7
Morrigan siedziała w szkole i w przeciwieństwie do innych nie chciała z niej jak najszybciej wyjść. To było miejsce, w którym czuła się normalnie. Spojrzała na Isabele i musiała przyznać, że zaklęcie maskujące działa. Na chwilę skupiła się na pani od matematyki, która akurat tłumaczyła jakieś funkcje trygonometryczne. Były to obliczenia, które miała w małym palcu, więc nie interesowało jej zbytnio gadanie nauczycielki. Dzwonek na przerwę zadzwonił, a Morrigan z Isabele z radością opuściły salę lekcyjną.
-Okej, za tobą jest mega przystojniak. Chyba jest nowy, bo nigdy go nie widziałam. Matko jedyna patrzy na nas.-Isabele gadała jak najęta, a Morrigan postanowiła sprawdzić o co jej chodzi.
-Nie wierzę.-Mruknęła, patrząc na obiekt zainteresowań Isabele.
-Zgłupiałaś? Trzeba było spojrzeć dyskretnie, a nie gapisz mu się prosto w oczy.
-Uspokój się.-Spojrzała na nią przelotnie.
-Świetnie teraz tu idzie. Zachowuj się normalnie.-Morrigan kątem oka zauważyła jak Isabele gwałtownie się prostuje i sprawdza swój wygląd.
-Moja pani.-Owy chłopak ukłonił się i pocałował dłoń Morrigan, którą szybko zabrała.
-Azazel, czy tobie jest gorzej? Co ty tutaj w ogóle robisz?-Powiedziała lekko zdenerwowana.
-Może mnie przedstawisz?-Isabele wtrąciła się do rozmowy.
-Jasne. To jest Isabele, a to Azazel. Teraz mów co tu robisz?-Ponagliła go.
-Zaraz, ten Azazel?-Isabele znowu się niepotrzebnie wtrąciła.
-Ten Azazel?-Zapytał rozbawiony, na co Morrigan przewróciła oczami.
-Co do anioła tu robisz?-Zirytowała się.
-Nie trzymasz się zasad, księżniczko.-Upomniał ją.
-Po pierwsze, to wiesz, że nie lubię jak mnie tak nazywasz.
-Czy nie taki jest twój tytuł?-Wtrącił się, ale go zignorowała.
-Po drugie to jakie znowu twoje zasady łamię.-Nie uzyskała odpowiedzi, więc szybko zorientowała się o co chodzi.-No tak Lucyfer sobie o mnie przypomniał i szuka kolejnego sposobu na uprzykrzenie mi życia.
-W jaki sposób uprzykrza Ci życie?-Zapytał z kamienną miną, a Morrigan wiedziała, że również działa mu na nerwy.
-Mogę przywoływać niebieskie płomienie Azazel.-Wycedziła przez zęby. Był to kolejny dar od Lucyfera, który objawił się podczas ich ostatniego treningu.
-Czy możesz przestać być zapatrzona w siebie i pomyśleć o tym, że dla nikogo to nie była, ani nie jest, łatwa sytuacja? Postaw się w miejscu mrocznego pana. Aby ratować swoje jedyne dziecko był zmuszony zrezygnować z wychowywania go i oglądać jak dorasta z ukrycia. Jakbyś się z tym czuła? To do cholery król piekła. Normalne, że nie umie okazywać emocji. Przestań zachowywać się jak obrażone dziecko i weź sprawę na poważnie. Przyjmij do wiadomości kim jesteś i to zaakceptuj, bo tego nie zmienisz.-Morrigan zaskoczył jego wybuch. Nigdy szczególnie nie ukrywał gdy dziewczyna go irytowała, ale też nigdy nie dał się wyprowadzić z równowagi. Wiedziała jednak, że chłopak ma rację. Dzwonek zadzwonił przerywając ciszę między nimi.
-Musisz mieć jaja, żeby odzywać się tak do osoby dużo wyżej usytuowanej i potężniejszej od ciebie. Niestety muszę przyznać, że chyba masz rację.-Odwróciła się na pięcie i zaczęła kierować, w stronę sali. Spojrzała przez ramię na stojącego w miejscu chłopaka.-Będziesz mi tłumaczył jakie zasady łamię z tamtego miejsca?-Pokręcił z niedowierzaniem głową, ale na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Szybko dorównał jej kroku.
-Zaczniemy od tego, że uczęszczasz do Akademii i teraz właśnie idziesz wypisać się raz, a dobrze z tej szkoły.-Westchnął i kontynuował.-Nie będziesz szczęśliwa na koniec tego dnia, księżniczko.-Przepuścił ją w drzwiach do gabinetu dyrektora i wszedł za nią korzystając z zaklęcia maskującego. Nie mogła go zobaczyć tak samo jak dyrektor, ale czuła jego obecność. Załatwiła niechętnie wszystkie formalności.
-Co dalej?-Nim zdążyła zareagować, złapał ją za nadgarstek i teleportował do akademika należącego do Akademii.-O co chodzi?-Spojrzała na niego nieufnie. Azazel wyraźnie się napiął.
-Od tego momentu uczęszczasz tylko do Akademii, mieszkasz tutaj i nie możesz wyjść poza ten teren. Jedyne osoby, które mogą Cię stąd teleportować to ja i twój ojciec.-Wyrecytował oschłym tonem.
-Nie możecie mnie tu zamknąć.-Powiedziała spanikowana, co na chwilę zachwiało jego profesjonalny ton.
-Wybacz, księżniczko.-Widziała współczucie na jego twarzy, na kilka sekund zanim zniknął. Usiadła na łóżku zrezygnowana. Wszystkie jej rzeczy były już w tym pokoju. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko spotyka właśnie ją.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro