24
Morrigan spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nadszedł dzień pochówku Azazela. Powiedzieć, że wyglądała marnie to duże niedopowiedzenie. Jej oczy były podkrążone od płaczu i braku snu. Skóra była przerażająco blada, a włosy splątane. Nie wychodziła z pokoju od czterech dni i nikogo też do niego nie wpuszczała. Wliczając jej dziewiętnaste urodziny, o których zapomniała. Weszła do łazienki w celu wzięcia prysznica i umycia włosów. Po wykonaniu wszystkich wcześniej wymienionych czynności, umyła zęby i wykonała mocny makijaż. Wysuszyła włosy i zostawiła je z ich naturalnym, delikatnym skrętem. Założyła na siebie długą czarną sukienkę z rozcięciem na prawej nodze. Gorset, dekolt i ręce pokrywała czarna koronka. Ostatnie na co miała ochotę to dbanie o swój wygląd, ale wciąż była królową. Powtarzała sobie w myślach, że da radę, ale nie była do tego przekonana. Nie mając wyjścia, wyszła z pokoju i udała się do sali tronowej, w której wszyscy byli już zgromadzeni. Na środku stała czarna trumna ze złotymi zdobieniami. Obok było postawione zdjęcie Azazela z racji, że trumna była zamknięta. Rozmowy ucichły, a wszystkie oczy zostały skierowane na nią. Stanęła przy mównicy z ogromną gulą w głosie. Nigdy nie spodziewała się, że jej życie się tak potoczy. Patrzyła na wszystkich zgromadzonych i zastanawiała się czy to jest w ogóle tego warte. Szybko wzięła się w garść. Musiała żyć za ich oboje. Wzięła głęboki oddech, który miał ją uspokoić i zbliżyła się do mikrofonu.
-Zebraliśmy się dzisiaj, aby upamiętnić Azazela. Był wspaniałym wojownikiem, oraz idealnie nadawał się na lidera.-Głos jej się lekko załamał. Kartka dla niej przygotowana zdawała jej się zbyt pusta. Zbyt bezuczuciowa. Niegodna Azazela. Odnalazła w tłumie Isabele, która uśmiechała się współczująco.-Był niesamowity w tym, co robił. Potrafił doprowadzać mnie do szaleństwa i szczęścia jednocześnie. Stawiał swoich bliskich na pierwszym miejscu. Dla każdego z nas znaczył coś innego. Dla jednych był wrogiem, dla innych bratem. Dla mnie był narzeczonym, ale też najlepszym przyjacielem. Był zarówno moim przeciwnikiem jak i sprzymierzeńcem. Sprawiał, że czułam się bezpiecznie i spokojnie. Nigdy nie zatrzymywał się w drodze do celu. Był wyjątkowy pod każdym względem. Mimo wrażenia jakie wywoływał u innych miał piękne, nieporównywalne wnętrze. Poświęcił swoje życie dla mojego. Uratował mnie. Ratował mnie każdego dnia starając się o mój uśmiech i szczęście. Zapytałam go kiedyś co to innamorare. To jak najlepszy przyjaciel, ale więcej. To jedyna osoba na świecie, która zna Cię lepiej niż ktokolwiek inny. To ktoś, kto czyni cię lepszą osobą. Właściwie nie czyni cię lepszym człowiekiem, robisz to sam, ponieważ cię inspiruje. Innamorato to ktoś, kogo nosisz ze sobą na zawsze. To jedyna osoba, która Cię znała, akceptowała i wierzyła w Ciebie, zanim zrobił to ktokolwiek inny lub kiedy nikt inny nie zrobiłby tego. Bez względu na to, co się stanie, zawsze będziesz ją kochać. Nic nigdy tego nie zmieni. Azazel był moim innamorato. Kochałam go i będę go kochać zawsze. Jego śmierć skłoniła mnie do przemyśleń, czy to wszystko ma dalej jakieś znaczenie. Myślałam, że moje życie bez niego jest bezwartościowe. Zrozumiałam jednak, że jego ostatnie słowa miały głębszy sens. Kazał mi walczyć, aby wygrać. Nie chodziło o wojnę. Chodziło o moje życie. Kazał mi walczyć, abym wreszcie była szczęśliwa. Może nie ma go już z nami fizycznie, ale na zawsze pozostanie w naszych sercach i wspomnieniach.-Zakończyła swoją przemowę i zeszła na bok.
Starła szybko łzy, które właśnie opuściły jej oczy. Czuła, że nie może okazać słabości. Isabele zamknęła ją szczelnie w swoich ramionach i gładziła dłonią jej plecy. Morrigan schowała twarz w zagłębienie jej szyi i starała się uspokoić. Została jeszcze chwilę na stypie i wróciła do swojego pokoju. Nie blokowała dłużej swoich emocji. Usiadła na łóżku i rozpłakała się jak małe dziecko. Cała sytuacja ją przerastała, ale musiała być silna dla niego. Czego jednak nie dotknęła nawiedzały ją wizje. Jej moce zerwały się ze smyczy i nie umiała ich ponownie przywrócić do porządku.
Morrigan leżała w ich łóżku. Była skoncentrowana na książce, którą czytała i nie zwracała uwagi na otaczający ją świat. Azazel usilnie próbował ją sprowokować. Stukał ją w udo, ale go ignorowała. W końcu dał za wygraną i po prostu leżał na boku, przyglądając się jej twarzy. Zaczynało ją to krępować, ale udawała, że jej to nie rusza.
-Jesteś piękna.-Powiedział cicho. Morrigan oderwała się od książki i spojrzała na niego lekko zawstydzona.
-Dziękuję.-Zarumieniła się lekko.
-Nie dziękuj. Chcę abyś wiedziała, że jesteś idealna.-Odgarnął włosy z jej twarzy.
-Nikt nie jest idealny.-Patrzyła mu prosto w oczy.-Każdy z nas ma inny wzorzec ideału, dlatego nikt nie może być taki w stu procentach. Możemy jedynie się w jakimś stopniu wpasowywać w czyjś wzorzec ideału.
-W takim wypadku ty jesteś moim ideałem.-Złączył ich usta, a Morrigan wiedziała, że nie wolałaby być przy nikim innym.
Wyrwała się z wizji. Zdążyli stworzyć mnóstwo wspaniałych wspomnień. Przerażała ją pustka jaką czuła. Usłyszała ciche pukanie, po czym drzwi się lekko uchyliły. Stał w nich Lucyfer i patrzył na nią zmartwionym wzrokiem.
-Mogę?-Zapytał niepewnie, a Morrigan kiwnęła twierdząco głową. Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Usiadł koło niej i nic nie mówiąc wziął ją w ramiona. Tego było jej trzeba. Nie potrzebowała pustych słów pocieszenia. Potrzebowała poczucia, że nie jest sama. Bujał nimi lekko, a Morrigan stopniowo się uspokajała. Zdała sobie sprawę z tego, że on ją rozumie. W końcu też stracił innamoratę.
-Kiedy to uczucie minie? Czuję się jakbym straciła część swojej duszy.-Zapytała dalej będąc wtulona w jego tors.
-Jeśli chcesz żebym był szczery to nigdy. Wasze dusze były dosłownie połączone. Tracąc jego straciłaś dosłownie część swojej duszy. Z czasem nauczysz się z tym żyć.
-Dziękuję, że jesteś.-Powiedziała zachrypniętym głosem.-I dziękuję, że jesteś ze mną szczery.
-Nie będę Cię okłamywał. Nie będzie lepiej. Po prostu w końcu się z tym pogodzisz i stłumisz ból, ale on nigdy nie odejdzie.-Morrigan skinęła głową.-Wykorzystaj tyle czasu ile Ci potrzeba. Pamiętaj tylko, że twoje wizje potrafią być zdradliwe. Będę w pobliżu jeśli będziesz mnie potrzebować.
-Dziękuję.-Sama nie wiedziała jak, ale udało jej się zasnąć.
Morrigan stała przed drzwiami do sali tronowej. Miała na sobie czerwoną suknię, z szeroko rozkloszowanym dołem. Gorset był wykonany w kształcie serca i zarówno jego jak i górną część spódnicy pokrywała czarna koronka. Środek spódnicy pozostał gładki, natomiast na samym dole również pojawił się pasek czarnej koronki. Jej włosy były całkiem białe i upięte. Gdzieniegdzie zdobiły je białe perły. Czerwona szminka była dopasowana do sukni i krwistego koloru jej oczu.
-Jesteś najpiękniejszą mroczną panną młodą jaką było dane mi oglądać.-Isabele się wzruszyła. Morrigan miała wrażenie, że czas lekko przyspieszył. Spojrzała na teraz otwarte drzwi i na ołtarz. W jego centrum stał Azazel uśmiechający się szeroko.
Morrigan zerwała się z łóżka i tej nocy sen nie był już jej pisany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro