Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Harry szedł właśnie wykonać jakieś zadanie specjalne. Stanął przed celą i odczytał tabliczkę, na której było wyryte Lilith. Spojrzał z niezrozumieniem na Boga i wszedł za nim do celi. W środku była kobieta z długimi, poplątanymi, czarnymi włosami. Była ubrana w brudną i podartą szatę. Mimo brudu na jej ciele dalej była piękna. Łudząco przypominała mu Morrigan. Była przykuta żelaznymi kajdanami do ziemi.

-Dawno się nie widzieliśmy.-Zwrócił się do niej kpiąco.

-Jakieś 18 lat, ale kto by to liczył.-Odpyskowała mu.

-Uważaj do kogo mówisz takim tonem.-Harry stał cicho z boku i przyglądał się ich wymianie zdań.-Co wiesz o swojej rzekomo nienarodzonej córce?

-Że się nie urodziła?-Zapytała jakby to było oczywiste.

-Nie kłam. Doskonale wiem, że urodziłaś.

-Masz błędne informacje.-Balansowała na cienkim lodzie, ale nie dawała mu się złamać. Osiemnaście lat w zatęchłej celi, a wciąż była niezłomna.

-Kogo ty próbujesz oszukać. Widziałem ją. Jest do ciebie bardzo podobna. Nie musisz się martwić. Lucyfer się już nią zajął.-Harry nie wiedział czy chciał ją wyprowadzić z równowagi, ale definitywnie mu się to nie udało, bo na jej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech.

-Świetnie. Dopóki jest z ojcem, a ja dalej mam swoje moce, przepowiednia się spełni.

-Chwila. To jest matka Morrigan?-Odezwał się pierwszy raz.

-Jaka przepowiednia?-Zignorował jego pytanie.

-Poznałeś ją? Jaka ona jest?-Dopytywała Harry'ego.

-Ym.-Nie za bardzo wiedział jakiej odpowiedzi udzielić.

-Nie odpowiadaj.-Zatrzymał go.-Przygotuj ją na odebranie mocy.-Harry usłyszał rozkaz i został z nią sam w pomieszczeniu.

-Proszę, powiedz mi.-Złamał się pod jej proszącym spojrzeniem.

-Jest piękną i silną kobietą. Ma długie, delikatnie zakręcone, czarne włosy. Jej oczy są czarne jak węgiel. Jest prawie cały czas uśmiechnięta. Tak potężnej osoby jeszcze nie poznałem.-Nie udzielił jej zbyt wielu informacji i i tak powiedział za wiele.

-Jesteś inny niż wszystkie anioły.-Spojrzała na niego analizująco.

-To pewnie dlatego, że nie urodziłem się aniołem.

-Czujesz coś do niej?-Zadała pytanie, na które Harry nie chciał odpowiadać. Czuł do Morrigan wiele emocji. Intrygowała go, ale jednocześnie czuł do niej pewnego rodzaju odrazę. Nie chciał mieć z nią nic wspólnego, ale wiedział, że może przy niej osiągnąć wiele.

-Nie sądzę żebym powinien udzielać Ci odpowiedzi na to pytanie.-Zaczął rozczesywać jej splątane włosy, żeby następnie związać je w warkocza.

-Daj spokój. Prawdopodobnie i tak nigdy nie wyjdę z tej celi i nikt ze mną nie rozmawia. Lżej Ci się zrobi jak z kimś o tym porozmawiasz.-Nalegała.

-Od samego początku coś mnie do niej ciągnęło. Nie mogę przestać o niej myśleć. Zresztą to i tak bez znaczenia. Ona nic do mnie nie czuje, a żadna relacja nie powinna nas nawet łączyć.-Starał się zamaskować fakt, że sformułował tę wypowiedź od niechcenia.

-Skąd wiesz, że nic do ciebie nie czuje?- Gdy nie uzyskała żadnej odpowiedzi kontynuowała swoją wypowiedź.-Dokładnie. Nie wiesz. To może być innamorare, a ty o tym nie wiesz.

-Co znowu?-Spojrzał na nią niezrozumiale.

-Innamorare wywodzi się z łaciny, dosłownie tłumaczone jest na "wejść w miłość". Słowo to oznacza dwie osoby złączone ze sobą przeznaczeniem. Jest to tak silna więź, że niektórzy opisują to jako nieprzerwaną fizyczną jedność. Osoby połączone odczuwają nawzajem swój ból, niektóre emocje, a nawet pachną tak samo. Taką osobę nazywa się innamorato lub innamorata w zależności od płci.-Wyjaśniła dosyć szczegółowo, nie zauważając, że Harry nie był szczególnie zainteresowany.

-Jesteś gotowa, ale będziesz jeszcze musiała poczekać kilka godzin.-Nie miał ochoty spędzać z nią więcej czasu.

-W takim wypadku ty też jesteś wolny. Idź do niej za nim będzie za późno.

-Ale skąd będę wiedział, że to jest to całe innamorare?

-Uwierz mi będziesz wiedział.-Spojrzał na nią ostatni raz i opuścił pomieszczenie. Stwierdził, że spotkanie z Morrigan to wcale nie taki zły pomysł. Wylądował na plaży czyli ich stałym miejscu spotkań. Standardowo wygrzewała się na piasku. Przez ostatnie dwa tygodnie zdążyli się do siebie zbliżyć.

-Witam piękną panią.-Usiadł koło niej.

-Cześć, Harry.-Uśmiechnęła się do niego.

-Co dzisiaj robiłaś?-Zaczął rozmowę z nadzieją, że dziewczyna się rozgada.

-Byłam w szkole, trochę trenowałam.-Wzruszyła ramionami.

-Nauczyłaś się czegoś nowego?

-Właściwie to tak. Pokazać Ci?-Wyglądała na dumną z siebie.

-Nie, bo jeszcze zrobię Ci krzywdę.-Szczególnie się tym nie przejmował, ale myślał, że Morrigan dzięki temu uzna go za dżentelmena. 

-Dobra, tylko tak gadasz, że taki mocny jesteś. Na spokojnie bym sobie z tobą poradziła.

-Nie prowokuj mnie.

-No dawaj. Nie bądź tchórz.-Grała mu na nerwach i wiedziała o tym.

-Dobra.-Podniósł się z ziemi i podał jej rękę, aby pomóc jej wstać. Nie przyjęła jej i sama podniosła się z piasku. Prychnął cicho i odsunął się trochę. Czekał aż wykona pierwszy ruch. Chyba liczyła, że pokona go jednym, bo zaatakowała z pełną mocą. Bez żadnego problemu wykonał unik. Tylko wykonywał uniki i delikatnie atakował, czekając aż się zmęczy i sama podda. Był w tej komfortowej sytuacji, że najmniejszy ruch jego skrzydłami, wytwarzał taki wiatr, że odrzucało ją na co najmniej 5 metrów. Gdy leżała na piasku i się nie podnosiła od dłuższego czasu, postanowił do niej podejść. Spojrzał na nią zwycięsko z góry.

-Poddajesz się?-Zapytał.

-Nigdy.-Z łatwością go podcięła i przerzuciła nogę przez jego biodra, tak że siedziała mu na brzuchu. Pochyliła się nad nim i przytrzymała jego nadgarstki nad jego głową. Lekko zdyszana, uśmiechała się. Ich twarze dzieliły milimetry. Harry uznał, że to dobry moment. Uniósł głowę na tyle, na ile pozwalała mu obecna pozycja i złączył ich usta. Całował ją delikatnie. Puściła jego nadgarstki i położyła swoje dłonie na jego policzkach. Harry złapał ją za plecy i uniósł do pozycji siedzącej. Ich ciała otulał ciepły, delikatny powiew wiatru. Oderwali się od siebie, gdy zabrakło im oddechu. 

-To było coś niesamowitego.-Wyszeptała.

-Też to poczułaś?-Zapytał z udawaną nieśmiałością.

-Nie wiem do końca co poczułam.-Podniosła się z niego. Powtórzył jej ruch i otrzepał się z piasku. 

-Wiem jak to zabrzmi, ale muszę lecieć.

-Jasne.-Uśmiechnęła się do niego. Znowu nie mogła przestać myśleć o Harrym, ale teraz uczucie było jeszcze silniejsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro