Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4

Harry szedł właśnie do sali tronowej. Został wezwany i miał przeczucie, że nie spotka go nic przyjemnego.

-Tak, Panie?-Ukłonił się.

-Harry, jesteś moim najlepszym żołnierzem. Zawsze wykonujesz moje zadania bezbłędnie. Powiedz mi, dlaczego w takim wypadku Morrigan Morningstar dalej żyje?

-Chciałem się upewnić, że na pewno nam się do niczego nie przyda. Co jeśli możemy na nią nasłać jednego z naszych, żeby się do niej zbliżył, a wtedy ona zdradzi nam wszystkie sekrety Lucyfera?-Wymyślił coś na poczekaniu.

-Masz rację. To dużo lepszy pomysł.-Momentalnie poczuł ulgę, ale też zadowolenie z tego, że jego pomysł zadziałał.-To twoje nowe zadanie.-Wszystkie pozytywne emocje w tamtym momencie legły w gruzach.

-Co?

-To twój pomysł, więc zrealizujesz go najlepiej.-Teraz już nie uważał tego za taki genialny plan. Przygotował się mentalnie i pojawił się na plaży przy domu Morrigan. Jak zwykle zastał ją czytającą książkę.

-Jeśli znowu chcesz próbować mnie zabić, to musisz zaczekać, aż skończę rozdział.-Powiedziała od niechcenia. Schował skrzydła i usiadł koło niej na piasku.

-Nie przyszedłem zrobić Ci krzywdy.-Spojrzał na jej nieziemski profil.

-Nie gap się.-Lekko się zarumieniła.

-Wybacz.-Uśmiechnął się delikatnie.

-Co tutaj robisz, Henry?-Zapytała nie odrywając wzroku od książki.

-Jestem Harry.-Poprawił ją.

-Cokolwiek.-Zbyła go, nawet na niego nie patrząc.

-Chciałem spędzić z tobą trochę czasu.-Dopiero teraz przyciągnął jej uwagę.

-Dlaczego?-Zakłopotała się.

-Zaintrygowałaś mnie.-Miał nadzieję, że to kupi.

-Z pewnością.-Prychnęła.-Błagam Cię twoje skrępowanie jest wyczuwalne na kilometr.

-To dlatego, że jesteś taka piękna i onieśmielająca.-Od razu się zorientował, że to nie było wiarygodne. Poza tym powinien się opanować i nie skupiać na jej wyglądzie.

-Czemu powinieneś się opanować?

-Możesz, z łaski swojej, wyjść z mojej głowy?-Nie mógł jej pokazać, że się denerwuje i nie mogło jej być w jego głowie jeśli nie chciał aby odkryła jego prawdziwe zamiary. Spróbował wejść do jej umysłu i ku jego zaskoczeniu zderzył się z murem, przez który nie dało się przebić. Nie spodziewał się, że jej trening będzie się tak szybko rozwijał.

-Znalazł się niszczyciel dobrej zabawy i uśmiechów dzieci. W dodatku sam próbujesz dostać się do mnie.-Zaśmiał się nerwowo z jej słów.-I co cię tak bawi?-Widział, że sama ukrywa uśmiech.

-Sam jeszcze jestem dzieckiem.-Wzruszył ramionami.

-Tak się zachowujesz.-Pokręciła z niedowierzaniem głową.-Ile masz lat?

-Dwieście.

-Co?-Na jej twarzy nie było niczego poza zaskoczeniem.

-Żartuję. Dwadzieścia cztery. 

-To stary jesteś.-Wzruszyła ramionami i wróciła wzrokiem do swojej książki.

-Wcale nie jesteś ode mnie dużo młodsza.-Odgryzł się.

-Czy jest coś czego jeszcze o mnie nie wiesz?-Nawet na niego nie zerkała.

-Hmm.-Udawał, że się zastanawia.-Chyba nie.-Uśmiechnął się do niej.

-Nie jesteś taki zły, kiedy nie próbujesz mnie zabić.-Przyznała, a Harry poczuł ulgę.

-Uznam to za komplement.-Mimo wszystko zrobiło mu się ciepło w środku na jej słowa. Dawno nikt nie był dla niego miły.

-Nie przyzwyczajaj się.-Uśmiechnęła się delikatnie.

-No to powiedz mi coś o sobie.-Zachęcił ją do rozmowy.

-Żebyś wykorzystał to aby mnie zabić?-Uniosła brwi.

-Gdybym chciał Cię zabić, byłabyś już martwa.-Zaśmiał się.-Uwierz, Azazel nie byłby w stanie Cię tak dobrze wyszkolić, szczególnie w tak krótkim czasie.

-Czemu tak właściwie nie lubisz Azazela?-Zmarszczyła brwi i wiedział, że stąpa po cienkim lodzie, ale jeśli rozegrałby to dobrze to miał wiele do zyskania.

-Mam swoje powody.-Użył jak najbardziej wymijającej odpowiedzi.

-Jasne, nie mów mi o niczym i okłamuj mnie jak wszyscy inni.-Widział zawód na jej twarzy. Westchnął cicho.

-Kiedyś się przyjaźniliśmy. Kiedy otrzymałem moje moce Az był bardzo zazdrosny. Zaczął się bardzo w to zagłębiać. Sam wezwał Lucyfera, żeby wpisać się do księgi. Na początku jego celem było stać się jak najlepszym i zabić mnie, ale z czasem zyskał nowy cel. Dąży do tego, żeby zacząć władać piekłem, zebrać armię i uderzyć w Niebo. Nie możesz mu ufać. Jesteś jego środkiem do zrealizowania planu.-Ostrzegł ją.

-A co ja mam niby z tym wspólnego?

-Jesteś jedyna w kolejce do tronu, a nawet jeśli to pierwsza, dlatego ślub z tobą umożliwiłby mu władanie piekłem.

-A dlaczego powinnam ufać tobie?-Ciężko było ukryć, że zadawała sensowne pytania.

-Nie powinnaś.-Uśmiechnął się do niej.

-To twój sposób na zawieranie znajomości?-Prychnęła.

-Zależy czy działa.-Wzruszył ramionami.

-Nie bardzo.-Zachichotała delikatnie.

-Przyznaj, że już jestem twoim najlepszym przyjacielem.

-Raczej kimś kogo nie będę chciała zabić przy następnym spotkaniu. Powiedz mi coś o sobie, a może troszkę mnie do siebie przekonasz.

-Nazywam się Harry. Mam 24 lata. Jak miałem 17 lat to Bóg ofiarował mi część swoich mocy, dzięki czemu jestem aniołem. Moja matka zginęła w wypadku, kiedy miałem 6 lat. To tyle tak naprawdę. 

-Tęsknisz za nią?-Zapytała cicho.

-Każdego dnia.-Wiedział, że przekonuje ją do siebie.

-Przykro mi, Harry. Nie wiem co bym zrobiła, gdybym straciła też mamę.-Siedzieli w ciszy, ale nie było niezręcznie. Słońce powoli zachodziło. Jej twarz była jeszcze piękniejsza w promieniach zachodzącego słońca. Była wszystkim czego Harry pragnął, a jednocześnie wszystkim czego nie mógł mieć. Była zakazanym owocem, którego tak desperacko pragnął spróbować. Nie chciał przeciągać swoich męk.

-Muszę iść.-Powiedział.

-Rozumiem.-Uśmiechnęła się do niego delikatnie. 

Morrigan miała mętlik w głowie. Żałowała, że weszła do głowy Harry'ego. Myśli Harry'ego sprawiły, że była jeszcze bardziej zdezorientowana. Z tego co zrozumiała nie powinni się w ogóle spotykać. Starała się o nim nie myśleć, ale nie potrafiła przestać. Czuła się zupełnie jakby ktoś rzucił na nią czar.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro