4
Harry szedł właśnie do sali tronowej. Został wezwany i miał przeczucie, że nie spotka go nic przyjemnego.
-Tak, Panie?-Ukłonił się.
-Harry, jesteś moim najlepszym żołnierzem. Zawsze wykonujesz moje zadania bezbłędnie. Powiedz mi, dlaczego w takim wypadku Morrigan Morningstar dalej żyje?
-Chciałem się upewnić, że na pewno nam się do niczego nie przyda. Co jeśli możemy na nią nasłać jednego z naszych, żeby się do niej zbliżył, a wtedy ona zdradzi nam wszystkie sekrety Lucyfera?-Wymyślił coś na poczekaniu.
-Masz rację. To dużo lepszy pomysł.-Momentalnie poczuł ulgę, ale też zadowolenie z tego, że jego pomysł zadziałał.-To twoje nowe zadanie.-Wszystkie pozytywne emocje w tamtym momencie legły w gruzach.
-Co?
-To twój pomysł, więc zrealizujesz go najlepiej.-Teraz już nie uważał tego za taki genialny plan. Przygotował się mentalnie i pojawił się na plaży przy domu Morrigan. Jak zwykle zastał ją czytającą książkę.
-Jeśli znowu chcesz próbować mnie zabić, to musisz zaczekać, aż skończę rozdział.-Powiedziała od niechcenia. Schował skrzydła i usiadł koło niej na piasku.
-Nie przyszedłem zrobić Ci krzywdy.-Spojrzał na jej nieziemski profil.
-Nie gap się.-Lekko się zarumieniła.
-Wybacz.-Uśmiechnął się delikatnie.
-Co tutaj robisz, Henry?-Zapytała nie odrywając wzroku od książki.
-Jestem Harry.-Poprawił ją.
-Cokolwiek.-Zbyła go, nawet na niego nie patrząc.
-Chciałem spędzić z tobą trochę czasu.-Dopiero teraz przyciągnął jej uwagę.
-Dlaczego?-Zakłopotała się.
-Zaintrygowałaś mnie.-Miał nadzieję, że to kupi.
-Z pewnością.-Prychnęła.-Błagam Cię twoje skrępowanie jest wyczuwalne na kilometr.
-To dlatego, że jesteś taka piękna i onieśmielająca.-Od razu się zorientował, że to nie było wiarygodne. Poza tym powinien się opanować i nie skupiać na jej wyglądzie.
-Czemu powinieneś się opanować?
-Możesz, z łaski swojej, wyjść z mojej głowy?-Nie mógł jej pokazać, że się denerwuje i nie mogło jej być w jego głowie jeśli nie chciał aby odkryła jego prawdziwe zamiary. Spróbował wejść do jej umysłu i ku jego zaskoczeniu zderzył się z murem, przez który nie dało się przebić. Nie spodziewał się, że jej trening będzie się tak szybko rozwijał.
-Znalazł się niszczyciel dobrej zabawy i uśmiechów dzieci. W dodatku sam próbujesz dostać się do mnie.-Zaśmiał się nerwowo z jej słów.-I co cię tak bawi?-Widział, że sama ukrywa uśmiech.
-Sam jeszcze jestem dzieckiem.-Wzruszył ramionami.
-Tak się zachowujesz.-Pokręciła z niedowierzaniem głową.-Ile masz lat?
-Dwieście.
-Co?-Na jej twarzy nie było niczego poza zaskoczeniem.
-Żartuję. Dwadzieścia cztery.
-To stary jesteś.-Wzruszyła ramionami i wróciła wzrokiem do swojej książki.
-Wcale nie jesteś ode mnie dużo młodsza.-Odgryzł się.
-Czy jest coś czego jeszcze o mnie nie wiesz?-Nawet na niego nie zerkała.
-Hmm.-Udawał, że się zastanawia.-Chyba nie.-Uśmiechnął się do niej.
-Nie jesteś taki zły, kiedy nie próbujesz mnie zabić.-Przyznała, a Harry poczuł ulgę.
-Uznam to za komplement.-Mimo wszystko zrobiło mu się ciepło w środku na jej słowa. Dawno nikt nie był dla niego miły.
-Nie przyzwyczajaj się.-Uśmiechnęła się delikatnie.
-No to powiedz mi coś o sobie.-Zachęcił ją do rozmowy.
-Żebyś wykorzystał to aby mnie zabić?-Uniosła brwi.
-Gdybym chciał Cię zabić, byłabyś już martwa.-Zaśmiał się.-Uwierz, Azazel nie byłby w stanie Cię tak dobrze wyszkolić, szczególnie w tak krótkim czasie.
-Czemu tak właściwie nie lubisz Azazela?-Zmarszczyła brwi i wiedział, że stąpa po cienkim lodzie, ale jeśli rozegrałby to dobrze to miał wiele do zyskania.
-Mam swoje powody.-Użył jak najbardziej wymijającej odpowiedzi.
-Jasne, nie mów mi o niczym i okłamuj mnie jak wszyscy inni.-Widział zawód na jej twarzy. Westchnął cicho.
-Kiedyś się przyjaźniliśmy. Kiedy otrzymałem moje moce Az był bardzo zazdrosny. Zaczął się bardzo w to zagłębiać. Sam wezwał Lucyfera, żeby wpisać się do księgi. Na początku jego celem było stać się jak najlepszym i zabić mnie, ale z czasem zyskał nowy cel. Dąży do tego, żeby zacząć władać piekłem, zebrać armię i uderzyć w Niebo. Nie możesz mu ufać. Jesteś jego środkiem do zrealizowania planu.-Ostrzegł ją.
-A co ja mam niby z tym wspólnego?
-Jesteś jedyna w kolejce do tronu, a nawet jeśli to pierwsza, dlatego ślub z tobą umożliwiłby mu władanie piekłem.
-A dlaczego powinnam ufać tobie?-Ciężko było ukryć, że zadawała sensowne pytania.
-Nie powinnaś.-Uśmiechnął się do niej.
-To twój sposób na zawieranie znajomości?-Prychnęła.
-Zależy czy działa.-Wzruszył ramionami.
-Nie bardzo.-Zachichotała delikatnie.
-Przyznaj, że już jestem twoim najlepszym przyjacielem.
-Raczej kimś kogo nie będę chciała zabić przy następnym spotkaniu. Powiedz mi coś o sobie, a może troszkę mnie do siebie przekonasz.
-Nazywam się Harry. Mam 24 lata. Jak miałem 17 lat to Bóg ofiarował mi część swoich mocy, dzięki czemu jestem aniołem. Moja matka zginęła w wypadku, kiedy miałem 6 lat. To tyle tak naprawdę.
-Tęsknisz za nią?-Zapytała cicho.
-Każdego dnia.-Wiedział, że przekonuje ją do siebie.
-Przykro mi, Harry. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym straciła też mamę.-Siedzieli w ciszy, ale nie było niezręcznie. Słońce powoli zachodziło. Jej twarz była jeszcze piękniejsza w promieniach zachodzącego słońca. Była wszystkim czego Harry pragnął, a jednocześnie wszystkim czego nie mógł mieć. Była zakazanym owocem, którego tak desperacko pragnął spróbować. Nie chciał przeciągać swoich męk.
-Muszę iść.-Powiedział.
-Rozumiem.-Uśmiechnęła się do niego delikatnie.
Morrigan miała mętlik w głowie. Żałowała, że weszła do głowy Harry'ego. Myśli Harry'ego sprawiły, że była jeszcze bardziej zdezorientowana. Z tego co zrozumiała nie powinni się w ogóle spotykać. Starała się o nim nie myśleć, ale nie potrafiła przestać. Czuła się zupełnie jakby ktoś rzucił na nią czar.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro