Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23

Odzyskanie anielskich mocy okazało się jednak najprostsze ze wszystkich trzech. Morrigan miała je we krwi. Wystarczyło je aktywować, a Azazel czerpał niepohamowaną przyjemność z bycia ich aktywatorem. Wiedzieli jednak, że muszą zakończyć ten spór raz na zawsze. Jeśli tym razem chcieli wygrać musieli mieć każdego ze sobą. Włącznie z Lilith. Musiała jednak odzyskać moce, nie odbierając ich Morrigan. Dziewczyna miała plan, który mógł się udać. Mocno się umalowała i ułożyła włosy. Założyła na siebie długą czarną suknię, zdobioną złotymi elementami na gorsecie, które nadawały jej zbrojnego nastroju. Wsunęła na głowę koronę i weszła do sali tronowej, stając przed tronem. Przed nią stali wszyscy przedstawiciele demonów z królami na czele. Za nią stał Lucyfer, Azazel i Lilith. 

-Proszę o ciszę!-Zwróciła uwagę na siebie.-Jak możecie zauważyć, jest z nami dzisiaj bardzo ważna osoba, Lilith. Cieszymy się wszyscy z faktu, że może z nami tutaj być po osiemnastu  latach niewoli w niebie. Pora się odpłacić za krzywdzenie i wieczne poniżanie nas. Aby nam się to udało wszyscy musimy być w pełni sił łącznie z Lilith, która aktualnie nie ma mocy. Każdy demon musi oddać jej minimalną cząstkę mocy. Nie odczujecie różnicy, a odbudujecie jej moc.- Skończyła swoją przemowę, a przed szereg wyszedł Belzebub. 

-Nie oddamy jej swoich mocy.-Sprzeciwił się.

-To nie była prośba, a rozkaz.-Powiedziała groźnie.

-I co niby ty nam zrobisz? Też nie masz mocy. W zasadzie nie powinnaś już być królową.- Podniósł jej ciśnienie, a mała ilość mocy, którą dostała w nadmiarze od Lucyfera, mocno zachwiała jej kontrolę. Uniosła Belzebuba nad ziemię wykorzystując swoją moc i zacisnęła ją na jego szyi.

-Mogę Ci skręcić kark i wszczepić całą twoją moc w Lilith.-Nie upłynęło dziesięć sekund, a część jego mocy przefrunęła z jego ciała do ciała kobiety. Morrigan opuściła go gwałtownie na ziemię i zwróciła się do tłumu.-Ktoś jeszcze ma jakieś zastrzeżenia odnośnie mojej pozycji oraz moich rozkazów?-Zapytała, ale nie uzyskała odpowiedzi.-Tak myślałam. Do końca dnia każdy ma się wstawić na transfuzję mocy. Bez wyjątku. Rozejść się. A wy-Wskazała na pozostałych królów.- zabierzcie go z mojej podłogi.-Kiwnęła głową na Belzebuba klęczącego na ziemi i trzymającego się za gardło.

-Właśnie tak robią to doskonali władcy.-Lucyfer powiedział pełen aprobaty. Morrigan usiadła na tronie i czekała na pierwszego demona. Po całym dniu potęga Lilith była odbudowana.

***

Kolejny dzień. Kolejny raz stanęli na polanie. Kolejny raz stanęli do walki. Wiedzieli, że nie mogą sobie pozwolić na kolejną przegraną. Słońce okalało ich twarze. Pogoda była cudowna, a wszystko wokoło wydawało się takie błogie i spokojne. Nic nie pokazywało tego, co zaraz miało się wydarzyć. 

-Pamiętajcie, walczymy, żeby wygrać!-Krzyknęła do wszystkich, a oni jej za wiwatowali. Po chwili pojawili się przeciwnicy.-Nie wiecie, że nie ładnie się spóźniać?

-Wybacz zastanawialiśmy się, czy jest to warte naszego czasu, ale jednak postanowiliśmy zobaczyć, co może nam zrobić dziewczynka bez mocy.-Odpowiedział jej nie kto inny jak sam Bóg.

-Obawiam się, że się nie dowiecie.-Wypuściła płomienie z rąk.-Patrząc na waszą ilość to spodziewaliście się tego, inaczej byłoby was o wiele mniej.-Ich liczba dorównywała żołnierzom sprowadzonym przez Azazela. Gdyby się tego nie spodziewali nie byłoby ich aż tyle. Ku zaskoczeniu Morrigan zaatakowali pierwsi. Każdy walczył jakby miało nie być jutra, ale to armia Morrigan znacznie wychodziła na prowadzenie. Lilith walczyła niesamowicie. Używała swoich mocy z odpowiednią strategią i techniką. Azazel i Harry również bardzo dobrze sobie radzili. O dziwo wręcz sobie pomagali. Lucyfer sprawiał wrażenie, że palenie swojej rodziny sprawia mu satysfakcję. Reszta demonów i wiedźm również doskonale dawała radę. Królowie używali swoich plag, co dawało niezłe wrażenie. Morrigan walczyła głównie za pomocą płomieni, ale wykorzystywała też demoniczne moce. Z każdym przeciwnikiem stawała się coraz pewniejsza siebie i skuteczniejsza. Kopnęła jakąś kobietę w brzuch tak, że zgięła się w pół po czym uderzyła w nią kulą ognia. Ktoś chciał ją zaatakować od tyłu ale zrobiła unik. Złapała mężczyznę za rękę, którą chciał ją uderzyć, a następnie mu ją złamała. Korzystając z momentu, że był rozkojarzony użyła demonicznych mocy, a on momentalnie zamienił się w popiół. Między oczami mignęła jej zadowolona mina Boga. Wyglądał jakby wszystko szło po jego myśli. Rozkojarzyła się i to był jej błąd. W jej stronę leciała potężna kula mocy, skierowana przez jej kochającego dziadka. Wiedziała, że nie zdąży się już obronić. Gdy żegnała się już z życiem czując smak porażki, stało się coś czego się najmniej spodziewała. Azazel zasłonił ją swoim ciałem, przejmując atak na siebie. Wszystko działo się bardzo szybko. Opadł na ziemię. Morrrigan oszołomiona klęknęła obok niego i uniosła go do swojej klatki piersiowej. Nie był martwy, ale czuła, że koniec jest bliski. Patrzył na nią swoimi pięknymi oczami, a ona nie mogła powstrzymać łez napływających do jej oczu.

-C-coś jest nie tak.-Wyjąkała.-Nie czuję twojego bólu.-Pierwsza łza opuściła jej oczy.

-To dlatego, że nie boli.-Wychrypiał cicho i starł dłonią jej policzek.-Morrigan, nie zapominaj. Walcz, aby wygrać, nie ważne co. Kocham Cię.-Jego oczy zaszły lekką mgłą, a głowa opadła bezwładnie.

-Nie, nie, nie.-Pokręciła głową i zaczęła szlochać.-Nie zostawiaj mnie Az.-Potrząsnęła nim lekko.-Azazel!-Krzyknęła. Poczuła ciepłą dłoń ściskającą jej ramie. Spojrzała na Lilith, która miała wymalowaną na twarzy troskę. Zamknęła mu oczy, teleportowała jego ciało do Pandemonium i podniosła się z ziemi. Bóg starał się odebrać jej wszystko. Poczuła wzrastający w niej gniew i nie miała już żadnych granic. Nadszedł czas, aby to ona coś mu odebrała. Szła do celu dosłownie po trupach, a jej celem było zwycięstwo. Stanęła przed najstarszym członkiem tej rodziny i użyła ataku jaki trenowała ostatnio z Azazelem. Wykorzystywał wszystkie jej moce i łączył je w jedno potężne uderzenie. Krzyknęła pełna gniewu i rozpaczy, po czym zaatakowała Boga z całych sił. Lucyfer szybko znalazł się koło niej, aby jej pomóc. Jak sama przepowiednia mówiła razem mogli się równać z Bogiem. Tyle, że Morrigan czuła jak jej moc staje się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Opierał się im, ale dla Morrigan już nic innego się nie liczyło. Nie miała litości. Zebrała całe swoje siły i przeciążyła szalę. Patrzyła jak opada bezwładnie na ziemie. Wygrali. Nie czekała sekundy dłużej. Teleportowała się do domu i padła na kolana obok ciała Azazela.

-Az.-Potrząsnęła nim. Łzy leciały jej ciurkiem po policzkach.-Proszę Cię obudź się.-Szeptała.-Nie chcę tego wszystkiego robić bez ciebie. Nie mogę. Proszę Cię.-Nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Sama nie wiedziała czego się spodziewała. Wtuliła się prawdopodobnie ostatni raz w jego ciało. Nie mogła uwierzyć w to, że odszedł. Nie chciała w to uwierzyć. Czuła jakby ktoś wyrwał z niej cząstkę duszy. Nie była pewna jak długo trzymała jego ciało. Ocknęła się gdy poczuła ciepłą dłoń na ramieniu. Spojrzała w górę i zobaczyła Lucyfera. Podniosła się z ziemi i puściła już zimną dłoń Azazela. Lucyfer wziął ją w swoje ramiona, a ona wtuliła się w jego tors i rozpłakała jak małe dziecko. 

-Wiem, słońce.-Powiedział cicho i gładził dłonią jej plecy. Nie wiedziała jak ani kiedy, ale znalazła się w ich sypialni. Została sama. Leżała na łóżku i przytulała się do poduszki przesiąkniętej jego zapachem. Wiedziała, że już nigdy go nie dotknie, ani nie usłyszy jego melodyjnego głosu.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro