33
Morrigan próbowała powiadomić Azazela, że wszystko z nią w porządku, ale nie mogła wyczuć ich więzi. Była daleko od domu. Przekonana, że wszyscy już śpią, wymsknęła się strażnikom w postaci mgły. Tym razem opuściła zamek. Kraina, w której się znalazła była jeszcze bardziej martwa niż piekło zanim zdobyła nowe moce. W dodatku całkiem opustoszała. Morrigan szukała jakiejkolwiek korzystnej informacji. Szukała stacjonujących wojsk, ale w tej krainie nie było nikogo. Dojrzała jednak światło mieniące się niedaleko w górach. Wleciała do jaskini i starała się trzymać z dala od źródła światła. Paradoksalnie jaskinia wyglądała najlepiej z całej okolicy. Na ścianie wisiały już suche i wciąż suszące się zioła. Morrigan niektóre rozpoznawała ze swojej nauki w Akademii. W oddali rozpalone było ognisko, nad którym zawieszony był stalowy kocioł. W prowizorycznej skrzyni zbitej z krzywych desek znajdowały się stare ubrania, natomiast na półce zawieszonej na ścianie, wyrzeźbione przybory kuchenne.
-Krew.-Usłyszała syczący, ochrypnięty głos. Morrigan wiedziała, że jej moce nie działają najlepiej pod wpływem paniki, ale nie mogła opanować strachu przed wykryciem. Poczuła jak jej forma się zmienia.-Nie byle jaka krew.-Zza zakrętu wyłoniła się kobieta. Była lekko zgarbiona. Czas odcisnął piętno na jej twarzy i ciele. Jej włosy były długie, splątane i całkiem siwe. Staruszka spojrzała w jej stronę i przyjrzała się dokładnie.-Kruk.-Zamyśliła się.-Bogini zniszczenia.-Morrigan miała nadzieję, że skrzydła kruka, będą pracować podobnie jak anielskie i wzbiła się w powietrze. Brakowało jej gracji, ale udawało jej się unosić. Skierowała się w stronę zamku, z nadzieją, że kobieta jej nie zdemaskuje. Przed samym zamkiem wróciła do swojej mglistej postaci i ostrożnie dotarła do swojej celi. Nie tracąc czasu odtworzyła kajdany na swoich nadgarstkach i położyła się na podłodze. Chwilę później drzwi się otworzyły. Morrigan postanowiła udawać, że śpi. Czuła jednak zapach Harry'ego. Pchnął ją w ramię, sprawdzając czy nie patrzy na iluzję. Morrigan uchyliła powieki i uśmiechnęła się do niego.
-Dziękuję za wizytę książę.-Powiedziała zaspanym głosem. Harry jednak przyglądał się jej podejrzliwie. Podniosła się na kolana odsłaniając kajdany.
-Chciałem sprawdzić czy dobrze śpisz.
-Najlepiej, ponieważ ze świadomością, że jesteś w pobliżu.-Zaświergotała. Skinął głową i wyszedł dokładnie zamykając za sobą drzwi. Morrigan przewróciła oczami, ale położyła się z powrotem na ziemi, w obawie, że ktoś ponownie ją sprawdzi. Spała płytkim snem nie tracąc czujności. Rano przyszły do niej służące. Umyły ją, ułożyły jej włosy i ubrały w kolejną zieloną suknię. Morrigan czuła się jak jedna z dekoracji w zamku, ale chyba właśnie tym miała być. Morrigan czekała wytrwale. Drzwi w końcu się otworzyły, a do środka wszedł Harry. Zlustrował ją wzrokiem, a na jego twarzy pojawiła się aprobata. Uklęknął przy niej i ściągnął z jej nadgarstków kajdany. Odgarnął kosmyk włosów z jej twarzy i zbliżył się do niej. Morrigan wypuściła jeden ze swoich cieni, z nadzieją, że nie zrobi to widocznej różnicy w wyglądzie jej włosów. Po korytarzu rozległ się huk wywołany przez nią. Harry zerwał się na równe nogi i wyjrzał za drzwi.
-Chodźmy.-Rozkazał jej. Skierowała się za nim, a chwilę później byli w sali tronowej.
-Haroldzie nudzisz mnie.-Zwróciła się do niego Helena.
-Potrzebuje czasu matko.-Zirytował się.-Muszę mieć pewność, że urok jest trwały. Wtedy wykorzystam ją do przejęcia piekła.
-Ona to za mało.-Powiedziała z grymasem.
-Ale matko...
-Zejdź mi z oczu.-Machnęła na niego ręką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro