32
Morrigan przespała piętnaście godzin. Ubrała się w swoją zbroję, splotła włosy w warkocz i udała się do jadalni. Nie sądziła, że jej ciało jest w stanie tyle przyjąć.
-Już po wojnie kochanie.-Azazel pocałował ją w policzek i usiadł obok niej.
-Idę do Harry'ego i zdejmę z niego zaklęcie. Nie zamierzam go lekceważyć.
-Włosy i oczy.-Upomniał ją, a ona od razu rzuciła zaklęcie maskujące. Wyglądała jak dawniej.-Uważaj.
-Będę.-Zapewniła go i teleportowała się pod celę blondyna. Klęczał na środku. Jego głowa była spuszczona, a wzrok utkwiony w kamiennej podłodze. W żaden sposób nie zareagował na jej obecność. Zdjęła z niego czar i dopiero ją zauważył. Przekrzywił głowę i jej się przyglądał.
-Coś się zmieniło.-Obserwował ją spod przymrużonych powiek.
-Zdradziłeś mnie Harry.-Odpowiedziała ze spokojem.-To się zmieniło.-Nie dawała mu czasu na myślenie. Trzymając się w odpowiedniej odległości wpłynęła do jego głowy. Ukryła zaskoczenie gdy zderzyła się z twardą ścianą wewnątrz jego umysłu. Próbowała znaleźć w niej szczelinę, ale była idealnie gładka. Podeszła do niego bliżej i zacisnęła dłoń na jego głowie. Bariera stawiała jej opór, ale zaczynała słabnąć. Od wejścia do umysłu Harry'ego dzieliły ją sekundy. Poczuła mocny uścisk na nadgarstku. Otworzyła oczy i zobaczyła, że ręce Harry'ego nie są zakute w kajdany. Chwilę później poczuła zasysanie towarzyszące teleportacji. Teraz to ona była w celi dosyć podobnej do poprzedniej celi Harry'ego. Jej ręce od razu zostały zakute w stal damasceńską. Jęknęła z bólu. Harry wyszedł i zatrzasnął za sobą drzwi. Pomieszczenie było ciemne. W środku nie było żadnego okna, które pozwoliłoby jej zorientować się gdzie jest. Jej moc jednak podpowiadała jej, że nie jest to piekło. Stal raniła ją przy każdym ruchu. Ograniczała jej moc, ale pochodziła ona z trzech różnych źródeł. Nie ograniczyła jej całkowicie. Nie odważyła się jednak nic zrobić. Najpierw musiała lepiej zorientować się w terenie. Nie mogła się ruszyć, ale to nie była jedyna forma w jakiej jej ciało istniało. Wypuściła całą swoją świadomość w cienie i wyślizgnęła się przez dziurkę od klucza. Przed drzwiami stało dwóch strażników. Nie dostrzegli jej jednak w panujących ciemnościach. Wyglądali na ludzi jednak ich strój niczego jej nie przypominał. Cały korytarz wykonany był z szarego kamienia. Ruszyła bardziej zacienioną częścią. Korytarze pięły się w górę. Im wyżej była tym więcej dekoracji się pojawiało. Budynek był ozdobiony na złoto i zielono. Usłyszała głos Harry'ego za drzwiami. Wślizgnęła się do środka i ukryła poza światłem pochodni. Na tronie siedziała kobieta o złocistych włosach. Na jej głowie spoczywał złoty diadem, a ubrana była w zieloną suknię. Przed nią stał Harry.
-Wyjaśnisz mi wszystko Haroldzie?-Spojrzała na niego podejrzliwie.
-Wróciłem matko.-Matko? Musiała być w krainie Heleny i Lokiego.-Przyprowadziłem kobietę, dzięki której zostanę królem piekła i będziemy mogli rządzić obiema krainami.-Morrigan od razu stwierdziła, że najpierw musiałby ją zabić. Helena patrzyła na niego krytycznie.-Muszę tylko nad nią popracować.-Harry właśnie przypieczętował, długo wiszący nad nim, wyrok śmierci.
-Więc na co czekasz? Nie lubię czekać.
-Oczywiście.-Ukłonił się i ruszył w stronę drzwi. Morrigan szybko go wyminęła i wpłynęła do swojego ciała.
-Zabiję Cię.-Wycedziła przez zęby gdy wszedł do celi.
-Robię to dla twojego dobra.-Położył dłoń na jej głowie. Mogła go zabić, ale nie miała pojęcia jak wrócić do domu. Bóg chaosu i oszustwa. Morrigan podjęła się wyzwania. Pokaże mu porządny chaos i oszustwo. Harry zawzięcie próbował rzucić na nią kolejny urok.
-Harry?-Zapytała łamiącym się głosem.-Co tu się dzieje?
-Uratowałem Cię.-Pogładził ją po policzku, a ona zwalczyła grymas i zmusiła się do wtulenia twarzy w jego dłoń.
-Azazel, on...-Przerwała wciąż udając przejętą.-On mnie zaczarował i zmusił do wszystkiego. Wcale nie jest moim innamorato. Ty jesteś.-Łzy wypłynęły z oczu Morrigan, ale chwilę później Harry je starł. Wierzył w każde jej słowo.-Wybacz mi.-Opadła do jego stóp i krzyknęła z bólu gdy stal zacisnęła jej się na nadgarstkach.
-Już Ci to zdejmuję najdroższa.-Wsunął na dłonie grube rękawice i pozbył się kajdan.
-Jaka wspaniała komnata.-Rozejrzała się dookoła z zachwytem.
-Przygotowana specjalnie dla ciebie.-Owinął swoją rękę wokół jej tali, a ona starała się udawać zadowoloną z tego faktu.-Służące się tobą zajmą i przyjdę gdy będziesz gotowa.-Odetchnęła z ulgą gdy wyszedł. Chwilę później przyszły służące. Ściągnęły z niej zbroję, a Morrigan nie odważyła się drgnąć. Wsunęły na nią suknię w odcieniu butelkowej zieleni. Jej gorset był dopasowany natomiast rękawy luźno opadały licznymi warstwami tiulu. Tak samo został wykonany dół sukni. Całość przepleciona była złotą nicią. Ściągnęły dwa kosmyki z przodu twarzy jej teraz ciemnych włosów i upięły je razem z tyłu, resztę pozostawiły luźno falującą się. Zaczęły pracować z jej twarzą, a Morrigan nie było dane zobaczyć co z nią robią i w zasadzie to o to nie dbała.
-Harry na pewno będzie zachwycony moim wyglądem.-Zaświergotała do służących. Spojrzały po sobie skonsternowane.-On tak o mnie dba. Dał mi tą wspaniałą komnatę i niesamowitą suknię.
-Chodźmy.-Blondyn wyłonił się zza drzwi.
-Oczywiście.-Szła za nim jak cień nieustannie utrzymując na twarzy szeroki uśmiech. Wprowadził ją do sali gdzie siedziała jego matka.
-Ukłoń się przed swoją królową.-Rozkazał co od razu wykonała. Skręcało ją od środka, ale musiała grać.
-Niebrzydka.-Oceniła Helena z kwaśną miną.-Możesz ją zachować dopóki Ci się nie znudzi.
-Dziękuję matko.-Ukłonił się przed nią.-Nie będzie sprawiać żadnych problemów.-Ich potęga chyba nie była tak wielka jeśli naprawdę nie zauważyli, że zaklęcie Harry'ego nawet nie było blisko działania. Skierował się w stronę wyjścia więc Morrigan bezszelestnie posunęła za nim.
-Dziękuję Ci za tę cudowną suknię.-Powiedziała wdzięcznie.-Będę wniebowzięta jeśli jeszcze się ze mną przespacerujesz.
-Na dziś Ci wystarczy.-Wszedł za nią do celi.
-Dziękuję, że uratowałeś mnie od tych złych ludzi.-Złapała go za obie dłonie przejęta.-Nie wiem jak Ci się odwdzięczę.
-Będziesz mieć na pewno okazję.-Pogładził dłonią jej policzek.-Teraz założę Ci ładne bransoletki.-Ściągnął jej dłonie i przyłożył do jej skóry kajdany. Z całych sił zwalczyła grymas bólu i pozostawała szeroko uśmiechnięta.
-Są piękne.-Wyszeptała gdy wychodził. Gdy była pewna, że nikt już nie przyjdzie zniszczyła bransolety. Potarła obolałe nadgarstki i wytoczyła się z pomieszczenia w postaci mgły. Sprawdzała wszystko dokładnie i musiała przyznać, że ta kraina była strasznie opustoszała. Udało jej się znaleźć wyjście na zewnątrz. Jeśli przerąbałaby się przez wszystkich strażników to prawdopodobnie udałoby jej się teleportować do domu. Musiała się jednak wstrzymać aż wzbudzi wystarczające zaufanie w Helenie i Harrym aby uznali ją za niegroźną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro