Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Oczy Morrigan wciąż były zakryte. Wysiadła z samochodu i dalej była prowadzona przez swoją matkę. Słyszała przejeżdżające drogą samochody i czuła znajomy zapach, ale nie umiała go dokładnie zidentyfikować, bo tłumiły go mdłe perfumy Cathariny. Usłyszała trzaśniecie drzwi, a znajomy zapach się nasilił.

-Możesz już zdjąć zaklęcie.-Szepnęła do niej. Morrigan wróciła do swojego codziennego wyglądu i szła ostrożnie wciąż z zakrytymi oczami. Zaczęła mieć wątpliwości słysząc co najmniej dziesięć różnych rytmów serc, wliczając idącą obok Catharinę. Została usadzona na krześle i poczuła jak coś zaciska się na jej nadgarstkach. Szybko zidentyfikowała linę. Całkiem niegroźna. Ktoś poluzował opaskę, która samoistnie zsunęła się na ziemię. Morrigan siedziała na krześle na środku pokoju. Zapach, który kojarzyła, był zapachem typowym dla kościoła, w którym właśnie się znajdowała. W rogu pokoju stała Catharina, a wokół Morrigan znajdowało się dziewięciu księży.

-Skarbie to dla twojego dobra.-Odezwała się niepewnie Catharina, a Morrigan pokręciła tylko rozczarowana głową.-Wypędzą z ciebie cały mrok. 

-Podajcie mi wodę święconą.-Jeden z księży się odezwał i dostał o co prosił.-Wypędzam Cię demonie, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.-Pokropił Morrigan wodą święconą. Dziewczyna zachowywała ciszę i obserwowała ich ze spokojem. Widziała, że nie mają żadnej faktycznej wiedzy w tym temacie. Tylko bujdy, w które wierzył każdy śmiertelnik. Woda święcona nie krzywdziła demonów. Szkodziła tylko czystej krwi aniołom. Najlepiej trzymać broń przeciwko sobie najbliżej. Wtedy nikt jej na tobie nie użyje. Najwidoczniej żaden z nich nie miał o tym pojęcia, pomijając fakt, że rytuał wypędzenia demona wyglądał całkowicie inaczej.

-I co to już?-Zapytał jeden z księży, którego rozpędzony rytm serca był dla Morrigan jak poezja.

-Nie jestem pewien.-Zaczęli przeglądać jakieś książki.

-To zajmie wieki.-Mruknęła rozczarowana.

-Najwyraźniej demon dalej jest w środku.-Jeden z nich podszedł do Morrigan i nachylił się nad nią. Dziewczyna to wykorzystała i aktywowała demoniczną moc. Ksiądz spoglodając w jej oczy natychmiastowo ujrzał swoje największe koszmary. Odskoczył z krzykiem w róg pokoju, gdzie już został zwijając się na ziemi.

-Biedak postradał zmysły.-Powiedziała z udawanym przejęciem.-Doczekam się dziś jakiegoś wyzwania, czy pozostanie mi wielkie rozczarowanie?

-Morrigan nie stawiaj się. Tak będzie dla ciebie lepiej.-Catharina odezwała się ponownie.

-Dwie sekundy. Dokładnie tyle zajmie mi podniesienie się z tego krzesła jeśli nie będę się spieszyć. Na razie liczę na jakąś atrakcję, ale wiesz, że szybko się nudzę, więc zastanów się dobrze czy chcesz mnie zachęcać do szybszego podniesienia się.-Morrigan nie pozostały żadne pozytywne emocje gdy patrzyła na Catharinę. Czuła się zdradzona.

-Przestań. Jestem twoją matką.-Upomniała ją.

-Nie. Nie jesteś.-Posłała jej nienawistne spojrzenie.-Lilith poszła dla mnie na wojnę. Poszła dla mnie w niewolę i końcowo zmarła za mnie.-Wymieniała.-Nie miała okazji mnie wychować, ale zrobiła wszystko dla mojego bezpieczeństwa. Ty zdradziłaś mnie przy pierwszej okazji. Radzę Ci wyjść.-Cathariny nie trzeba było dwa razy namawiać. Od razu opuściła pomieszczenie.

-Demonie przyzywam Cię. Ukaż się. Powiedz czego żądasz.-Kolejny ksiądz do niej podszedł. Morrigan pokręciła zrezygnowana głową.

-Jedna sprawa.-Morrigan wyciągnęła w górę dłoń, jakby zgłaszała się do odpowiedzi. Cała ósemka odsunęła się pod ścianę. Żaden z nich nie zauważył, że oswobodziła się z lin.-Możemy tu siedzieć cały dzień i czekać aż wyciągniecie ze mnie demona, ale to ja jestem demonem.-Podniosła się powoli z krzesła i rozłożyła swoje skrzydła.-Jestem też aniołem, ale także Boginią magii, wojny, śmierci i zniszczenia. Następnym razem mierzcie do kogoś własnych rozmiarów.-Cały czas zachowywała spokój i delektowała się ich przyspieszoną pracą serc.-Na ten moment życzę wam słodkich snów.-Wszyscy równo padli na ziemię. Morrigan otrzepała dłonie i wyszła z pomieszczenia do wielkiej sali, na której odbywały się msze. Już miała się teleportować gdy zauważyła Harry'ego z towarzystwem.-Mogłam się spodziewać.-Mruknęła.

-O jak miło.-Szydził z niej.-Ty jedna na naszą dwudziestkę.-Brak jakichkolwiek emocji w głosie i na twarzy przerażał Morrigan, jednak w zapachu wyczuwała złość.

-Przykre jest to, że dalej nie dopuszczasz do świadomości, że sobie poradzę.-Postanowiła nie okazywać słabości, ale sama wątpiła, że sobie poradzi.

-Twoje szanse są marne bez tych dwóch idiotów.-Prychnął.

-Jedynie ty zachowujesz się jak idiota w tym towarzystwie.-Odgryzła się.-Jaki masz problem Harry? Jeszcze ostatnio byłeś gotowy zaryzykować wszystko.-Stąpała po cienkiej krawędzi.

-Kłamałem. Moim zadaniem było zbliżyć się do Ciebie i wyciągnąć wszystkie informacje, które z chęcią mi podawałaś.-Uśmiechnął się dumnie.

-Oj Harry. Nie wierz we wszystko co mówią Ci ludzie i zawsze pamiętaj, że nikt nie przedstawia Ci całej prawdy.

-Ostatnie słowa?-Zmienił temat okazując cień irytacji.

-Zapytaj innym razem.-Rzucili się na nią całą grupą, ale sprawnie atakowała. Harry trzymał się z tyłu, tak jakby bał się sam ryzykować, co nie uszło uwadze Morrigan. Walczyli agresywniej niż ostatnim razem. Morrigan poczuła powiew wiatru, a chwilę później jednego z nich przeszył miecz. Spojrzała na Azazela stojącego obok niej z ulgą.

-Czy ty zawsze musisz się pakować w kłopoty?-Zapytał ironicznie przecinając kolejnego.

-Przyzwyczaj się.-Uśmiechnęła się do niego nieprzerywając obrony.-Jak mnie znalazłeś?

-Wyczułem Cię przez naszą więź.-Wyjaśnił.-W dodatku nosisz mój pierścionek.

-Wcisnąłeś mi GPS?-Zapytała oburzona.

-Po pierwsze to nie wcisnąłem tylko uprzejmie zaoferowałem i go przyjęłaś. Po drugie to nie GPS tylko amulet. Dzięki niemu wyczuwam jak jesteś w niebezpieczeństwie. 

-Zawsze musisz mieć wszystko pod kontrolą?-Ich podzielność uwagi pozwalała im na walkę i rozmowę w tym samym czasie, a Harry przysłuchujący się ich rozmowie odchodził od zmysłów.

-Jeśli chodzi o twoje dobro, to tak.-Przyznał. Morrigan utrzymała trzech z nich. Zacisnęła pięści i wyprostowała ręce wzdłuż ciała. Każdy z nich wykonywał dokładnie takie same ruchy jak ona. Azazel szybko przeszył każdego mieczem. 

-Zapewnijmy im odpowiedni prezent ślubny. Śmierć.-Harry znowu się odezwał.

-Harry nie musisz tego robić!-Krzyknęła do niego.

-Oczywiście, że nie muszę.-Zaśmiał się.-Chcę.-Morrigan wykorzystała wszystkie siły, żeby ich odepchnąć. Azazel szybko złapał ją za ramiona i teleportował. Żaden nie zdążył do nich dotrzeć. Bezpiecznie trafili do pałacu.

-Nic wam nie jest.-Usłyszeli pełen ulgi głos Lucyfera, który od razu zamknął Morrigan w szczelnym uścisku.

-Wszystko w porządku.-Starała się go uspokoić. Wypuścił ją i jeszcze raz upewnił się, że wszystko z nimi w porządku. Morrigan poszła zmęczona do swojej komnaty. Nie zmęczyła się szczególnie fizycznie, ale psychicznie. Patrzyła na Harry'ego i widziła kogoś całkiem innego niż przedtem. Kobieta, którą nazywała matką nie zawahała się żeby wystawić ją na niebezpieczeństwo. Do pokoju wszedł Azazel. Morrigan przyjrzała mu się dokładnie. Czasem się na nią denerwował, ale do tej pory był jedyną osobą z czystymi intencjami. 

-Jak się czujesz?-Zapytał z troską i usiadł obok niej na łóżku. W odpowiedzi Morrigan złączyła ich usta w pełnym pasji pocałunku. Położyła się na materacu i pociągnęła za sobą Azazela, wsuwając dłonie pod jego koszulę. Na jego ciele pojawiła się gęsia skórka, gdy przejechała opuszkami palców po nagiej skórze w okolicach zapięcia jego spodni.

-Mor.-Oderwał się od niej.-Rozmawialiśmy o tym.

-Wiem, wiem. Jestem księżniczką, będę królową.-Powiedziała rozczarowana.-Zamierzam być też twoją żoną.

-Zamierzasz?-Zapytał zmieszany.

-Każdego dnia mierzymy się z niebezpieczeństwem. Chcę zostać twoją żoną, ale nie chcę tego przyspieszać ze względu na tą sytuację.-Przyglądał jej się przez chwilę i wiedziała, że bije się z własnymi myślami.

-Postaram się okazać Ci jak najwięcej szacunku.-Zawisnął nad nią, ale go zatrzymała.

-Nie chcę Cię zmuszać.

-Pozwól mi.-Skinęła głową, a Azazel złączył ich usta w powolnym pocałunku. Pieścił nimi całe jej ciało czcząc każdy jego centymetr. Morrigan zapominała o wszystkich zmartwieniach gdy była z Azazelem. Delektowała się jego dotykiem i desperacko pragnęła więcej. Spoglądał na jej twarz gdy zsuwał z siebie ubranie, ale nie dostrzegł niepewności. Tylko zaufanie. Wsunął się w nią powoli, co samo w sobie spowodowało, że jej plecy wygięły się w łuk, a z jej ust uciekł jęk. Poruszał się powoli dając jej dostosować się do rozmiaru. Dziewczyna owinęła go nogami w pasie i błądziła dłońmi po jego nagich plecach. Z jej ust coraz częściej wydobywały się jęki spowodowane jego stopniowym zwiększaniem tempa. Poczuł jak zaciska się na jego penisie i zaczyna pulsować, co chwilę później doprowadziło do tego, że sam dostał orgazmu. Pocałował ją w czoło i położył się obok niej, pozwalając aby przytuliła się do jego torsu. Bawił się jej włosami, podczas gdy ona kreśliła palcem wzór jego tatuażu.-Wszystko będzie dobrze.-Zapewnił ją.-Nie pozwolę aby stała Ci się krzywda.

-Wiem.-Wyszeptała. Nie o siebie jednak się martwiła.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro