaskakująco mili. Z powodu pojawienia się wizji, groźby Dolores i nauk z Firenzo, cała udawana odwaga i butność opuściły Eris ze zdwojoną siłą. Nie potrafiła odpowiadać kąśliwie na uwagi Umbridge tak, jak pierwszego dnia i przez kilka następnych. Znów była tą przestraszoną dziewczynką, podskakującą na widok własnego cienia.

Pochmurne zachowanie kobiety utrzymywało się dość długo przez następne dni. Nie umknęło to uwadze zarówno nauczycielom, jak i uczniom. Nikt jednak nie odważył się wprost zapytać o przyczyny nagłego pogorszenia wyglądu praktykantki. Snape dostrzegał w tym korzyści, nie dyskutowałam z nim, posłusznie wykonywała polecenia i poprawnie wypełniała dokumenty. Dogłębnie zapisywała przebieg zajęć oraz cele do opracowania. Po dwóch tygodniach, zaczęło i Severusa to męczyć. Podczas omawiania zajęć czy prac uczniów czuł, jakby rozmawiał z pustym kociołkiem.

- I dodajemy skórkę bumslanga. Zrozumiałaś? - Kobieta pokiwała głową. - Nie, do cholery. W tym nie ma żadnej skórki bumslanga, czy możesz zejść z obłoków na ziemię?

- Przepraszam, Severusie - odpowiedziała potulnie.

- Hastings... Eris - powiedział łagodnie - czy możesz mi powiedzieć, co tak cię absorbuje od ponad dwóch tygodni?

- To nic takiego - odpowiedziała z ociąganiem - naprawdę. Nie musisz się martwić.

Snape przewrócił oczami.

- Ja się o ciebie nie martwię. Zostałaś przydzielona mi jako praktykantka, staram się przygotować cię do przyszłej pracy, ale wcale mi tego nie ułatwiasz. Twój nieobecny wzrok sprawia, że rośliny wydają się bardziej skore do zawarcia jakiejkolwiek interakcji. - Westchnął zirytowany, wiedząc, że nic swym kazaniem nie wskórał. Eris dalej wyglądała, jakby zobaczyła ducha, co w Hogwarcie wcale nie było czymś dziwnym. Takie zachowanie pasowało do mugoli, ale nie do czarownicy. - Czy chodzi o twojego brata? - spytał ostrożnie, chcąc uniknąć wybuchu ze strony kobiety. Tak się to ostatnio skończyło, kiedy poruszył ten temat.

Jednak, ku jego zaskoczeniu, dopiero teraz Eris spojrzała mu w oczy. Zimny dreszcz przebiegł mu wzdłuż kręgosłupa. Brakowało w tych oczach blasku, życia, jakiejkolwiek iskry.

- Caleb? Nie. Przestał wysyłać do mnie listy - jej głos był gładki, soczysty, jakby wymawiał je ktoś inny. - Ja... Powinnam się położyć. Głowa mnie boli. - Wstała z miejsca i podeszła do drzwi, odwróciła się nieśmiało w stronę Mistrza Eliksirów - Severusie... Czy mógłbyś mnie... Eskortować do pokoju?

Może by się roześmiał, wykpił ją, kazał postukać się palcem w czoło... Właśnie, może by tak zrobił, gdyby nie żałosny obraz, jaki malował mu się przed oczami. Wypompowana z całej energii Eris opierała swoje ciało na klamce, może gdyby nie ona, praktykantka runęłaby na podłogę.

To była ostatnia lekcja tego dnia, za dwie godziny miała odbyć się kolacja, ale instynkt mu podpowiadał, że Eris się i tak tam nie pojawi. Miała być praktykantką! Uczyć się, zdobywać doświadczenie, jako przyszła nauczycielka, a zamiast tego przyszło mu ją niańczyć. Odmówiłby. Z wielką ochotą kazałby jej odejść i nigdy więcej nie stroić sobie tak żartów. Był tylko jeden problem - Eris rzadko żartowała, zwłaszcza z ludzi. W Hogwarcie trzymała się tylko swojego brata lub Huncwotów. Przez siedem lat edukacji nie zdobyła nawet jednej koleżanki, a co dopiero przyjaciółki. Może za wyjątkiem jednej dziewczyny, z którą nawiązała bliższe relacje, kiedy ta już prawie kończyła Hogwart. Też była Krukonką. Eris brała u niej korepetycje.

Stąd Snape wiedział, że jej prośba była w pełni poważna i czymś kierowana. Mierzyli się wzrokiem dłuższą chwilę, aż w końcu skapitulował. Tego brakowało, plotki, że Eris Hastings zasłabła gdzieś na korytarzu. Mógł być pewien, że to było wysoce prawdopodobne, biorąc pod uwagę, w jakim stanie ją znalazł jakiś czas temu.

Obszedł biurko, stanął przy kobiecie i skinął głową. Wyszła pierwsza, a on tuż za nią. Wpatrywał się w jej zgarbione plecy, chwiejny krok i kiwanie głową. Co ta kobieta znów zrobiła, że doprowadziła się do tego stanu? Pod jej komnatą, złapała za dłoń Severusa, serdecznie mu dziękując, po czym zniknęła za drzwiami. Mężczyzna miał wiele pytań. Eris stawała się zagadką, która po części go ciekawiła. Natarczywe listy Caleba, błagający o kontakt, spotkanie z siostrą, po czym nagle milknie, potem zachowanie kobiety przypominające żywego trupa, krew, osłabienie... I gdzieś w tym wszystkim zaplątany był jeszcze centaur. Snape odwrócił się na piecie i udał do jedynego miejsca, gdzie mógł uzyskać, jakiekolwiek odpowiedzi - do samego Dumbledore'a.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro