Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Morrigan stała w sali tronowej i od jakiegoś czasu próbowała przekonać Lucyfera na przepustkę dla Isabele.

-Bez osoby towarzyszącej, więc nikogo nie wprowadzi. Będziesz mógł ją sprawdzić jeśli da ci to pewność. No proszę. To bardzo ważne dla mnie.-Nalegała.

-Masz.-Westchnął i podał jej złotą bransoletę. 

-Dziękuję!-Pisnęła radośnie i go przytuliła. Do pomieszczenia wpadli bez zaproszenia i zapowiedzi królowie. Oboje spojrzeli na nich zaskoczeni. Lucyfer usiadł na tronie, a Morrigan stanęła wyprostowana obok niego.

-Czego?-Mężczyzna zapytał ich lekceważąco.

-Przeprowadziliśmy głosowanie i ty Gwiazdo Zaranna masz zstąpić z tronu.-Morrigan nie rozumiała co się dzieje. 

-To się nie wydarzy.-Odpowiedział nieprzejęty.-Możecie odejść.

-Uzbieraliśmy sześćset sześćdziesiąt sześć podpisów, więc zgodnie z prawem możemy strącić Cię z tronu.-Żołądek Morrigan podszedł jej do gardła. Uczyła się o piekielnym prawie i istotnie wymogiem zmiany władzy było sześćset sześćdziesiąt sześć podpisów. Nikt jednak do tej pory się na to nie porwał.

-I niby kto na nim zasiądzie? Wy?-Rzucił kpiąco.

-Morrigan Morningstar. Przedstawicielka każdej rasy.-Krew gwałtownie odpłynęła z jej twarzy.

-Bądźmy racjonalni.-Odezwała się ostrożnie.-Lucyfer jest o wiele lepszy na to stanowisko. Dajcie spokój i wszyscy zapomnimy o tym.

-Albo Morrigan zasiądzie na tronie, albo grozi wam wojna domowa, która sama rozstrzygnie kto przejmie tron.-Ostrzegli.

Lucyfer bez chwili do stracenia wszedł do głowy Morrigan.

Musisz zasiąść na tronie.

To twoje miejsce.

Jeśli tego nie zrobisz korona całkiem wypadnie z naszych rąk. Już jesteśmy w trakcie jednej wojny, nie stać nas jeszcze na domową.

Chyba da się to obejść-Zastanowiła się chwilę.

Jak?

Zostaniesz ogłoszony królewskim doradcą. Dalej będziesz mógł robić to, co kochasz najbardziej, a ja będę się tylko podpisywać pod tym. Wiedźmy i tak będą modlić się do ciebie, bo twoją moc czerpią. Tak naprawdę dostaniesz tylko mniej wygodne krzesło.

Jest to całkiem niezły pomysł.

-Zrobię to.-Odezwała się powodując euforię u całej trójki.-Moją pierwszą królewską decyzją- Lucyfer zszedł z tronu i zaprosił ją na niego gestem dłoni.-jest ogłoszenie Lucyfera moim królewskim doradcą. Czegoś jeszcze potrzebujecie? Nie? Możecie odejść.-Machnęła na nich ręką. Królowie odeszli, a Morrigan wypuściła głośno powietrze.

-Czytałam przepowiednię i myślałam, że to jakaś bzdura z królową i że nie wydarzy się to tak szybko.

-Damy sobie radę.-Uspokoił ją.

-Myślałem, że tylko ty możesz zasiadać na tym tronie.-Azazel wszedł do pomieszczenia i spojrzał rozbawiony na Lucyfera.

-To już nie mój tron.-Morrigan widziała zaskoczenie malujące się na twarzy jej narzeczonego.-Co nie zmienia faktu, że wciąż zbytnio się ze mną spoufalasz.

-Jak w ogóle do tego doszło?-Azazel zignorował zaczepkę Lucyfera.

-Ci podstępni królowie, zebrali podpisy i śmieli strącić mnie z tronu.

-Królowa umarłych.-Powiedział cicho jakby sam do siebie.

-Musimy jak najszybciej zorganizować koronację.-Uświadomił sobie Lucyfer.

-Mamy większość rzeczy gotowych na ślub. Przekształćmy go w koronację.-Zaproponował Azazel.

-Jesteś pewny?-Morrigan nie chciała aby Azazel tracił cokolwiek przez tą sytuację.

-Zdążymy się pobrać, a ustaliliśmy, że nie chcemy tego robić w pośpiechu.

-Sprowadzę Izzy i kwiaty.-Skinęła głową.

-Sama na pewno nigdzie nie pójdziesz.-Zatrzymał ją Azazel.

-Chodź.-Złapała go za rękę i teleportowała ich prosto do pokoju Isabele, gdzie stało mnóstwo białych róż. Dziewczyna patrzyła na nich zaskoczona, niespodziewając się wizyty.

-Daj rękę.-Morrigan zwróciła się do przyjaciółki, a ta spełniła prośbę. Morrigan nałożyła na jej rękę bransoletę.-To twoja przepustka do piekła. Musimy iść.

-Ale, że już?-Zerwała się z łóżka  jak poparzona.

-Tak, już. Musieliśmy przesunąć ślub ze względu na koronację, która musi się teraz odbyć.

-Jaką koronację?-Dalej była w szoku.

-Moją.-Morrigan odpowiadała jej ogólnikowo, ale nie miała czasu do stracenia.

-A co z Lucyferem?-Dopytywała.

- Królowie go obalili, przy pomocy prawa podpisów. Długa historia.-W trakcie gdy dziewczyna się pakowała, Morrigan i Azazel teleportowali kwiaty, a gdy Isabele była gotowa zabrali ją ze sobą.

-Całkiem przytulnie tu macie.-Pokiwała z aprobatą głową.

-Ruchy! No nareszcie ile można na was czekać. Nie mamy czasu.-Lucyfer ustawiał każdego.

-A to mój tata.-Morrigan wskazała na niego ręką.-Spokojnie. Zdążymy.-Próbowała go uspokoić.- Izzy tam są flakony. Powsadzaj w nie kwiaty. Az porozwiesza ze mną materiały. Tato załatw złotą wstążkę.

-Fredrick!-Wydarł się.

-Fredrick robi coś innego.-Zapobiegła jego próbie wykręcenia się od robienia czegokolwiek. Wzięła jeden koniec białego materiału i rozłożyła skrzydła. Podleciała do sufitu i próbowała go przywiązać.

-Kochanie, nie męcz się.-Azazel zaczął machać bez żadnego konkretnego schematu rękami, ale chwilę później materiał był odpowiednio rozwieszony. Tworzył coś na wzór baldachimu i układał się w trójkąt. 

-Sprawdzę salę balową.-Złożył pocałunek na jej czole i zostawił ją samą z Isabele.

-Uroczo razem wyglądacie.-Uśmiechnęła się na jej słowa i zaczęła razem z nią układać kwiaty.- Stresujesz się?

-Tylko trochę. Dalej Lucyfer będzie za wszystko odpowiadać. Ja będę musiała się tylko uśmiechać i podpisywać pod dokumentami.

-To chyba nie jest źle.

-Chodzi o to, że nawet jeśli będzie już po wszystkim, większość czasu będę spędzać tutaj.-Jedyne czego obawiała się Morrigan, to że zatęskni za starym życiem.

-Jakoś sobie poradzimy. Wiesz może uda nam się od czasu do czasu zorganizować mi wakacje w piekle.-Puściła do niej oczko.

-Zobaczymy, co da się zrobić.-Morrigan uśmiechnęła się lekko.-Ale nie są to Hawaje.

-Wasza wstążka.-Lucyfer przyniósł materiał.

-Tak źle było?-Spojrzała na niego z uniesioną brwią.

-Okropnie.-Rzucił ironicznie i złapał się teatralnie za głowę. Morrigan wzięła wstążkę i zabrała się za ozdabianie falkonów. Gdy skończyła przyzwała w myślach Azazela.

-Wzywałaś, moja pani.-Zjawił się w pomieszczeniu.

-Przecież nic nie mówiłaś.-Isabele zmarszczyła czoło. Morrigan uśmiechnęła się do niej i wskazała palcem na swoje czoło.-No tak. Mogłam się tego spodziewać. Morrigan z pomocą Azazela rozstawiła wszystkie flakony korzystając z ich mocy. Wszystko wyglądało idealnie. Jednak pojawił się pewien problem. Morrigan nie miała odpowiedniej sukni. Wielu projektantów jednak sprzedało duszę, żeby być tymi najlepszymi, a Lucyfer przyprowadził jej najlepszego z najlepszych.

-Nagła sytuacja. Na rano potrzebujemy sukni na koronację. Powiedz, że zdążysz.-Spojrzała na niego zdesperowana.

-Oczywiście, że zdążę. Wasza wysokość sobie tu stanie.-Morrigan wykonała jego polecenie, a on zrobił wszystkie potrzebne wymiary.-To będzie coś wspaniałego.-Powiedział podekscytowany. Pstryknął palcami, a w jego dłoni pojawiła się kartka z projektem.

-Idealnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro