Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Morrigan siedziała w swoim pokoju i czekała na Isabele. W końcu jej przyjaciółka wpadła do pomieszczenia.

-No to zdawaj raport.-Klasnęła radośnie w dłonie.

-Już nie chodzę do Akademii. Mam nowe moce.-Zaczęła od łagodniejszych wiadomości.

-Pokaż mi!-Podekscytowała się. Morrigan pokazała jej swoje skrzydła i czarne oczy, bez aktywowania ich mocy.-Mogę?-Wyciągnęła niepewnie dłoń w stronę skrzydeł, a Morrigan skinęła głową. Wzdrygnęła się jednak gdy poczuła na nich dotyk.

-To łaskocze.-Wytłumaczyła.-Była cała przepowiednia.-Powtórzyła jej najważniejsze informacje.

-Czy według tej drugiej przepowiedni jesteś już uznana za Boginię?

-Nie mam pojęcia.-Odpowiedziała zgodnie z prawdą

-A co z tą królową?-Morrigan pokręciła przecząco głową.-A więź?

-Azazel.-Isabele pokiwała z aprobatą głową.-Lucyfer chce żebyśmy wzięli ślub. 

-Czy to nie szybko?-Skrzywiła się.

-Nie narzuca daty, ale wciąż jest to rzeczywiście szybko.-Przyznała.

-Zgodzisz się?

-Wciąż się zastanawiam.

-Będę cię wspierać. Jakoś damy radę.-Próbowała ją pocieszyć.

-To były te lepsze wiadomości. Jesteśmy coraz bliżej wojny dlatego chcą abym przeniosła się do piekła. Tutaj nie jestem bezpieczna.

-Chyba nie zamierzasz tego zrobić?-Patrzyła na nią wyczekująco.

-Jeśli będzie taka potrzeba to nie mam dużego wyboru.-Przyznała Morrigan.

-To dobrze, bo jest potrzeba.-Azazel nagle pojawił się w pomieszczeniu.

-Co?-Morrigan doszukiwała się żartu na jego twarzy, ale słyszała jego przyśpieszone tętno. Był zestresowany.

-Zaczęło się. Wypowiedzieli nam wojnę. Pozwól, że wyjaśnię Ci wszystko jak już będziesz bezpieczna.

-Muszę powiedzieć mamie.-Dalej była w szoku.

-Błagam, pospiesz się.

-Potrzebuję tylko chwili, po za tym z tobą jestem bezpieczna.-Zbiegła jak najszybciej na dół i znalazła mamę.

-Dziecko spokojnie.-Usłyszała jej głos.

-Przenoszę się do piekła.-Wypaliła bez owijania w bawełnę.

-Że co robisz?-Uniosła się.

-Wypowiedzieli nam wojnę. Nie jestem tu bezpieczna, a wy nie jesteście bezpieczni ze mną.-Wyjaśniła pośpiesznie.-Wrócę, jak będzie bezpiecznie. Kocham Cię.-Pocałowała ją w policzek i wbiegła znowu do swojego pokoju.-Izzy. Weź to pióro. Jeśli napiszesz nim coś na kartce, to wiadomość trafi do mnie.-Podała jej przedmiot. 

-Gotowa?-Zapytał brunet i wyciągnął w jej stronę rękę.

-Tak myślę.-Westchnęła i podała mu dłoń. Chwilę później stała już w sali tronowej.

-No nareszcie.-Westchnął Lucyfer.-Mamy 48 godzin na opracowanie jakiegokolwiek planu.

-Nie oszczędzajmy się. Załatwmy to raz, a dobrze.-Zaproponowała.

-Nie ma opcji. Ty zostajesz tutaj.-Azazel wyraził swoje zdanie.

-No chyba zwariowaliście. W jakimś celu jestem tą całą najgroźniejszą bronią. Chyba nie chcecie przegrać kolejnej wojny.-Upomniała ich.

-Nie jesteś jeszcze gotowa.-Jej ojciec zgodził się z Azazelem.

-Nie możecie mnie zmusić, żebym tu siedziała.-Zaprotestowała.-Idę i koniec. Po prostu potrzebujemy kilku demonów i czarowników do pomocy.

-Azazel, załatw mi jakiś potężny sabat, nawet dwa. Morrigan, ty spotkasz się ze mną i królami.-Szybko rozdzielił zadania.-Przebierz się. Nie nosimy tutaj takich ubrań. Fredrick! 

-Tak, panie? 

-Zaprowadź księżniczkę do jej komnaty.-Podążała zapierającymi dech w piersiach korytarzami za Fredrickiem. Cały pałac był wykonany z czarnego marmuru, dookoła było mnóstwo okien, o dziwo bez szyb, przez które idealnie widać było gwieździste niebo. W końcu dotarli do jej pokoju. Był on duży utrzymany tak jak reszta pokoi w złoto-czarnych odcieniach. Na przeciwko drzwi stało duże łóżko z baldachimem. Po prawej było biurko i sporych rozmiarów szafa. Po lewej natomiast była ogromna biblioteczka. Przez okno było widać las i czerwoną drogę. Została sama. Zajrzała do szafy i musiała przyznać, że ten styl stawiał na odkrywanie ciała, ale jednocześnie było w nim dużo przepychu. Wybrała czarną sukienkę, której dekolt ledwo zakrywał jej piersi, a poniżej ich miał wycięcie w kształcie łezki. Pozostała część jej tali była zakryta lekko prześwitującą koronką. Cała suknia zdobiona była delikatnymi koronkowymi detalami, które płynnie przechodziły w rękawy wykonane z półprzezroczystego czarnego materiału. Dół sukni był lekko rozkloszowany i warstwowy, wykonany z miękkiego tiulu i koronkowych akcentów. Nałożyła na usta czerwoną szminkę, przeczesała włosy ręką i jakimś cudem trafiła do pomieszczenia, które wyglądało na salę konferencyjną. Był w niej Lucyfer i trzech mężczyzn nie wyglądających jak ludzie. Jej ojciec siedział u szczytu stołu. Mężczyźni natomiast po jego lewej stronie. Zajęła miejsce po prawej stronie stołu, na przeciwko jednego z nich. 

-Morrigan, to jest Belzebub, władca much.-Lucyfer kolejno przedstawiał jej królów.-Asmodeusz, władca szkodników, Purson, pan cieni. Panowie potrzebujemy pomocy demonów w wojnie z niebem. Zgromadźcie mi silne oddziały. Tym razem wygramy.

-Czemu niby mamy się na to zgodzić?-Zapytał jak jej się wydawało Asmodeusz. Mówił w zabawnie przeciągliwy i syczący sposób.

-Bo jestem waszym panem i wam każę.-Powiedział, o dziwo spokojnie, Lucyfer.

-Nie idziemy na to. Już straciliśmy Lilith.-Tym razem głos zabrał Belzebub.

-Zrobicie to.-Morrigan powiedziała stanowczo i sama nie wiedziała skąd w niej tyle odwagi.

-Nie będziemy słuchać rozkazów od jakiegoś dziecka.-Prychnęli.

-Jesteście pewni?-Zapytała kpiąco i zmieniła kolor swoich oczu na czarne.-Teraz ja posiadam moce Lilith i będziecie posłusznie wykonywać moje rozkazy.

-Oddziały mają być w gotowości za 40 godzin. Możecie odejść.-Gdy królowie opuścili pokój, zwrócił się do Morrigan.-Spodziewałem się, że się nie zgodzą.

-To demony, ewidentnie szanowali Lilith, logiczne, że są mi bardziej przychylni.

-Chyba Ci przydzielę załatwianie z nimi spraw.-Myślała, że żartuje, ale po chwili zauważyła, że jest całkiem poważny.

-Nie wiem czy to dobry pomysł.-Zmieszała się

-Przynajmniej będziesz miała zajęcie. Oprócz planowania ślubu.

-Co?-Zaskoczył ją.

-Azazel chce Ci się oświadczyć. W takich okolicznościach nie ma czasu do stracenia. Myślę, że wiesz, co powinnaś zrobić.-Wróciła do swojego pokoju i zaczęła studiować jakąś księgę zaklęć. Po pokoju rozległo się pukanie. Zsunęła się z łóżka i podeszła do masywnych drzwi. Otworzyła je i spojrzała na Azazela.

-Wejdź.-Przepuściła go w progu i usiadła na jednym z foteli stojących w rogu.

-Jak wam poszło? Szczerze, nie przepadają za twoim ojcem.-Zmieszał się.

-Nie byli przychylni, ale ich przekonałam.

-Zastraszyłaś ich.-Bardziej stwierdził niż zapytał.

-Bardziej rozkazałam im.-Doprecyzowała z uśmiechem.-A jak tobie poszło?

-Mamy dwa potężne sabaty. Aktualnie trenują. Chciałabyś może iść na spacer?

-W sumie czemu nie. Muszę się tylko przebrać.-Przystała na jego propozycję.

-Spotkajmy się za 15 minut w sali tronowej.-Uśmiechnął się i wyszedł. Jak najszybciej przegrzebała całą szafę i znalazła czarne spodnie skórzane. Założyła je, a do tego czerwony sweter z dekoltem aż do mostka. Zakrywał w większości jej piersi, ale mocno odkrywał brzuch. Rozczesała włosy i popsikała się perfumami. Wyszła i skierowała się w stronę umówionego miejsca. Azazel stał tam w czarnych spodniach i białej koszuli z rozpiętymi pierwszymi trzema guzikami. Często ubierał się w taki sposób.

-Idziemy?-Wyciągnął w jej stronę rękę, którą przyjęła. Szli czerwoną drogą. Wszystkie twierdzenia o tym, że w piekle jest bardzo gorąco były błędne. Temperatura była przyjemna. Letni wiatr owiewał ich twarze. Byli przy czymś co przypominało łąkę. Wokoło była mgła. Azazel zatrzymał się, więc zrobiła to samo. Złapał ją za obie dłonie i spojrzał głęboko w oczy. Od początku wiedziała do czego to prowadzi.

-Wiem, że to jedno wielkie szaleństwo.-Żołądek podszedł jej do gardła.-Razem możemy stworzyć coś pięknego i potężnego. Przysięgam Ci, że będę o ciebie dbał i zawsze walczył u twego boku. Zapewnię Ci bezpieczeństwo. Chcę być Ci oddany i wierny póki los nas nie rozłączy.-Uklęknął i wyciągnął złoty pierścionek z rubinem.-Czy umożliwisz mi to i zostaniesz moją żoną?-Miliony myśli przelatywały jej przez głowę, ale gdy spojrzała w jego oczy wszystko ucichło.

-Tak Az, zostanę twoją żoną.-Wsunął pierścionek na jej serdeczny palec i złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Szli z powrotem do Pałacu i rozmawiali o błahostkach. Dowiedziała się, że komnata Azazela znajdowała całkiem blisko jej własnej. Na tronie siedział Lucyfer. Spojrzał na nich i od razu się pobudził, widząc rękę Azazela w talii Morrigan.

-I jak?-Zapytał z podekscytowaniem. Morrigan wystawiła w jego stronę rękę, na której błyszczał pierścionek.-To wspaniale.-Klasnął w dłonie-Musicie zacząć planować. W przerwach między bitwami oczywiście. Jeśli teraz wszystko pójdzie dobrze to będziemy mieli spokój na dłuższy czas.-Nie dawał im nawet dojść do słowa.

Azazel był świetnie wyszkolonym wojownikiem, ale w jego życiu pojawił się nowy cel. Dotrzymać Morrigan słowa. W obliczu nadchodzącej wojny pojawiło się przed nim nowe wyzwanie. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro