15
-Postaram się wrócić jak najszybciej. Poza tym wejdę tylko do Isabele i mamy. Nic mi się nie stanie. Będę blokować lokalizację.
-Nie ma opcji.-Azazelowi nie podobał się pomysł Morrigan.
-Przecież nie będziemy się wiecznie ukrywać!-Oburzyła się.-Poza tym nawet nie dowiedzą się, że opuściłam piekło.
-Masz wrócić jak najszybciej.-Lucyfer wreszcie się ugiął.
-Dziękuję!-Teleportowała się do domu Isabele. Morrigan wylądowała w pokoju, w którym akurat przebywała Isabele. Dziewczyna spojrzała na nią ze zdziwieniem, po czym zamknęła ją w uścisku.
-Nie wierzę, że naprawdę tu jesteś.
-Jestem, Izzy i przyszłam porozmawiać sobie z twoim nowym lokatorem.-Uśmiechnęła się szeroko.
-Najpierw pokaż tą błyskotkę na twoim palcu.-Szarpnęła za rękę Morrigan i przyjrzała się dokładnie pierścionkowi.
-No pięknie. Nigdy bym nie pomyślała, że ustatkujesz się pierwsza.
-Nikt się nie spodziewał. Niestety, ale nie mamy dużo czasu. Najważniejsze to nie patrz mi w oczy.-Zmieniła kolor oczu na czarny, uaktywniając demoniczną moc. Pozwalało jej to na zobaczenie zamaskowanych demonów. W pokoju Isabele nic nie znalazła. Wyszła na korytarz i szła za intuicją. Zeszła na dół i weszła do salonu. Tam na kanapie siedział wygodnie demon. Morrigan przyjrzała się bliżej i była to kobieta. Odchrząknęła przyciągając jej uwagę.
-Wybacz ta miejscówka jest zajęta.-Morrigan usłyszała tylko tyle w odpowiedzi.
-Dlatego ją opuścisz.
-Zabawna jesteś.-Zaśmiała się.-A teraz zmiataj.
-Nie wydaje mi się.-Podeszła do niej, nachyliła się nad nią i spojrzała prosto w oczy.
-Lilith?-Zająknęła się.
-No już zmykaj. Chyba, że chcesz żebym to ja Cię odprowadziła do piekła.-Pozbycie się jej było prostsze niż wydawało się Morrigan. Przywróciła swoje oczy do normalnej postaci.
-I po demonie!-Krzyknęła w górę schodów, tak aby Isabele ją usłyszała.-Jeszcze tylko rzucimy zaklęcie ochronne, żeby was nikt więcej nie niepokoił.
-Rób, co potrafisz najlepiej.-Przyjaciółka dała jej wolną rękę. Morrigan nakreśliła krąg i zaczęła recytować formułę otwierania go.
W imię Nieświętego, Niebłogosławionego i niechwalebnego Lucyfera, przechodzimy do naszej tajemnej pracy, by dokonać tego, czego pożądamy. Dlatego w Imię Najmroczniejszego konsekrujemy ten kawałek ziemi dla naszej ochrony, tak by żaden duch nie mógł przekroczyć jej granic, ni uczynić krzywdy żadnemu ze zgromadzonych, ni niczego zepsuć lecz aby musiały pozostać przed tym kręgiem i odpowiadać szczerze na nasze pytania i wymagania, bo tak podoba się Mrocznemu Panu. On jest Alfą i Omegą, Początkiem i Końcem, Tym, Który jest, był i będzie, Wszechmocnym. Jest Pierwszym i Ostatnim, Który żyje i umarł, Który żyje wiecznie i Który posiada klucze Śmierci i Piekieł. O, Panie, chroń ten twór z ziemi, w którym stoimy, wzmocnij nas, by żaden wróg czy zło nie doprowadziło do naszego upadku.
Stojąc w środku kręgu przeszła już do odpowiedniego zaklęcia.
Usłyszcie mnie, Rycerze Przeszłości, Strażnicy Prawa. Usłyszcie mnie, umarli rycerze polegli w boju. Usłyszcie mnie, dzielni wojownicy. Usłyszcie mnie, rycerze z mroku dziejów, wojownicy zbłąkanych dusz. Tej nocy wzywam was i wasze zbrojne ramię na pomoc. Wysłuchajcie mnie, rycerze, dla słusznej sprawy. Choć wasze ciała odeszły, duch pozostał mężny. Usłyszcie mnie, Martwi Rycerze, wzywam was. Wzywam wasze duchowe ostrza do walki. Wzywam waszą moc i mężne serca. Przybądźcie, by służyć nowej sprawie. Wzywam was, wojownicy zapomniani. Usłyszcie mnie i przybądźcie na pomoc. Stańcie u mego boku i walczcie, Chrońcie przed złymi duchami. Prastarzy wojownicy, dzielni i nieustraszeni, Chrońcie ich przed złem i demonami. Wzywam was, wzywam was, wzywam was! Stańcie się moją armią, Niech się tak stanie.
Szybko zatarła krąg.
-To tyle. Już nic nie powinno Cię nękać.
-Nawet nie wiesz jaka jestem Ci wdzięczna.
-Dla mnie to żaden problem. Trzymaj.-Podała jej dosyć grubą kopertę.-To pieniądze za róże. Nie mogę się teraz włóczyć po ulicach. Zobaczymy się następnym razem jak przyjdę po kwiaty.-Morrigan ucałowała jej policzek i teleportowała się do swojego starego domu. Przy wyspie kuchennej zastała Catharinę z filiżanką herbaty. Czytała gazetę.
-Cześć, mamo.-Kobieta podskoczyła w miejscu.
-Cześć, kochanie. Siadaj zrobię Ci herbaty.-Morrigan zajęła miejsce na krzesełku barowym.-Opowiadaj, co u ciebie.
-Jesteśmy po pierwszej bitwie.-Zaczęła dosyć ogólnie.
-O matko!-Wyglądała na zmartwioną.-Nic ci nie jest?
-Wszystko w jak najlepszym porządku. Daliśmy radę bez żadnych problemów i wyszliśmy z tego bez szwanku.-Morrigan widziała szok na twarzy matki.
-To dobrze.-Odpowiedziała jej bez przekonania.
-Wychodzę za mąż.-Kobieta nie skomentowała tej informacji, ale Morrigan była w stanie wyczuć jej konsternację.
-A Lucyfer bardzo Cię męczy?-Zmieniła temat.
-W zasadzie to nie. Jest miły. Dogadujemy się. Mamo, nie musisz się martwić. Jestem szczęśliwa.-Zapewniła ją.
-W takim wypadku mogę być spokojna. Pozwól, że Cię gdzieś zabiorę.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.-Morrigan się zmieszała. Nie chciała zawodzić matki i poświęcała jej bardzo mało czasu, ale musiała pamiętać o niebezpieczeństwach.-Nikt nie może się dowiedzieć, że opuściłam piekło.
-Więc, nałóż to całe zaklęcie maskujące, a ja powiem Ci, kiedy będziesz mogła je zdjąć.
-No dobrze, ale nie mam dużo czasu.-Morrigan nałożyła na siebie zaklęcie, które całkiem zmieniło jej wygląd, a Catharina zawiązała jej opaskę na oczach, po czym wyprowadziła z domu i pomogła wsiąść do auta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro