Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

33

Morrigan próbowała powiadomić Azazela, że wszystko z nią w porządku, ale nie mogła wyczuć ich więzi. Była daleko od domu. Przekonana, że wszyscy już śpią, wymsknęła się strażnikom w postaci mgły. Tym razem opuściła zamek. Kraina, w której się znalazła była jeszcze bardziej martwa niż piekło zanim zdobyła nowe moce. W dodatku całkiem opustoszała. Morrigan szukała jakiejkolwiek korzystnej informacji. Szukała stacjonujących wojsk, ale w tej krainie nie było nikogo. Dojrzała jednak światło mieniące się niedaleko w górach. Wleciała do jaskini i starała się trzymać z dala od źródła światła. Paradoksalnie jaskinia wyglądała najlepiej z całej okolicy. Na ścianie wisiały już suche i wciąż suszące się zioła. Morrigan niektóre rozpoznawała ze swojej nauki w Akademii. W oddali rozpalone było ognisko, nad którym zawieszony był stalowy kocioł. W prowizorycznej skrzyni zbitej z krzywych desek znajdowały się stare ubrania, natomiast na półce zawieszonej na ścianie, wyrzeźbione przybory kuchenne. 

-Krew.-Usłyszała syczący, ochrypnięty głos. Morrigan wiedziała, że jej moce nie działają najlepiej pod wpływem paniki, ale nie mogła opanować strachu przed wykryciem. Poczuła jak jej forma się zmienia.-Nie byle jaka krew.-Zza zakrętu wyłoniła się kobieta. Była lekko zgarbiona. Czas odcisnął piętno na jej twarzy i ciele. Jej włosy były długie, splątane i całkiem siwe. Staruszka spojrzała w jej stronę i przyjrzała się dokładnie.-Kruk.-Zamyśliła się.-Bogini zniszczenia.-Morrigan miała nadzieję, że skrzydła kruka, będą pracować podobnie jak anielskie i wzbiła się w powietrze. Brakowało jej gracji, ale udawało jej się unosić. Skierowała się w stronę zamku, z nadzieją, że kobieta jej nie zdemaskuje. Przed samym zamkiem wróciła do swojej mglistej postaci i ostrożnie dotarła do swojej celi. Nie tracąc czasu odtworzyła kajdany na swoich nadgarstkach i położyła się na podłodze. Chwilę później drzwi się otworzyły. Morrigan postanowiła udawać, że śpi. Czuła jednak zapach Harry'ego. Pchnął ją w ramię, sprawdzając czy nie patrzy na iluzję. Morrigan uchyliła powieki i uśmiechnęła się do niego. 

-Dziękuję za wizytę książę.-Powiedziała zaspanym głosem. Harry jednak przyglądał się jej podejrzliwie. Podniosła się na kolana odsłaniając kajdany.

-Chciałem sprawdzić czy dobrze śpisz.

-Najlepiej, ponieważ ze świadomością, że jesteś w pobliżu.-Zaświergotała. Skinął głową i wyszedł dokładnie zamykając za sobą drzwi. Morrigan przewróciła oczami, ale położyła się z powrotem na ziemi, w obawie, że ktoś ponownie ją sprawdzi. Spała płytkim snem nie tracąc czujności. Rano przyszły do niej służące. Umyły ją, ułożyły jej włosy i ubrały w kolejną zieloną suknię. Morrigan czuła się jak jedna z dekoracji w zamku, ale chyba właśnie tym miała być. Morrigan czekała wytrwale. Drzwi w końcu się otworzyły, a do środka wszedł Harry. Zlustrował ją wzrokiem, a na jego twarzy pojawiła się aprobata. Uklęknął przy niej i ściągnął z jej nadgarstków kajdany. Odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy i zbliżył się do niej. Morrigan wypuściła jeden ze swoich cieni, z nadzieją, że nie zrobi to widocznej różnicy w wyglądzie jej włosów. Po korytarzu rozległ się huk wywołany przez nią. Harry zerwał się na równe nogi i wyjrzał za drzwi.

-Chodźmy.-Rozkazał jej. Skierowała się za nim, a chwilę później byli w sali tronowej. 

-Haroldzie nudzisz mnie.-Zwróciła się do niego Helena.

-Potrzebuje czasu matko.-Zirytował się.-Muszę mieć pewność, że urok jest trwały. Wtedy wykorzystam ją do przejęcia piekła. 

-Ona to za mało.-Powiedziała z grymasem.

-Ale matko...

-Zejdź mi z oczu.-Machnęła na niego ręką.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro