9
Harry stał na dziedzińcu i patrzył jak przykuwają Lilith na samym środku. Jej odebranie mocy zostało odwleczone, z nieznanych mu przyczyn. Tak właściwie to nawet nie wiedział, czemu znalazła się w celi. Nicolas do niej podszedł, a wszyscy ucichli. To on zajmował się takimi przedsięwzięciami. Wyglądało to jak zawsze, z tą różnicą, że nad jej głową pojawiła się czarna chmura mocy i zamiast zniknąć, odleciała w nikomu nieznanym kierunku.
-Debil.-Odezwała się kpiącym głosem Lilith.
-Co zrobiłaś?-Harry usłyszał zdenerwowany głos Boga.
-Podpuściłam Cię, a ty na to poszedłeś bez zawahania.-Zaśmiała się.
-Co się teraz stanie?
-Zobaczymy.-Rzuciła tajemniczo.
-Zamknijcie ją. Kajdany nie są już potrzebne, nic nie jest w stanie zrobić bez mocy.-Uśmiechnął się zadowolony z siebie i machnął na Harry'ego ręką, więc szybko znalazł się obok niego.
-Dowiedz się, co zrobiła.-Usłyszał rozkaz.
-Oczywiście.
Morrigan spała w swoim łóżku. Jej sen zwykle był płytki odkąd pojawiła się w Akademii i tak też było tym razem. Drzwi od jej pokoju się uchyliły, a do środka weszły trzy uczennice.
-Jesteście pewne?-Wyszeptała jedna.
-Oczywiście, pojawiła się nie wiadomo skąd, nikt nie zna jej rodowodu i słyszałyście co mówiła wieszczka.-Pozostałe dwie skinęły głowami.-Lekkie nacięcie, bierzemy krew i znikamy.-Nachyliła się nad śpiącą Morrigan i zbliżyła ostrze do jej nadgarstka. Gdy jednak chciała nim dotknąć skóry, wokół ciała Morrigan wyrosło jakieś pole siłowe, które odrzuciło wszystkie trzy uczennice pod ścianę. Morrigan podniosła się z łóżka i spojrzała na nie z kamienną miną. Jednak gdy one spojrzały na Morrigan zaczęły przeraźliwie piszczeć. Morrigan podniosła nóż z ziemi i dokładnie go obejrzała. Zwykły ludzki miecz. Przeniosła wzrok na rówieśniczki i rzuciła nim w ich stronę. Nóż z idealną precyzją wbił się w ścianę obok głowy tej, która go przed chwilą dzierżyła. Jednak patrząc na niego kątem oka zauważyła swoje odbicie w lustrze. Jej oczy były całkiem czarne. Zamrugała kilka razy i wróciły do normalnego stanu.
-Żegnam.-Powiedziała do nich i położyła się w łóżku. Gdy tylko wybiegły przerażone, podniosła się z łóżka, podeszła do lustra i sprawdziła czy jej oczy wciąż zmieniają się na całkiem białe i czy umiała przywołać te czarne. Wszystko się potwierdziło. Wróciła do snu z zamiarem, że z samego rana spróbuje się dowiedzieć na ten temat więcej. Jednak gdy się obudziła została od razu wezwana do głównego holu. Zadbała za pomocą magii, aby jej wygląd był nienaganny i ubrała się w mundurek. Dotarła do sali pełnej uczniów i oparła się o kolumnę. Drzwi wejściowe się otworzyły, a wszyscy się pokłonili. Wszyscy z wyjątkiem niej. Patrzyła wyzywająco na Azazela kroczącego między pochylonymi uczniami. Wiedziała, że nie jest tutaj aby zabrać ją na trening, ponieważ to robił dyskretnie.
-Generale Clay.-Dyrektorka się wyprostowała i wyglądała jakby miała dostać palpitacji serca na widok chłopaka. Morrigan spojrzała na całą sytuację z uniesionymi brwiami.-Udostępniam oczywiście mój gabinet.-Azazel tylko skinął głową. Podszedł do schodów i zatrzymał się przy kolumnie, o którą wciąż się opierała.
Mamy do porozmawiania.-Nawet słysząc go w swojej głowie, wiedziała, że jest zły.
Więc idź.-Powiedziała jak gdyby nigdy nic.
Nie mogę się przy wszystkich przed tobą pokłonić, ale nie złamię protokołu do tego stopnia żeby iść przed tobą.-Morrigan przewróciła oczami, ale zaczęła piąć się schodami do góry. Była pewna, ze pozostali uczniowie zwrócą na to uwagę, ale już i tak uważali, że jest niewychowana, więc spodziewała się, że tak też to sobie wytłumaczą. Panowała zasada, że nie wolno iść przed osobą wyżej usytuowaną. Nie można było nawet siedzieć gdy osoba wyżej usytuowana stała i nie dała wyraźnej zgody na to aby usiąść. Przekroczyła próg gabinetu dyrektorki, a drzwi z hukiem zatrzasnęły się za Azazelem. Opadła na fotel dyrektorki i zarzuciła nogi na biurko.
-Czemu zawdzięczam tę niewątpliwą przyjemność?-Zapytała spokojnie. Zachowywała pozory niewzruszonej nawet gdy oparł się obiema dłońmi o blat biurka po drugiej stronie i nachylił nad nią ze zdenerwowaną miną. Przejechała wzrokiem po jego umięśnionych rękach i tatuażu na klatce piersiowej odkrytym przez niedopiętą do końca koszulę i uśmiechnęła się leniwie.
-Rzuciłaś nożem w uczennicę.-Wyczuwała w jego głosie, że jest na skraju wytrzymałości.-Nie wspomnę, że podobno twoje oczy były czarne.-Wciąż z uśmiechem zmieniła kolor swoich oczu, powodując że chłopak się wyprostował.-Wiesz, że potrzebuję twojej krwi.
-Nie krępuj się.-Zdjęła marynarkę i podwinęła rękaw. Jej ciało przeszedł dreszcz, gdy przejechał palcem po skórze jej przedramienia.-Nie zapytasz dlaczego to zrobiłam?-Przeniósł swój wzrok z tłoczącej się w probówce krwi na jej twarz. Żadne z nich wcześniej nie zwróciło uwagi na to, że ich twarze są tak blisko siebie.-Chciały zaciąć mój nadgarstek gdy spałam dokładnie tym samym nożem, którym rzuciłam. Nie zraniłabym jej, wiesz że nie pudłuję.-Miała wrażenie, że nawet jego źrenice się rozszerzyły gdy bezwiednie napiął wszystkie mięśnie.-Ale muszę przyznać, że oczy były przypadkiem. Nie wiedziałam, że tak potrafię.-Wyciągnął igłę, po której ślad od razu się zagoił. Nim zdążyła się obejrzeć, fiolka zniknęła.
-Nazwiska.-Wycedził.
-Nie znam ich nazwisk.-Wyszedł znowu trzaskając za sobą drzwiami. Morrigan poprawiła swoją koszulę, założyła marynarkę i wstała wpatrując się w okno. Drzwi zamknęły się tym razem mniej intensywnie.
-Wytłumaczcie mi proszę co się stało.-Morrigan usiadła w fotelu, ale tym razem nienależącym do dyrektorki i czekała cierpliwie.
-Zaatakowała nas. Mogłam stracić życie.-Kłamała jak z nut.
-Trzeba było mnie nie atakować.-Powiedziała spokojnie Morrigan.
-To ty zaatakowałaś nas.-Oburzyła się.-Nie dość, że jesteś niewychowana to kłamiesz.
-Dość.-Warknął Azazel.
-Kiedy to prawda. Nie chce się modlić, mówi na Pana i Mrocznego Pana po imieniu, nawet teraz okazuje brak szacunku i dobrego wychowania siedząc.-Morrigan uśmiechnęła się głupkowato. Miała prawo siedzieć kiedy jej się podobało. Czuła jednak gniew zbierający się w Azazelu.
Spokojnie. To i tak nietypowe, że generał zajmuje się takimi rzeczami, więc lepiej gdybyś udawał znudzonego.-Zwróciła się do niego uspokajająco w głowie.
Nie mogę pozwolić aby Cię obrażano.
Nikt tutaj nie wie kim jestem. Spokojnie Az, usiądź proszę.-Wręcz słyszała jak jego serce stopniowo zwalnia. Usiadł koło niej i wskazał trzem uczennicom pozostałe krzesła.
-Co w ogóle robiłyście o tej godzinie w pokoju Rosalie?-Zapytał opanowany. Nie uzyskał odpowiedzi, więc odezwał się ponownie.-Jestem generałem, znam różne sposoby na wyciąganie informacji.-Dwie dziewczyny, które miały trochę mniej wspólnego z całym zajściem od razu wszystko mu opowiedziały.-Zgłoszę to dyrektorce i mam nadzieję, że wiecie, że to delikatna kara.-Odesłał je, a one pośpiesznie opuściły pomieszczenie.
-Jestem zaszczycona twoją wizytą.-Powiedziała sarkastycznie i podniosła się z fotela, więc Azazel od razu zerwał się na równe nogi.
-Nie pakuj się w kłopoty.-Powiedział chłodno.
-Słucham?-Zapytała zaskoczona.-To moja wina, że chciały mnie zaciąć?
-Rzucasz się zbytnio w oczy.-Upomniał ją.
-Chyba nie myślałeś, że będę się modlić i kłaniać.-Prychnęła.
-Po prostu się z tym tak nie obnoś. Poinformuję dyrektorkę, że jesteś zwolniona z wszystkich takich bzdur, ale nie chcę być tu znowu wzywany. Mam całą armię na głowie, nie tylko twój królewski tyłek.-Morrigan sama nie wiedziała co nią kierowało, ale maksymalnie zmniejszyła między nimi odległość. Przejechała delikatnie swoim długim paznokciem po linii tatuażu na jego szyi i zatrzymała się na zakończeniu jego jabłka Adama.
-Mogę bez problemu wejść do twojej głowy i sprawdzić jak często myślisz o moim królewskim tyłku, generale Clay.-Wyszeptała. Słyszała jego przyspieszony rytm serca i ciężki oddech. Pomyślała o Harrym, ale czuła jakby coś ją ciągnęło w stronę Azazela. Spojrzała mu w oczy łamiąc jego ostatnią barierę. Wplótł rękę w jej włosy i pociągnął za nie odchylając jej głowę. Nie minęła sekunda, a przywarł do niej ustami. Chciała oddać pocałunek, ale poczuła niewyobrażalny ból. Miała wrażenie, że jej wnętrzności stanęły w ogniu. Jęknęła z bólu i osunęła się na kolana.
-Morrigan.-Powiedział zestresowany Azazel i uklęknął obok niej.-Co się dzieje?
-Co wiesz o innamorare?-Wydyszała.
-Co to ma wspólnego?-Zmarszczył brwi.
-Czy to możliwe, że spotkałam już innamorare i to kara za to, że Cię pocałowałam?
-Innamorato.-Poprawił ją, ale widząc wyraz jej twarzy wyjaśnił.-Innamorare to nazwa samej więzi. Jeśli chcesz powiedzieć o kimś mówisz innamorato, jeśli chodzi o mężczyznę, lub innamorata, jeśli mówisz o kobiecie. Odpowiadając na twoje pytanie to nie. Nie ma to żadnego powiązania, a twoja reakcja to jakiś urok. Jeśli jesteś w stanie się ruszyć to go zdejmę.-Morrigan podniosła się ostrożnie z podłogi.-Skąd podejrzenie, że doświadczyłaś już innamorare?
-Jest osoba, przy której zawsze czuje takie dziwne uczucie. Trochę jak te tandetne opowieści o motylkach w brzuchu, ale to nie takie proste. Jakby moja magia uciekała w każde strony, a otulał mnie inny rodzaj magii.-Wyjaśniła najlepiej jak umiała.
-To nie innamorare.-Widziała pewnego rodzaju delikatność w jego spojrzeniu.-To twoja magia rozpraszająca się przez urok, a ten inny rodzaj magii to właśnie sam urok.-Od razu zastanowiła się czy to możliwe w takim razie, że Harry rzucił ten urok, ale nie widziała powodu, dla którego miałby to robić. Z tyłu głowy pozostawała jednak świadomość, że gdy całowała Harry'ego nic takiego się nie działo.-Innamorare, wbrew swojej nazwie, wcale nie musi być tą osobą, którą kochasz w sposób romantyczny. To może być przyjaciel, a nawet członek rodziny. Po prostu przy tej osobie czujesz się bezpieczna i spokojna, ale gdy dzieje jej się krzywda potrafisz zwariować. Nie chodzi o to całe kołatanie serca, uginanie nóg i jakieś motylki.-Wyjaśnił i szybko zmienił temat.-Daj rękę. „Co złe, niech odejdzie, Co dobre, niech zostanie. Urok przepadnie, Harmonia nastanie."-Wyrecytował, a Morrigan miała wrażenie, jakby dosłownie jakiś ciężar spadł z jej pleców, a moc nigdy wcześniej nie była tak silna.
-Dziękuję, Az.-Skinął głową i puścił jej dłoń.-Nie powinniśmy się upewnić?-Machnęła między nimi palcem. Widziała, że chłopak był spięty, ale nachylił się nad nią i pocałował delikatnie. Oddała pocałunek, nie czując żadnego bólu i przejechała dłonią po jego policzku. Miała wrażenie, że jej moc zaczęła ją łaskotać. Azazel odsunął się od niej gwałtownie, a Morrigan miała wrażenie, że na jego twarzy wymieszany był szok i strach.
-Nie rzucaj się w oczy księżniczko.-Powiedział szybko, ukłonił się i zniknął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro