Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31

Morrigan przyglądała się z uśmiechem śpiącemu Azazelowi. Wciąż musiała rozprawić się z Harrym, ale w tamtym momencie rozkoszowała się spokojem. Ich ślub zbliżał się wielkimi krokami i nie miała zbyt wiele czasu na nic. Azazel otworzył oczy, a na jego twarzy pojawiło się przerażenie. Poruszył się gwałtownie i spadł z łóżka.

-Az?-Zapytała go lekko przestraszona.

-Mor?-Spojrzał na nią podejrzliwie gdy podniósł się z podłogi.-Wszystko w porządku?

-Oczywiście, że tak.-Zmarszczyła brwi.-O co chodzi?-Podał jej lustro, a ona dokładnie przyjrzała się swojemu wyglądowi. Jej wcześniej ciemnobrązowe tęczówki zmieniły teraz kolor na krwistoczerwony, a ciemne włosy stały się całkiem białe. Wokół jej unosiła się chmura czarnych cieni. Pewnie sama by się przestraszyła, gdyby nie to, że widziała to wcześniej w wizji.-Miałam wizję naszego ślubu zanim się wyleczyłeś.-Przyznała.-Wyglądałam dokładnie tak, jednak nie wiem skąd się to wzięło.-Nie marnowała czasu i zadbała o swoje ciało i wygląd magią. Weszła do jadalni, w której siedział Lucyfer i Lilith.-Czy ktoś mógłby mi pomóc?

-Co robiłaś?-Zapytał ją spokojnie Lucyfer.

-Jak to co? Spałam!

-Interesujące.-Obejrzała ją dokładnie Lilith. Machnęła ręką, a cienie się rozproszyły tylko po to żeby chwilę później z powrotem wrócić do Morrigan.

-Oczy to moja sprawka.-Przyznał Lucyfer.-Nie chciałem, żeby wyróżniały się wśród ludzi.

-Czy ktoś wyjaśni mi o co chodzi?-Morrigan zaczęła się irytować. Myślała, że wszystkie tajemnice mieli już za sobą. Po pomieszczeniu rozniósł się huk gdy Lucyfer upuścił metalowy kielich. Zawartość się nie rozlała. Morrigan zajrzała do środka i zauważyła, że napój jest zamarznięty.

-Cienie i lód nie pochodzą od żadnego z nas.-Odezwała się Lilith.-Zabrałaś coś podczas bitwy.

-Nic nie zabrałam.-Od razu zaprzeczyła co uznawała za zgodne z prawdą.

-Nie musiałaś tego zrobić świadomie.-Morrigan opadła zrezygnowana na krzesło, a Azazel, który przyszedł zaraz za nią, pogładził jej ramie.

-Nałożyłem bardzo silne zaklęcie na twoje oczy.-Zaczął tłumaczyć Lucyfer.-Po urodzeniu wyglądały dokładnie tak jak teraz. To dziwne, że złamałaś je nieświadomie. Natomiast włosy. Pierwszy raz widzę coś takiego. Całkiem jakby cienie wyssały z nich kolor. Zbadamy to.-Morrigan bez słowa wyciągnęła w jego stronę rękę. Pobrał krew i spojrzał na Morrigan znacząco. Krew w środku była turkusowa.

-Nie czujesz tej mocy?-Spojrzała na nią z troską Lilith.

-Wcześniej nie. Jednak teraz mam wrażenie jakby od zawsze tam była.-Odpowiedziała jej, ale skupiła się na sile pulsującej wewnątrz jej ciała. Cienie przetoczyły się miedzy jej palcami.-Mogę niszczyć.-Uniosła za pomocą mocy kielich Lucyfera, a gdy zacisnęła dłoń w pięść, kielich rozsypał się w popiół.-Mogę też tworzyć.-Kilka ruchów dłońmi później z popiołu wyrosła czerwona róża. Lilith przyglądała jej się krytycznym wzrokiem.

-Powinna już zwiędnąć.-Zauważyła.-Nic się tutaj nie utrzymuje.

-Nie zwiędnie. Tak samo jak rośliny na zewnątrz, które zaczęły kwitnąć.-Zapewniła ją.-Najwyraźniej to byłam ja.-Znad jej dłoni zaczęły unosić się kropelki wody, a chwilę później ukształtowała z nich małego ptaszka, który zaczął latać po pomieszczeniu. Zgasiła go za pomocą ognia i pozostała po nim tylko unosząca się para.

-Przynajmniej ogień to nic nowego.-Skomentowała Lilith.

-Ten ogień jest zimny jak lód.-Wypuściła z jednej dłoni niebieski ogień piekielny.-Natomiast ten...-W jej drugiej dłoni zapłonął zwykły czerwony płomień.-całkiem gorący.

-Wyssałaś z niego prawie wszystko.-Lucyfer wrócił do nich i patrzył na Morrigan z niedowierzaniem.

-Wasza nieświętość.-Fredrick wszedł niepewnie do pomieszczenia.-Rejestracja uniżenie prosi o pilną wizytę.-Odetchnęła głęboko i wstała z krzesła.

-Co znowu?

-To trzeba zobaczyć na własne oczy.-Podrapał się nerwowo po karku.

-Zejdziesz tak do umarłych?-Lucyfer spojrzał na Morrigan ubraną w zwykłe spodnie i czarną bluzkę. Rozłożyła ręce i pozwoliła mu zmienić jej wygląd. Po jej ciele spłynęła czerwona suknia z długim luźnym rękawem. Materiał pokrywała warstwa czarnej koronki i tiulu. Na jej teraz białych włosach spoczęła korona. 

-Chodźmy.-Pospieszyła go. Stanęła jak wryta widząc niekończącą się kolejkę umarłych.-Na demony co tu się dzieje?-Zapytała pracowników.

-Wasza okrutność.-Ukłonili się.-Większość z nich powinna trafić do nieba.

-Więc ich tam skierujcie. Czemu Lucyfer nie mógł się tym zająć?-Spytała zirytowana.

-W niebie nie przyjmują. Mówią, że to teraz nasz problem.

-Twoja moc ich tu ściąga.-Wyszeptał do niej ojciec.-Zostawiłaś mu tyle, że ledwie utrzymuje tych, którzy już tam są.-Rozejrzała się po zgromadzonych w kolejce i starała się zachować spokój.

-Musimy przebudować piekło.-Wyszeptała do niego w odpowiedzi.-Będą musieli tu trochę zaczekać.-Zwróciła się do pracowników i wróciła z powrotem do pałacu zguby.-Muszę się szybko nauczyć jak korzystać z tej mocy. W dodatku jeszcze jest kwestia Harry'ego. Muszę mu zajrzeć do głowy.

-Lilith jest w tym najlepsza, niech ona się zajmie Harrym, a my pomyślimy co zrobić z kolejką.-Zaproponował Lucyfer. Morrigan zgodziła się skinieniem głowy i weszła do biblioteki. Odnalazła każdy księgozbiór, który mógł się przydać. Prawie od razu dołączył do niej Azazel.

-Królowa umarłych.-Zastanowił się nad przepowiednią.-Nie królowa potępionych. Królowa umarłych. Wszystkich.

-Najwidoczniej.-Nie odrywała się od lektury i starała się wszystko dokładnie zapamiętać.-Musimy się udać do jądra.

-Zawołam Lucyfera.-Chwilę później wrócił z ojcem Morrigan, który zaprowadził ich w odpowiednie miejsce. Jądro znajdowało się w wilgotnej jaskini i było jedynym źródłem światła. Aby wejść do środka musiała rozciąć sobie rękę i przyłożyć ją do ściany. Szybko się zagoiła, więc podeszła bliżej jądra. Przedstawiało strukturę piekła i mieniło się niebieskim światłem. Miało kształt stożka, wzdłuż którego przymocowane było dziewięć okręgów.

-Pałac zguby jest tu.-Pokazała im najwyższy okrąg, a Lucyfer skinął głową na potwierdzenie jej słów.-Jeśli się nie mylę niebo także ma dziewięć sfer.-Znowu jej słowa zostały potwierdzone przez Lucyfera.-Pokaż mi.-Rozkazała mu. Spuścił swoje tarcze i pokierował ją w odpowiednie miejsce w swojej pamięci. Zapamiętała wszystko dokładnie.-Nie potrzebujemy dziewiątej sfery nieba skoro to sala tronowa, ale możemy powiększyć nasze jądro, przesunąć nasz pierwszy krąg na samą górę i miedzy nim, a pozostałymi ośmioma, dodać kolejne osiem dla umarłych, którzy powinni trafić do nieba.

-To byłoby dobre rozwiązanie.-Przyznał Azazel.

-Ale czy potrafisz to zrobić?-Zapytał Lucyfer.

-Nie wiem ile mi to zajmie, ale mi się uda.-Zapewniła ich.

-Więc działaj.-Zostawił ją samą z Azazelem. Złapała za stożek i skupiając się na swojej mocy pociągnęła jego czubek w górę. Musiała przyznać, że było to męczące. Utrwaliła go w nowym rozmiarze i zaczęła lepić sfery. Udało jej się w pełni wykształcić dwie i niemal całkiem opadła z sił. Nadawały się jednak do użytku. Obie były przepełnione zielenią. Przez jedną płynęła srebrna rzeka, przez drugą mleczna.

-Wystarczy na dziś, kochanie.-Azazel złapał ją w pasie i wsunął dłonie pod jej kolana podnosząc ją w górę. W drodze do sypialni zatrzymała ich Lilith.

-Nie dałam sobie rady z Harrym. Zaklęcie, które na niego rzuciłaś jest dla mnie za mocne.

-Zajmę się tym jutro.-Morrigan niemal zasypiała w ramionach Azazela. Odłożył ją na łóżko, a po pstryknięciu palcami na jej ciele pojawiła się piżama. Prawie od razu zasnęła.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro