Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7

Morrigan siedziała w szkole i w przeciwieństwie do innych nie chciała z niej jak najszybciej wyjść. To było miejsce, w którym czuła się normalnie. Spojrzała na Isabele i musiała przyznać, że zaklęcie maskujące działa. Na chwilę skupiła się na pani od matematyki, która akurat tłumaczyła jakieś funkcje trygonometryczne. Były to obliczenia, które miała w małym palcu, więc nie interesowało jej zbytnio gadanie nauczycielki. Dzwonek na przerwę zadzwonił, a Morrigan z Isabele z radością opuściły salę lekcyjną. 

-Okej, za tobą jest mega przystojniak. Chyba jest nowy, bo nigdy go nie widziałam. Matko jedyna patrzy na nas.-Isabele gadała jak najęta, a Morrigan postanowiła sprawdzić o co jej chodzi.

-Nie wierzę.-Mruknęła, patrząc na obiekt zainteresowań Isabele.

-Zgłupiałaś? Trzeba było spojrzeć dyskretnie, a nie gapisz mu się prosto w oczy.

-Uspokój się.-Spojrzała na nią przelotnie.

-Świetnie teraz tu idzie. Zachowuj się normalnie.-Morrigan kątem oka zauważyła jak Isabele gwałtownie się prostuje i sprawdza swój wygląd.

-Moja pani.-Owy chłopak ukłonił się i pocałował dłoń Morrigan, którą szybko zabrała.

-Azazel, czy tobie jest gorzej? Co ty tutaj  w ogóle robisz?-Powiedziała lekko zdenerwowana.

-Może mnie przedstawisz?-Isabele wtrąciła się do rozmowy.

-Jasne. To jest Isabele, a to Azazel. Teraz mów co tu robisz?-Ponagliła go.

-Zaraz, ten Azazel?-Isabele znowu się niepotrzebnie wtrąciła.

-Ten Azazel?-Zapytał rozbawiony, na co Morrigan przewróciła oczami.

-Co do anioła tu robisz?-Zirytowała się.

-Nie trzymasz się zasad, księżniczko.-Upomniał ją.

-Po pierwsze, to wiesz, że nie lubię jak mnie tak nazywasz.

-Czy nie taki jest twój tytuł?-Wtrącił się, ale go zignorowała.

-Po drugie to jakie znowu twoje zasady łamię.-Nie uzyskała odpowiedzi, więc szybko zorientowała się o co chodzi.-No tak Lucyfer sobie o mnie przypomniał i szuka kolejnego sposobu na uprzykrzenie mi życia.

-W jaki sposób uprzykrza Ci życie?-Zapytał z kamienną miną, a Morrigan wiedziała, że również działa mu na nerwy.

-Mogę przywoływać niebieskie płomienie Azazel.-Wycedziła przez zęby. Był to kolejny dar od Lucyfera, który objawił się podczas ich ostatniego treningu.

-Czy możesz przestać być zapatrzona w siebie i pomyśleć o tym, że dla nikogo to nie była, ani nie jest, łatwa sytuacja? Postaw się w miejscu mrocznego pana. Aby ratować swoje jedyne dziecko był zmuszony zrezygnować z wychowywania go i oglądać jak dorasta z ukrycia. Jakbyś się z tym czuła? To do cholery król piekła. Normalne, że nie umie okazywać emocji. Przestań zachowywać się jak obrażone dziecko i weź sprawę na poważnie. Przyjmij do wiadomości kim jesteś i to zaakceptuj, bo tego nie zmienisz.-Morrigan zaskoczył jego wybuch. Nigdy szczególnie nie ukrywał gdy dziewczyna go irytowała, ale też nigdy nie dał się wyprowadzić z równowagi. Wiedziała jednak, że chłopak ma rację. Dzwonek zadzwonił przerywając ciszę między nimi.

-Musisz mieć jaja, żeby odzywać się tak do osoby dużo wyżej usytuowanej i potężniejszej od ciebie. Niestety muszę przyznać, że chyba masz rację.-Odwróciła się na pięcie i zaczęła kierować, w stronę sali. Spojrzała przez ramię na stojącego w miejscu chłopaka.-Będziesz mi tłumaczył jakie zasady łamię z tamtego miejsca?-Pokręcił z niedowierzaniem głową, ale na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Szybko dorównał jej kroku.

-Zaczniemy od tego, że uczęszczasz do Akademii i teraz właśnie idziesz wypisać się raz, a dobrze z tej szkoły.-Westchnął i kontynuował.-Nie będziesz szczęśliwa na koniec tego dnia, księżniczko.-Przepuścił ją w drzwiach do gabinetu dyrektora i wszedł za nią korzystając z zaklęcia maskującego. Nie mogła go zobaczyć tak samo jak dyrektor, ale czuła jego obecność. Załatwiła niechętnie wszystkie formalności.

-Co dalej?-Nim zdążyła zareagować, złapał ją za nadgarstek i teleportował do akademika należącego do Akademii.-O co chodzi?-Spojrzała na niego nieufnie. Azazel wyraźnie się napiął.

-Od tego momentu uczęszczasz tylko do Akademii, mieszkasz tutaj i nie możesz wyjść poza ten teren. Jedyne osoby, które mogą Cię stąd teleportować to ja i twój ojciec.-Wyrecytował oschłym tonem.

-Nie możecie mnie tu zamknąć.-Powiedziała spanikowana, co na chwilę zachwiało jego profesjonalny ton.

-Wybacz, księżniczko.-Widziała współczucie na jego twarzy, na kilka sekund zanim zniknął. Usiadła na łóżku zrezygnowana. Wszystkie jej rzeczy były już w tym pokoju. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko spotyka właśnie ją.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro