Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

Morrigan leżała na łóżku i czekała, aż Azazel wyjdzie z łazienki. Odkąd zwolniła go z obowiązku znacznie się do siebie zbliżyli. Azazel nawet w rozmowie był bardziej otwarty. Drzwi lekko zaskrzypiały, więc Morrigan przeniosła wzrok na bruneta. Jego włosy były mokre, ale nie odejmowało mu to uroku. Miał na sobie same dresy. Po jego wysportowanej klatce piersiowej powoli spływały niedokładnie wytarte krople wody. W pokoju panował półmrok, co w opinii Morrigan sprawiało, że wyglądał jeszcze lepiej. Nieświadomie przygryzła wargę i obserwowała jak wyciera włosy. Przyłapał ją na tym, że na niego patrzyła i uśmiechnął się szeroko. Odłożył ręcznik na fotel i podszedł powoli do łóżka. Złożył pocałunek na ustach Morrigan i zaczął się od niej odsuwać. Nieusatysfakcjonowana złapała go za kark i przyciągnęła z powrotem do siebie, łącząc ich usta w pełnym pasji pocałunku.

Azazel wsunął swoją dłoń pod koszulkę od piżamy Morrigan i powoli sunął nią po jej brzuchu w górę. W końcu dotarł do piersi i zaczął ugniatać jedną z nich. Morrigan jęknęła mu w usta, czując podniecenie rozlewające się po całym ciele. Jeździła dłońmi po jego plecach, gdy złapał za dół jej koszulki. Bez zawahania uniosła się w górę umożliwiając mu przeciągnięcie jej przez głowę. Opadła z powrotem na poduszki. Azazel rzucił niedbale górną część jej ubioru na podłogę i znowu zaatakował jej usta, ciągnąc zębami za jej wargę. Zszedł ustami w zagłębienie jej szyi, a Morrigan odchyliła lekko głowę dając mu większy dostęp. Całował i przygryzał jej skórę. Dmuchnął delikatnie na ślad, który zostawił na jej szyi i pocałował go. Zaczął schodzić coraz niżej do jej obojczyków, a następnie klatki piersiowej. Dmuchnął na jej sutki, co podnieciło ją jeszcze bardziej. Wziął jednego do buzi i go zassał, po czym owinął wokół niego swój język. Jej oddech robił się stopniowo cięższy. Azazel oderwał się od jej piersi i składał pocałunki w dół jej brzucha. Po chwili jednak złapał za gumkę jej spodenek, a gdy uniosła dolne partie ciała,  gwałtownie ściągnął ostatnią część jej ubrania i pozbył jej się tak samo jak koszulki. Sunął opuszkami palców po jej udach, co jakiś czas składając pocałunki na ich wewnętrznej stronie. Gdy Morrigan najmniej się tego spodziewała przejechał jednym palcem po jej pulsującej z podniecenia łechtaczce, co doprowadziło ją do szaleństwa. Zadowolony uzyskaną reakcją potarł ją jeszcze parę razy i włożył w nią dwa palce, co poskutkowało głośnym jękiem. Na początku poruszał swoimi palcami powoli, ale stopniowo zwiększał tempo i siłę pchnięć. Morrigan miała wrażenie jakby traciła łączność ze światem. Zacisnęła mocno dłonie na pościeli, ale na niewiele się to zdało. Azazel nie przestawał błądzić ustami po jej ciele, a chwilę później wyciągnął z niej swoje palce i je oblizał. Schylił głowę i chuchnął na jej łechtaczkę po czym ją polizał. Zaczął ją ssać, a Morrigan wiedziała, że jest już bardzo blisko. Azazel też o tym wiedział, ponieważ ich więź dawała o sobie znać kiedy tylko się dało. Odsunął się od niej, ale Morrigan wiedziała, że to jeszcze nie koniec.

Złapała za jego dresy i ściągnęła je w dół na tyle na ile mogła, uwalniając jego sporych rozmiarów erekcję. Zdjął spodnie do końca, a Morrigan nie tracąc czasu złapała w dłoń jego członka i zaczęła nią jeździć w górę i dół. Zmienili pozycję tak, że to on teraz był pod nią. Zeszła w dół i przejechała językiem po całej długości jego penisa, po czym wzięła go do ust. Wykonywała płynne ruchy w górę i w dół. Tą część, której nie obejmowała ustami, masowała ręką. Przymknął oczy z rozkoszy i cicho jęczał. Odsunęła się od niego, a on znowu znalazł się nad nią naciągając prezerwatywę. Wszedł w nią płynnym ruchem, powodując u niej jęk rozkoszy. Na początku poruszał się wolno, ale z czasem zaczął przyśpieszać ruchy biodrami, gwarantując jej niesamowite przeżycia. Jeździła paznokciami po jego plecach, zostawiając po sobie ślad. Cały pokój wypełniały ich jęki. Czuła, że jest już blisko. Doszła wyjękując jego imię, a on zrobił to samo zaraz po niej. Wyszedł z niej i wyrzucił zużytą prezerwatywę do kosza. Złożył ostatni pocałunek na jej ustach i przykrył ich kołdrą.

Morrigan obudziła się rano w ramionach Azazela i spojrzała na jego spokojną twarz. Wstała po cichu, aby go nie obudzić i poszła do łazienki. Umyła dokładnie swoje ciało i włosy. Owinęła się ręcznikiem i zajęła suszeniem włosów. Gdy były perfekcyjnie ułożone, wykonała swój standardowy makijaż i założyła na siebie długą sukienkę na ramiączkach. Była stosunkowa prosta. Gorset, od którego wychodziła rozkloszowana spódnica sięgająca jej do kostek. Materiał był fioletowo granatowy z elementami srebrnego brokatu, w zależności od tego pod jakim kątem się na nią patrzyło. Morrigan tęskniła za zwykłym ubiorem, ale musiała się dostosować. Wsunęła stopy w czarne szpilki, popsikała się swoimi ulubionymi perfumami i udała się do sali konferencyjnej. Spojrzała na listę informacji, która codziennie pojawiała się nowa i przejrzała ją. Wyglądało na to, że wszystko zostało w miarę ogarnięte i nie miała za bardzo nic do roboty. Do pokoju wszedł Harry i ukłonił się przed nią.

-Mogę?-Zapytał, głową wskazując na jedno z krzeseł.

-Jasne.-Usiadł, a Morrigan spojrzała na niego przenikliwie.-Więc Harry powiedz mi jakim sposobem się tutaj dostałeś.

-Lucyfer mnie wpuścił.-Powiedział jak gdyby nigdy nic, a Morrigan spojrzała na niego jak na idiotę.

-Tyle to ja wiem, ale dlaczego Cię wpuścił.

-Tak właściwie to nie wiem.-Wzruszył ramionami.-Wypytywał o moją rodzinę i czemu Bóg mnie wybrał. Początkowo nie chciał mi zaufać, a później pokazałem mu zdjęcie i zmienił zdanie.

-Dzień dobry kochanie.-Azazel zawitał w pomieszczeniu.-Harry.-Skinął do niego, niechętnie głową. Pocałował Morrigan w szyję, a dokładnie malinkę, którą zrobił zeszłej nocy i usiadł po jej prawej stronie na przeciwko Harry'ego. Morrigan uśmiechnęła się do niego. Azazel znaczył teren, a szczególnie przy Harrym. Morrigan jednak to nie przeszkadzało. Lubiła świadomość, że jest jego. 

-Harry, jakie zdjęcie.-Wróciła do nurtującego ją pytania. Położył fotografię na stole i przesunął ją w jej stronę. Przedstawiała ona piękną brunetkę, z dołeczkami. Wzięła zdjęcie do rąk, aby lepiej mu się przyjrzeć. Jednak nie było jej to dane, ponieważ wylądowała w wizji, którą już kiedyś miała. Wtedy na korytarzu. Z tą różnicą, że tym razem widziała wszystkie twarze. Obserwowała doskonale znany jej rozwój wydarzeń. Przyjrzała się kobiecie, która była innamoratą jej ojca i była to ta sama kobieta, co na fotografii Harry'ego-Sycorax. Słyszała z oddali swoje imię, a wszystko zaczęło się trząść. Wróciła do rzeczywistości i spojrzała na Azazela potrząsającego jej ramionami. 

-Nienawidzę gdy to robisz.-Powiedział z troską.

-Wszystko dobrze.-Uśmiechnęła się do niego uspokajająco.-Skąd masz to zdjęcie?-Tym razem zwróciła się do Harry'ego.

-To moja matka.-Szukała kłamstwa, ale Harry albo mówił prawdę, albo dobrze ją ukrywał.

-Fredrick!-Zawołała go i czekała aż pojawi się w pomieszczeniu.-Czy mógłbyś sprowadzić tu Lucyfera?

-Oczywiście.-Ukłonił się i opuścił pomieszczenie.

-Witajcie dzieci, jak wam się spało?-Lucyfer wszedł do pomieszczenia, a Morrigan zmierzyła go wzrokiem.

-Siadaj.-Powiedziała stanowczo, co od razu wykonał.-To chyba odpowiedni moment żebyś wreszcie opowiedział nam o Sycorax.

-Nie wiem o czym mówisz.-Zmieszał się.

-Doskonale wiesz o czym mówię.

-Nie będziemy o tym rozmawiać.-Powiedział stanowczo.

-Kiedy to nie była prośba.-Powiedziała z pozornym spokojem.

-Skąd w ogóle wiecie o jej istnieniu?-Lucyfer się złamał.

-Pewnie stąd, że to matka Harry'ego, a ja miałam wizję.

-Jaką wizję?-Sprytnie odciągał w czasie swoją spowiedź.

-Z dnia rozpoczęcia wojny.-Lucyfer wiedział dokładnie o jakim dniu mówiła Morrigan.

-Sycorax była moją prawą ręką.-Westchnął i zaczął mówić.-Była moją innamoratą, dlatego zawsze walczyła u mojego boku. Azazel jest jej największym dziełem. Gdy go tworzyła to wszczepiła w niego część siebie, dlatego jednak uznawaliśmy go od zawsze za jej syna, a nie wytwór.

-Chwila.-Harry wtrącił mu się w wypowiedź.-Skoro była twoją innamoratą, to znaczy, że jesteś moim ojcem?-Morrigan zakrztusiła się swoją kawą. 

-Nie jestem twoim ojcem. Byliśmy tylko przyjaciółmi. Właśnie z tego powodu tak naciskałem na wasz ślub.-Spojrzał na Morrigan i Azazela.-Wasza więź zwiększa się z dnia na dzień, ponieważ to wy zbliżacie się do siebie bardziej każdego dnia. Jako przyjaciele nie bylibyście w stanie wykorzystać pełnego potencjału innamorare. Sycorax na wojnie za bardzo się ode mnie oddaliła, a nasza więź była za mała żebym mógł wyczuć, że jest w niebezpieczeństwie, dlatego tego dnia nie straciliśmy tylko Lilith, ale jeszcze Sycorax.

-Odnośnie Lilith.-Harry podrapał się po karku.-To ona nie jest tak do końca martwa.

-Że co?-Lucyfer lekko się uniósł, a Morrigan miała wrażenie, że jej krew zaczęła się gotować.

-Lilith nie zmarła. Jest w jednej z celi w niebie. Po prostu przeszła rytuał pozbawienia mocy, które jakimś sposobem trafiły do ciebie.-Spojrzał na Morrigan, która nerwowo zaciskała ręce na oparciu krzesła. 

-Jak długo o tym wiesz?-Zapytała zdenerwowana. Kontrolowała się, ale sama nie była w stanie oszacować jak długo będzie w stanie to robić.-Jak długo o tym wiesz?-Wycedziła przez zęby, gdy nie uzyskała odpowiedzi.

-Od początku.-Mruknął cicho.

-Chcesz mi powiedzieć, że cały ten czas wiedziałeś, że moja matka żyje i mi o tym nie powiedziałeś, a wręcz ukrywałeś to?-Podniosła się z krzesła i oparła dłońmi o blat. Jej oczy samoistnie zaszły mgłą.

-Kochanie...-Azazel potarł jej plecy co lekko ukoiło jej nerwy, ale nie pomogło wystarczająco.

-Jestem ciekawa jak długo zamierzałeś tu ukrywać.

-Mor...-Harry próbował ją uspokoić, ale w rezultacie z jej palców wystrzeliły iskry, które prawdopodobnie wypaliłyby dziurę w stole, gdyby nie był kamienny.

-Morrigan.-Zwrócił się do niej spokojnie lecz z nutką stanowczości Lucyfer.-Wszyscy pamiętamy co stało się z Benjaminem. Nie sprawdzajmy co możesz zrobić Harry'emu.-Posłała w stronę blondyna spojrzenie i opadła na krzesło, przywracając swoim oczom naturalny wygląd.

-Zejdź mi z oczu.-Prawie wysyczała. Gdy drzwi za nim się zatrzasnęły wzięła kilka głębokich wdechów. 

-Sycorax nie jest matką Harry'ego.-Lucyfer odezwał się gdy napięcie zelżało.-Nie mówmy mu o tym. Dopóki czuje do nas przynależność mamy większe szanse.-Głowa Morrigan zaczęła boleśnie dawać o sobie znać, ale gdy ręka Azazela odnalazła jej dłoń ból zelżał.

-Więc kim są jego rodzice.-Zapytała.

-Harry Hel.-Wymówił z przekąsem.-Hel od Helena.

-Co za Helena?-Westchnęła.

-Helena nie pochodziła stąd.-Widząc miny pozostałej dwójki postanowił wyjaśnić.-Wiecie, że na świecie jest mnóstwo wierzeń. Prawda jest taka, że jedno nie wyklucza drugiego. Wszechświat jest ogromny. Helena była córką Lokiego. Boga oszustwa i chaosu.-Wrócił do tematu.-Miała władać swoją własną krainą umarłych. Niekoniecznie chciała to robić. Miała sporo z tatusia.-Zaśmiał się na jakieś wspomnienie.-Uciekła do nas. Była pomocna nie powiem, że nie. Zaszła w ciążę ze śmiertelnikiem. Stąd Harry. 

-I uważasz, że trzymanie krewnego boga oszustwa i chaosu wśród nas jest rozsądne?-Morrigan patrzyła na Lucyfera z niedowierzaniem. Od razu zastanowiła się czy jej instynkt gdy przebywała z Harrym ostrzegał ją przed jego pochodzeniem i czy wykorzystał je kiedykolwiek przeciwko niej.

-Bóg specjalnie przeciągnął go na swoją stronę. Ale oszustwo i chaos.-Wręcz rozkoszował się tymi słowami.-Możemy tego użyć przeciwko niemu. Będziemy mieć Harry'ego na oku żeby nie oszukał nas.

-On ukrył przede mną informacje o Lilith, nie zamierzam być taka jak on.-Zaprotestowała.-Gdzie jest Helena?

-Rządzi swoją malutką krainą. Mało kto w nią wierzy.-Wyjaśnił.-Chaos na ziemi znudził jej się dawno temu. Zostawiła Harry'ego i czmychnęła. 

-Jesteś pewna, że to dobry pomysł żeby mu o tym mówić?-Zapytał jej Azazel. On z nich wszystkich znał najlepiej Harry'ego i wiedział, że potrafi być nieobliczalny.

-Bóg go oszukiwał. Niech o tym wie. Niech go nienawidzi. Jeśli wystąpi przeciwko nam sama go zabiję.-Zapewniła go.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro