2
Harry obserwował właśnie śpiącą Morrigan Brown. Była piękna. Wyglądała bardziej jak anioł, a nie dziecię nocy. Szybko jednak się otrząsnął, był tam z zadaniem. Bardzo ostrożnie pobrał próbkę jej krwi, tak żeby jej nie obudzić. Wrócił do nieba zrobić badania, na podstawie, których będą mogli ustalić stężenie jej mocy. Włożył fiolkę do odpowiedniej maszyny i nalał sobie kawy. Po dwudziestu minutach miał wyniki. Co ciekawe stężenie mocy było sto razy większe niż normalnie. Normalne dziecię nocy posiada jedną tysięczną mocy Lucyfera, a jej wyniki wykazywały jedną dziesiątą. Było to prawie niemożliwe. Wyciągnął fiolkę z maszyny, aby sprawdzić odczyn krwi. Krew nabrała koloru niebieskiego. Działo się tutaj coś naprawdę dziwnego. Odczyn niebieski oznaczał, że któreś z jej rodziców musiało mieć anielską krew. Wprowadził jej DNA w bazę danych w celu znalezienia dopasowania. Jego dezorientacja wzrosła, gdy okazało się, że Lucyfer jest jej ojcem. Przecież on nie miał dzieci. Poszedł jak najszybciej zdać raport.
-Czego potrzebujesz, Harry?-Usłyszał ten, jak zawsze, poważny głos.
-Chciałbym zdać raport na temat mojej misji.
-Co odkryłeś?-Wyglądał na niesamowicie znudzonego.
-Nie spodoba Ci się to, ale jej moc jest sto razy większa niż normalnie.-Przygryzł wargę w oczekiwaniu na jego reakcję.
-Wiesz czemu tak się dzieje?
-To prawdopodobnie błąd systemu, ale według badań to córka Lucyfera.
-Niemożliwe.-Wyraźnie się napiął.-Przecież ona zmarła.-Powiedział bardziej sam do siebie.
-Czyli Lucyfer miał dziecko?-Zaciekawił się.
-Miał mieć córkę, ale matka poroniła w dziewiątym miesiącu ciąży.-Wyjaśnił.
-W takim wypadku to niemożliwe, żeby to była ona.-Wzruszył ramionami.
-Zabierz mnie do niej.-Rozkazał. Po chwili stali na plaży, na której Morrigan się opalała. Harry zapatrzył się na jej ciało.
-To nie możliwe. Wygląda zupełnie jak matka. Harry? No na litość, nie pożeraj jej wzrokiem.-Otrząsnął się po tych słowach.
-Ja.. nie.-Zakłopotał się lekko.
-Mam nadzieję, że wiesz, że żadna relacja między wami nie jest dozwolona.-Pouczył go.
-Oczywiście, Panie.-Skłonił się lekko.-Jakie jest kolejne zadanie?
-Zabij.-Powiedział jak gdyby nigdy nic.
-Co?-Harry przełknął z trudem ślinę.
-Zabij ją. Stwarza za duże zagrożenie.
-Z całym szacunkiem, ale nie wydaje mi się, żeby robiła coś złego.
-Jeszcze.-Obserwował ją z przymrużonymi oczami.
-To twoja wnuczka.-Próbował go przekonać.
-No i co? Lucyfer to mój syn i wiesz jak wygląda jego sytuacja. Masz czas do końca miesiąca.-Czyli miał trzy tygodnie. Musiał go przekonać. Przecież niczym sobie nie zasłużyła na śmierć. Nie wybierała sobie rodziców. Do księgi pewnie wpisała się z przymusu. Patrzył na nią jeszcze przez chwilę i wrócił do nieba.
***
Morrigan opalała się na plaży, kiedy zawiał silny wiatr, a kątem oka dostrzegła barierę z ognia. Tylko nie teraz, pomyślała. Naprawdę nie chciała przerywać swojej sielanki. Spojrzała z uniesionymi brwiami na Lucyfera i jakiegoś chłopaka obok niego. Od razu uznała, że był najprzystojniejszym mężczyzną jakiego widziała. Jego włosy były krótkie, niewiele ciemniejsze od jej i lekko zakręcały się na końcach. Oczy kolorem przypominały jej ocean. Na szyi miał tatuaż, który dążył aż pod materiał koszulki zakrywający dalszą część dzieła sztuki. Z daleka mogła ocenić, że poziom jego umięśnienia był co najmniej imponujący. Szedł pewnym krokiem za Lucyferem.
-Co tutaj robisz?-Zwróciła się do Lucyfera. Ciężko jej było nazywać go ojcem.
-Też Cię miło widzieć.-Prychnął.-To twój trener. Najlepszy czarownik jakiego mamy.
-Azazel.-Wysunął w jej stronę dłoń i uśmiechnął się czarująco.
-Morrigan.-Podała mu dłoń, a on pocałował jej wierzch.
-Nie będę wam przeszkadzał.-Klasnął wesoło w dłonie.-Naprawdę cieszę się, że Cię widzę.
-Nie udawaj nagle dobrego ojca.-Spojrzała na niego z politowaniem.
-Azazelu, mógłbyś?-Azazel, zgodnie z prośbą, odszedł kawałek dalej.-Rozumiem, że ta sytuacja jest dla Ciebie nowa. Uwierz, że sam nie chciałem, żebyś musiała się wychowywać jak śmiertelnik.
-Czekaj. Jestem nieśmiertelna?-Przerwała mu.
-Długowieczna. Nie wiedziałaś?-Był wyraźnie zaskoczony.-Nie chciałem, żeby to wszystko tak wyglądało, ale gdybym postąpił inaczej byłabyś martwa. Mor, jesteś moją córką i nie zmienisz tego. To, że jestem diabłem, nie znaczy, że nie mam uczuć i nie mogę dbać o własne dziecko.
-Muszę do tego przywyknąć. Dwa dni temu rozważałam, czy Bóg w ogóle istnieje, a teraz okazuje się, że to mój dziadek.-Uspokoiła się delikatnie.
-Rozumiem Cię całkowicie. Dostaniesz tyle czasu i przestrzeni ile potrzebujesz, ale treningi są niezbędne jeśli chcesz przeżyć.-Nalegał.-I po dzisiejszym treningu udasz się ze mną do akademii.
-Przecież jestem nieśmiertelna.
-Nie umrzesz ze starości, nie zachorujesz, ani nie zrani Cię żadna ludzka broń, ale za pomocą magii, czy broni wykutej w piekle, albo niebie, możesz zginąć. Nie będę przeszkadzał Ci w treningu. Gdybyś mnie potrzebowała, to pomyśl, że bardzo musisz mi przekazać jakąś wiadomość i po prostu skontaktuj się z moim umysłem. Z resztą Azazel pokaże Ci na czym to polega. Widzimy się później.-Machnął na jej nowego trenera ręką i odszedł.
-Gotowa?
-Muszę się iść przebrać.-Była ubrana tylko w spodenki i kostium kąpielowy.
-To nie będzie konieczne.-Jak gdyby nigdy nic pstryknął, a na jej ciele pojawiły się legginsy i stanik sportowy. Od razu nabrała chęci do nauki.-Siadaj, najpierw trochę Ci opowiem.-Wykonała jego polecenie.-Jak już pewnie wiesz, Lucyfer został wygnany do piekła. Z czasem nauczył się z niego wychodzić, dlatego tak swobodnie się tutaj porusza. Później nauczył się tworzyć dzieci kościoła nocy, czyli czarownice i czarowników, jak ty i ja. Gdy two... Lilith zaginęła podczas pierwszej wojny, Lucyfer podporządkował sobie demony.
-Jak to zaginęła?-Zmarszczyła brwi.
-Nie ma po niej śladu, ani dowodu, że umarła, dlatego jest określona za zaginioną.-Wyjaśnił w skrócie.
-Kiedy to było?
-Zaraz po twoich narodzinach. To w sumie tyle ile musisz wiedzieć. Przejdźmy do praktyki.-Podniosła się z piachu i czekała na polecenia.-Zaczniemy od czegoś prostego. Pomyśl czego potrzebujesz. Skup się całkowicie na tym przedmiocie. Wyobraź sobie, że po pstryknięciu palcami pojawi się to w twojej dłoni.-Zrobiła co kazał, a w jej ręce pojawiły się jej okulary przeciwsłoneczne. Nie sądziła, że to będzie, aż takie łatwe.-Wow.
-Co?-Zmarszczyła skonsternowana brwi.
-Nikomu jeszcze to nie wyszło za pierwszym razem.-Poczuła dumę.-Dawaj jeszcze raz. Chcę butelkę wody.
-Gazowanej czy niegazowanej?
-Niegazowanej.-Sprecyzował.
-Dobry wybór.-Pstryknęła, a w jej ręce pojawiła się butelka wody niegazowanej, którą mu podała.
-Dobrze, spróbujemy wchodzenia do umysłu. Skup się na wiadomości jaką chcesz mi przekazać. I ogólnie, że chcesz przekazać ją mi.-Starała się naprawdę mocno, ale nie wydawało jej się, żeby się udało, bo nie uzyskała żadnej reakcji.
-Jestem całkiem pewna, że mi to nie wychodzi.-Westchnęła zrezygnowana.
-Wyluzuj się. To tak samo jakbyś mówiła mi to na głos, ale po prostu przekazujesz mi swoje myśli.
-Łatwo Ci mówić.-Prychnęła.
-Jesteś taka sama.-Pokręcił z niedowierzaniem głową. Zanim zdążyła zapytać o co mu chodzi, znowu się odezwał.-Po prostu spróbuj jeszcze raz. Tak jak kazał, wyluzowała całe swoje ciało i umysł i wyobraziła sobie, że mówi to na głos.
Azazel?
Morrigan. Usłyszała jego głos w głowie.
Udało mi się?
Udało Ci się.
-Świetna sytuacja.-Zabrała głos.
-Musimy iść.-Usłyszała za sobą Lucyfera. Azazel ukłonił się nisko i zniknął. Lucyfer machnął ręką, a jej wygląd się zmienił. Teraz ubrana była w spódniczkę do połowy uda, w czerwoną kratę i w tym samym wzorze krawat, który spoczywał na białej koszuli. Miała na sobie jeszcze czarną marynarkę z jakimś logiem i czarne buty na słupku.
-Poważnie?-Zapytała zażenowana. Uśmiechnął się, wzruszył ramionami i przeniósł ich do jakiegoś pomieszczenia. Wnętrze zdawało się być dosyć starodawne. Jej ocenę własnego położenia przerwała kobieta, która padła przed nimi na kolana.
-Oh, mroczny panie, co za zaszczyt.-Kątem oka zauważyła jak Lucyfer przewrócił oczami.
-To Rosalie Brown. Macie ją wyszkolić.
Co?- Zapytała go w jego umyśle.
Twoja tożsamość ma na razie pozostać anonimowa.
-Czy mogę zapytać, co to za wyjątkowa sytuacja? Wcześniej mieliśmy tylko jeden taki przypadek.
-To macie drugi z tą różnicą, że chcę ją mieć do końca semestru wyszkoloną lepiej niż wyszkolony został Azazel.-Jego ton wyraźnie zaznaczał, że nie przyjmuje odmowy i nie toleruje porażki.
-Oczywiście.-Jej głowa wciąż pozostawała pochylona, mimo że wstała już z podłogi.
-Zachowuj się.-Ostrzegł Morrigan zanim zniknął.
-Bierzmy się do roboty.-Klasnęła uśmiechnięta w dłonie. Oprowadziła ją po budynku, w którym dostęp do światła słonecznego był chyba zakazany, ponieważ ilość okien była mocno ograniczona, a wnętrze oświetlały żyrandole z pomarańczowymi żarówkami. Budynek utrzymany był w dosyć starodawnym stylu i odcieniach czerni i szarości. Widziała ludzi mniej więcej w swoim wieku i większość przyglądała jej się z zaciekawieniem. Gdy skończyła jej wszystko tłumaczyć zabrała ją do sali treningowej i pokazała kilka ruchów i zaklęć obronnych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro