Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2

Harry obserwował właśnie śpiącą Morrigan Brown. Była piękna. Wyglądała bardziej jak anioł, a nie dziecię nocy. Szybko jednak się otrząsnął, był tam z zadaniem. Bardzo ostrożnie pobrał próbkę jej krwi, tak żeby jej nie obudzić. Wrócił do nieba zrobić badania, na podstawie, których będą mogli ustalić stężenie jej mocy.  Włożył fiolkę do odpowiedniej maszyny i nalał sobie kawy.  Po dwudziestu minutach miał wyniki. Co ciekawe stężenie mocy było sto razy większe niż normalnie. Normalne dziecię nocy posiada jedną tysięczną mocy Lucyfera, a jej wyniki wykazywały jedną dziesiątą. Było to prawie niemożliwe. Wyciągnął fiolkę z maszyny, aby sprawdzić odczyn krwi. Krew nabrała koloru niebieskiego. Działo się tutaj coś naprawdę dziwnego. Odczyn niebieski oznaczał, że któreś z jej rodziców musiało mieć anielską krew. Wprowadził jej DNA w bazę danych w celu znalezienia dopasowania. Jego dezorientacja wzrosła, gdy okazało się, że Lucyfer jest jej ojcem. Przecież on nie miał dzieci. Poszedł jak najszybciej zdać raport. 

-Czego potrzebujesz, Harry?-Usłyszał ten, jak zawsze, poważny głos.

-Chciałbym zdać raport na temat mojej misji. 

-Co odkryłeś?-Wyglądał na niesamowicie znudzonego.

-Nie spodoba Ci się to, ale jej moc jest sto razy większa niż normalnie.-Przygryzł wargę w oczekiwaniu na jego reakcję.

-Wiesz czemu tak się dzieje?

-To prawdopodobnie błąd systemu, ale według badań to córka Lucyfera.

-Niemożliwe.-Wyraźnie się napiął.-Przecież ona zmarła.-Powiedział bardziej sam do siebie. 

-Czyli Lucyfer miał dziecko?-Zaciekawił się.

-Miał mieć córkę, ale matka poroniła w dziewiątym miesiącu ciąży.-Wyjaśnił.

-W takim wypadku to niemożliwe, żeby to była ona.-Wzruszył ramionami.

-Zabierz mnie do niej.-Rozkazał. Po chwili stali na plaży, na której Morrigan się opalała. Harry zapatrzył się na jej ciało.

-To nie możliwe. Wygląda zupełnie jak matka. Harry? No na litość, nie pożeraj jej wzrokiem.-Otrząsnął się po tych słowach.

-Ja.. nie.-Zakłopotał się lekko.

-Mam nadzieję, że wiesz, że żadna relacja między wami nie jest dozwolona.-Pouczył go.

-Oczywiście, Panie.-Skłonił się lekko.-Jakie jest kolejne zadanie?

-Zabij.-Powiedział jak gdyby nigdy nic.

-Co?-Harry przełknął z trudem ślinę.

-Zabij ją. Stwarza za duże zagrożenie.

-Z całym szacunkiem, ale nie wydaje mi się, żeby robiła coś złego.

-Jeszcze.-Obserwował ją z przymrużonymi oczami.

-To twoja wnuczka.-Próbował go przekonać.

-No i co? Lucyfer to mój syn i wiesz jak wygląda jego sytuacja. Masz czas do końca miesiąca.-Czyli miał trzy tygodnie. Musiał go przekonać. Przecież niczym sobie nie zasłużyła na śmierć. Nie wybierała sobie rodziców. Do księgi pewnie wpisała się z przymusu. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę i wrócił do nieba.

***

Morrigan opalała się na plaży, kiedy zawiał silny wiatr, a kątem oka dostrzegła barierę z ognia. Tylko nie teraz, pomyślała. Naprawdę nie chciała przerywać swojej sielanki. Spojrzała z uniesionymi brwiami na Lucyfera i jakiegoś chłopaka obok niego. Od razu uznała, że był najprzystojniejszym mężczyzną jakiego widziała. Jego włosy były krótkie, niewiele ciemniejsze od jej i lekko zakręcały się na końcach. Oczy kolorem przypominały jej ocean. Na szyi miał tatuaż, który dążył aż pod materiał koszulki zakrywający dalszą część dzieła sztuki. Z daleka mogła ocenić, że poziom jego umięśnienia był co najmniej imponujący. Szedł pewnym krokiem za Lucyferem.

-Co tutaj robisz?-Zwróciła się do Lucyfera. Ciężko jej było nazywać go ojcem.

-Też Cię miło widzieć.-Prychnął.-To twój trener. Najlepszy czarownik jakiego mamy.

-Azazel.-Wysunął w jej stronę dłoń i uśmiechnął się czarująco.

-Morrigan.-Podała mu dłoń, a on pocałował jej wierzch.

-Nie będę wam przeszkadzał.-Klasnął wesoło w dłonie.-Naprawdę cieszę się, że Cię widzę.

-Nie udawaj nagle dobrego ojca.-Spojrzała na niego z politowaniem.

-Azazelu, mógłbyś?-Azazel, zgodnie z prośbą, odszedł kawałek dalej.-Rozumiem, że ta sytuacja jest dla Ciebie nowa. Uwierz, że sam nie chciałem, żebyś musiała się wychowywać jak śmiertelnik.

-Czekaj. Jestem nieśmiertelna?-Przerwała mu.

-Długowieczna. Nie wiedziałaś?-Był wyraźnie zaskoczony.-Nie chciałem, żeby to wszystko tak wyglądało, ale gdybym postąpił inaczej byłabyś martwa. Mor, jesteś moją córką i nie zmienisz tego. To, że jestem diabłem, nie znaczy, że nie mam uczuć i nie mogę dbać o własne dziecko.

-Muszę do tego przywyknąć. Dwa dni temu rozważałam, czy Bóg w ogóle istnieje, a teraz okazuje się, że to mój dziadek.-Uspokoiła się delikatnie.

-Rozumiem Cię całkowicie. Dostaniesz tyle czasu i przestrzeni ile potrzebujesz, ale treningi są niezbędne jeśli chcesz przeżyć.-Nalegał.-I po dzisiejszym treningu udasz się ze mną do akademii.

-Przecież jestem nieśmiertelna.

-Nie umrzesz ze starości, nie zachorujesz, ani nie zrani Cię żadna ludzka broń, ale za pomocą magii, czy broni wykutej w piekle, albo niebie, możesz zginąć. Nie będę przeszkadzał Ci w treningu. Gdybyś mnie potrzebowała, to pomyśl, że bardzo musisz mi przekazać jakąś wiadomość i po prostu skontaktuj się z moim umysłem. Z resztą Azazel pokaże Ci na czym to polega. Widzimy się później.-Machnął na jej nowego trenera ręką i odszedł.

-Gotowa?

-Muszę się iść przebrać.-Była ubrana tylko w spodenki i kostium kąpielowy.

-To nie będzie konieczne.-Jak gdyby nigdy nic pstryknął, a na jej ciele pojawiły się legginsy i stanik sportowy. Od razu nabrała chęci do nauki.-Siadaj, najpierw trochę Ci opowiem.-Wykonała jego polecenie.-Jak już pewnie wiesz, Lucyfer został wygnany do piekła. Z czasem nauczył się  z niego wychodzić, dlatego tak swobodnie się tutaj porusza. Później nauczył się tworzyć dzieci kościoła nocy, czyli czarownice i czarowników, jak ty i ja. Gdy two... Lilith zaginęła podczas pierwszej wojny, Lucyfer podporządkował sobie demony.

-Jak to zaginęła?-Zmarszczyła brwi.

-Nie ma po niej śladu, ani dowodu, że umarła, dlatego jest określona za zaginioną.-Wyjaśnił w skrócie.

-Kiedy to było?

-Zaraz po twoich narodzinach. To w sumie tyle ile musisz wiedzieć. Przejdźmy do praktyki.-Podniosła się z piachu i czekała na polecenia.-Zaczniemy od czegoś prostego. Pomyśl czego potrzebujesz. Skup się całkowicie na tym przedmiocie. Wyobraź sobie, że po pstryknięciu palcami pojawi się to w twojej dłoni.-Zrobiła co kazał, a w jej ręce pojawiły się jej okulary przeciwsłoneczne. Nie sądziła, że to będzie, aż takie łatwe.-Wow.

-Co?-Zmarszczyła skonsternowana brwi.

-Nikomu jeszcze to nie wyszło za pierwszym razem.-Poczuła dumę.-Dawaj jeszcze raz. Chcę butelkę wody.

-Gazowanej czy niegazowanej?

-Niegazowanej.-Sprecyzował.

-Dobry wybór.-Pstryknęła, a w jej ręce pojawiła się butelka wody niegazowanej, którą mu podała.

-Dobrze, spróbujemy wchodzenia do umysłu. Skup się na wiadomości jaką chcesz mi przekazać. I ogólnie, że chcesz przekazać ją mi.-Starała się naprawdę mocno, ale nie wydawało jej się, żeby się udało, bo nie uzyskała żadnej reakcji.

-Jestem całkiem pewna, że mi to nie wychodzi.-Westchnęła zrezygnowana.

-Wyluzuj się. To tak samo jakbyś mówiła mi to na głos, ale po prostu przekazujesz mi swoje myśli.

-Łatwo Ci mówić.-Prychnęła.

-Jesteś taka sama.-Pokręcił z niedowierzaniem głową. Zanim zdążyła zapytać o co mu chodzi, znowu się odezwał.-Po prostu spróbuj jeszcze raz. Tak jak kazał, wyluzowała całe swoje ciało i umysł i wyobraziła sobie, że mówi to na głos. 

Azazel?

Morrigan. Usłyszała jego głos w głowie.

Udało mi się?

Udało Ci się.

-Świetna sytuacja.-Zabrała głos.

-Musimy iść.-Usłyszała za sobą Lucyfera. Azazel ukłonił się nisko i zniknął. Lucyfer machnął ręką, a jej wygląd się zmienił. Teraz ubrana była w spódniczkę do połowy uda, w czerwoną kratę i w tym samym wzorze krawat, który spoczywał na białej koszuli. Miała na sobie jeszcze czarną marynarkę z jakimś logiem i czarne buty na słupku. 

-Poważnie?-Zapytała zażenowana. Uśmiechnął się, wzruszył ramionami i przeniósł ich do jakiegoś pomieszczenia. Wnętrze zdawało się być dosyć starodawne. Jej ocenę własnego położenia przerwała kobieta, która padła przed nimi na kolana.

-Oh, mroczny panie, co za zaszczyt.-Kątem oka zauważyła jak Lucyfer przewrócił oczami.

-To Rosalie Brown. Macie ją wyszkolić.

Co?- Zapytała go w jego umyśle.

Twoja tożsamość ma na razie pozostać anonimowa.

-Czy mogę zapytać, co to za wyjątkowa sytuacja? Wcześniej mieliśmy tylko jeden taki przypadek.

-To macie drugi z tą różnicą, że chcę ją mieć do końca semestru wyszkoloną lepiej niż wyszkolony został Azazel.-Jego ton wyraźnie zaznaczał, że nie przyjmuje odmowy i nie toleruje porażki.

-Oczywiście.-Jej głowa wciąż pozostawała pochylona, mimo że wstała już z podłogi.

-Zachowuj się.-Ostrzegł Morrigan zanim zniknął.

-Bierzmy się do roboty.-Klasnęła uśmiechnięta w dłonie. Oprowadziła ją po budynku, w którym dostęp do światła słonecznego był chyba zakazany, ponieważ ilość okien była mocno ograniczona, a wnętrze oświetlały żyrandole z pomarańczowymi żarówkami. Budynek utrzymany był w dosyć starodawnym stylu i odcieniach czerni i szarości. Widziała ludzi mniej więcej w swoim wieku i większość przyglądała jej się z zaciekawieniem. Gdy skończyła jej wszystko tłumaczyć zabrała ją do sali treningowej i pokazała kilka ruchów i zaklęć obronnych.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro