Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8

Morrigan spędzała cały swój czas w akademii. Wychodziła z niej jedynie gdy Azazel zabierał ją na trening i wtedy dawał jej chwilę aby mogła zobaczyć się z mamą, bratem i Isabele. Poza tym była całkiem odcięta od świata. Większość czasu poświęcała nauce. Uznała, że im szybciej osiągnie poziom oczekiwany przez Lucyfera, tym szybciej ją stamtąd wypuści. Oczywiście podjęła kilka prób opuszczenia terenu Akademii, ale zawsze blokowała ją jakaś bariera. Dzisiaj miała okazję wyjść bez zawsze czujnego Azazela. Mieli wycieczkę do jakiegoś miasteczka wiedźm, więc jej zakaz opuszczania granic został zniesiony, aż do powrotu. Morrigan nie była zbytnio zainteresowana, ale wykorzystywała każdą okazję aby wyrwać się z Akademii. Obserwowała budynki z kamienia. Po całej ulicy roznosiła się mgła, co wydało się Morrigan lekko przesadzone. Nauczycielka opowiadała o historii miasta, a Morrigan tylko wyłapywała niektóre informacje, jak na przykład to, że nie mieszkał tam nigdy żaden człowiek. Nawet rośliny, które widziała nie były zwyczajne. W każdej przerwie wyciągała książkę. Inni uczniowie Akademii nie przypadli jej do gustu i miała wrażenie, że ze wzajemnością. Poza tym nie miała czasu do stracenia. 

-Rosalie odpocznij od nauki.-Usiadła koło niej nauczycielka.

-Semestr wcale nie jest taki długi, a ja mam wiele do zrobienia.-Przypomniała jej.

-Ale dlaczego właściwie masz czas tylko do końca semestru? Nawet Azazel dostał więcej.

-Najwyraźniej tempo nauki Azazela było oszacowane inaczej.-Odpowiedziała ukrywając irytację pytaniami nauczycielki.

-Czy mogę zapytać o twoje prawdziwe pochodzenie?

-A jak się Pani Profesor wydaje?-Zapytała z uśmiechem.

-Po prostu pomogłoby mi to lepiej Cię przygotować.-Tłumaczyła się.

-Gdyby potrzebowała Pani więcej informacji to Lucyfer udzieliłby Pani więcej informacji.-Odpowiedziała grzecznie, ale stanowczo.

-Mroczny Pan.-Poprawiła ją.

-Cokolwiek.-Morrigan powiedziała od niechcenia wbijając wzrok z powrotem w książkę. Wycieczka ruszyła dalej, a Morrigan rozglądała się za czymkolwiek co mogło pomóc jej w nauce. Zatrzymali się przy stoisku samozwańczej wieszczki. Przepowiadała dziewczynom jaki będzie ich mąż, kiedy go spotkają i jak bogaty będzie. Morrigan bawił ich entuzjazm i to, że wierzyły w te bzdury. 

-Ty nie idziesz sprawdzić kiedy spotkasz miłość życia?-Usłyszała za sobą męski głos. Odwróciła się i jeśli dobrze zapamiętała imię to patrzyła na uśmiechniętego Benjamina.

-Jakoś nie porywa mnie ten typ wiedzy.-Odwzajemniła jego gest.

-No tak, jesteś ponad to?-Lekko jej dogryzł. Wzruszyła tylko ramionami i przejechała palcem po szklanej kuli stojącej na blacie. Spojrzała przestraszona na wieszczkę, która zacisnęła dłonie na jej nadgarstku. Jej oczy zaszły lekką mgłą i padła na kolana.

-Morrigan, moja Pani.-Wyjęczała kobieta. Morrigan rozejrzała się po zainteresowanym tłumie. Wszyscy tutaj znali ją pod imieniem Rosalie.-Wielka moc, a jeszcze większa nadchodzi.-Morrigan wyszarpnęła rękę, a oczy kobiety wróciły do normalnego wyglądu. Nie wstała jednak z kolan.-Musisz znaleźć więź innamorare jak najszybciej, moja Pani.-Morrigan odeszła. Nie mogła dopuścić, aby ktoś uznał to za prawdę.

-Wariatka.-Wyszeptała do Benjamina, a chłopak parsknął śmiechem. Po raz pierwszy cieszyła się z powrotu do Akademii. Niestety nauczycielka zaciągnęła ją na modlitwę zanim zdążyła uciec do pokoju.

-Dlaczego się nie modlisz Rosalie?-Zapytała nauczycielka, gdy Morrigan została w rogu oparta o ścianę.

-Jakie to ma dla Pani znaczenie?-Zapytała spokojnie.

-Dla mnie żadne, ale podejrzewam, że dla Mrocznego Pana ogromne.-Morrigan mogła uniżyć się do każdego poziomu, aby chronić swoją przykrywkę, ale nie zamierzała się modlić do własnego ojca.

-Zapewniam Panią, że Lucyfera nie interesuje czy się modlę czy nie.-Wciąż zachowywała spokój, podczas gdy nauczycielka zaczynała się irytować.

-Mrocznego Pana. Skończ bluźnić Rosalie.

-Oczywiście. Pozwolę sobie się oddalić, aby nie bluźnić, poprzez przerywanie modlitwy.-Nie czekając na aprobatę nauczycielki skierowała się do swojego pokoju.-Harry?-Zapytała zaskoczona widząc chłopaka siedzącego na jej łóżku.-Jak się tu dostałeś?

-Mam swoje sposoby.-Uśmiechnął się.-Dawno Cię nie widziałem, więc chciałem się upewnić, że wszystko dobrze.

-Najwyraźniej łamię za dużo zasad i zostałam tu zamknięta.-Wyjaśniła po krótce.-Wychodzę tylko gdy Azazel zabiera mnie na trening. 

-Wydostanę Cię stąd.-Położył dłoń na jej policzku i złączył ich usta. Morrigan zapomniała już o tym magicznym uczuciu, którego doświadczała całując Harry'ego. Oderwała się od jego ust i spojrzała zaintrygowana.

-Wiesz co to innamorare?

-To określenie gdy dwie osoby łączy ze sobą przeznaczenie. Dlaczego pytasz?-Gładził kciukiem wierzch jej dłoni.

-Usłyszałam to stwierdzenie, ale nie wiedziałam co oznacza.-Odpowiedziała dosyć wymijająco.-Wiesz jakie to uczucie?

-Dokładnie takie jakie czujesz gdy Cię całuję.-Uśmiechnął się delikatnie.

-Czy to znaczy, że my...?-Pokiwał twierdząco głową i delikatnie ją pocałował. Oboje usłyszeli pukanie do drzwi. Harry bez zastanowienia wskoczył do szafy. Morrigan uchyliła drzwi i wpuściła nauczycielkę do środka.

-Musisz nauczyć się szacunku, albo sprowadzisz na nas wszystkich kłopoty.-Powiedziała bez owijania w bawełnę. 

-W jaki sposób okazuję brak szacunku?

-Używamy zwrotu Mroczny Pan. Nikt z nas nie ma prawa zwracać się do najwyższego po imieniu. Wszyscy się modlimy.-Wymieniała.

-Czy Azazel się modlił?-Wtrąciła się.

-Dla Ciebie generał Clay.-Upomniała ją.

-Czy Azazel się modlił?-Morrigan powtórzyła wolniej, ale wciąż z niezachwianym spokojem.

-On nie buntował się przed wszystkimi uczniami.

-Czyli nie.-Skinęła głową.-Powiem to tylko raz.-Zaznaczyła.-Doskonale Pani wie kto mnie tu przyprowadził, więc powinna być Pani świadoma, że mam pewne koneksje, które pozwalają mi mówić na kogo chcę w jaki sposób chcę i definitywnie zwalniają mnie z modlitwy. Radziłabym, więc aby zaczęła Pani wykonywać polecenie, które dostała Pani od swojego Pana, które swoją drogą nie było wcale takie skomplikowane. Jestem pewna, że doceni to zdecydowanie bardziej niż Pani wciskanie nosa w nie swoje sprawy.-Uśmiechnęła się, a nauczycielka aż poczerwieniała.-O ile nie chce Pani teraz go wzywać aby się upewnić czy mam rację to myślę, że Pani wizyta dobiegła końca.-Kobieta opuściła pomieszczenie trzaskając za sobą drzwiami.-Powinieneś iść zanim ktoś Cię zobaczy.-Powiedziała otwierając szafę.

-Niedługo znowu się zobaczymy.-Powiedział skradając jej ostatni pocałunek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro