31
Morrigan przyglądała się z uśmiechem śpiącemu Azazelowi. Wciąż musiała rozprawić się z Harrym, ale w tamtym momencie rozkoszowała się spokojem. Ich ślub zbliżał się wielkimi krokami i nie miała zbyt wiele czasu na nic. Azazel otworzył oczy, a na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Poruszył się gwałtownie i spadł z łóżka.
-Az?-Zapytała go lekko przestraszona.
-Mor?-Spojrzał na nią podejrzliwie gdy podniósł się z podłogi.-Wszystko w porządku?
-Oczywiście, że tak.-Zmarszczyła brwi.-O co chodzi?-Podał jej lustro, a ona dokładnie przyjrzała się swojemu wyglądowi. Jej wcześniej ciemnobrązowe tęczówki zmieniły teraz kolor na krwistoczerwony, a ciemne włosy stały się całkiem białe. Wokół jej unosiła się chmura czarnych cieni. Pewnie sama by się przestraszyła, gdyby nie to, że widziała to wcześniej w wizji.-Miałam wizję naszego ślubu zanim się wyleczyłeś.-Przyznała.-Wyglądałam dokładnie tak, jednak nie wiem skąd się to wzięło.-Nie marnowała czasu i zadbała o swoje ciało i wygląd magią. Weszła do jadalni, w której siedział Lucyfer i Lilith.-Czy ktoś mógłby mi pomóc?
-Co robiłaś?-Zapytał ją spokojnie Lucyfer.
-Jak to co? Spałam!
-Interesujące.-Obejrzała ją dokładnie Lilith. Machnęła ręką, a cienie się rozproszyły tylko po to żeby chwilę później z powrotem wrócić do Morrigan.
-Oczy to moja sprawka.-Przyznał Lucyfer.-Nie chciałem, żeby wyróżniały się wśród ludzi.
-Czy ktoś wyjaśni mi o co chodzi?-Morrigan zaczęła się irytować. Myślała, że wszystkie tajemnice mieli już za sobą. Po pomieszczeniu rozniósł się huk gdy Lucyfer upuścił metalowy kielich. Zawartość się nie rozlała. Morrigan zajrzała do środka i zauważyła, że napój jest zamarznięty.
-Cienie i lód nie pochodzą od żadnego z nas.-Odezwała się Lilith.-Zabrałaś coś podczas bitwy.
-Nic nie zabrałam.-Od razu zaprzeczyła co uznawała za zgodne z prawdą.
-Nie musiałaś tego zrobić świadomie.-Morrigan opadła zrezygnowana na krzesło, a Azazel, który przyszedł zaraz za nią, pogładził jej ramie.
-Nałożyłem bardzo silne zaklęcie na twoje oczy.-Zaczął tłumaczyć Lucyfer.-Po urodzeniu wyglądały dokładnie tak jak teraz. To dziwne, że złamałaś je nieświadomie. Natomiast włosy. Pierwszy raz widzę coś takiego. Całkiem jakby cienie wyssały z nich kolor. Zbadamy to.-Morrigan bez słowa wyciągnęła w jego stronę rękę. Pobrał krew i spojrzał na Morrigan znacząco. Krew w środku była turkusowa.
-Nie czujesz tej mocy?-Spojrzała na nią z troską Lilith.
-Wcześniej nie. Jednak teraz mam wrażenie jakby od zawsze tam była.-Odpowiedziała jej, ale skupiła się na sile pulsującej wewnątrz jej ciała. Cienie przetoczyły się miedzy jej palcami.-Mogę niszczyć.-Uniosła za pomocą mocy kielich Lucyfera, a gdy zacisnęła dłoń w pięść, kielich rozsypał się w popiół.-Mogę też tworzyć.-Kilka ruchów dłońmi później z popiołu wyrosła czerwona róża. Lilith przyglądała jej się krytycznym wzrokiem.
-Powinna już zwiędnąć.-Zauważyła.-Nic się tutaj nie utrzymuje.
-Nie zwiędnie. Tak samo jak rośliny na zewnątrz, które zaczęły kwitnąć.-Zapewniła ją.-Najwyraźniej to byłam ja.-Znad jej dłoni zaczęły unosić się kropelki wody, a chwilę później ukształtowała z nich małego ptaszka, który zaczął latać po pomieszczeniu. Zgasiła go za pomocą ognia i pozostała po nim tylko unosząca się para.
-Przynajmniej ogień to nic nowego.-Skomentowała Lilith.
-Ten ogień jest zimny jak lód.-Wypuściła z jednej dłoni niebieski ogień piekielny.-Natomiast ten...-W jej drugiej dłoni zapłonął zwykły czerwony płomień.-całkiem gorący.
-Wyssałaś z niego prawie wszystko.-Lucyfer wrócił do nich i patrzył na Morrigan z niedowierzaniem.
-Wasza nieświętość.-Fredrick wszedł niepewnie do pomieszczenia.-Rejestracja uniżenie prosi o pilną wizytę.-Odetchnęła głęboko i wstała z krzesła.
-Co znowu?
-To trzeba zobaczyć na własne oczy.-Podrapał się nerwowo po karku.
-Zejdziesz tak do umarłych?-Lucyfer spojrzał na Morrigan ubraną w zwykłe spodnie i czarną bluzkę. Rozłożyła ręce i pozwoliła mu zmienić jej wygląd. Po jej ciele spłynęła czerwona suknia z długim luźnym rękawem. Materiał pokrywała warstwa czarnej koronki i tiulu. Na jej teraz białych włosach spoczęła korona.
-Chodźmy.-Pospieszyła go. Stanęła jak wryta widząc niekończącą się kolejkę umarłych.-Na demony co tu się dzieje?-Zapytała pracowników.
-Wasza okrutność.-Ukłonili się.-Większość z nich powinna trafić do nieba.
-Więc ich tam skierujcie. Czemu Lucyfer nie mógł się tym zająć?-Spytała zirytowana.
-W niebie nie przyjmują. Mówią, że to teraz nasz problem.
-Twoja moc ich tu ściąga.-Wyszeptał do niej ojciec.-Zostawiłaś mu tyle, że ledwie utrzymuje tych, którzy już tam są.-Rozejrzała się po zgromadzonych w kolejce i starała się zachować spokój.
-Musimy przebudować piekło.-Wyszeptała do niego w odpowiedzi.-Będą musieli tu trochę zaczekać.-Zwróciła się do pracowników i wróciła z powrotem do pałacu zguby.-Muszę się szybko nauczyć jak korzystać z tej mocy. W dodatku jeszcze jest kwestia Harry'ego. Muszę mu zajrzeć do głowy.
-Lilith jest w tym najlepsza, niech ona się zajmie Harrym, a my pomyślimy co zrobić z kolejką.-Zaproponował Lucyfer. Morrigan zgodziła się skinieniem głowy i weszła do biblioteki. Odnalazła każdy księgozbiór, który mógł się przydać. Prawie od razu dołączył do niej Azazel.
-Królowa umarłych.-Zastanowił się nad przepowiednią.-Nie królowa potępionych. Królowa umarłych. Wszystkich.
-Najwidoczniej.-Nie odrywała się od lektury i starała się wszystko dokładnie zapamiętać.-Musimy się udać do jądra.
-Zawołam Lucyfera.-Chwilę później wrócił z ojcem Morrigan, który zaprowadził ich w odpowiednie miejsce. Jądro znajdowało się w wilgotnej jaskini i było jedynym źródłem światła. Aby wejść do środka musiała rozciąć sobie rękę i przyłożyć ją do ściany. Szybko się zagoiła, więc podeszła bliżej jądra. Przedstawiało strukturę piekła i mieniło się niebieskim światłem. Miało kształt stożka, wzdłuż którego przymocowane było dziewięć okręgów.
-Pałac zguby jest tu.-Pokazała im najwyższy okrąg, a Lucyfer skinął głową na potwierdzenie jej słów.-Jeśli się nie mylę niebo także ma dziewięć sfer.-Znowu jej słowa zostały potwierdzone przez Lucyfera.-Pokaż mi.-Rozkazała mu. Spuścił swoje tarcze i pokierował ją w odpowiednie miejsce w swojej pamięci. Zapamiętała wszystko dokładnie.-Nie potrzebujemy dziewiątej sfery nieba skoro to sala tronowa, ale możemy powiększyć nasze jądro, przesunąć nasz pierwszy krąg na samą górę i miedzy nim, a pozostałymi ośmioma, dodać kolejne osiem dla umarłych, którzy powinni trafić do nieba.
-To byłoby dobre rozwiązanie.-Przyznał Azazel.
-Ale czy potrafisz to zrobić?-Zapytał Lucyfer.
-Nie wiem ile mi to zajmie, ale mi się uda.-Zapewniła ich.
-Więc działaj.-Zostawił ją samą z Azazelem. Złapała za stożek i skupiając się na swojej mocy pociągnęła jego czubek w górę. Musiała przyznać, że było to męczące. Utrwaliła go w nowym rozmiarze i zaczęła lepić sfery. Udało jej się w pełni wykształcić dwie i niemal całkiem opadła z sił. Nadawały się jednak do użytku. Obie były przepełnione zielenią. Przez jedną płynęła srebrna rzeka, przez drugą mleczna.
-Wystarczy na dziś, kochanie.-Azazel złapał ją w pasie i wsunął dłonie pod jej kolana podnosząc ją w górę. W drodze do sypialni zatrzymała ich Lilith.
-Nie dałam sobie rady z Harrym. Zaklęcie, które na niego rzuciłaś jest dla mnie za mocne.
-Zajmę się tym jutro.-Morrigan niemal zasypiała w ramionach Azazela. Odłożył ją na łóżko, a po pstryknięciu palcami na jej ciele pojawiła się piżama. Prawie od razu zasnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro