Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19

Harry nie mógł przestać myśleć o Morrigan i jej zaręczynach z Azazelem. Dalej był na nią wściekły, ale też nie mógł wyrzucić jej z głowy. Miał wobec niej wiele planów, ale każdy z nich został zrównany z ziemią. Wpadł na pomysł. Miał świadomość, że był głupi, ale i tak postanowił go zrealizować. Zmotywowany udał się w jedno z ostatnich miejsc, w których spodziewał się znaleźć. Stał na balkonie i obserwował Isabele siedzącą przy toaletce i zmywającą makijaż. Dziewczyna odwróciła się w stronę okna, jakby podpowiedział jej to szósty zmysł i wpatrywała się przestraszona w miejsce, w którym stał Harry. Po kilku dobrych minutach wstała z krzesełka i otworzyła drzwi.

-Cześć, jestem...-Nie zdążył dokończyć, bo weszła mu w zdanie.

-Wiem kim jesteś, Harry. Czego chcesz?-Była bardzo oschła.

-Mam do Ciebie prośbę.-Spojrzał na nią zakłopotany.

-Niby czemu miałabym Ci pomagać?

-Ponieważ chodzi o Morrigan.-Liczył, że to ją przekona.

-Słucham.

-Chodzi o ten cały ślub z Azazelem. Nie wejdę do piekła, bo od razu spłonę, ale ty na pewno dostaniesz przepustkę. Przekonaj ją żeby tego nie robiła. To czyste szaleństwo. On ją tylko wykorzysta. Czemu tak na mnie patrzysz?-Dziewczyna miała lekko ściągnięte brwi i widać było, że coś analizuje.

-Oni pobrali się tydzień temu.-Isabele sama nie wiedziała czemu skłamała, ale miała przeczucie, że gdy powie prawdę to zaszkodzi Morrigan.-Musisz dać jej spokój. Ty jesteś aniołem, a ona... Cóż nikt nie wie czym ona jest. Chodzi mi o to, że ty jesteś na usługach Boga, a ona jest królową piekła.-Od razu skarciła się w myślach za to, że wygadała się o tym szczególe.

-Jak to jest królową?-Zdziwił się.

-Powiedziałam za dużo.-Chciała zamknąć drzwi, ale zablokował je ręką.

-Isabele mów co się tam wydarzyło.-Powiedział stanowczo. Za wszelką cenę chciała chronić Morrigan, ale patrząc na Harry'ego miała wrażenie, że nie jest do końca poczytalny i bała się co może jej zrobić.

-Mieszkańcy piekła woleli przedstawiciela każdej rasy na tronie, więc teraz Lucyfer jest królewskim doradcą, a Morrigan królową.-Odpowiedziała najmniej szczegółowo jak potrafiła.-Nie dostaniesz się tam mając anielskie moce i nie mając mocy od Lucyfera.

-Jesteś genialna.-Harry klasnął w dłonie. Nie przeciągając tej konwersacji wrócił do domu i pierwsze, co zrobił to udał się do biblioteki. Godzinami przeglądał książki na temat piekła. W końcu w jednej znalazł informację na temat wrót piekieł. Nie zwlekając, zgodnie ze wskazówkami, znalazł się w kopalni. Szedł różnymi korytarzami i schodził coraz niżej. Zgubił się parę razy, ale w końcu dotarł do ogromnych wrót oznaczonych nieznanymi mu znakami. Nie do końca wiedział, co robić dalej, więc bez żadnego namysłu po prostu zapukał. Usiadł zrezygnowany na kamieniu i liczył, że ktoś kiedyś się tam pojawi.

Lucyfer siedział w sali konferencyjnej i przeglądał papiery. Ku jego zdziwieniu w piekle zrobiło się bardzo spokojnie. Raporty były zadowalające. Spojrzał z irytacją na Fredricka, który znowu pojawił się w pomieszczeniu i przeszkadzał mu w pracy.

-Co tym razem?

-Wie pan, że ja nie chce przeszkadzać. Gdyby nie było potrzeby to naprawdę bym nie przeszkadzał, ale jest, dlatego przeszkadzam.-Zaczął się plątać.

-Wyduś to z siebie.-Powiedział mocno zdenerwowany.

-Jakiś młodzieniec kręci się przy wrotach.-Powiedział na jednym oddechu. Lucyfer jedynie westchnął i wstał od stołu. Udał się do pomieszczenia z monitoringiem. Przybliżył sobie obraz i własnym oczom nie wierzył. Jeszcze bardziej zdenerwowany skierował się do wrót. Uchylił je i spojrzał na przygarbioną, żałośnie wyglądającą postać. Nie czuł się zagrożony, ponieważ gdyby tylko spróbował wejść do piekła, spłonął by ogniem piekielnym. Harry uniósł głowę i spojrzał na Lucyfera. Lekko ożywił się na jego widok. 

-Odejdź.-Lucyfer powiedział ostrzegawczo.

-Pozwól mi coś powiedzieć.-Jego głos był błagalny. 

-Nie. Wynoś się.-Lucyfer był w trakcie zamykania wrót, kiedy zatrzymał go głos Harry'ego.

-Nazywam się Harry Hel.

-Że jak?-Spojrzał na niego.

-Harry Hel.

-Interesujące.-Zamyślił się.-Co wiesz o swojej rodzinie, Harry?

-O ojcu nic, a matka zmarła osiemnaście lat temu w wypadku. Miałem wtedy sześć lat dlatego zbytnio jej nie pamiętam. Mam po niej tylko zdjęcie.

-Jakie zdjęcie?-Lucyfer zapytał szybko. Za szybko. Harry'ego jednak to nie speszyło. Pokazał mu fotografię, a Lucyfer chwilę rozważał możliwe opcje.-Daj rękę.-Harry ostrożnie wykonał jego polecenie, a chwilę później na jego nadgarstku pojawiła się złota bransoleta.-Nie próbuj żadnych sztuczek. Jeden głupi ruch i spłoniesz.-Lucyfer trochę go przemycił do sali konferencyjnej, ale nie chciał na razie dopuścić do jego spotkania z Morrigan. Usiadł na jednym z krzeseł, a Lucyfer zajął miejsce naprzeciwko niego.-Mów czego chcesz.

-Chcę wyrzec się anielskich mocy i prosić Cię o szatańskie.

-I niby czemu miałbym Ci je dać?-Prychnął. 

-Nie znam żadnego stosownego argumentu, ale mogę Ci przysiąc lojalność.-Lucyfer specjalizował się w oszustwach i wiedział, że nie może do końca ufać Harry'emu, ale chłopak był na jego łasce.

-Czemu naprawdę tutaj jesteś?-Spojrzał na niego podejrzliwie.

-Ponieważ dostrzegłem twoją potęgę i to, że w niebie mają okropny sposób postępowania.

-Jestem królem oszustwa i próbujesz mnie okłamać? Mów całą prawdę.

-To co powiedziałem to prawda, ale jestem tu też dla Morrigan.-Drugą część zdania powiedział ciszej ze spuszczoną głową.

-Kochasz ją?-Lucyfer obserwował go podejrzliwie.

-Tak. Najmocniej na świecie.-Harry uniósł głowę, a jego oczy się zeszkliły.

-Więc nie mogę się na to zgodzić.

-Jak to?-Rysy jego twarzy gwałtownie się zmieniły.

-Będzie żoną Azazela. Nie będziesz się czuł lepiej blisko niej jeśli będziesz musiał patrzeć jak on jest jeszcze bliżej.-Harry wyłapywał słówka. Isabele powiedziała, że Morrigan już jest żoną Azazela, ale Lucyfer powiedział, że dopiero będzie.

-Błagam.-Wyglądał na naprawdę zdesperowanego, a Lucyfera coraz bardziej nękała przeszłość. Czuł, że jego obowiązkiem jest pomóc Harry'emu. 

-Najpierw musisz się wyrzec anielskich mocy.-Westchnął zrezygnowany.

-To znaczy, że się zgadzasz?-Na jego twarzy wymalowała się nadzieja.

-W ostateczności. Wiedz, że jeśli tylko pomyślisz o zdradzeniu nas to się o tym dowiemy i nie skończy się to dla Ciebie dobrze.-Ostrzegł go.

-Moje intencje są całkowicie czyste.

-Świetnie, wypowiedz tą formułkę.-Lucyfer wsłuchiwał się dokładnie w wypowiadane przez Harry'ego słowa i obserwował jak jego skrzydła znikają. Gdy proces się zakończył podał mu własną księgę, w której chwilę później widniał podpis Harry'ego.

-Gotowe.

-Teraz potrzebujesz trenera i chyba wiem kto nim będzie.

-Ty?

-Zgłupiałeś? Wyglądam jakbym miał czas na coś takiego? Już wystarczy, że mam wszystkie inne piekielne sprawy na głowie.-Lucyfer był tak zabiegany, że wybrał drugiego najbardziej zajętego mężczyznę w całym piekle.

Morrigan siedziała na tronie i rozmawiała z Azazelem, który siedział na jego ramieniu. Chłopak gładził knykcie jej dłoni i wsłuchiwał się w jej opowieść. Drzwi się uchyliły, a do środka wszedł Lucyfer. Za nim weszła osoba, której się najmniej spodziewali. Morrigan obserwowała go z lekkim strachem i dezorientacją. Nie wiedziała co znaczy jego obecność, a miała dość złych wiadomości.

-Azazelu, masz nowego ucznia.-Morrigan spojrzała na ojca z pozorowanym spokojem, ale dała mu w głowie odczuć, że jest na niego wściekła.

-Co on tu robi?-Zapytała.

-Też was miło widzieć.-Uśmiechnął się, ale każda komórka ciała Morrigan krzyczała o niebezpieczeństwie.

-Jesteś na naszym terenie, więc odzywaj się z szacunkiem do królowej.-Azazel podniósł się i  stanął w obronie Morrigan.

-Wyrzekł się anielskich mocy. Po wzięciu pod uwagę wszystkich za i przeciw ofiarowałem mu moce szatańskie. Wracając to ktoś go powinien wyszkolić.-Spojrzał znacząco na swojego przyszłego zięcia, który pokręcił rozczarowany głową.

-Zrobię to.-Westchnął.

-Rewelacyjnie.-Lucyfer klasnął w dłonie.-A my mamy trochę pracy.-Wskazał palcem na Morrigan.

-Az.-Ścisnęła jego rękę, gdy chciał odejść w stronę sali treningowej.

-Tak, kochanie?

-Uważaj.-Powiedziała cicho.-I jego też bardzo nie poturbuj. Nie wiadomo do czego może się przydać.

-Czego tylko moja pani sobie życzy.-Schylił się i złożył szybki, lecz czuły pocałunek na jej ustach. 

-Co mamy do zrobienia?-Spojrzała na ojca, gdy pozostała dwójka zniknęła jej z oczu.

-Mamy wylew magmy oraz znowu kosz na morzu topielców się zepsuł. Co mam kazać naprawić pierwsze?-Było jej miło, że pytał ją o zdanie.

-Topielcom nic się nie stanie jak trochę posiedzą pod wodą. Niech najpierw zajmą się magmą, a w miarę możliwości, naprawią kosz i umieszczą topielców z powrotem w środku.-Poinstruowała.

-Muszę przyznać, że radzisz sobie bardzo dobrze.-Pochwalił ją w wyniku czego lekko się zarumieniła.

-Dziękuję.

-Pójdę im powiedzieć, co mają robić.-Uśmiechnął się.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro