Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28

-Możemy porozmawiać?-Zaczepił ją Lucyfer gdy wrócili. Poszła z nim na taras zostawiając Marcela z Harrym.-Musisz zdecydować. Znalazłem odpowiednie miejsce, ale jeśli chcesz go zatrzymać...

-Zabierz go.-Przerwała mu.-Ale obiecaj, że będzie mu dobrze.

-Jedna nasza wiedźma go weźmie. Prowadzi kwiaciarnię na ziemi i opiekuje się swoim siostrzeńcem. Obiecuję, że dobrze się sprawdzi.-Morrigan skinęła głową. Harry wszedł do pomieszczenia i podał Marcela Lucyferowi.

-Wiedziałeś?-Skinął tylko twierdząco głową. Lucyfer szybko zniknął razem ze chłopcem.

-Tak sobie myślałem, może byś chciała gdzieś dzisiaj wyjść?-Podrapał się po karku, a Morrigan starała się ukryć zakłopotanie. 

-Czy to randka?-Zapytała niepewnie.

-Zależy, czy to za wcześnie.-Zarumienił się.

-Zawsze będzie za wcześnie, Harry. Nie chcę Cię zwodzić. Nie wiem czy kiedykolwiek będę mogła być z kimś innym niż Azazel. Moje serce należy do niego.-Miała nadzieję, że to zrozumie. Skinął głową i wyszedł. Morrigan usiadła zmęczona na tronie. Intrygował ją jednak fakt, że pustka po Azazelu wyparowała. Jednak nie czuła się tak jak przed przypieczętowaniem więzi. Czuła się jakby część jej duszy, która została z niej wyrwana wciąż tam była. Z zamyślenia wyciągnął ją Fredric wpadający do pomieszczenia. 

-Wasza okrutność.-Wydyszał i ukłonił się.-Jest coś co na pewno chciałabyś zobaczyć.-Teleportowała się z Fredrickiem nad grób Azazela. W ziemi była wykopana dziura odsłaniająca trumnę, która teraz była otwarta. 

-Spalę tego, który za to odpowiada.-Wysyczała.

-Wolałbym nie.-Jej serce się zatrzymało. Była zbyt przerażona żeby spojrzeć na osobę za nią, ale ten zapach... Gdy po paru chwilach jednak się przełamała, padła na kolana i zaczęła płakać.

-Spokojnie kochanie.-Starł łzy z jej policzków. Był przed nią. Cały i zdrowy. Brudny od ziemi, ale cały. Objęła jego szyję ramionami i wtuliła się w niego. Głaskał ją po włosach i delikatnie kołysał.-Jestem tu Mor. 

-Kocham Cię.-Powiedziała patrząc mu prosto w oczy.

-Wiem.-Starł kolejne łzy z jej policzków.-Ja kocham Ciebie.

-Jak?-Zapytała cicho.

-Zwróciłaś mnie ziemi.-Uśmiechał się do niej szeroko.-Nie zapominaj, że jestem z gliny.-Ulga i szczęście jakie odczuwała były nie do opisania.-Dziękuję.-Pocałował ją w czoło.

-Wracajmy do domu.-Złapała go za rękę i teleportowała do ich komnaty. Od razu weszła do łazienki i napuściła gorącej wody do wanny.-Wchodź.-Ponagliła go, gdy kąpiel była gotowa. Rozebrał się, a Morrigan z ulgą zauważyła, że na jego idealnym ciele nie ma nawet zadrapania. Namoczyła gąbkę i zaczęła bardzo delikatnie przemywać jego plecy. 

-Nie rozpadnę się najdroższa.-Uśmiechnęła się i przycisnęła gąbkę troszkę mocniej do jego ciała. Wciąż nie mogła uwierzyć, że tu był.-Cały czas tu byłem.-Zaskoczył ją.-Wybacz sama pchasz swoje myśli w moją stronę.

-Przepraszam.-Zawstydziła się.-Nieświadomie opuściłam barierę.

-To nic. Naprawdę tu byłem.-Nabrała szamponu na palce i zaczęła masować skórę jego głowy.-Moje ciało się leczyło, ale moja dusza cały czas była przy tobie.

-Cieszę się, że nic Ci nie jest.-Powiedziała zgodnie z prawdą.-To uczucie gdy wbiłam Harry'emu sztylet?

-Wybacz.-Uśmiechnął się pod nosem.-Cieszę się, że Harry nie zdążył.-Powiedział cicho i złożył pocałunek na jej dłoni.

-Jestem twoja Az. Zawsze będę.-Zapewniła go.

-Wiem, ale oszustwo i chaos nie brzmią bezpiecznie.-Uśmiechnął się słabo.

-Nie myśl o tym.-Morrigan złożyła delikatny pocałunek na jego ustach.-Zjedzmy coś.-Wyszedł z wanny i założył na siebie czarne spodnie i tego samego koloru koszulę, której większość guzików zostawił rozpiętych.

-Pobrudziłem Cię.-Rzeczywiście jej ubranie nosiło na sobie ślady ziemi.

-To nic.-Przebrała się w długą sukienkę. Gorset i góra spódnicy były granatowe, ale dół stopniowo przechodził w turkus. Całość pokryta były złoto-czarną koronką, tworzącą łodygi, do których przyszyte zostały turkusowe kwiaty.-Chodźmy.-Skierowali się do jadalni i zajęli miejsce przy stole. 

-Jesteś przepiękna.-Azazel wsunął kosmyk włosów Morrigan za jej ucho. Dziewczyna się zarumieniła co nie uszło jego uwadze. Lucyfer teleportował się do pomieszczenia i Morrigan nie była pewna czy ona się bardziej przestraszyła czy jej ojciec.

-Już myślałem, że się nie wykopiesz.-Powiedział po chwili z ulgą do Azazela i poklepał go po ramieniu.

-Wiedziałeś?-Morrigan krzyknęła na niego.

-Nie bawimy się ogniem w domu.-Uprzedził ją.-Nie byłem pewny. Nic nie mówiłem, bo nie chciałem Ci robić nadziei w razie gdyby jednak się nie udało.-Morrigan skinęła głową, dając mu do zrozumienia, że rozumie jego postawę.-Dobrze Cię widzieć.

-Na demony.-Powiedziała Lilith widząc Azazela w pomieszczeniu. Za nią do środka wszedł Harry, który tylko pobladł.-Ziemia Cię uleczyła?-Skinął twierdząco głową.-Nigdy nie wątpiłam w magię Sycorax.-Uśmiechnęła się szeroko i pocałowała go w policzek. Azazel tylko uśmiechnął się słabo, a Morrigan zmarszczyła brwi. Dlaczego namawiała ją aby dała szansę Harry'emu skoro spodziewała się, że Azazel wróci. Spojrzała na swojego narzeczonego.

Co wiesz?

To nic takiego, kochanie.

Azazel.

-Sycorax.-Zamyślił się Lucyfer, co przerwało ich niemą rozmowę.

-Gdy moje ciało się leczyło moja dusza była tutaj.-Wyjaśnił.-Moja więź z Mor pozwoliła mi poruszać się tutaj swobodnie i czuwać nad nią. Sycorax czuwa nad tobą.-Morrigan widziała ulgę na twarzy ojca.-Co prawda czasem ma Cię dość, ale jest przy tobie.-Zaśmiał się. Uwielbiała ten dźwięk. Jedli kolację, a Lucyfer i Lilith zasypywali Azazela pytaniami. Harry nie odezwał się słowem. Obserwował tylko dokładnie każdego z nich.

-Z chęcią odpowiem na wasze pytania, ale chciałbym spędzić trochę czasu z moją piękną narzeczoną.

-Daj mu spokój, mnie zna dłużej.-Lucyfer zaczął się przekomarzać z Morrigan.

-Chcesz się o to pokłócić?-Rzuciła wyzywająco.-Nie bawimy się ogniem w domu, ale nic nie stoi na przeszkodzie żebyśmy wyszli na dwór.

-Jest cały twój.-Uniósł ręce w geście kapitulacji.-Nie chcę skończyć jak biedny Benjamin.-Morrigan zgromiła ojca wzrokiem, a Azazel parsknął śmiechem. Wstał od stołu i wyciągnął w jej stronę rękę, którą od razu przyjęła.

-Nie martw się znajdę dla ciebie trochę czasu.-Odwrócił się rozbawiony do Lucyfera.

-Na to liczę przyjacielu.

-Tęskniłem za tobą.-Azazel zwrócił się do Morrigan gdy wyszli z pałacu.-Byłem przy tobie, ale nie mogłem nic Ci powiedzieć, czy Cię dotknąć. Widziałem jak cierpisz i nie mogłem Ci pomóc.

-Ale jesteś tu teraz.-Ścisnęła mocniej jego rękę.-Nikt nas już nie rozdzieli.-Już miał ją pocałować, gdy poczuła dziwny dreszcz na kręgosłupie.-Ktoś tu jest.-Wyszeptała praktycznie w jego usta.

-Nie daj po sobie poznać.-Również wyszeptał i złączył ich usta. Nie było jej dane skupić się na pocałunku, ponieważ w trakcie niego taksowała za pomocą swoich mocy otoczenie. Gdy w końcu trafiła na tego kogo wyczuła, złapała go i przyciągnęła do siebie. Oderwała się od Azazela i spojrzała na efekt polowania.

-Mogę w czymś pomóc?-Zapytała Harry'ego, którego wyciągnęła z krzaków.

-Spacerowałem.-Był widocznie zawstydzony.

-Więc spaceruj Harry, ale nie szpieguj mnie.-Ostrzegła go.-Konsekwencje nie będą przyjemne.-Skinął głową i szybko odszedł.-Wracajmy do domu.

-To miejsce wygląda inaczej.-Zauważył.-Żywiej.

-Nie potrafimy znaleźć przyczyny. Aczkolwiek to chyba nic złego.

-Nie martw się.-Azazel złożył czuły pocałunek na ramieniu Morrigan, gdy znaleźli się w ich sypialni.

-Po prostu dziwnie się zachował.-Morrigan rozpływała się pod ustami Azazela wędrującymi po jej ramieniu w stronę szyi, którą automatycznie odchyliła.-Bóg chaosu i oszustwa. Harry przylgnął do mnie jak mucha do lepa, gdy odszedłeś. Chciał mnie pocałować, zabrać na randkę.-Azazel wyraźnie się napiął.

-Wiem, kochanie. Nie ufam mu, ale nie podejmujmy gwałtownych decyzji. Wybadamy go, ale musimy być ostrożni. Może to nic takiego.-Skinęła głową, złapała Azazela za policzki i złączyła ich usta. Owinął rękę wokół jej tali i przyciągnął bliżej. Jednak ich pocałunki nie były agresywne. Były czułe i pełne tęsknoty. Rozwiązał gorset, co sprawiło, że suknia całkiem z niej spadła. Podniósł ją jakby nic nie ważyła i odłożył delikatnie na łóżko. Całował wierzch jej stóp, masując przy tym łydki. Sunął ustami coraz wyżej, a jego dłonie pieściły całe jej ciało. Zdjął nieśpiesznie koszulę i przylgnął ustami do jej szyi. Zaczęła rozpinać jego spodnie.

-Mamy całą wieczność dla siebie kotku.-Uśmiechnął się, ale ściągnął resztę swoich ubrań. Wsunął na siebie prezerwatywę, ale nie wszedł w nią. Całował ją czule i co jakiś czas zdarzyło mu się o nią otrzeć. Jęknęła głośno, gdy wypełnił ją z zaskoczenia.-Kocham Cię.-Wyszeptał do jej ucha gdy poruszał się w niej powoli. Był bardzo czuły. Nigdzie się nie śpieszył, a Morrigan była najszczęśliwsza na świecie, że miała go przy sobie.

-Wyjdziesz za mnie Morrigan?-Zapytał gdy kreślił różne wzory opuszkiem palca na jej nagim ramieniu. Dziewczyna uniosła głowę z jego torsu i spojrzała na niego z uśmiechem.

-Myślałam, że mamy to za sobą.

-Nie chcę czekać. Wiem, że masz dopiero dziewiętnaście lat, ale jeśli tylko jesteś gotowa...-Nie dała mu dokończyć, przywierając swoimi ustami do jego.

-Możemy zacząć planować.-Powiedziała z uśmiechem, a na twarzy Azazela zagościła ulga.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro