30
-Zanik mocy wyznawców szatana, krwawe rzeki, więdnące rośliny, deszcz z pereł, kamienie wyrastające z ziemi, huragan, płonące jeziora?-Morrigan przeczytała wpis w księdze.
-Siedem kroków do zagłady Mrocznego Pana.-Sycorax potwierdziła jej słowa.
-Ten kto go porwał, z całych sił postara się, żebyśmy go nie znaleźli przed zakończeniem procesu.-Harry słusznie stwierdził, a Morrigan zastanowiła się kiedy się tam pojawił.
-Musimy wiedzieć jeśli tylko coś z tych kroków się wydarzy.-Morrigan pstryknęła palcami, a po chwili rozwijała mapę Malibu na stole. To miasto przyciągało do siebie za dużo złych rzeczy. Zaznaczyła markerem miejsce, w który spotkała sabat.
-To miejsce nawet nic szczególnego w sobie nie ma.-Powiedziała zirytowana.
-Myślę, że powinniśmy zaangażować Izzy. Mogłaby obserwować, czy coś dziwnego się dzieje na ziemi.-Azazel zaproponował.
-Nie jest to głupi plan.-Wyciągnęła kartkę i pióro i wysłała Isabele płonącą wiadomość.
Izzy, mamy małą awarię i potrzebujemy pomocy.
Chwilę później uzyskała odpowiedź.
Jasne, pomogę.
Spojrzała na wszystkich i teleportowała się do Isabele.
-Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczaję.-Powiedziała w lekkim szoku i przytuliła Morrigan.-Więc mów, co się dzieje.-Klasnęła w dłonie.
-Obawiam się, że musisz ze mną zejść do piekła.
-Okej, czyli szybka wycieczka.-Złapała jej dłoń, a Morrigan teleportowała je do pałacu.
-Czy ty nie byłeś...?-Spojrzała zdezorientowana na Azazela.
-Martwy?-Dokończył za nią.-Byłem.
-A ty?-Zwróciła się do Sycorax.
-Wciąż jestem.-Uśmiechnęła się do niej.
-Ale do rzeczy.-Morrigan skupiła ich uwagę na sobie.-Lucyfer zaginął, co pokrywa się z przepowiednią, według niej jest siedem kroków do jego zagłady. Zanik mocy wyznawców szatana, krwawe rzeki, więdnące rośliny, deszcz z pereł, kamienie wyrastające z ziemi, huragan, płonące jeziora. Jeden się już spełnił w tym miejscu.-Wskazała palcem miejsce zaznaczone na mapie.-Zanik mocy u jednego z sabatów. Takie rzeczy mogą dziać się na całym świecie, ale pierwsza oznaka była w Malibu, więc skupmy się na tym miejscu. Na razie nie wiemy gdzie spodziewać się kolejnego kroku. Według schematu będą to krwawe rzeki tylko, że przez Malibu nie przepływa rzeka.
-Może to wcale nie musi być rzeka.-Isabele od razu się wtrąciła.-W czasach gdy to przepowiedziano wizja tak rozwiniętego świata pewnie nie istniała. Mogą to być fontanny, czy nawet zwykłe krany.
-Isabele może mieć rację.-Lilith zabrała głos.
-Weź tą mapę.-Morrigan wskazała na dokładną kopie ich mapy leżącą trochę dalej.-Jeśli coś na niej zaznaczysz, albo my zaznaczymy na naszej to na drugiej mapie też będzie to widoczne. Potrzebujemy Cię żebyś była naszymi oczami na ziemi.
-Okej, pomogę wam.-Powiedziała pewnie.
-Obawiam się, że nic więcej, na chwilę obecną, nie osiągniemy.-Lilith westchnęła, ale miała rację.
-Odeśle Cię do domu.-Morrigan zwróciła się do przyjaciółki, która wzięła mapę, a po chwili była już w domu.
-Spróbuję go zlokalizować, ale musicie wiedzieć, że nie utrzymam się tu długo.-Powiedziała Sycorax.
-Chodźmy.-Azazel zaprowadził ją do ich komnaty, gdzie również próbował pomóc Morrigan z zaklęciem lokalizującym. Po pokoju rozległo się pukanie, więc mężczyzna uchylił drzwi.
-Izzy zaznaczyła kolejny punkt.-Powiadomił ich Harry.
-Tak szybko?-Morrigan się zdziwiła i oderwała od nieskutecznego zaklęcia.
-To jej dom.-Morrigan nie zastanawiając się długo teleportowała się do przyjaciółki, która stała w łazience i wpatrywała się w krew płynącą z kranu w jej wannie.
-Nic Ci nie jest?-Podskoczyła lekko dopiero ją zauważając.
-Nie, ale chyba muszę kupić nową wannę.-Morrigan zaśmiała się cicho. Poczuła powiew wiatru, a chwilę później dwie silne dłonie na biodrach.
-Nie możesz tak robić.-Upomniał ją Azazel i przyjrzał się krwi w wannie, a później Isabele.
-Wszystko dobrze.-Zapewniła go jakby wiedziała, że zaraz zapyta.-Myślicie, że może wybrać gdzie to się stanie?-Rzuciła głośno Isabele.-Może specjalnie wybrał to miejsce, bo wiedział, że to zauważę.
-Sycorax nie wyczuwa jego, ale wyczuwa gdzie kieruje się jego moc.-Lilith pojawiła się w pomieszczeniu. Pokazała im obszar na mapie, po drugiej stronie miasta.-Niestety nie wiemy gdzie dokładnie.
-Polecę tam. Będę patrolować miasto z góry.
-Nie ma mowy.-Powiedział twardo Azazel.
-Obłożę się zaklęciem maskującym. Jeśli coś będzie nie tak wezwę Cię. Nic mi nie będzie.-Zapewniła go, ale widziała, że się martwi.-Obiecuję, że wrócę.-Skinął głową. Złożyła pocałunek na jego ustach i wyskoczyła przez drzwi balkonowe. Miała spory kawałek do przelecenia, ale latanie było szybkim i nie bardzo wyczerpującym środkiem transportu. Poznawała okolicę, którą Sycorax wyodrębniła na mapie. Z początku nic nie zwróciło szczególnie jej uwagi, ale szybko zorientowała się, że im bliżej tym, więcej drzew jest zwiędniętych. Ich korzenie pokrywały czarne linie, jakby przepływała przez nie trucizna. Wiedziała, że znalazła się w samym sercu zarazy. Teleportowała się do pałacu, gdzie wszyscy czekali. Zaznaczyła od razu krzyżyk na mapie.
-Więdnące rośliny.-Potwierdziła.
-Co to.-Skrzywił się Harry.-Trójkąt równoramienny?-Morrigan przyjrzała się dokładnie kropkom i połączyła je markerem, nie zamykając owego trójkąta. To jeszcze nie był koniec. Na papierze widniało teraz coś na wzór litery V. Sycorax pokazała kolejne miejsce na mapie. Nie wydała z siebie nawet dźwięku. Morrigan widziała, że jest wyczerpana. Tym razem złapała Azazela za rękę i teleportowała się razem z nim. W sam środek gradu.
-Cholera.-Przeklęła gdy perły zaczęły uderzać ją w głowę i szybko wyczarowała nad ich głowami niewidzialną tarczę. Po ziemi turlały się małe kuleczki, ale nie siały szczególnych zniszczeń.
-Robią pentagram.-Oznajmiła wszystkim rysując kolejną linię na mapie.-Teraz tu.-Pokazała im miejsce, które przewidywała na co Sycorax skinęła głową. Tym razem omal nie wybiła zębów wpadając prosto na ogromny głaz wyrastający z ziemi na środku ulicy.-Co czułeś gdy twoje ciało się leczyło?-Zapytała pośpiesznie Azazela.-Mnie czy moją moc?
-Ciebie.-Morrigan spojrzała na Sycorax, ale ta nie dała jej nawet nic powiedzieć.
-Nie mogę go znaleźć w ten sposób. Coś jest nie tak. Nie ma go tam gdzie jest jego moc.
-Ponieważ jego moc to niekoniecznie on. To każdy kto wpisał się do księgi.-Słusznie zauważył Azazel.
-Gdzie jest Harry?-Morrigan wręcz wysyczała przez zęby i dopiero każdy rozejrzał się po pomieszczeniu zauważając, że go nie ma.-Spalę go.-Czuła jak jej oczy zachodzą mgłą.
-To za dużo mocy na Harry'ego.-Starała się uspokoić sytuację Lilith.-To co najmniej mały sabat.
-Co jeśli Harry wziął więcej od Lucyfera niż powinien? Co jeśli wcale nie oddał swoich mocy Bogu? W dodatku jego pochodzenie samo w sobie mogło mu dawać więcej.-Ciśnienie Morrigan wzrosło, o czym przypomniał jej ból głowy. Azazel pocałował ją w skroń, a chwilę później poczuła niesamowity spokój. Pstryknęła palcami, a w jej ręce pojawiła się koszulka Harry'ego. Bez zwlekania rzuciła zaklęcie lokalizujące. Pokazała im miejsce w samym środku nakreślonego pentagramu. Azazel złapał ją szybko za rękę, jakby spodziewał się, że zaraz się teleportuje. Lilith złapała ją za drugą, a Morrigan przeniosła ich do, na pierwszy rzut oka, opuszczonego domu. Wewnątrz było bardzo cicho, ale nie pozwalała się temu zmylić. Czuła jego obecność. Szła dyskretnie za instynktem, nie wydając żadnego dźwięku. Stał do niej tyłem wpatrując się w masywne żelazne drzwi. Nim zdążył zareagować złapała go za głowę i wskoczyła do jego umysłu. Nie było to wcale skomplikowane. Nie miał żadnej bariery. Nie zdążył nawet zacząć walczyć. Zniewoliła go w kilka sekund posyłając mu przy okazji w zapętleniu serię jego największych koszmarów. Opadł na ziemię i patrzył tempo w ścianę.
-Nie dotykaj.-Zatrzymał ją Azazel.-Stal damasceńska. Porani Cię.
-To jak inaczej się tam dostaniemy?
-Ja to zrobię.-Podszedł do drzwi.-Mi nic nie zrobi. Nie ma we mnie nawet kropli krwi, więc mnie nie rozpozna.-Puścił jej oczko i rzeczywiście bez problemu otworzył drzwi. Widziała ulgę malującą się na twarzy Lucyfera gdy ich zobaczył. Azazel szybko zatarł krąg z soli i uwolnił go z łańcuchów.
-Skręcę mu kark.-Wysyczał podnosząc się z ziemi.
-Najpierw przetrząśniemy jego umysł.-Ostudziła jego zapał.
-Musimy zabrać Cię z powrotem do piekła. Niedługo będzie świtać, jeśli nie wrócisz teraz to przepowiednia może się spełnić.-Ostrzegł Azazel. Morrigan nie pozwoliła Lucyferowi się zastanawiać. Przerzuciła bezwładne ciało Harry'ego do piekła, po czym złapała Lucyfera za rękę i teleportowała go ze sobą.
-Sycorax.-Patrzył na nią zaskoczony.
-Chyba czas żebym odeszła.-Powiedziała cicho.-Ma kto o ciebie zadbać.
-Wiesz, miałem wybór.-Wyszeptał Azazel do Morrigan.-Mogłem zrezygnować z naszej więzi. Wtedy odszedłbym, a ty miałabyś szansę na zyskanie więzi z kimś innym.-Przetwarzała te słowa w głowie. Azazel był zmieszany. Niepewny czy powinien jej o tym mówić.
-Dziękuję, że ze mnie nie zrezygnowałeś.
-Nigdy z ciebie nie zrezygnuję.-Zamknął ją w szczelnym uścisku i pocałował czubek jej głowy.-Jesteś moja.
-Mam nadzieję, że nie spotkamy się ponownie jeszcze przez wiele tysięcy lat.-Sycorax zwróciła się do Azazela, który uśmiechnął się szeroko do matki.
-Zadbam o to.-Obiecała Morrigan.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro