12. Nowy nauczyciel Wróżbiarstwa
Mogła się tego spodziewać.
Dumbledore nie bez powodu był uznawany za Najpotężniejszego Czarodzieja. Nic nie mogłoby ujść jego uwadze, wyostrzonym zmysłom. Gdy coś się działo, on to wiedział. On planował i wszystkim kierował. Prawdopodobnie w Hogwarcie nie było sprawy bądź sekretu, o której Dumbledore by nie wiedział.
Kiedy więc po wydarzeniu z Sybillą, stwierdził, że muszą porozmawiać, od razu wiedziała, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Siedziała w gabinecie Albusa, wpatrując się w swoją herbatę w filiżance, którą przyjęła od dyrektora.
- Zatem... skąd wiedziałaś o Dolores Umbridge i jej planie związanym z usunięciem profesor Trelawney z Hogwartu? - Nie odpowiedziała, mocniej splątując ze sobą palce obu dłoni. - Eris... Na świecie są tylko trzy kobiety, które szczególnie mnie interesują, nie odbierz tego źle, ale jesteś jedną z nich.
Eris spojrzała na dyrektora z ciekawością.
- Widzisz, nawet w świecie magii i cudów, nie można lekceważyć wyjątkowości, a twój dar jasnowidzenia jest czymś godnym podziwu. - Kobieta otworzyła usta, aby zaprzeczyć, ale uniósł dłoń, nie pozwalając jej nic powiedzieć. - Twoja matka również była wróżbitką. Jakiś czas nawet nauczała w Hogwarcie, mogłem się domyślić, że i ty odziedziczysz tę moc... Jednak nie kontrolujesz jej, twoje ciało źle ją znosi. Potrzebujesz nauczyciela.
Jej matka? Od trzydziestu lat nie słyszała ani słowa o najważniejszej osobie w swoim życiu, od której została odcięta. Dlaczego nigdy jej ze sobą nie zabrała? Dlaczego zostawiła ją w tamtym domu? Matka powinna kochać swoje dziecko i dbać, aby nie działa mu się żadna krzywda. Czy matka nie kochała jej? Tak jak babka uważała za błąd, który nie powinien się narodzić? Pokręciła głową, chcąc odpędzić bolesne myśli.
Ale była jasnowidzem - coś je łączyło. Pomimo braku obecności kobiety, wydała się ona Eris teraz znacznie bliższa niż mogłoby się wydawać. Przez myśl jej przeszło nawet spróbowanie odnalezienie matki i naprawienie relacji, ale szybko odpędziła ten pomysł. Był głupi. Jaki był sens naprawiać coś, co nigdy nie istniało? Żadnych zdjęć, wspomnień - zupełnie nic.
Nie pamiętała jej głosu ani imienia. Caleb i babka nie opowiadali o niej. W domu był to temat zakazany. Spojrzała na Dumbledore, przez moment zapominając o krzywdach, jakich doznała z jego winy.
- Nauczyciela? Kogo? - spytała. Pomysł opanowania umiejętności widzenia przyszłości nie był zły.
- Profesor Trelawney nie może nauczać wróżbiarstwa, a na mocy prawa Ministerstwo wybiera następnego nauczyciela, o ile dyrektor nie ma kandydata na zastępstwo. - Uśmiechnął się pod nosem, prostując się w krześle. - A tak się składa, że mam idealnego kandydata, który również będziesz szkolił ciebie.
Kobieta przechyliła głowę na bok, a jej ciemne włosy opadły na ramię. Kogo dyrektor miał na myśli? Mężczyzna wstał, a potem poprosił, aby czarownica podążyła za nim. Z początku sądziła, że udadzą się na zamek, ale kiedy Dumbledore skręcił w stronę wyjścia z dziedzińca szkoły, zaczęła odczuwać lekki niepokój. Może nie ufała Dumbledore'owi tak, jak kiedyś, ale wierzyła, że nie rzuci ją nagle w głąb jakiegoś niebezpieczeństwa, a jej życie będzie zagrożone.
Tak w każdym razie sądziła. Minęli chatę Hagrida z bliska wyglądającą na większą niż się wydawało ze wzgórza, na którym Eris lubiła przesiadywać, korzystając ze świeżego powietrza. Gdy zaczęli się zbliżać do Zakazanego Lasu, podświadomość nakazywała jej uciekać, ale krukońska ciekawość i chęć odkrycia, co dyrektor tam skrywał... Przełknęła ślinę, ale z wysoko uniesioną głową zbliżała się do lasu.
Wysokie drzewa sięgały prawie nieba. Wiatr przecinał powietrze, porywał liście do szalonego tańca, wiał z taką siłą, że Eris obawiała się, że to coś czyhającego w lesie dmucha i chucha, jak wilk z mugolskiej bajki o trzech świnkach.
- Przepraszam, ale czego my szukamy w Zakazanym Lesie? - odważyła się w końcu spytać.
- Nauczyciela - odparł dyrektor, nie spoglądając w jej stronę.
- Aha.
Uniosła wysoko brwi, nie kryjąc ekscytacji. Starszy czarodziej stanął w miejscu, splątując ze sobą ręce za plecami. Wyczekiwał i nasłuchiwał, a Eris wraz z nim. Zmrużyła oczy, chcąc coś dojrzeć w mieszaninie różnych odcieni zieleni, przeplatanej w mroczną czernią. Hastings drgnęła, gdy zobaczyła kto, a raczej co się do nich zbliża. Istota przewyższająca ich dwójkę i z pewnością inteligentniejsza niż niejeden nauczyciel w Hogwarcie.
Przed nimi stanął centaur o jasnej sierści, złotej skórze, długich blond włosach i oczach niebieskich jak szafiry. Eris nie potrafiła zaprzeczyć, że istota ta prezentuje się naprawdę niesamowicie, emanowała dumą i elegancją.
- Eris, poznaj Firenzo, nowego nauczyciela wróżbiarstwa. - Skinął centaurowi głową, który odpowiedział mu tym samym. - Firenzo, o to Eris.
- Nie każdy człowiek jest w stanie zobaczyć przyszłość, którą wskazują nam gwiazdy. Twój dar jest naprawdę wyjątkowy. Zaszczytem będzie dla mnie pokazanie ci, co możesz dzięki niemu osiągnąć.
Jego głos przywiódł Eris na myśl aksamit, był miły dla ucha, głęboki. Uśmiechnęła się, podając mu dłoń. Czytała o centaurach i uważała je za bardziej narcystyczny gatunek, uważający ludzi za podgatunek, a tu niespodzianka... kultura i uprzejmość. Dzień pełen niespodzianek.
- Miło cię poznać, Firenzo.
Centaur uderzył kopytami o ziemię.
*
*
/*
Wracając z kolejnych zajęć z Puchonami, Eris zauważyła kogoś, o kim prawie zdążyła zapomnieć. Widok Severusa Snape'a wchodzącego do swoich komnat nie powinien budzić podejrzeń, no chyba, że profesor nie prowadził zajęć od kilku dni, nie zjawiał się na posiłkach i prawdopodobnie w ogóle nie było go na terenie szkoły. Dodatkowo Eris Hastings posiadała wszystkie cechy, jakimi powinien odznaczać się Krukon. Złapała za poły sukni i zaczęła biec w jego stronę, nie przejmując się, że kilku uczniów przebywających jeszcze w lochach popatrzyło za nią, jak za kolejnym duchem, a raczej kolejnym poltergeistem.
Zaczęła dobijać się do drzwi, ale jej nie otwierał. Tupnęła zła nogą, ale i to nie przekonało Nietoperza do wpuszczenia jej. Już miała sięgnąć po różdżkę, gdy zobaczyła, jak jego głowa wychyla się na zewnątrz.
- Naprawdę nie wiem, kiedy zrobiłaś się taka hałaśliwa, ale na Merlina, przestań - mruknął zirytowany.
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? - fuknęła ze złością, na co Severus wzruszył ramionami. Już miał zamknąć jej drzwi przed nosem, ale w porę wsunęła stopę w środek. Udała, że wcale jej to nie zabolało, patrząc mu w ciemne oczy. - Gdzie byłeś przez ten czas? Zostawiłeś mnie samą! To znaczy się samą z uczniami!
Severus wywrócił oczami, nie bardzo zainteresowany kontynuowaniem tej rozmowy, co jawnie pokazywał. Wbrew jego oczekiwaniom, kobieta nie zraziła się tym i napierała dalej. Mruknął coś pod nosem i pozwolił wejść praktykantce do środka. Pamiętała, że Severus był poukładanym człowiekiem, który cenił sobie porządek i gdy wszystko było na swoim miejscu, ale jego komnata wyglądała, jakby przeszło przez nią tornado. Obejrzała się przez ramię.
- Masz tu syf - stwierdziła.
- Zaraz stąd wyjdziesz - ostrzegł ją w odpowiedzi. - Nie wpuściłem cię po to, abyś bawiła się w perfekcyjną panią domu, tylko abyś zadała swoje pytania i stąd wyszła. - Skrzyżował ręce na piersi, przechodząc na drugą stronę pokoju. - Co do twoich pytań, chcesz zostać w przyszłości Mistrzynią Eliksirów, a nie radzisz sobie z bachornią, co ma mózgu tyle jak po kąpieli w kwasie? Potraktuj to, jako ćwiczenie.
Kobieta westchnęła. Zrzuciła z fotela spodnie oraz koszulę Snape'a, a potem usiadła w nim. Zauważyła niezadowolenie Mistrza Eliksirów z powodu ruszania jego rzeczy bez zgody, ale nie przejęła się tym.
- Nie traktuj mnie jak idiotki. Mam dość rozległą wiedzę na temat eliksirów, to nie ulga wątpliwości, co nie zmienia faktu, że bez uprzedzenia zniknąłeś i kazałeś mi radzić sobie samej.
- Miałaś notatki - wtrącił Snape.
- Mam gdzieś te twoje notatki! Kot mi na nie nasikał! - oburzyła się. - Tak się nie robi, Severusie...
Mężczyzna obszedł ją na około, a potem stanął przed nią. Gdyby teraz wstała, wpadłaby wprost na niego.
- Rozległą wiedzę na temat eliksirów, powiadasz? Zobaczmy w takim razie. Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowany korzeń asfodelusa do nalewki z piołunu?
- Proste - prychnęła z wyższością - Wywar Żywej Śmierci.
Wargi Severusa wykrzywiły się w drwiącym uśmiechu. Eris zrzedła mina. Zastanowiła się nad swoimi słowami. Powtórzyła pytanie Snape'a w głowie kilkakrotnie. Odpowiedziała poprawnie, więc czemu...? Otworzyła szerzej oczy.
- Lily... - wyszeptała.
Teraz to nauczycielowi nie było do śmiechu. Z powrotem spoważniał i cofnął się o krok, nie odrywając oczu od kobiety, która wbiła wzrok w swoje lakierowane pantofle. Pokręcił dyskretnie głową, nie wierząc, że ona...
- Rozumiem - powiedziała ponownie. - Czy to jest pytanie, które powiedziałeś do Harry'ego Pottera, kiedy go pierwszy raz spotkałeś na swoich zajęciach? Nie zrozumiał, prawda? A znał odpowiedź? W tym wypadku uczniowie mogli albo nie znać odpowiedzi albo podać dokładnie taką samą jak ja czyli poprawną, ale... - wbiła paznokcie w skórzane obicie fotela - ktoś, kto cię zna, Severusie i na spokojnie się zastanowi odgadnie kod. Zaszyfrowaną bliznę, którą skrywasz. - Podniosła się, omal nie wpadając na nauczyciela. Położyła dłoń na jego piersi i unosząc głowę do góry, znów spojrzała mu w oczy. Nie odsunął się. - Asfodelus to kwiat z rodziny liliowatych, natomiast piołun oznacza żal bądź zgorzknienie. Znając naszą historię od narodzin chłopaka, oznacza ono: Nigdy nie pogodziłem się ze śmiercią Lily. Lub Jest mi przykro z powodu śmierci Lily.
Uniosła kąciki ust, uśmiechając się tryumfalnie, po tym jak dostrzegła błysk w oku czarodzieja. Odkryła sekret. Odszyfrowała wiadomość... zobaczyła jego bliznę.
- Ale to nic nie znaczy, Severusie. Jest już za późno.
Odsunęła się od niego, poprawiła fryzurę i wyszła z jego komnat, pozostawiając pustkę i samotność - te same uczucia, które panowały w sercu Snape'a. Popatrzył smutnym wzrokiem na drzwi, za którymi zniknęła Eris.
Z jakiegoś powodu nie chciał, aby wychodziła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro